Kolejne dni mijały spokojnie. Na
początku wydawało się to podejrzane, ale sielanka w domu EXO była zaraźliwa i
wszyscy zapomnieli o planowanym na nie wiadomo kiedy kolejnym ataku Luhana i
Krisa. Data pojedynku Sehuna i Suho nie była ustalona, ale widocznie się
unikali. Gdy jeden wchodził do salonu, drugi go opuszczał lub udawał, że tamten
nie istnieje. W międzyczasie zauważyłam, że Kai i Tao zaczynają się dziwnie
zachowywać. Spędzali ze sobą coraz więcej czasu, znikając na długie godziny.
Próbowałam jakoś to sobie wytłumaczyć, ale mimo wszystko miałam złe przeczucia.
Pod koniec naszych wakacji nadszedł
dzień, który chłopaki ustalili jako dzień pojedynku. Spotkaliśmy się wszyscy na
polanie ćwiczebnej pod postacią wilków.
Był środek nocy, a na niebie
świecił krwistoczerwony księżyc w pełni. Przytulałam kudłatą głowę do Sehuna.
Podeszłam razem z nim do Suho i opuściłam łeb, chroniąc najdelikatniejszą część
ciała wilka — szyję. Suho nastroszył kły.
~ Odsuń się, Ana. Wiesz, że nie możemy
krzywdzić wader — wysłał telepatycznie Suho. Zawarczałam w geście dezaprobaty i
potarłam łeb o Sehuna.
~ Idź — poradził bezbarwnym głosem
i odsunął się ode mnie.
~ Uważaj na siebie — odparłam i
polizałam go, po czym podeszłam do reszty, która siedział na obrzeżach polany.
Przez chwilę dwa wilki krążyły po niewidzialnym kole, warcząc na siebie i
ukazując kły. W końcu pierwszy zaatakował Sehun, jako wyzywający. Podbiegł do
Suho i zamachnął się łapą, ale lider to zablokował, po czym sam zaatakował,
gryząc górną część szyi. Sehun zawył wilczymi strunami głosowymi i skulił się,
po czym został puszczony. Chciałam coś zrobić, ale Lay mnie powstrzymał. Pełna
strachu oglądałam walkę z mocno bijącym sercem.
Wilki ponownie obserwowały się
nawzajem, warcząc i prezentując kły. Tym razem to Suho zaatakował. Podbiegł do
Sehuna, ale ten kłapnął zębami, broniąc się, więc lider odskoczy, warcząc
jeszcze bardziej. W pewnej chwili Sehun podbiegł z boku Suho, a ten, by nie
oberwać, odbił się od pnia i zaczął biec wokół drzew.
~ SUHO UCIEKA? — zapytał
niedowierzająco Kai, wstając na łapy.
~ On nie ucieka. Próbuje zmęczyć
Sehuna by ten się poddał — skomentował to Lay, rozglądając się za parą wilków.
Nie było ich kilka dobrych minut. W
końcu na polanę wskoczył Suho i w trakcie hamowania odwrócił się w stronę
biegnącego za nim Sehuna. Obaj dyszeli ze zmęczenia, wciąż na siebie warcząc.
Obserwowali się, przez chwilę próbując złapać oddech, po czym lider zaatakował.
Widać było, że chce ugryźć rywala w szyję, ale łeb Sehuna zmienił swój tor i
lider ugryzł go w grzbiet, na co tamten zawył, nie spodziewając się, że atak jednak
się uda. Tylne łapy młodszego ugięły się i chłopak się przewrócił, ale od razu
przeturlał się na plecy, nie chcąc się poddać.
W pewnej chwili poczułam ostry
podmuch wiatru i zauważyłam jak wokół lidera zbiera się ziemia podnoszona przez
wir wiatru.
~ To nie fair! Nie można używać
mocy! — zaprotestował Tao.
~ Można. Nie ma żadnych reguł
dotyczących przebiegu walk — znów dopowiedział Lay.
Wszyscy siedzieli w napięciu,
oczekując, co się wydarzy. W pewnej chwili Suho wyleciał z wiru i uderzył o
drzewo, a Sehun zaczął się do niego powoli zbliżać. Spośród drzew wybiegł Tao i
gotowy do ataku, zawarczał ostrzegawczo na Sehunac. Wbiegłam między nich i
zasłoniłam ciałem chłopaka.
Poczułam zawrót głowy, ale zamiast
kontaktu z Luhanem i Krisem, poczułam jakieś obce mi emocje. Agresja,
nienawiść, chęć skrzywdzenia. W głowie odbiły mi się słowa Luhana „Twoja kopia
oddaje za ciebie życie, ale pamiętaj, to połowa ciebie, więc będziesz
podatniejsza na wszystko”. Nie wiem, dlaczego o tym pomyślałam. Nieznane mi
uczucie agresji zaczęło rosnąć i przejmować nade mną kontrolę. Powoli zbliżałam
się do Tao, warcząc na niego ile sił w płucach. Chłopak stał nadal przede mną,
zapewne nie rozumiejąc, o co mi chodzi. Sama nie wiedziałam, co robię. W końcu
rzuciłam się na niego, lecz on zaczął uciekać.
~ ANA?! CO TY ROBISZ?! — usłyszałam
w głowie jak przez mgłę głosy chłopaków.
Biegłam za Tao przez spory kawałek.
Skubany był szybki. Ale na jego nieszczęście potknął się o korzeń i wywinął
kozła, lądując na plecach.
O czym ja myślę? Zapytałam samą
siebie. Przecież nie chcę zrobić mu krzywdy. Próbowałam się zatrzymać. Walczyć
z tym strasznym uczuciem. Ale nie potrafiłam. Na chwilę się zatrzymałam,
kontrolując swoje nogi.
~ Uciekaj! — krzyknęłam, patrząc
Tao w oczy, a on zaczął się powoli cofać. Uderzyłam łbem o ziemie, próbując
zapanować nas swoim ciałem. Z tyłu usłyszałam szukających nas chłopaków i
Emilię. W chwili, w której do nas dobiegli, rzuciłam się na Tao i zakleszczyłam
swoje kły na jego szyi, powodując boleśnie wkradający się w uszy ryk bólu.
Zaciskałam kły z całej siły. Na języku czułam smak krwi. Moja głowa pękała od
wewnętrznego krzyku, błagającego, by ktoś mnie powstrzymał.
Gdy któryś z wilków do mnie podbiegł,
odzyskałam władzę nad ciałem i czym prędzej rozluźniłam uścisk, wypuszczając
szyje Tao. Wilk opadł bezwładnie na ziemię.
~ TAO?! TAO, PROSZĘ. NIE CHCIAŁAM.
TO NIE JA! — krzyczałam, liżąc go po lewej stronie łba i próbując ocucić.
Ktoś złapał mnie zębami za ogon i
odciągnął.
~Ała! — odwróciłam się i zobaczyłam
cały obraz.
Lay schylał się w człowieczej
postaci nad Tao, a Kai łypał na mnie groźnie, tak jak połowa watahy. Suho i
Sehun dobiegli ostatni. Rozglądałam się przerażona. Wiedziałam, że krew na
mojej białej sierści jest doskonale widoczna w blasku czerwonego księżyca. Suho
zmienił się w człowieka i zauważyłam mnóstwo siniaków i ran na jego ciele.
Kulejąc, podszedł do Laya i leżącego Tao.
— Co z nim? — zapytał smutno, lecz
pełen nadziei dla zdolności uzdrowicielskich Jednorożca. Blondyn jedynie
pokręcił głową.
Na ten gest wszyscy zawyli pieśń, pełną
smutku, bólu i żalu. Ja też. W chwilę potem Kai rzucił mnie na ziemie i stanął
nade mną.
~ ZABIŁAŚ GO! — krzyczał. Powtarzał
to cały czas, a z jego wilczych oczu popłynęły łzy. Reszta podeszła do nas,
warcząc na mnie. Tylko Xiumin, Emilia i Sehun stali z tyłu, niedowierzając w
to, co się wydarzyło.
Nikt się nie odzywał. Kai przestał
krzyczeć. Jedynie wpatrywał się we mnie z chęcią zemsty. Przewróciłam się na
łapy i położyłam na brzuchu, chowając łeb w łapach.
~ Ja… Ja nie chciałam... Coś mnie
kontrolowało… — łkałam przez telepatię. Gdy ponownie na nich popatrzyłam, ich
wzrok się nie zmienił. Zaczęłam się cofać, szorując brzuchem po ziemi. W końcu
odwróciłam się do nich tyłem i pobiegłam przed siebie ile sił w łapach.
Wylądowałam na plażyczkach, tam
gdzie uratowałam Tao i straciłam swoją kopię. Nie miałam siły na zamianę w
człowieka. Nie chciałam. W ciele człowieka byłoby to zabójstwo. Nie potrafiłam
się z tym pogodzić. Zabiłam niewinnego chłopaka. Co prawda w formie wilka, ale
to nieistotne.
Weszłam na mini plażę i zanurzyłam
się w lodowatej wodzie. Zmyłam z siebie krew, a następnie położyłam przy brzegu.
Tyłem do wody, w taki sposób, aby małe fale oblewały moje ciało, a ich prąd
docierał minimalnie do mojego łba. Jako wilk nie mogłam płakać zbyt dużo. Ale w
duszy i ciele krzyczałam. Ból był tak duży, że odczuwałam go także fizycznie.
Nie mogłam się uspokoić. Cała drżałam, nie tylko z zimna.
Gdzieś w krzakach usłyszałam szelest.
Myślałam, że to reszta przyszła mnie osądzić. Ale gdy zobaczyłam człowieka,
wstałam przerażona na łapy i patrzyłam na niego jak na ducha. Przybrałam swoją
ludzką postać.
— KRIS?! — nie dowierzałam własnym
oczom. Stał sobie przede mną ze złośliwym uśmiechem na ustach.
— We własnej osobie. Dzięki tobie i
twojej zbrodni odzyskałem życie. Dzięki — powiedział, a jego uśmiech stał się
jeszcze bardziej złośliwy.
— Jak to?
— Tak to. Słusznie zauważyłaś, że
Tao i Kai gdzieś znikają. Trafili na nas kilka dni temu, gdy wróciliśmy do
zabijania zwierząt w wilczej formie. Na początku chcieli nas zaatakować i
przyprowadzić do was, ale udało nam się ich przekonać, że mamy plan, by wrócić
do watahy, usuwając ciebie i Emilię, lecz was nie zabijając. Przekonał ich nasz
pomysł z „niezabijaniem” i nam zaufali. Ale tak naprawdę nigdy nie zdradziliśmy
im naszego planu. Właściwie – mojego planu.
— Gdzie Luhan? — zapytałam,
rozglądając się za drugim chłopakiem.
— Wykiwałem go. Mieliśmy się
podzielić życiem Tao, ale dlaczego mam się z kimś dzielić i być słabszy? Sam
wziąłem jego całą życiową energię — zaśmiał się jak zły filmowy charakter.
— Psychopata…
— Możesz nazywać mnie jak chcesz.
Ale to ty jesteś winna śmierci Tao. No, tak pośrednio. To ja cię kontrolowałem.
— TY DRANIU!
— See ya — powiedział i pomachał
mi, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie. Chciałam go gonić,
ale w tej samej chwili mroczki stanęły mi przed oczami, a ja padłam na piasek.
Zobaczyłam znane mi miejsce. Bijąca
po oczach biel, a w jej centrum trzy osoby. Trzy…?
— Luhan! — wykrzyczałam wkurzona. —
Tao! Ja? — popatrzyłam na trzy osoby w białych ubraniach.
Druga ja miała łzy w oczach, Tao
lekko rozkojarzony pytający wzrok, a Luhan…
— Przepraszam — powiedział
najstarszy. — Kris mnie przekonywał. Nawet nie zauważyłem, że zagalopowaliśmy
się tak daleko, by planować czyjąś śmierć. Dopiero, gdy Kris zaczął cię
kontrolować i zabił Tao… — chłopak przerwał, patrząc na przyjaciela wzrokiem
pełnym prośby o wybaczenie.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Moja
kopia za to wiedziała.
— An, siostro. Przepraszam,
chciałam cię ostrzec, ale oni trzymali mnie z dala od kontaktu. Mogłam jedynie
wysyłać ci przeczucia.
— To dlatego wtedy pomyślałam o tym,
co mówili. Że jestem bardziej podatna.
— Tak. Okazało się, że w formie
człowieka jest to trudniejsze, niż w formie wilka. Kris nie do końca miał taki
plan. Chciał, żeby …
— To moja wina — przerwał jej Tao. Kris
chciał, żeby Sehun i Suho walczyli. Powiedział, że energia jaką wykorzystają
jako wilki, wypływa z nich i miesza się z otoczeniem i jeśli razem z Luhanem ją
wchłoną, to będą w stanie wrócić do życia. Kris mnie poprowadził. Powiedział mi
o uczuciach Suho i Sehuna oraz doradził bym pogadał z Sehunem i naprowadził go
na pomysł walki o rolę lidera.
— Obaj zostaliśmy oszukani, Tao —
powiedział Luhan i położył rękę na ramieniu młodszego.
Nie wiem, czy nie było już o czym
rozmawiać, czy to może moja energia się wyczerpała, ale straciłam kontakt i
ponownie poczułam powiew nocnego wiatru. Próbowałam się wznieść, ale nie miałam
siły nawet na podskoczenie. Zrezygnowana położyłam się w trawie i zwinęłam w
kłębek. Wyczerpanie sprawiło, że zasnęłam w kilka męczących zimnych minut.
Spałam dość niespokojnie, ale co jakiś czas coś sprawiało, że na chwilę się
rozluźniałam.
Następnego dnia rano wstałam
przemęczona, zziębnięta i obolała. Rozprostowałam plecy i wzniosłam się w
powietrze. W głowie miałam ułożony zarys planu. Skierowałam się do lasu,
niedaleko przystanku autobusowego. Poszczęściło mi się. Nie minęły dwie minuty,
a już siedziałam na siedzeniu i jechałam w stronę miasta. Ludzie patrzyli na
mnie dziwacznie. Nic dziwnego, na moich ubraniach znajdowały się plamy z ziemi
i trawy, cała byłam w piasku, a mój wzrok wydawał się pusty i bliski płaczu.
Wysiadłam z autobusu i skierowałam do domu. Nikogo w nim nie było, bo mama
poszła do pracy. Wykąpałam się, przebrałam, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy
i kupiłam bilet pociągowy w dwie strony, datą oddzielone prawie o miesiąc.
Napisałam mamie kartkę, że jadę do koleżanki na miesiąc, a wrócę niedługo przed
szkołą, żeby się nie martwiła, ale może tam nie być zasięgu. Do pociągu miałam
jeszcze sporo czasu, więc przysiadłam do zeszytu i zapisałam kilka stron, po
czym napisałam Emilii, że znajdzie coś pod wycieraczką. Wyszłam pośpiesznie z
domu, zarzuciłam kaptur na głowę i skierowałam się na stację PKP.
Pociąg ruszył, a ja patrzyłam szklącymi
się oczami na mijający nas w pośpiechu las. Jechałam jakieś jedenaście godzin,
na szczęście udało mi się złapać połączenie bez przesiadek. O dwudziestej
pierwszej wysiadłam na stacji i się rozejrzałam. Wiedziałam, że muszę się
kierować na północny zachód, chociaż nie wiedziałam, jak daleko. Chyba coś koło
trzydziestu kilometrów. Gdy spytałam konduktora, okazało się że, muszę iść
prostopadle do dworca. Nie wiedział, że miałam zamiar polecieć, bo i skąd.
Przeszłam na stronę budynku dworca i skręciłam w prawo, a po chwili dotarłam do
schodów prowadzących na prawą stronę torów. Wspięłam się po nich, a mój
przyśpieszony oddech przypomniał mi uciekającego Tao. Zeszłam po schodach i
wyszłam na małą handlową uliczkę. Minęłam salon sukien ślubnych i pomyślałam o
Sehunie. Moje serce ścisnął ból samotności, lecz zaraz po tym głos w mojej
głowie krzyczał „zabiłaś drugiego człowieka, nie zasługujesz na miłość”. Nie
mogłam się z nim nie zgodzić. Gdy minęłam budki sklepowe, zauważyłam ogromny,
chyba jedenastopiętrowy, leningrad. Nadawałby się. Ale moim celem był zupełnie
co innego.
Minęłam skrzyżowanie. Nigdzie nie
skręcałam, szłam prosto przed siebie. Tak długo aż nie zobaczyłam po lewej
stronie ogromnej katedry. Weszłam do parku na jej tyłach i stojąc, przez chwilę
obserwowałam otoczenie. Żadnej żywej duszy, a sama katedra była w remoncie.
Poprawiłam plecak na i jak
najszybciej wzniosłam się wysoko nad katedrę, by nikt mnie nie zauważył.
Spojrzałam w dół. Wyglądała trochę jak wilcza łapa wskazująca zachód. Nie
wiedziałam, po co tak naprawdę do niej poszłam, ale ustaliłam ją jako punkt
orientacyjny. Skierowałam się na północny zachód i w jakieś dwadzieścia minut
zobaczyłam pod sobą ciemny zarys ogromnego lasu. Zatrzymałam się na chwilę i
włączyłam telefon, po czym GPS. Interesujący mnie budynek był dwa kilometry ode
mnie. Skierowałam się w jego stronę i po krótkim czasie wylądowałam spokojnie
na podjeździe domku. Na szczęście okazało się, że mają wolny pokój, więc zapłaciłam
za dobę i zakwaterowała. Zmęczona, od razu opadłam na łóżko. Niestety znów
męczyły mnie koszmary. Rano wstałam, wykąpałam się, zapłaciłam za śniadanie i
usiadłam do stołu razem z gospodarzami — kobietą po pięćdziesiątce i mężczyzną
około sześćdziesięciu lat. Dowiedziałam się, że reszta mieszkańców już dawno
wyszła w trasę wycieczkową. W końcu wciąż była pora letnia. Ludzie jeździli na
urlopy. Poinformowałam gospodarzy, że chciałabym skorzystać z internetu oraz,
że wieczorem się wymeldowuje. Zdziwili się, że tak szybko, ale powiedziałam, że
idę na wędrówkę. Gospodyni pytała trochę o moje cienie pod oczami, smutną minę
i niekontaktujący wzrok. Zbyłam ją zmęczeniem i usiadłam do komputera, który mi
udostępnili. Skrzywiłam się, widząc ilość bagien, ale skoro już tu byłam, nie
miałam odwrotu. Na szczęście w domu spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, więc
mój plecak pękał w szwach.
Większość dnia odpoczywałam na
terenie Rajskiego Stawu. Podładowałam telefon. Raz dzwoniła mama, zapytać, o co
dokładnie chodzi. Powiedziałam jej, że dostałam zaproszenie od koleżanki,
ponieważ jej rodzice wyjechali, a ona wolała nie zostawać sama w domu. Na
początku nie chciała mi wierzyć, ale w końcu powiedziała, że to moje życie.
Powiedziała też, że wyśle mi część pieniędzy, nawet jeśli zapewniałam ją, że
nie będą mi potrzebne. Potem kilka razy próbowała się ze mną skontaktować
Emila, ale ją zignorowałam. Od chłopaków nie było ani słowa. Raz tylko
skontaktowali się ze mną Luhan, Tao i moja kopia.
~ Co ty robisz? — zapytał zdziwiony
Tao.
~ A na co to wygląda? Odpoczywam —
odpowiedziałam normalnie, bo tylko oni znali pełną prawdę.
~ Nie możesz od nich uciekać —
powiedział Luhan z dezaprobatą.
~ A co, może mam tam wrócić i dać
się osądzić, a najlepiej niech mnie zabiją? Kai z chęcią dokonałby zemsty —
wiedziałam, że ucieczka to nie jest najlepszy pomysł, ale potrzebowałam czasu,
odpoczynku oraz w pewnym stopniu pragnęłam, żeby EXO za mną zatęskniło. Może
odkryją kiedyś prawdę. Podejrzewałam, że Emilia znalazła plik kartek, który jej
zostawiłam. Miałam nadzieję, że chociaż ona bezgranicznie wierzy w to, że nie
mogłam świadomie zabić kogokolwiek. Nawet Krisa. Chciałam go po prostu
powstrzymać. W jaki sposób, nie wiedziałam.
~ Trzymaj się — powiedzieli i
zerwali kontakt.
Wieczorem zjadłam kolację i
wyruszyłam na dwór. Czekałam aż się ściemni, więc gdy wyszłam, mogłam spokojnie
odejść kawałek za domek i wznieść się w powietrze. Skierowałam się na północ, w
sam środek ogromnego bagnistego lasu. Obniżyłam się przy dość sporym drzewie,
ściągnęłam plecak i wyciągnęłam z niego sznurek. Obwiązałam plecak wokół
drzewa, sprawdzając, czy jest bezpieczny, po czym zakryłam go reklamówką.
— Przezorny zawsze ubezpieczony —
powiedziałam, łamiąc jakąś liściastą gałąź
i ułożyłam ją tak, aby zasłoniła plecak i nie spadła.
Opuściłam się na ziemię,
rozejrzałam po lesie i nie widząc nic podejrzanego, zamieniłam się w białą
wilczycę.
— Czas zacząć nowy rozdział —
skwitowałam i ruszyłam na zwiedzanie terenu.
Korekta: Caroline
Jako twoja zacna współlokatorka mam owe szczęście, że mieszkam pokój obok i mogę być na bieżącą z tak zwanymi wersjami próbnymi! Więc gdy mi pokazałaś jeszcze niegotowy tekst bardzo się podekscytowałam!!! I mean, ta historia naprawdę trzyma w napięciu. Podoba mi się, w jaki sposób piszesz dialogi, świetnie odwzorowujesz emocje postacie! Nie wiadomo, kot jest tak naprawdę dobry, kto zły, kto gra. Czasami potykasz się z przecinkami, ale to drobny szczegół, który można poprawić! Tak jak wcześniej mówiłam, za szybko przechodzisz z wątku do wątku, czasami powinnaś postarać się bardziej wprowadzić czytelnika do następnej akcji - momentu. Czekam na kolejny rozdział, bo dzieje się dużo ciekawych rzeczy.
OdpowiedzUsuńNo to się porobiło. Niezgoda w stadzie.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że ucieczka nie jest rozwiązaniem. Ana powinna zmierzyć się z watahą i wyjaśnić tą sprawę. Jednak wiadomo, ze potrzeba czasu na przemyślenia. Śmierć jednego z nich jest dla chłopaków ciosem. A Kris to zwyczajna sucz. :) A i podpinam się do użytkowniczki powyżej, zwłaszcza w tej części o wątkach. A zdjęcia są trochę jakby niepotrzebne moim zdaniem.
Czekam na kolejny, weny i pozdrawiam :D
Tak myślałam, że przesadziłam ze zdjęciami XD Pierwszy i ostatni raz dodałam ich aż tyle XD
UsuńNiesamowite czytam pierwszy raz coś tak olśniewającego cudo po prostu weny życzę na kolejne rozdziały.A tak po za tym to zero uwag!!! i jeszcze raz POWODZENIA!!! :)
OdpowiedzUsuńASDFGHJKL ktoś to czyta XD Jeeej, a ja mam zwieche. Utknęłam w lecie, a już mamy prawie po zimie. Shjet.
UsuńDobra dawaj już dalej, przestań bawić się w Ollivandera i dla odmiany pobaw się w J.K Rowling.
OdpowiedzUsuńDaj mi następny rozdział maluchu !!!!!!!!
...
<3
TYLKO NIE BIJ
Usuń