wtorek, 14 czerwca 2016

Werewolves & Me #16 [EXO]

Tuturururu leeeeeeci kolejny rozdział <3



Po ostatnim spotkaniu z Emilią, jakoś pod koniec stycznia, zaczęłam myśleć o zmianie wyglądu. Wątpiłam, żeby chłopaki byli w mieście, ale tak na wszelki wypadek wolałam się zabezpieczyć.
Delikatnie zmieniłam stylizację i przefarbowałam się na wiśniowy kolor. Kupiłam sobie oprawki, zerówki, w końcu i tak widziałam lepiej niż ludzie, ale był to element zmiany. Zaczęłam się też mocniej malować. No i oczywiście musiałam jakoś zakryć znamię. W zimę nie było to trudne, długie rękawy i tym podobne. Jednak gdy zrobiło się cieplej, musiałam coś wymyślić. Zaczęłam nakładać na niego ogromne ilości podkładu. Tracił swoją widoczność, ale wciąż było go widać. O bransoletce nie było mowy, znak latania był za wysoko. W końcu zostałam przy delikatnych, ale długich rękawach.
Nie wiedziałam, co zrobię w wakacje, ale na razie było do nich daleko. Najtrudniejsze dla mojej psychiki okazały się walentynki. Musiałam zająć czymś serce i rozum, które tego dnia jakoś dziwnie ze sobą współpracowały. Spędziłam poprzedni dzień na klejeniu walentynki. Pastelowo czerwony papier, rysunek postaci wysyłającej buziaka i ręcznie wyklejane serce z malutkich bursztynów. Drobny wierszyk, własnego pomysłu, pomimo mojego braku talentu w rymowaniu.
Gotową walentynkę ze smutkiem ustawiłam na szafce tuż obok niebieskiego lodowego wilka. Potem znów oddałam się w wir życia, w chwilach wolnych myśląc o watasze. To jest wieczorami, w łóżku, gdy spędzałam bezsenną noc przez pełnię księżyca.  Czasem nocami wychodziłam z domu i szłam na tory, które biegły pod ulicami. Na las nie mogłam zbytnio liczyć, więc chowając się w cieniu, biegałam kółka.
Zbliżały się urodziny Sehuna, a ja zaczynałam wariować. Weekend trwał od piątku do poniedziałku włącznie. Takie fajne studia, ot co. I przeważnie spędzałam te dni w domu na sprzątaniu, robieniu referatów czy innych badziewi. Tym razem ładna pogoda skłoniła mnie do wyjścia na miasto i zrobienia małych zakupów. Jak się potem okazało, nie był to najlepszy pomysł, ponieważ Lay i Suho także wybrali się do centrum, prawdopodobnie w poszukiwaniu prezentu. Nie zauważyłam ich dopóki prawie nie wpadłam na blondyna. Uciekłam szybko do najbliższego sklepu i schowałam się, by mnie nie zobaczyli.
— Mam wrażenie, czy znam tą osobę? — usłyszałam Laya.
— Też wydała mi się znajoma.
Stali przez chwilę, pewnie się zastanawiając, po czym kontynuowali poprzedni temat.
— Jak myślisz, spodobają mu się nowe buty? Tyle biega od kiedy Ana odeszła, że już chyba zużył wszystkie swoje pary — powiedział Lay, odchodząc.
— Nawet po śmierci Luhana tyle nie biegał… — słyszałam oddalającą się rozmowę i westchnęłam.
W tym czasie podeszła do mnie ekspedientka, pytając, czy może w czymś pomóc. Zaprzeczyłam tylko i wszyłam, kierując się w przeciwną stronę.
Pech chciał, że tym razem natknęłam się na D.O. i Kaia. Kai zajmował się właśnie wystawianiem towaru w jednym ze sklepów z ciuchami. D.O. stał obok niego i rozmawiał z nim. Już nie wiedziałam, gdzie mam iść, żeby ich nie spotkać. Bałam się. Chociaż nie wiedziałam, czego.
Przecież mnie nie zabiją. Zabrać moc? Po pierwsze, niech zabierają, chociaż było by mi na pewno szkoda, a z drugiej strony, przecież nawet nie wiedzieliby, jak. Oddadzą na policję? Pod jakim pretekstem? Zabicia wilka? Chociaż te zwierzęta są pod ochroną, musieliby przedstawić jakiś dowód.
Stałam tak, znów wyliczając w głowie pomysły, w jaki sposób wataha mogłaby mnie ukarać, gdy poczułam rękę na ramieniu i usłyszałam ten głos, którego nigdzie indziej bym nie pomyliła.
— Hej, nie znamy się przypadkiem? — zadał to pytanie po koreańsku, ale ja oczywiście rozumiałam. Odwróciłam się i spojrzałam na Xiumina, którego oczy źrenice się ze zdziwienia na mój widok.
— ANASTAZJA! — usłyszałam, a chwilę później tonęłam w męskich ramionach.
W moich oczach stanęły łzy. Szczęścia i rozpaczy jednocześnie. Tak długo byłam z dala od nich, od tak dawna chciałam wrócić… Byłam szczęśliwa, że chociaż to jedno istnienie cieszy się na mój widok. Oczywiście ludzie przystanęli na ten okrzyk radości i przyglądali się nam. Kątem oka zauważyłam Kaia i D.O. wychodzących ze sklepu. Nim się obejrzałam, dostałam delikatnie w głowę od Xiumina.
— Aua!
— Nigdy więcej masz tak nie znikać — powiedział poważnie.
Potem przytulił mnie D.O., a Kai już miał odejść, gdy po chwili spuścił głowię.
— Przepraszam… — wyszeptał.
— Za c… — już miałam dokończyć pytanie, gdy mnie olśniło. Aha, za plan Luhana i Krisa.
Po chwili zastanowienia także go przytuliał, by wiedział, że nie mam mu za złe.
— To chyba będą jego najszczęśliwsze urodziny — klasnął w ręce Xiumin i wziął mnie pod ramię. — Nie mówcie na razie innym, zrobimy im niespodziankę — powiedział i zaciągnął mnie w głąb sklepów. — Zrobimy małe zakupy!
— Ale Xiu… — zaczęłam.
— Żadne „ale”. Jutro musisz wyglądać idealnie. Przygotujemy wszystko i wieczór będziecie mieć tylko dla siebie. O ile Sehun nie zemdleje z wrażenia — zachichotał.
Moje mini zakupy przemieniły się w odświeżenie szafy. Xiumin ciągnął mnie po wszystkich sklepach z damską odzieżą, szukając dla mnie idealnej sukienki. Gdy w końcu zauważyłam uniesione do góry kciuki z uśmiechem na twarzy, miałam na sobie czerwoną sukienkę nad kolana, z szerokimi ramiączkami i czarnym paskiem w talii. Na szyi zawiesił mi srebrny łańcuszek z wilkiem i wygrawerowanym z tyłu symbolem mojej mocy.
— Trzymałem go od twoich urodzin — powiedział, puszczając chłodny metal na moją szyję.
Stałam jak spetryfikowana, patrząc w lustro. Wyglądałam nieziemsko. Gdyby jeszcze tylko zmienić trampki na obcasy… Wróciłam do przebieralni. Gdy już z niej wyszłam, Xiumin zabrał mi sukienkę i podszedł z nią do kasy. Zapłacił, po czym dołączył do mnie.
— Przecież ta sukienka kosztowała mnóstwo pieniędzy! — krzyknęłam protestująco.
— Nieważne. To będzie prezent ode mnie dla Sehuna.
— Prędzej dla mnie… — powiedziałam cicho. — Jak on się czuje? W ogóle, co wy tu robicie?!
— Spokojnie — powiedział i zaczął opowiadać, co robili odkąd uciekłam, prowadząc mnie w stronę wyjścia z centrum handlowego. Szliśmy na ten sam przystanek i jak się później okazało, na tym samym wysiadaliśmy. Wskazał mi trzy różne budynki oddalone od siebie o jakieś 500 metrów. Znów stanęłam jak wryta, zdając sobie sprawę, jak blisko mnie byli przez cały ten czas.
— Bądź jutro przy poczcie o szesnastej. Przyjdę po ciebie — powiedział i znowu mnie przytulił. — Dobrze, że jesteś cała — wyszeptał mi do ucha i oddalił się, machając z uśmiechem.
Następnego dnia miałam zajęcia, ale kto by o nich myślał po takim przeżyciu. Z bijącym sercem wyszłam z uczelni przed piętnastą. Szybko pobiegłam na tramwaj, który prawie mi uciekł, przesiadłam się do autobusu i piętnaście minut później byłam w domu. Szybko się wykąpałam, pomalowałam, ułożyłam włosy i ubrałam kupioną przez Śnieżynkę sukienkę. Wisiorka nawet nie zdejmowałam.
Z bijącym szybko sercem, przejrzałam się w lustrze.
— Wow, Anastazja, ślicznie wyglądasz! — zawołała wychodząca z pokoju współlokatorka. — Gdzie się wybierasz?
— Na urodziny — powiedziałam cicho.
— Czyje? — dopytywała.
— Kolegi — odpowiedziałam, zżerana przez emocje. — PREZENT! CHOLERA JASNA! — zawołałam przerażona. — Co by mu tu…? — zaczęłam biegać po swoim pokoju. W końcu stanęłam przerażona na środku. Ja zmieniłam numer telefonu, ale przepisałam sobie te chłopaków. Wystukałam szybko smsa do Xiumina.
„ Po prostu przyjdź”, odpisał mi od razu.
— Taaa, jasne — zaczęłam się ślepo wpatrywać w okno. Co sprawiło, że straciłam kompletnie kontrolę i zgadnijcie, co się stało. Tak, zaczęłam się unosić w powietrzu, przy otwartych drzwiach. Na szczęście obie moje współlokatorki rzadko wychodziły ze swoich pokoi, więc gdy przerażona opadłam na ziemię, nikt tego nie zauważył. Spojrzałam na zegarek. Za pięć minut miałam być przy poczcie. Na szczęście to minuta drogi. W końcu zdecydowałam się dać mu swoje zdjęcie, które wcześniej wydrukowałam. Nie pytajcie, dlaczego. Wzięłam walentynkę i włożyłam ją do czerwonej koperty. Do beżowej torebki wrzuciłam klucze od mieszkania, telefon i portfel. Do ręki wzięłam czarny sweterek i wyszłam, żegnając się z koleżankami.
Zestresowana, szybkim krokiem skierowałam się do budynku, w którym mieściła się poczta. Xiumin już czekał. Ubrał młodzieżowy garnitur, a gdy tylko mnie zobaczył, zszedł po schodach i przytulił mnie w geście powitania.
— Prześlicznie wyglądasz. Jongin i Kyungsoo się nie wygadali, ale mało brakowało — wziął mnie pod ramię i zaczął prowadzić po nierównym chodniku do jednego z bloków wskazanego dzień wcześniej. Otworzył kluczem drzwi do klatki. Tak, nasza dzielnica nie zainwestowała w domofony z kodem. — Plan jest taki. Jongin zabrał gdzieś Sehuna. Wataha jest już w domu,  a wszystko gotowe. Ty będziesz czekać w jednym z pokoi. Gdy oni przyjdą, zaczniemy śpiewać „sto lat”, wtedy ty wejdziesz z tortem — nerwowo przełknęłam ślinę. — To będzie także niespodzianka dla innych — wprowadził mnie na drugie piętro i otworzył drzwi mieszkania.
— Wróciłem! — zawołał i szybko otworzył pierwsze drzwi po prawej, żeby mnie schować. To był jego pokój. Tort stał w lodowym kwadracie na szafce. Zamknął drzwi i zapewne dołączył do reszty.
— Dobra, wysyłam wiadomość Jonginowi — powiedział.
W sumie było cicho. Po chwili usłyszałam odgłos teleportacji Kaia, tuż przy drzwiach. Wstrzymałam oddech i patrzyłam na jego rozmazaną postać przez matowe szkło. Ruszyli do pokoju naprzeciw. Gdy weszli chłopaki, zaczęli śpiewać sto lat. Wzięłam uspokajający oddech i wypuściłam powietrze, biorąc tort. Zapaliłam świeczki za pomocą zapalniczki. Otworzyłam drzwi łokciem i szłam powoli do drugiego pokoju. Sehun stał do mnie plecami. Zaczęłam śpiewać „sto lat” razem z resztą. Gdy usłyszeli damski głos, spojrzeli w moim kierunku, co spowodowało, że dalej śpiewałam tylko ja, Xiumin, Kai i D.O.
To było najbardziej stresujące. Wszyscy stali i się patrzyli. W końcu Sehun się odwrócił i na mnie spojrzał. Chłopaki przerwali śpiewanie, ale ja trwałam dalej.  Dopiero gdy skończyłam piosenkę, ucichłam, wciąż wpatrując się w jego oczy.
No zróbże coś! Nakrzycz na mnie, przywitaj się, cokolwiek, błagałam oczami, nie śmiąc nawet o tym pomyśleć, bo wszystko by usłyszał. Ale on tylko stał i wpatrywał się we mnie.
— Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Sehun — w końcu odezwałam się cicho, idąc powoli w jego stronę. Reszta była tak wstrząśnięta moją obecnością, że bałam się, czy w ogóle jeszcze oddychają.
~ Czy wszyscy widzą to co ja? — zapytał telepatycznie Chen.
~ Ehe — odpowiedział mu inteligentnie Chanyeol.
Odchrząknęłam znacząco.
— Chłopaki, ja to słyszę — tak długo mnie nie było, że zapomnieli, że jestem jedną z nich?, zaczęłam się zastanawiać, dostając w odpowiedzi jedynie ich nerwowy śmiech. W  końcu któryś z nich popchnął Sehuna w moją stronę.
— No powiedz coś — polecił cicho Suho, ale tęczowowłosy wciąż wpatrywał się we mnie bez słowa.
Zauważyłam, że oczy zachodzą mi łzami. Postawiłam tort na biurku, przy wejściu do pokoju.
Wiedziałam, że to zły pomysł.
— Przepraszam… — wydukałam tylko i szybkim krokiem ruszyłam do drzwi głównych.
Zaczęłam szybko mrugać oczami, żeby powstrzymać się od płaczu. Chciałam przekręcić zamek, ale właśnie wtedy poczułam jak męskie ramiona oplatają się wokół mojego ciała, nie pozwalając mi odejść.
— S-sehun…? — zapytałam szeptem, bojąc się nawet drgnąć.
— Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłem. Ile nocy nie przespałem, zastanawiając się, czy jesteś cała. Jak wiele razy zdawało mi się, że zobaczyłem cię w tłumie — zaczął mówić tuż przy moim uchu.
Podniosłam rękę i dotknęłam jego nadgarstka, przymykając oczy.
— T-też za tobą tęskniłam — odpowiedziałam.
Wtedy odwrócił mnie przodem do siebie i spojrzał w moje oczy, zupełnie jakby chciał mnie przeskanować.
— Gdybyś tęskniła, wróciłabyś do nas — powiedział gniewnie, mrużąc oczy.
Odruchowo chciałam zrobić krok w tył, ale mnie przytrzymał.
— Bałam się. Po tym co zrobiłam, wiem, że mnie nienawidzicie. Sama siebie za to nienawidzę. Wiesz jakie to uczucie? Zabić kogoś? — zaczęłam wylewać z siebie wszystkie bóle, z którymi do teraz zdążyłam się pogodzić. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. — Wiesz jak to jest, zawieść wszystkich, na których ci zależało? A najbardziej osobę którą się kocha? — oparłam czoło o jego klatkę piersiową. Objął mnie w opiekuńczym geście.
— Nie, nie żywimy do ciebie nienawiści. Nie, nie wiem, jakie to uczucie. I nie, nie zawiodłaś nas — po kolei odpowiadał na każdy wątek. — Wiemy, że to nie twoja wina. Jongin wszystko nam powiedział — uspokajająco głaskał mnie po plecach.
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
— Jak to? — zapytałam.
Otarł łzy z moich policzków i złapał mnie za rękę. Zaprowadził nas do pokoju, gdzie chłopaki w ciszy siedzieli na kanapach, krzesłach i podłodze. Podał mi tort ze świeczkami, które przy życiu przytrzymywał Chan. Zamknął oczy i zdmuchnął świeczki, jak gdyby nigdy nic. Chłopaki podłapali i zaczęli klaskać, wstając, klepiąc go po plecach i składając życzenia. Lay zabrał ode mnie tort, puszczając mi oczko i wziął się za krojenie go, a Xiu rozdawał wszystkim talerzyki.
Sehun miał miejsce pośrodku kanapy, dosadnie zasugerował mi, abym usiadła obok niego. Gdy już wszyscy mieli swój kawałek tortu, chłopaki zaczęli opowiadać, jak to wyglądało tuż po całym incydencie, kiedy Emilia przyniosła mój pamiętnik. Spiorunowałam ją wzrokiem, a ta tylko wywróciła oczami, siedząc wtulona w Baekhyuna. Wyglądali naprawdę uroczo. Opowiedzieli dokładnie o planach Krisa, o tym, że Tao i Jongin weszli z nimi w zmowę, ale wyszło jak wyszło.
— Wiemy, że to nie ty. Nie mogłabyś nikogo zabić. Nie świadomie — powiedział Suho, patrząc na mnie ojcowskim spojrzeniem.
Grzebałam w swoim kawałku tortu, słuchając wszystkiego w ciszy.
— Martwiliśmy się o ciebie — zakończył Lay, siadając obok mnie na oparciu kanapy.
— J-ja… — zająkałam się. — Przepraszam. Że was zostawiłam, że nie dawałam znaku życia, przepraszam za wszystko, co musieliście przeze mnie przejść.
Sehun odstawił swój talerz po czym zabrał też mój i mnie przytulił. Przez chwilę wdychałam jego zapach. Męska woda toaletowa z odrobinką nutki psa. Albo raczej wilka... Zamknęłam oczy i napawałam się tą mieszanką. Gdy westchnęłam z przyjemności, odsunął się ode mnie, trzymając za ramiona.
— Już więcej nie uciekaj. Jesteśmy rodziną, wspieramy się choćby nie wiem co. Obiecujesz?
— Obiecuję — odpowiedziałam.
Wystawił mały palec prawej ręki.
— Na pewno?
— Tak — również wyciągnęłam swój mały palec i złączyliśmy je w geście obietnicy.
Wszyscy zaczęli klaskać, jakby to było dobre przedstawienie. Suho odsunął od nas stół i wszyscy podeszli, żeby się wspólnie przytulić. Będąc w samym sercu uścisku, nie mogłam stracić równowagi, gdy brakujący członkowie postanowili skorzystać z połączenia międzyświatowego. Dawne uczucie przyszło niespodziewanie, zasnuwając moje oczy czernią. Chwilę później zobaczyłam jasny blask i trzy postacie. Wszyscy się uśmiechali i machali do mnie.
~ No nareszcie — powiedziała druga ja, klaszcząc w ręce jak małe dziecko.
~ Dobrze, że wróciłaś — powiedział Luhan, delikatnie się uśmiechając.
~ I przestań się obwiniać — dodał Tao, po czym zniknęli, a ja znów byłam w objęciach wszystkich z watahy.
Gdy uścisk się rozluźnił, Xiumin klasnął w dłonie.
— Czas na prezenty! — zawołał i pobiegł do swojego pokoju. Reszta powyciągała paczki od siebie. Wstałam i poszłam za Xiu, bo zostawiłam w jego pokoju czerwoną kopertę. Gdy stanęłam w progu, założył mi na rękę czerwoną tasiemkę z kokardką. Wzięłam kopertę i wrócił ze mną do pokoju, po czym posadził obok Sehuna.
— To ode mnie — powiedział, jakby to był bardzo śmieszny żart, a Sehun podrapał się w tył głowy, zawstydzony. Suho i Lay dali mu pudełko z butami.
— Teraz już chyba nie będą ci tak potrzebne — zaśmiali się, mrugając do mnie.
Przestałam się uśmiechać, przypominając sobie, o czym mówili. Kai i D.O. Dali mu kopertę. Okazało się, że w środku jest bilet za opłaconą dobę w hotelu ze SPA dla dwóch osób.
— Szczerze, nie wiedzieliśmy, co ci kupić, ale Ana nas natchnęła — wyczułam tę dwuznaczność w ich głosie.
Co za małe, parszywe… Matko, jacy oni są kochani! Chen dał mu kupon na dziesięć darmowych buble tea, Baekhyun z Chanyeolem i Emilią dali mu trzymiesięczny karnet ze wstępem na salę taneczną. Lay wręczył mu pakunek.
— Książka kucharska? — zapytał ze zdziwieniem.
— Żebyś w końcu nauczył się gotować. Nie będę całe życie robił za kucharza — zaśmiał się blondyn, a reszta mu zawtórowała. Suho tylko mu mrugnął.
W końcu i ja musiałam dać mu swój prezent.
— Jest dość… skromny — powiedziałam, wręczając mu czerwoną kopertę. Wyjął walentynkę i moje zdjęcie. Z uwagą przeczytał wierszyk, a potem mnie przytulił, szepcząc „dziękuję”.
Po prezentach zaczęła się zabawa. Chłopaki zorganizowali karaoke i trochę tańców.Ww międzyczasie bawili się swoimi zdolnościami. Jak ja za tym tęskniłam…
Potem polało się trochę alkoholu. Trochę, ponieważ żadne z nas nie mogło stracić kontroli nad ciałem, bo nasze moce nieco by się rozszalały.
Gdy dobiliśmy do ciszy nocnej, chłopaki zaczęli nas wyganiać.
— No, sio. Hotel czeka. Kai was zabierze — powiedział Suho, popychając Kaia w naszą stronę.
Mimo głosów sprzeciwu, zabrał nas w bezpieczne miejsce przy hotelu i zniknął.
Niepewnie weszliśmy do holu.




Korekta: Caroline

czwartek, 12 maja 2016

Scenariusz Zelo - Nocny Spacer

Z okazji nadchodzącego wielkimi krokami koncertu B.A.P. na który się wybieram, jako na pierwszy kpopowy koncert, dzielę się z wami tym oto scenariuszem. Jest to pierwszy scenariusz jaki napisałam i skończyłam.
Dodatkową informacją jest to, że ten scenariusz ma dwie strony. Jedna to taka, że działa jako ONE SHOT, scenariusz z Zelo, a druga jest taka, że jest to część innego już OPOWIADANIA, które męczę od sporego czasu.




To był naprawdę długi, ekscytujący dzień. Najpierw numerki, odbieranie fanpacków, kolejka, KONCERT, H5 event i warszawska noc z k-popem. Byłam tylko na chwilę, musiałam odpocząć od tłumu ludzi, fangirlowania i niektórych zachowań. Byłam niedaleko Złotych Tarasów, chciałam sobie pochodzić po mieście. Trochę znałam Warszawę, w reszcie pomagał mi telefon i internet. Stałam w małym tłumie ludzi na przejściu dla pieszych. Gdy zaświeciło zielone, ruszyłam wesołym krokiem przed siebie, ale zauważyłam światła auta po mojej lewej i przerażona zatrzymałam się i spojrzałam w tamtą stronę. Chwilę potem leciałam do tyłu, pociągnięta przez kogoś. Byłam tak zamurowana przejeżdżającym parę centymetrów przede mną autem, że nie wiedziałam co zrobić. Nogi mi się za trzęsły i czułam jak z przerażenia osuwam się na ziemię. Ktoś mnie podtrzymał. Byłam bliska płaczu, bo moje życie mogło się właśnie zakończyć. Gdy by nie on. Tylko kto? Podniosłam głowę i zaszklonymi oczami spojrzałam na chłopaka trzymającego mnie w objęciach i mówiącego prawdopodobnie pocieszające słowa, bo nic nie rozumiałam. Za to zobaczyłam bardzo dobrze znaną mi twarz, którą widziałam jeszcze parę godzin temu na scenie.
- Z-zelo… - wyszeptałam bezgłośnie i próbowałam się opanować, ale niedoszły wypadek skutecznie mi w tym przeszkadzał. – Uratowałeś mnie. Uratowałeś moje życie. Dziękuję – zaczęłam szlochać po angielsku.
- Wszystko dobrze? Nic ci nie jest? – zapytał z widocznym zmartwieniem.
- Nie, wszystko dobrze – odpowiedziałam, próbując wstać. Pomógł mi.
Gdy wstaliśmy, otrzepałam się, wzięłam głęboki wdech na uspokojenie i podniosłam wzrok na osiem osób koreańskiego pochodzenia wpatrujące się ze strachem we mnie.
- Jestem cała, naprawdę – powiedziałam po angielsku, chociaż miałam świadomość, że i tak mogą nie zrozumieć. Na twarzy Banga widziałam ulgę. Zelo przetłumaczył i reszta też się rozluźniła. Podziękowałam Zelo jeszcze raz. Powiedziałam, że jeśli coś potrzebują, mogą prosić, zrobię wszystko, by spłacić dług. Zelo pokręcił głową, mówiąc, że nie muszę, że tak każdy powinien postąpić i powinnam na siebie uważać. Już miałam odejść, gdy Yongguk powiedział coś do Zelo i reszty.
- Zaczekaj – zawołał do moich pleców maknae. – Chcemy zobaczyć parę miejsc tutaj, ale nie wiemy co warto, a mamy dość mało czasu.
- Stare miasto – powiedziałam bez namysłu. Po chwili dodałam. – Ogrody królewskie – wolałam nie używać nazwy łazienki, bo mogli by nie zrozumieć.
Chłopak popatrzył na mnie dziwnie i przekrzywił lekko głowę w prawo.
- Hmm? – zapytałam, niewiedząc o co mu chodzi.
- Oprowadzisz nas? Nie znamy miasta, ludzi ani języka.
- Tylko, że to są kawałek od siebie oddalone miejsca. Na pieszo może być to ciężkie.
- Mamy wynajęte auta, nie martw się – odpowiedział, uśmiechając się dziecięco.
Stałam chwile, zastanawiając się, ale w końcu chłopak uratował mi życie. Podeszłam do nich i uśmiechnęłam się.
- No dobra.
Nim wsiedliśmy do dwóch aut, podałam obu menedżerom-kierowcom nazwę ulicy na stare miasto. Zelo, razem z Yonggukiem i Youngjae zabrali mnie do jednego auta, Himchan, Daehyun i Jongup wsiedli do drugiego. Jechaliśmy jakieś dziesięć minut i wysiedliśmy na ulicy, gdy dalej już nie można było wjechać. W dziewiątkę ruszyliśmy deptakiem wśród połowy pozamykanych sklepów, restauracji i hoteli. Pokazałam im podświetlony stadion narodowy z daleka, Zamek Królewski, pomnik Zygmunta III Wazy, przy którym oczywiście musieli sobie porobić zdjęcia. Przeszliśmy spacerem koło Bazyliki Archikatedralnej i skierowałam kroki w stronę rynku, na którym stała Warszawska Syrenka. Zelo zaczął naśladować jej pozę i wszyscy zanieśli się śmiechem, który poszybował z wiatrem w tę już ciemną noc. Potem przeszliśmy spory kawałek, ponieważ chciałam im pokazać Multimedialny Park Fontann, które świeca się na wszystkie kolory w różnych kombinacjach. Usiedliśmy na jednym z murków obserwując kolory odbijające się w wodzie. W pewnej chwili Zelo wyciągnął telefon i puścił jedną z piosenek, która dziwnym trafem zsynchronizowała się z prędkością zmiany świateł, chociaż tylko na chwile.
- Ejjj, to nie ta miało być! – zawołał, udając obrażonego i wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Ruszyliśmy między fontannami, a nagle nad naszymi głowami prysnął strumień wody, a za nim kolejne. Chłopacy się przestraszyli, ja nie, więc zachichotałam. Jednak nie trwało to długo, gdy Himchan „złapał” jeden ze strumieni i skierował go w moją stronę, chlapiąc mnie wodą. Pisnęłam i popatrzyłam na niego z mordem w oczach. On chyba zrozumiał jaki błąd popełnił i zaczął uciekać w przeciwną stronę, chociaż go nie goniłam. Przeszliśmy przez ulicę i zeszliśmy na deptak tuż obok Wisły. Zelo był trochę zalatany, bo chłopaki gadali po koreańsku, a on nie chciał bym czuła się odrzucona i starał się tłumaczyć mi wszystko. Gdy w pewnej chwili się zapatrzyłam w jakiś punkt, a oni odeszli dalej, chyba chciał mnie zawołać, ale nie wiedział jak. Więc tylko krzyknął:
- Ej!? – po czym zmieszany podszedł do mnie. – Tak właściwie, to jak powinienem się do ciebie zwracać? – zapytał zakładając prawą rękę za głowę i drapiąc się po niej.
- Mam na imię …. – odparłam, uśmiechając się promiennie, zdając sobie sprawę, że się nie przedstawiłam. Skłaniałam się po koreańsku. Dołączyliśmy do innych i Zelo po koreańsku przekazał reszcie jak się tak naprawdę nazywam, śmiesznie wymawiając moje polskie imię. Chyba byli już zmęczeni, bo szliśmy coraz wolniej. Ale musieliśmy wrócić w to samo miejsce, gdzie zostawiliśmy auta, więc przeszliśmy schodami do góry.
- Wiecie co, potrzebuje do łazienki – powiedział Zelo, krzywiąc się.
Rozejrzałam się i zauważyłam jeden z pubów. Wskazałam na niego.
- Chodź ze mną, spytasz gdzie się znajduje – powiedział błagalnie.
Nie chciałam już pytać czy sam by nie umiał, ale stwierdziłam, że ktoś za lada może nie znać angielskiego, chłopak może się wstydzić, albo jeszcze co innego. Weszłam razem z nim jak się okazało do irlandzkiego pubu. Zapytałam o toaletę i na szczęście można było korzystać nie będąc klientem, pod warunkiem, że jak zwykle dało się dwa złote. Wskazałam Zelo męską toaletę i zapłaciłam. Stwierdziłam, że sama też skorzystam i weszłam do damskiej toalety. Sprawdziłam stan mojego wyglądu, załatwiłam potrzeby i umyłam ręce. Zadowolona wyszłam z łazienki gdzie czekał na mnie Koreańczyk. Toalety były w dość odosobnionym miejscu, więc nikt nas nie widział gdy chłopak zbliżył się do mnie, na tyle, że nasze ciała dzieliło zaledwie parę marnych centymetrów. Z góry popatrzył mi w oczy z ogromnym skupieniem. Nic nie mówił, w końcu to ja nie wytrzymałam.
- O co chodzi? – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy, chociaż serce waliło mi jak szalone, a ciało chciało się zapaść pod ziemię.
- Jesteś naprawdę ładna. Do tego wygadana i umiesz angielski. Podoba mi się to – powiedział zbliżając się do mnie. W końcu nieoczekiwanie przytulił mnie i wyszeptał do ucha:
- Cieszę się, że cię poznałem, ale żałuję, że nic nie mogę z tym zrobić – jego słowa zwaliły mnie z nóg. Dosłownie. Przestałam czuć ciężar ciała i miałam wrażenie, że zaraz zacznę się unosić. Chłopak złapał mój podbródek w prawą dłoń i gładził go palcem, wciąż intensywnie wpatrując się w moje oczy.
- Mogę? – zapytał cicho a ja praktycznie niewidocznie kiwnęłam głową, zgadzając się, chociaż nie do końca byłam przekonana na co.
Zbliżył twarz do mojej, przechylił delikatnie głowę i nie puszczając prawej ręki z mojego podbródka pocałował delikatnie. Już chciał się odsunąć, gdy przytrzymałam go za poły koszuli i przyciągnęłam bardziej do siebie, opierając się o ścianę za mną. Po chwili chłopak się odsunął i popatrzył na mnie tym swoim kamiennym wyrazem twarzy. Po chwili uśmiechnął się wesoło i ściągnął rękę z mojej twarzy. Zauważyłam, że ściąga coś z palca, jak się okazało jeden z jego pierścieni. Wziął moją prawą dłoń i położył na niej metalowy przedmiot, zakrywając go moimi palcami, a potem pocałował w czoło. Otworzyłam dłoń i zobaczyłam srebrny pierścień z wygrawerowanym „Forever”.
- Ten pierścień nosiłem cały czas, gdy musieliśmy się rozstać z chłopakami, przypominał mi wspaniałe chwile z nimi. Zatrzymaj go – powiedział gdy już chciałam mu go oddawać.
- Nie mogę go przyjąć.
- To mi go przechowaj. Do następnego spotkania.
- Ale… Zelo… - upierałam się.
- Proszę – powiedział, prawie smutno. Westchnęłam i założyłam pierścień na kciuk. Pasował idealnie.
- To ty masz takie małe palce, czy ja takie duże? – zapytałam bardzo cicho naburmuszonym tonem.
Chłopak zachichotał. Ja w tym czasie ściągnęłam z szyi wisiorek, który dostałam od cioci na ostatnie urodziny ze srebrną pierwszą literą mojego imienia z drobnymi cyrkoniami. Stanęłam na palcach, żeby powiesić go chłopakowi na szyi.
- W takim razie ty przechowaj dla mnie to – powiedziałam, uśmiechając się słodko. Chłopak pocałował mnie w policzek. W następnej chwili usłyszeliśmy jąkającego się po angielsku Himchana. Poszliśmy do holu, podziękowaliśmy barmanowi za wpuszczenie nas i zabraliśmy starszego na zewnątrz. Gadali coś po koreańsku, zapewne Him pytał Zelo co tak długo. Dołączyliśmy do reszty, którzy rozsiedli się na murku, odpoczywając. Odprowadziłam ich do aut. Od razu było widać, że z nimi jechać nie będę.
- Masz gdzie spać? – zapytał Yongguk w akcie troski.
- Tak, śpię u przyjaciela – powiedziałam zgodnie z prawdą, a w chwile potem pomyślałam, że Zelo mógł to źle odebrać. – Ma pokój gościnny, znamy się już parę lat, wiem, że mogę mu ufać – zauważyłam, że Zelo rozluźnił się na tę informację. W tej chwili podbiegło do nas parę dziewczyn z piskiem. A już zaczynałam w głowie dziękować za brak fanek-gwizdków. Bang coś w tym hałasie powiedział, że zrobią sobie z nimi zdjęcie. One nie zrozumiały, nawet po angielsku.
- HEJ! – zawołałam. Wszyscy, włącznie z menedżerami próbującymi opanować dziewczyny i przypadkowymi przechodniami spojrzeli na mnie. – Weźcie się uspokójcie – zaczęłam po polsku do dziewczyn a one popatrzyły na mnie jak maturzyści na maturę i Łęcką. Opanowałam fale zimnego strachu, że pójdzie na mnie czysty hejt. – Chłopaki powiedzieli, że zrobią sobie z wami zdjęcie, ale po tym chcą już jechać, bo są zmęczeni. – Bang coś dopowiedział, więc przetłumaczyłam. – Mówi, że wy też powinnyście już wrócić do domu i odpocząć.
Obserwowałam, jak wszyscy ustawiają się do zdjęcia. Zrobiłam je swoim aparatem, proponując, że potem wyślę to im przez Facebooka, bo pewnie są na spamie. Zrobiłam cztery zdjęcia dla pewności i z lekkim jadem w głosie pożegnałam szczebioczące jak przekupy dziewczęta. Przytuliłam się z chłopakami na pożegnanie. Zelo wspomniał coś o godzinie, o której odlatują jutro i spytał, czy nie chciałabym przed tym wpaść do hotelu, zjeść z nimi śniadania.
- Może – powiedziałam, chcąc udawać ponętną i pomachałam im, gdy odjeżdżali autami. Skierowałam się w stronę przystanku, z którego miałam dojechać do przyjaciela. Włożyłam ręce do kieszeni bluzy w poszukiwaniu słuchawek i natrafiłam na kartkę. Wyciągnęłam ją, przeczytałam i się tubalnie zaśmiałam.
- A to mały spryciula. No, nie taki mały…. – powiedziałam do siebie.
Podłączyłam słuchawki do telefonu, włączyłam playlistę i włączyłam KakaoTalka. Wstukałam nazwę ID z kartki i wysłałam krótką, witającą wiadomość. Gdy dojechałam do domu przyjaciela, byłam już pogrążona w rozmowie z… Z Zelo.  Pisaliśmy do późna, aż w końcu chłopak prawdopodobnie nie padł zmęczony. Ja też się położyłam spać. Poinformowałam przyjaciela o planach na rano i obiecałam, że jak tylko oni wylecą, będę cała do jego dyspozycji, aż do pociągu, którym miałam w nocy wrócić do domu.
Rano wstałam dużo wcześniej. Musiałam się przyszykować na spotkanie z chłopakami w biały dzień. Wyszłam tak, by być na umówionym miejscu parę minut przed godziną spotkania. Zobaczyłam Zelo wracającego o dziwo z dworu. Miał szeroki uśmiech na twarzy i tajemniczy błysk w oczach. Zaprowadził mnie do bufetu, gdzie reszta już siedziała. Gdy dołączyłam, zaczęli jeść. Zelo wpychał we mnie wszystko co wpadło mu w ręce. Owoce jadłam z ogromną chęcią. Szczególnie, że on mnie karmił. Menedżerów nie było.
- Zjemy śniadanie i musimy iść na górę się spakować – poinformował Bang spoglądając na zegarek na ręce.
Pod stołem poczułam ściskającą moją dłoń rękę Zelo. Pogładziłam go po skórze. Gdy zjedliśmy, chciał mnie zabrać na górę.
- Jeśli mam was odprawić, to musze być na lotnisku przed wami, nie z wami – powiedziałam pocieszająco. – I tak pewnie niemało osób tam koczuje – powiedziałam, śmiejąc się pod nosem na wyobrażenie śpiących w śpiworach dziewczyn. Pomachałam im i skierowałam się na lotnisko. O dziwo zastałam tam tylko adminki B.A.P. Poland i może z pół tuzina fanek. Siedziały, wpatrując się w drzwi jak zombie czekające na pożywienie. Podeszłam do adminek i wyszeptałam, że niedługo tu będą. Dziewczyny od razu ożyły, zaczęły się ogarniać i nastawiać. W paręnaście minut po moim przyjściu weszli. Całe B.A.P., menedżerowie, tancerze i parę innych osób ze staffu. Dziewczyny zaczęły krzyczeć, żeby jeszcze do nas wrócili, a adminki je uciszyły i zaczęłyśmy śpiewać „With you”. Chłopaki przystanęli i odwrócili się do nas, słuchając ich własnej piosenki w naszym wykonaniu. Śpiewając, nerwowo obracałam pierścień na prawym kciuku. Zobaczyłam, że Zelo wcale nie schował ani nie ściągnął naszyjnika. Wręcz przeciwnie, wyciągnął go tak, by było go widać. Był na tyle mały, że z tej odległości dziewczyny nie mogły dojrzeć co to jest, ale ja bardzo dobrze znałam te kształty. Chłopaki dziękowali nam i machając odeszli w stronę odprawy. Adminki zatrzymały fanki, by nie rzuciły się w pośpiechu za nimi a ja ruszyłam do toalety, by w trochę mniejszym tłumie odetchnąć. Weszłam do korytarza, z którego można było wejść do męskiej lub damskiej toalety i zobaczyłam jego. Stał tam oparty o ścianę, z lekko zgiętą prawą nogą i rękoma na klatce piersiowej.
- Myślałaś, że odlecę tak bez prawdziwego pożegnania? – zapytał głosem godnego Christiana Greya.
Uniosłam pytająco brew i zagryzłam dolną wargę. Chłopak zaciągnął mnie w kąt, którego nie było widać od drzwi wejściowych, objął moją twarz rękoma i zniżył twarz do mojej. Jakby bojąc się, że zaraz ktoś wejdzie, pocałował mnie zachłannie, po chwili przyszpilając do ściany. Miałam ochotę jęknąć, ale powstrzymałam się.
- Idź już, bo ci samolot odleci – powiedziałam zamglonym głosem, gdy już się od siebie oderwaliśmy. Ten pogładził mnie czule po głowie i pocałował w czoło.
- Trzymaj się. I pisz. Bo jak mi nie będziesz odpisywać, to przylecę i cię znajdę.
- Nie obiecuj, bo specjalnie tak zrobię – droczyłam się z nim i popychałam lekko w stronę drzwi. Stojąc przy nich odwrócił się i ostatni raz dał mi buzi, po czym wyszedł i skierował się na odprawę. Wyszłam przed drzwi i oparłam się o ścianę, obserwując go, aż nie zniknął mi z oczu.
Parę dni pisałam. Nie dostałam odpowiedzi. Trzeciego dnia od koncertu, a drugiego od powrotu do domu, w godzinach popołudniowych zadzwonił kurier na domofon. Otworzyłam mu, mając nadzieję, że to moja paczka. Jak się okazało, kurier z przesyłką był. Tylko przesyłka była inna. Otworzyłam drzwi ogromnemu bukietowi różnokolorowych róż.
- Pani ….? – zapytał kurier
- Tak – odpowiedziałam niepewnie.
- To dla pani, ze specjalnymi podziękowaniami. Karteczka jest w kwiatach. – Podał mi bukiet kwiatów, który zaniosłam do pokoju, zostawiając kuriera w drzwiach. Wróciłam do niego, nie wiedząc o co chodzi. Ten spojrzał na listę, którą miał ze sobą. – Dla pani jest jeszcze… - zawiesił się, grzebiąc w torbie – to – powiedział, wręczając mi drobnego misia, szaro-biało-niebieskiego zająca, mieszczącego się na siedząco na dłoni. Odebrałam od niego pluszaka. Pożegnałam się grzecznie i wróciłam do pokoju oniemiała z wrażenia. Popatrzyłam na bukiet i zauważyłam kartkę. Wzięłam ją do ręki, otworzyłam i przeczytałam na głos zawartość po angielsku:
- Dziękuję, że byłaś, że jesteś i mam nadzieję, że będziesz. Myśl o mnie, lecz nie za często.
Dotrzymuję obietnicy, więc noś „forever” przy sobie. Uściski i całusy, Baby Zelo.
Stałam jak wryta. Zastanawiałam się, skąd skurczybyk miał mój adres, ale wtedy przypomniałam sobie, jak opowiadałam mu o wymienianiu się korespondencją z innymi krajami i wtedy podałam swój adres, gdyby chciał mi wysłać pocztówkę z miejsca w którym właśnie był. Dopiero pod koniec Maja Zelo mi odpisał. Powiedział, że nie chciał, żeby ktoś się dowiedział, bo byłaby awantura, a ciągle miał kogoś na głowie, że cieszy się, że prezent mi się podobał.
Po kilku dniach faktycznie zaczęłam dostawać pocztówki. Chronologicznie, zaczęło się od pocztówki z Dusseldorfu, potem była Moskwa, Taipei, Melbourne, Sydney, Auckland, Nagoya, Osaka, Bangkok, Singapur i Tokyo.
Z czasem nasz kontakt się zmniejszał, aż w końcu na tyle rzadko pisaliśmy, że się urwał. Zapytacie, jak mogłam go odpuścić? Proste, to on był idolem i to on „dyktował” warunki.

*-*

Nie pamiętał chyba tylko kim na prawdę jestem. W końcu przefarbowałam się, mieszkam w innym mieście, a z nimi widziałam się ostatnio parę miesięcy temu, jeszcze gdy mieli problemy z TS Ent.



Chodzi o to, że do gwiazdek jest to scenariusz, a do tych ostatnich zdań jest traktowane jako wstęp do innego opowiadania. Dwie pieczenie na jednym ogniu, co?? *uśmiecha się* Komentujcie. Kto jedzie na koncert, piszcie jak wasze emocje. Jak czytacie to po koncercie a byliście, to opiszcie swoje przeżycia. Dzielmy się miłością do KPOPU!

środa, 13 kwietnia 2016

Werewolves & Me #15 [EXO]



~*~
Sehun leżał na łóżku w swoim domku w środku lasu wpatrzony w sufit. Naokoło niego leżały porozrzucane ręcznie zapisane kartki. Chłopak wspominał wszystkie chwile związane z Aną jakie dane było mu przeżyć.
— Jednego nie zapisała — powiedział do siebie. — Ciekawe, dlaczego…
Zatopił się we własnych wspomnieniach. Poranek niedługo po tym, kiedy Anastazja wyznała mu swoje uczucia. 21 września. Urodziny Chena. Z początku wszystko wydawało się normalne. Dzień wcześniej Ana zebrała wszystkich, poza Chenem i Sehunem, w salonie i omówiła plany dotyczące urodzin.
— Zamówiłam tort, dzisiaj idę go odebrać. W naszym pokoju są pochowane ozdoby. Balony, wstążki i inne. Waszym zadaniem będzie je nadmuchać oraz porozwieszać jutro w jadalni i w salonie, gdy Sehun poprosi Chena o wspólną przebieżkę. Lay, zajmiesz się przekąskami? — popatrzyła na blondyna wyczekująco.
— Z przyjemnością! — odpowiedział radośnie, uśmiechając się od ucha do ucha.
— Chcę zaprosić gości specjalnych, więc prosiłabym, aby wszelkie oznaki naszych mocy pozostały w tajemnicy, gdy już przybędą.
— Kogo? — zapytał niepewnie Suho.
— Zobaczycie. I nic się nie bójcie, wszystko mam zaplanowane.
— Baekhyun, Chanyeol, zajmiecie się muzyką? Jak wprowadzimy tort zaśpiewacie „sto lat”?
— No ba!
— Jeszcze pytasz!
Wszyscy starali się zachowywać normalnie, gdy Sehun i Chen wrócili do domu. Anastazja poprosiła Sehuna, by pomógł jej namówić Kaia na swój pomysł.
— Plan jest taki. Teleportujemy się do Korei, szukamy rodziców i brata Chena, mówimy im, że z okazji jego urodzin robimy mu niespodziankę i chcemy, by i oni wzięli w niej udział, ale musimy im zawiązać oczy, by nie poznali drogi. Wtedy bierzemy auto, wozimy ich na okrętkę po mieście, jedziemy gdzieś za miasto, by nie wiedzieli, gdzie są, pomagamy im wysiąść i wtedy teleportujemy ich przed dom, gdzie niedaleko będzie stało auto, żeby myśleli, że to tutaj przyjechaliśmy. Co o tym myślisz? 
— A co jeśli nie pozwolą na zawiązanie oczu? — zapytał nieprzekonany.
— Powiemy, że miejsce przebywania jest tajne. Ciebie trochę znają, powinni ci uwierzyć.
— A jeśli dalej nie będą chcieli? — upierał się chłopak.
— Będziemy przy tym trwać, póki się nie zgodzą. Jeśli nadal będą odmawiać, to się pożegnamy.
— No dobra — odpowiedział ciemnowłosy.
Następnego dnia rano wszystko szło jak w zegarku. Tort już czekał w lodówce, Sehun zabrał Chena na przebieżkę, chłopcy zawiesili ozdoby, a Anastazja wraz z Kaiem wyruszyli do Korei. Na szczęście rodzice Chena nie zmienili miejsca zamieszkania, więc Kai od razu zaprowadził Anastazje pod drzwi. Wypożyczyli auto, które przypominało to stojące na podjedzie EXO i zapukali do drzwi. Rodzina Chena była tak zadowolona z możliwości spotkania z ukochanym synem i bratem, że bez żadnego „ale” zgodzili się na zasłonięcie oczu. Gorzej było z tym, że Kai nie miał prawa jazdy, a Ana nie znała miasta.
~ Tutaj skręć w prawo. Teraz w lewo. Pięć przecznic prosto.
Dyktował jej telepatycznie. Dojechali do jakiegoś lasu, więc zaparkowała i wysiedli. Gdy rodzina wysiadła, bezwiednie szukali siebie, więc przeteleportowanie ich nie było problemem. Anastazja złapała Kaia za rękę, a Kai położył rękę na ramieniu taty Chena. Przenieśli się przed dom, tuż za autem.
— Możecie ściągnąć opaski — powiedział Kai, bo Anastazji by nie zrozumieli.
Gdy Anastazja wprowadziła rodzinę do środka i pokazała im salon, w którym siedziała reszta watahy, chłopcy aż się zachłysnęli. Mama Chena zaczęła się ze wszystkimi witać, jakby wszyscy byli jej synami. Baekhyun poszedł stać na czatach za drzwiami, sprawiając, że jest niewidzialny. Rodzinie Chena wszystko zostało wytłumaczone, więc siedzieli i czekali. W końcu Sehun wrócił razem z Chenem. Radził mu iść się odświeżyć, a potem dołączyć do niego w salonie. Chłopak posłuchał. Po dziesięciu minutach usłyszeliśmy stukanie o drzwi, jako znak od Baeka, że mamy się szykować. Rudowłosa pobiegła do kuchni po gotowy tort i weszła do salonu. Wszyscy czekali w napięciu. W końcu drzwi się otworzyły, a przed nimi stanął zdziwiony Chen.
— Sto lat!!! — wszyscy wykrzyczeliśmy chórem i Baekhyun zaczął śpiewać zza pleców solenizanta. Wepchnął go do salonu. Widząc rodziców i brata, Jongdae się popłakał.
— Mamo?! Tato?! Jongdeok?! — zawołał i rzucił się w objęcia rodziny, równie zapłakanej. Potem Anastazja podsunęła mu tort, by zdmuchnął świeczki, a chłopacy zaczęli go klepać po plecach i składać życzenia. Ten dzień był jednym z piękniejszych. Wszyscy byli szczęśliwi, nawet Suho i Sehun zapomnieli o walce i śmiali się ze wszystkimi. Pod koniec dnia Kai razem z Aną „odprowadzili” rodzinę pod drzwi ich mieszkania i wrócili do domu.
— Nawet nie wiecie jak się cieszę! — powiedział solenizant.
Gdy Ana weszła do salonu, została wyściskana ile sił w ramionach młodego mężczyzny.
— Dziękuję! To był najwspanialszy prezent. Zobaczyć rodzinę! Dziękuję! — wciąż ją ściskał.
— Nie ma za co! — w końcu wydusiła z siebie, szczęśliwa, że mogła tak kogoś ucieszyć.
— To był szczęśliwy dzień — powiedział ponownie do siebie Sehun, wracając myślami do czasu teraźniejszego.  — Urodziny Laya już nie były takie szczęśliwe. Miały miejsce w przeddzień znalezienia zwłok dziewiątego zwierzęcia – wilka.
Minęły prawie trzy tygodnie od ucieczki Anastazji.

~*~
Tego samego dnia, którego Anastazja wyświetliła nasze wiadomości, wysłałam do niej chyba z milion pytań. W końcu zauważyłam trzy upragnione skaczące kropki. Pierwsze zdanie od razu kazało mi się zamknąć i nie krzyczeć.
„ Żyję. Nikomu o mnie nie mów. Niedługo zaczynamy studia, więc wracam do domu, ale jedynie po rzeczy i od razu się przeprowadzam. Wiesz, gdzie będę studiować. Z Gdańskiem nie wyszło, więc będziemy blisko, ale błagam cię, nie mów nic innym. Wiem, że mnie nienawidzą, ale jedyne, co mogę poradzić, to zniknąć z ich życia. W końcu zabiłam Tao.  Zobaczymy się kiedy już wszystko uspokoi się z przeprowadzką. Trzymaj się. PS. Cieszę się, że układa ci się z Baekhyunem. W końcu!”
Szybko odpisałam jej, że nienawiść chłopaków to zwykła bujda., ale już się wylogowała. Dopiero teraz zauważyłam, że faktycznie zbliża się termin rozpoczęcia studiów. Długo biłam się z pragnieniem powiedzenia reszcie watahy o Anie. Ale kazała mi nic nie mówić, a ja jestem dobrą przyjaciółką. Mimo, że się myliła.
Następnego dnia wyznałam wszystkim, że zbliża się dzień mojego wyjazdu.
— Nie możesz! — pierwszy odezwał się Baekhyun.
— Muszę — odpowiedziałam. — Wiecie, studia i te sprawy.
Długo rozmawialiśmy na ten temat. W końcu pogodzili się z tym, że i ja muszę ich opuścić. Dwa dni później wsiadałam do pociągu powrotnego.
Przez dwa tygodnie próbowałam spotkać się z Anastazją ale mnie zbywała.

~*~
— Proszę! Proszę, proszę, proszę, proszę!
— Nie możemy cię tam puścić samego — powiedział Suho.
— To też jeździcie! I tak pora znaleźć nowe lokum na rok szkolny. Reszta musi iść do pracy, poza tym długo już tutaj jesteśmy. Nie sądzisz, że czas zmienić miejsce? Zawsze zmieniamy je po paru miesiącach — nalegał Baekhyun.
— Zwykle wybierasz miejsca, nie przywiązując uwagi do niczego. Czemu teraz nie możemy przeprowadzić się tam, gdzie będziemy blisko jednej z nas? — zapytał już bliski płaczu Baekhyun.
— Ale reszta też musi się zgodzić. To ważna decyzja — powiedział lider, siedząc na kanapie i próbując podnieść młodszego z klęczek.
— Ja nie widzę problemu — pierwszy odezwał się Lay.
— Czego się nie robi dla przyjaciół! — zawołał Chanyeol
— Jestem za — skomentował to Xiumin, jak zwykle z uśmiechem.
— Czemu nie… — powiedział D.O.
— Można by — powiedział Sehun, znów zamknięty we własnym świecie, a Kai wzruszył ramionami.
— No dobrze — zatwierdził prośbę Suho.
— JUHUUUUUUU!!! — zawołał Baekhyun. — Jedziemy do Emilii!!
Zaczęli od szukania mieszkania. Jednak żadne nie było na tyle duże, by pomieścić dziewięcioro facetów, więc zdecydowali się podzielić na trzy mieszkania, które były położone w tej samej dzielnicy. Mieli spore oszczędności, bo pieniędzmi zarządzał Lay i D.O., którzy wydawali najmniej. Zostawili dom i pojechali w trasę. Nie wzięli ze sobą nic, ponieważ najpierw musieli dobić targu z właścicielami. Po dwóch godzinach jazdy w końcu dojechali do miasta i z włączonym GPSem szukali mieszkań. Uzgodnili godziny spotkań, tak by z każdym z właścicieli spotkać się po kolei. Gdy już podpisali wszystkie trzy umowy, usiedli w jednym z mieszkań i zaczęli się zastanawiać.
— Jak będziemy mieszkać? — zadał w końcu pytanie Chanyeol.
Tak długo się kłócili, że w końcu zrobili losowanie. Baekhyun, Chanyeol i Chen mieli zamieszkać we trójkę w jednym mieszkaniu, Suho, Sehun i Lay w drugim, a Xiumin, Kai i D.O. w trzecim. Cały dzień zajęło im teleportowanie się wraz z Kaiem po ich już spakowane rzeczy. Pod koniec dnia wszyscy byli padnięci. Pozajmowali pokoje, urządzili się i ze zmęczenia padli do łóżek. Następnego dnia zrobili potrzebne zakupy i spotkali się w jednym z mieszkań, gdzie znajdował się największy pokój, oczywiście należący do Suho.

Od przeprowadzki minęło kilka miesięcy. Skończyła się jesień, później zima. W końcu nastała wiosna. Chłopaki znaleźli sobie prace, a Baekhyun spotykał się z Emilią.. Wciąż zduszała w sobie chęć wyznania, że Anastazja jest bliżej niż myślą, ale widząc jej srogi wzrok przy pierwszym spotkaniu, wiedziała, że jeśli powie cokolwiek, to może to być koniec ich przyjaźni. W nadziei, że któryś z chłopaków kiedyś spotka latającą dziewczynę, nie wyznała przyjaciółce nowego miejsca ich pobytu. Im również nie wspomniała o mieście studiów pierwszej wadery. 



Korekta: Caroline