Wciąż staliśmy w półkręgu, a dla
mnie czas dłużył się niemiłosiernie. Wpatrzone we mnie było dziesięć męskich
twarzy, z tego osiem widziałam. Wszystkie dla mnie nieznane, tajemnicze. W
końcu cisza została przerwana. Okazało się, że trwało to jedynie parę sekund.
— No, to część oficjalną mamy za
sobą — powiedział przyjaźnie Suho i wszyscy zaczęli się przemieszczać z
ustawionego szyku. Większość podchodziła do mnie. Wyciągała rękę w moją stronę,
chcąc się ze mną przywitać już w luźniejszy sposób. Nie wiem, jakim cudem od
razu zapamiętałam imiona ich wszystkich. To chore. Xiumin przytulił mnie z
nadmiernym entuzjazmem. Z jednej strony byłam przerażona. Właśnie otaczają mnie
wilkołaki. A przecież wilki mają raczej agresywną naturę. Z drugiej strony, byłam szczęśliwa, że oni
nawet mnie nie znają, a tak przyjaźnie zachowują się w stosunku do mnie. Lub
bardzo dobrze udają.
— Chodźmy do środka — zagadał
Sehun, wciąż stojąc za mną, jak moja deska ratunku. Dopiero teraz zwróciłam
uwagę na woń parującą z jego ciała, która sprawiała, że skóra stawała gęsiego,
a po ciele przechodził dreszcz.
Weszliśmy do budynku w którym
wcześniej spędziłam tyle czasu. Teraz, gdy było tutaj jedenaście osób, wydawał
się tętnić życiem. Sehun zaczął chować wszystko, co stało w kuchni. Reszta
rozsiadła się na kanapach. Zrobili mi miejsce pośrodku tej przy ścianie.
— Ej!? Może mały pokaz
umiejętności? — zapytał pełen energii Baekhyun, unosząc palec wskazujący do
góry, a ja wyobraziłam sobie zapalającą się nad nim żaróweczkę, po czym
zauważyłam, że faktycznie tam była. Zniknęła dopiero p chwili.
— Czemu nie… Anastazja zobaczy
nasze moce — powiedział Lay, uśmiechając się promiennie.
— Mówcie mi Ana. — powiedziałam
szybko i cicho, jakby bojąc się, chociaż sama nie wiedziałam czego.
— To ja zacznę! — powiedział
pomysłodawca. — Ale trochę tu za jasno. Szkoda, że nie ma Lulu, zasłoniłby okna
— gdy spojrzałam na niego pytająco, dokończył: — Miał moc telekinezy —
powiedział, smutniejąc. Chanyeol mocno szturchnął go w ramię, patrząc na Sehuna
stojącego tyłem do nas, nadal sprzątającego kuchnię. — Przepraszam — wyszeptał,
wstał i pozasłaniał wszystkie okna grubym materiałem, potem zgasił światło,
przez co w pokoju zrobiło się kompletnie ciemno. Stanął na środku
pomieszczenia, by mieć więcej miejsca. — Skoro twoje oczy przeszły już
przemianę, widzisz wszystko w ciemnościach, prawda? — kiwnęłam głową, ponieważ
widziałam wyraźniej niż powinnam. Ciała chłopaków były jaśniejsze niż reszta
pomieszczenia. Baekhyun skłonił się nisko, naśladując magików na występach. —
No to zaczynamy — wystawił prawą rękę, zgiętą w łokciu, wewnętrzną stroną do
góry, a nad jego dłonią zajaśniała mała biała kuleczka. Bardzo malutka. Zaraz
po niej zaczęły się pojawiać kolejne, aż cały pokój rozjaśniał od małych,
unoszących się w powietrzu kulek świetlnych. Jedna z nich okrążyła rękę
chłopaka, i powędrowała w moją stronę. Okrążyła moją głowę i zatrzymała się na
ręce, którą wystawiłam. — To jest zimne światło, więc nie parzy. Nie jest to
ogień a światło w najczystszej postaci. — Uśmiechnął się i skłonił, a ja razem
z chłopakami zaczęliśmy bić brawo. Zrozumiałam, dlaczego widziałam „lampkę” nad
głową chłopaka. Wrócił na swoje miejsce, a po nim wyszedł Chanyeol.
— Możesz zgasić? — zapytał.
— Tak — pstryknął palcami i pokój
ponownie zalał się ciemnością.
Chanyeol powtórzył ukłon Baekhyun'a.
Złączył kciuk i palec wskazujący lewej ręki i dmuchnął przez niego, a gdy jego
oddech przekroczył tę obręcz, zamienił się w ogień. Zatrzymał się tuż nad
stołem. Zwinął w kłębek, a po chwili zaczął rosnąć i przekształcać się w
ognistego ptaka.
— To jest feniks, ognisty ptak —
powiedział, a ptak zaczął latać po pokoju.
— Tylko nie podpal mi niczego,
Chanyeol — powiedział Sehun, kończąc sprzątanie i dołączając do nas. Usiadł na
oparciu kanapy. Ptak zatrzymał się ponownie nad stołem, zwinął w kłębek i
zniknął. — Mój ogień jest gorący, jak samo słońce.
— Ty też jesteś gorący, Channie —
zachichotał się Xiumin, a reszta zawtórowała mu gromkim śmiechem.
— To teraz ja, skoro jesteśmy przy
świecących mocach — powiedział Chen i zamienił się miejscami z Chanyeol'em.
Także się skłonił. Złożył obie dłonie jakby lepił małą śnieżkę. Spomiędzy
palców zaczęło wylewać się delikatne światło. Po chwili zaczął rozszerzać
dłonie, a pomiędzy nimi zawisła jasnożółta kulka, rzucająca minipiorunami na wszystkie
strony. — Elektryczność nie jest ani ciepła ani zimna. Jest po prostu
elektryzująca — powiedział i zaśmiał się. Usłyszałam dźwięk mojego telefonu i
nutkę startową.
— Włączyłeś mój telefon! —
wykrzyczałam i już miałam się rzucić do stolika, ale chłopaki mnie
powstrzymali.
— Hahahahahaha — śmiech zalał pokój,
a Chen opuścił ręce, usuwając elektryczną kulkę. Usiadł na miejsce.
— Teraz bestia. Pokaż swoją moc! —
zawołał Lay, patrząc na czarnowłosego chłopaka.
— Zapalisz światło, Baekhyun? —
zapytał D.O.
— Jasne — zapytany pstryknął
palcami i pokój ponownie wypełnił się jasnymi kulkami światła.
D.O. wstał z kanapy, stanął za tą
przy drzwiach, schylił się i podniósł kanapę na której siedziało pięciu
członków watahy. Jego twarz się nie zmieniła, żaden mięsień się nie napiął,
oznaczając, że wykorzystuje ogromną ilość siły. Jakby podniósł puste krzesło.
— Wooooouu — wyrwał mi się odgłos
podziwu, a reszta zaklaskała. D.O. wrócił na swoje miejsce, odstawiając
wcześniej kanapę, ze śmiejącymi się do rozpuku chłopakami.
Sehun widząc moje zainteresowanie
siłą D.O., wstał, podszedł do szafy i coś z niej wyciągnął. Postawił na stole
pudełko, w którym zauważyłam kilka samolocików, jakieś papierowe rzeczy.
Machnął ręką w ich kierunku i uniósł ją do góry, a wszystkie rzeczy z kartonu
zaczęły się unosić pod wpływem podmuchu wiatru, którego resztki poczułam na
twarzy. Wszystko leciało po kolei, jedno za drugim niesione niewidzialnym
wiatrem. Gdy z powrotem wróciło do
pudła, machnął jeszcze raz w moją stronę, a ja poczułam zimny powiew ocierający
się o moją szyję, okrążający mnie i rozwiewający moje włosy. Dostałam gęsiej
skórki, ale nie wiem czy to przez wiatr, czy przez baczny wzrok chłopaka o
tęczowych włosach.
— Uuuu, Sehun. Nigdy nie lubiłeś
robić z nami występów.
— To wyjątkowa sytuacja —
powiedział poważnie po czym uśmiechnął się promiennie i usiadł na oparciu
kanapy. W pomieszczeniu nadal unosiły się światełka.
Tym razem wstał lider i wyszedł do
łazienki. Wrócił, trzymając rękę z wystawionym palcem wskazującym za sobą. Za
nim ciągnęła się strużka wody. Stanął w miejscu innych, a woda połączyła się w
jedną kulę. Zaczął ją formować w różne kształty. Gdy uformował ją w wilka,
Xiumin siedzący po mojej lewej drgnął i chuchnął w jego stronę. Ten zamarzł i
zaczął opadać, ale Sehun machnął ręką, a wiatr postawił zmrożonego wilka na stole
naprzeciw mnie. Miał piękny błękitny odcień lodu. Suho się ukłonił, a Xiumin
pogłaskał wilka.
— Póki żyję, nie roztopi się. To
prezent ode mnie — powiedział wesoło, patrząc na mnie.
— Dziękuję — wybełkotałam, po czym z
uśmiechem skinęłam głową jemu i Suho.
— Teraz ja — powiedział Kai,
wstając z kanapy. — Masz miejsce, gdzie chciałabyś się przenieść?
— Hmmm… No mam. Nawet kilka. Ale do
jednego na pewno.
— No to chodź. Moją mocą jest
teleportacja — wyciągnął rękę w moją stronę. Złapałam ją i stanęłam obok. —
Gdzie chcesz się przenieść? — Pociągnęłam go, by się schylił.
— Do domu. — Szepnęłam mu na ucho.
— Muszę coś stamtąd wziąć. — Odsunęłam się.
— No dobra. Jak wygląda?
Zwizualizuj go w głowie.
Zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie
mój pokój i kiwnęłam głową. Poczułam szarpnięcie.
— Możesz otworzyć oczy — usłyszałam
głos Kaia puszczającego moją rękę.
— Tylko ćśś — powiedziałam i
otworzyłam swoją szafę. Wybrałam czarne materiałowe rurki, turkusową bluzkę,
czarna skórzaną kurtkę i swoje trampki które na szczęście zostały w pokoju.
Spakowałam wszystko do swojego plecaka. Zarzuciłam go na ramię.
— Gotowa, ale… — przerwałam
niepewnie.
— Tak? — zapytał, odwracając się do
mnie, po ciekawskim rozglądaniu po moim pokoju.
— Chciałabym zobaczyć jakieś
miejsce, ale nie mogę się zdecydować — powiedziałam, rumieniąc się delikatnie.
Kai wystawił rękę, za którą
złapałam. To były sekundy. Zobaczyłam Francję z najwyższego punktu wierzy
Eiffla, środek zegara Big Ben, widok ze Statuy Wolności, koniec Wielkiego Mostu
Chińskiego, Koloseum w Rzymie i Piramidy w Gizie. W każdym z tych miejsc
byliśmy parę sekund, po czy mrużąc oczy przez słońce nad piramidami, poczułam
ostatnie szarpnięcie. Znaleźliśmy się z powrotem w pokoju w lesie. Wciąż
trzymałam rękę Kaia oszołomiona widokami. To on puszczając moją rękę,
przywrócił mi świadomość.
— Zaraz wracam — powiedziałam,
kierując się w stronę łazienki. Przebrałam się szybko w ciuchy zabrane z domu. Ułożyłam włosy i
przemyłam twarz .— No, teraz wyglądam jak człowiek — jeszcze raz spojrzałam do
lustra i wyszłam.
— Przebrałaś się? — Zapytał
zdziwiony Suho.
— Mhm — położyłam plecak przy stole
— możemy kontynuować.
— Nie pochwalisz się, co widziałaś?
— zapytał Sehun.
— Wszystko — powiedziałam
tajemniczo, siadając na swoim miejscu.
— Lay, Tao? — Zapytał ponaglająco
Suho.
— Ja się przydam tylko jeśli ktoś
ma jakieś skaleczenie. Lub obumarłą roślinkę.
— Mam ranę na łokciu, jeśli o to
chodzi — powiedziałam niepewnie.
— Sehun?! — zawołał Lay z
oburzeniem.
— Co? Nie miałem czasu jej
obejrzeć. Zajmowałem się przemianą.
— Ej, spokojnie. To moja wina.
Spadłam z pali drzewa w lesie. Trochę mnie przygniotło. To wszystko.
— Dobra, pokaż — Lay siedział po
mojej prawej, więc wykręciłam rękę, pokazując mu skaleczenie. Krew już zdążyła
zaschnąć. Blondwłosy przyłożył dłoń do rany, a ja poczułam szybką zmianę
temperatur. Najpierw ciepło, potem zimno i znów ciepło. Gdy zabrał rękę, po
ranie ani krwi nie było śladu.
— Mogę? — zapytał Lay, trzymając
rękę niedaleko mojego czoła.
— Eee… Tak? — Odpowiedziałam
pytająco, nie wiedząc, co może. Przyłożył rękę do mojego czoła i zamknął oczy.
Na granicy umysłu poczułam czyjąś obecność. Nie wiem, jak, ale wiedziałam, że
to nie ja. Poczułam jak pracuje każdy mój organ. Serce, nerki, płuca. Po chwili
Lay zabrał rękę i otworzył oczy.
— Sehun, dałeś jej napar wzmacniający?
— Tak. A co?
— Coś jest nie tak. Za szybko
pracuje. Jakby zmiany działy się za szybko, zbyt chaotycznie — w pokoju
zapanowała poważna cisza.
— Mogę zrobić nowy napar.
— Nie, za dużo też nie można jej
podać.
— Czuje się jak pacjent w szpitalu
— powiedziałam.
— Sprawdzę ponownie za moment.
Dokończmy pokaz.
— Został tylko Tao — powiedział
Suho.
— Jasne. Ale żeby jej pokazać,
muszę jej dotykać, inaczej ona też się zatrzyma — Tao wstał, a ja za nim i
stanęliśmy na środku pokoju. Złapał mnie za rękę. — Rzućcie coś — Sehun rzucił
poduszkę w naszą stronę. Nagle ta się zatrzymała. Patrzyłam na nią. Potem
popatrzyłam na Tao stojącego koło mnie. Nadal trzymał mnie za rękę,
przestępując z nogi na nogę, najwidoczniej znudzony. Gdy tak na niego
patrzyłam, myśląc w sumie o niczym, poduszka uderzyła mnie w głowę. Tao puścił
moją rękę i poszedł na miejsce.
— Przepraszam! — zawołał Sehun. —
Myślałem, że zmienicie miejsce czy coś. Nie patrzyłem, gdzie rzucam.
— Spoko — powiedziałam,
przejeżdżając po twarzy. Niby nie bolało, ale jednak. Nagle poczułam
przeszywający ból w klatce i w prawym przedramieniu. Syknełam z zaciśniętymi
zębami.
— Ałłłł!!! — wykrzyczałam, nie
mogąc ustać i opadając na kolana. Prawa ręka zwisała mi bezwładnie. Lewą
przyciskałam do klatki piersiowej w miejscu bólu. Oczy zaciskałam najmocniej
jak mogłam.
— Co jest?! — zawołali chyba
wszyscy jednocześnie.
Pierwszy przybiegł Lay, a za nim
reszta. Wszyscy zebrali się wokół mnie, gdy blondwłosy ułożył mnie do pozycji
leżącej. Przyłożył mi dłoń do czoła jak poprzednio. Tak jak wtedy, poczułam
jego obecność w moim umyśle. Ale tym razem nie było to szukanie. Od razu trafił
tam, gdzie chciał. Poczułam jak szybko pracuje moje serce. Jak jakaś obca forma
przekształca się, powodując mój ból.
— Przenieście ją na łóżko —
rozkazał.
Poczułam jak ktoś bierze mnie na
ręce, trzymając kolana i ramiona w mocnym uścisku. Otworzyłam oczy i jak przez
mgłę zobaczyłam kolorową czuprynę obijającą się o blade czoło w rytm chodu.
Sehun położył mnie delikatnie na łóżku, układając poduszkę pod głową. Chciałam
mu podziękować, ale z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
— Muszę Ci zadać niewygodne
pytanie. Masz gdzieś jakieś kolczyki? — powiedział Lay, siadając na łóżku. Lewą
ręką powoli podwinęłam koszulkę, pokazując kolczyk w pępku w kształcie
serduszka. — Zdejmę ci go, ponieważ myślę, że twoja przemiana zakończy się
szybciej niż przewidywaliśmy — odkręcił zakrętkę i wyjął kolczyk. Podał go
któremuś z chłopaków, a od Sehuna wziął miskę z zimną wodą i szmatką. Wykręcił
ją lekko i położył na moim czole. Odetchnęłam z wyraźną ulgą.
— Nie możesz po prostu użyć swoich
zdolności? — zapytał poważnie Sehun.
— Nie na przemianę. Moja moc jest
niżej niż przemiana. Nic na to nie poradzimy.
— Ale czemu tak szybko? I tak
boleśnie… Nie pamiętam, by mnie tak to bolało.
— Myślę, że ją boli właśnie
dlatego, że dużo wcześniej zaczęła się ostatnia faza. Ale dlaczego tak szybko,
nie wiem.
Nie mogłam powstrzymywać jęków
wychodzących z moich ust. Ból był nie do zniesienia. Prawa ręka zdrętwiała,
klatka piersiowa jakby przygnieciona przez kilkadziesiąt kilo. Mój oddech był
bardzo płytki, czułam jakby coś raniło mnie od środka. Przekręciłam się na lewy
bok i skuliłam.
— Cśśśśś… Wszystko będzie w
porządku — jednorożec głaskał mnie po głowię, szeptając pocieszające słowa. Ja
ponownie jęknęłam.
— No zróbże coś — panika w głosie
Sehuna dotarła nawet do moich powoli wyłączających się zmysłów.
— Nie wiem, co. Możemy tylko czekać
i być przy niej.
— Może jednak wyjdźmy — Suho zaproponował
chłopakom.
Gdy już wszyscy wyszli, a w pokoju
zostałam tylko ja, Lay, Sehun i Suho, lider popatrzył ponaglająco na Sehuna.
Ten jednak nie ruszył się z miejsca, bezwiednie zaciskając pięści. Brązowowłosy
wzruszył ramionami i wyszedł, zamykając drzwi. Lay przeszedł do kuchni i zaczął
przyrządzać jakieś napary. Specjalnie skupiałam swoje zmysły na tym, co dzieję
się w koło, by chociaż odrobinę oddalić ból. Nadal nie mogłam ruszyć prawą
ręką. Po chwili usłyszałam szelest, a na łóżko ktoś wszedł. Materac uginał się
pod ciężarem ciała dorosłego jasnokremowego wilka. Poczułam na policzku ciepły
oddech zwierzęcia, a chwilę później Sehun położył się, przytulając do mnie
swoją ciepłą i miękką sierść. Zaskamlał cichutko, a ja wtuliłam twarz w jego
kark. Po krótkim czasie zapadłam w pewien letarg. Słyszałam wszystko, co działo
się w koło, czułam każdy dotyk, ale sama nie mogłam się ruszyć. Jakbym miała
być tylko obserwatorem. Nie wiem, ile czasu tak leżałam wtulona w Sehuna, ale w
końcu drzwi się otworzyły i wróciła reszta watahy.
— Jak się czuje? — zapytał Suho.
— Zapadła w śpiączkę. Sehun cały
czas z nią leży. Pilnuje jej oddechu i temperatury ciała. Jeżeli coś będzie nie
tak, zaalarmuje mnie. Zrobię wam herbaty.
Po ściszonych głosach domyśliłam
się, że chłopaki szepczą, siadając na kanapach.
— Czemu tak się nią przejmujecie?
Każde z nas musiało to przejść. Nie wiemy, czy nie udaje. Pamiętam, że bolało
mnie ramię i że gdy poszedłem spać, obudziłem się ponad dwanaście godzin
później, już przekształcony — powiedział beznamiętnie Tao.
— Tao! — zakrzyknął szeptem Lay, na
co zawtórowało mu głośne warknięcie niedaleko mojej twarzy.
— No co?
— Przestań. Jest nowym członkiem
watahy. A do tego jest pierwszą dziewczyną-wilkołakiem. Sami nie mamy
doświadczenia, co do przemian kobiet. Nic o tym nie wiemy.
W pomieszczeniu nastała cisza.
Słychać było tylko stukanie kubków o stół. Nagle poczułam się bardzo dziwnie.
Będąc w letargu, przestałam czuć ból, ale czułam swój ciężar, swoje istnienie.
Teraz poczułam jakbym nic nie ważyła. Jakbym była samą duszą. Usłyszałam wilcze
piśnięcie. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam łózko i wilka stojącego na nim. Ale
perspektywa była dziwna. Pokój widziałam z góry.
— Ooo! — usłyszałam chłopaków.
— To wiemy już jaką ma moc —
powiedział Suho. Popatrzyłam na nich.
— Moc? — odezwałam się.
— Tak. Latanie. To twoja nowa moc.
— Latanie? — za dużo myśli, by
powiedzieć coś ambitniejszego.
— Popatrz w dół — Lay polecił,
podchodząc do mnie.
Unosiłam się nad ziemią, na
wysokości jego głowy. Nie wiem, jak odwróciłam ciało głową w dół. Zobaczyłam
Sehuna zeskakującego z łóżka i zamieniającego się w człowieka. Wciąż powoli
unosiłam się pod sufitem. Sehun wyciągnął do mnie rękę, za którą złapałam. Pociągnął
mnie do siebie, próbując sprowadzić na ziemię.
— Skup się. Nasze moce oparte są na
naszych umysłach. Wszystko zależy od kontroli.
Zamknęłam oczy i oczyściłam głowę z
gonitwy myśli. Wzięłam dwa głębokie wdechy i wyobraziłam sobie, że opadam
powoli, ustawiając się do pozycji pionowej. Poczułam jak ręka trzymająca moją
dłoń zmienia położenie, a gdy poczułam pod stopami grunt, otworzyłam oczy, a
mój wzrok spoczął w ciemnych tęczówkach kolorowowłosego.
— Udało ci się — puścił moją rękę.
— To dość dziwne przeżycie —
powiedziałam, uśmiechając się. Zaczęłam się zastanawiać, jak będę kontrolować
tę moc. To nie takie łatwe, jak inni mnie zobaczą. Patrzyłam wciąż na Sehuna, a
jego oczy nagle rozszerzyły się ze zdziwienia.
— Oho, ktoś zamawiał podwójny
zestaw? — zaśmiał się Xiumin, patrząc to na mnie to gdzieś obok mnie.
Powędrowałam za jego wzrokiem i mnie zamurowało. Obok mnie stałam ja. Kropka w
kropkę taka sama. Druga ja odwróciła się w moją stronę i zdziwiła się równie
mocno.
— A to co?
— No właśnie — zawtórowała druga
ja.
— Najwidoczniej to musi być twoja
dodatkowa moc. Dublowanie. Możesz się skopiować — powiedział Suho.
— Dziwne — powiedziałam, patrząc na
chłopaków.
— Bardzo — odpowiedziała jakby
czytała mi w myślach.
Lay podszedł do nas i obejrzał obie
dokładnie. Podniósł prawą rękę moją i kopii.
— Czymś się jednak różnicie. Ona
nie ma znamienia. To znaczy, że posiada tylko ludzkie cechy — trzymał nasze
ręce w górze, by pokazać reszcie. W tym momencie zadzwonił mój telefon.
— Mama! — krzyknęłyśmy obie i
rzuciłyśmy się do stołu po telefon. Byłam szybsza. Przebiegłam pokój i złapałam
telefon w chwili, gdy ona była w połowie.
— Szybka jest — skomentował
Beakhyun.
Odebrałam telefon.
— Cześć, mamo — pokazałam
chłopakom, żeby byli cicho. — Tak, przepraszam, wyciszyłam go i nie słyszałam.
Jestem w lesie, siedzę w aucie. Już wracać? No dobra, ale trochę mi to zajmie.
Okej. Pa— rozłączyłam się. — No to ten. Muszę wracać. Jak sprawić, żeby
zniknęła? — popatrzyłam na moją kopię stojącą obok mnie.
— Nie musisz jej wracać. I nie
musisz iść. Możesz ją wysłać. W końcu jest dokładną kopią ciebie. Ma twoje
cechy zewnętrzne jak i charakteru. Myśli i mówi tak samo jak ty, więc nikt się
nie połapie.
— No dobra. Ale druga sprawa jest
taka, że auto nie działa. Zgasło razem z telefonem.
— Mówiłaś, że go włączyłem, to auto
pewnie też mogę włączyć— odezwał się Chen.
— No dobra. Ale co z telefonem,
portfelem i innymi rzeczami? Mam być bez tego? Ona ma żyć moim życiem?
— Myślę, że nie. Ona będzie tylko
twoim zabezpieczeniem. Będziesz jej używać tylko wtedy, gdy będziemy się
spotykać, lub kiedy będziesz chciała skorzystać z mocy. Potem możesz wrócić i
ją cofnąć. Wszystkie jej wspomnienia trafią do ciebie.
— Nie mówcie o mnie jak o
nierozumnej istocie! — oburzyła się moja druga ja.
— Dobra, dobra — skwitowałam. Dałam
jej plecak, kluczyki od auta i telefon. — Masz, przebierz się. Jak wrócisz
inaczej ubrana mama się zdziwi.
— Wiem przecież— odpowiedziała i
poszła do łazienki.
Wyszliśmy całą dwunastką i
zaprowadziłyśmy ich do auta. Stało na środku drogi leśnej.
— To twoje auto? — zapytał Sehun,
idąc obok nas.
— Tak — odpowiedziałyśmy chórem.
— Zabawne.
— Co jest zabawne? — znów
odezwałyśmy się razem.
— Wy. Naprawdę jesteście takie same.
Patrzyłam jak druga ja wsiada do
auta i próbuje je odpalić. Nawet nie zareagowało.
— Chen? — zapytałam, patrząc na
chłopaka.
— Do usług. Podniesiesz maskę?
Druga ja pociągnęła za wajchę, a
maska odskoczyła. Chen otworzył ją i położył delikatnie rękę na akumulatorze.
Nie zauważyłam nic ciekawego. Zatrzasnął klapę i otrzepał ręce. Anastazja numer
dwa przekręciła kluczyk i silnik odpalił. Podeszłam do niej i otworzyłam drzwi.
— Tylko nic nie mów mamie. Ani o
tym, że jesteś kopią, ani o tym, co się tutaj działo. O chłopakach też nie
wspominaj. Powiedz, że cały czas jeździłaś po lesie i nic więcej.
— Wiem przecież. Poza tym i tak by
pomyślała, że to kolejny pomysł na opowiadanie — podsumowała i zamknęła drzwi.
Odsunęłam się, patrząc jak zawraca i jedzie w drogę powrotną. Mimo słońca wiał
zimny wiatr, ale nie czułam chłodu. Odwróciłam się do chłopaków.
— Wiecie co? Głodna jestem.
Korekta: Caroline
No i nadal bardzo fajnie C:Ciekawie jak zwykle. Tylko przy tym pokazie mocy zgubiłaś Kaia XD Co nie zmienia faktu,że twój styl pisania jest cudny, i na pewno będę czekać na następne części. Jak wspomniałaś o Lulu to serio mocno rozbudziłaś moją ciekawość, mam nadzieję, że szybko się wyjaśni co stało się z nim i Krisem. ~~kom by Emilia *konto brata*
OdpowiedzUsuńWow. Świetna moc Any, klonowenie i te sprawy. Bardzo przydatna i oryginalna zdolność. :3 Widzę, że Sehun będzie kandydatem numre jeden do jej serca. Jednak ten wątek z Lu nie daje mi spokoju. Coś było między nimi, prawda? Pewnie dowiem się w kolejnych rozdz. Ciekawe i czekam na następne. Weny i pozdrawiam. :D
OdpowiedzUsuńA jakże. Kandydatem numer jeden... Ha! Mam pomysł. xd Lu zawsze wszystkim w głowie zaprzątał.
OdpowiedzUsuńDzięki za czytanie <3
I kolejny rozdział za mną xD
OdpowiedzUsuńCiekawe co będzie dalej xd w sumie nie zdziwiłabym się, gdybyś miała obie moce na raz czyt. latanie i telekinezę xd albo mam lepszy pomysł niech Lu przyjedzie ze swoim ooh~~ ohh~~ stadem łań w odwiedziny x"D
Hwaiting ♥♥♥
super realistyczne
OdpowiedzUsuń