Do czasu wypadku mieliśmy treningi
prawie codziennie wieczorem. Ale po wypadku, przez kilka dni chłopaki w ogóle
nie zwołali ani jednego spotkania. Przynajmniej ja nic o tym nie wiedziałam, bo
nie dostałam żadnej wiadomości. Dlatego zaczęłam trenować na własną rękę. Gdy
się spotykaliśmy, treningi najczęściej odbywały się w wilczej postaci, więc
moja umiejętność latania była daleko w tyle. Straciłam możliwość dublowania,
ale umiałam sobie poradzić. Moja mama przyzwyczaiła się do mojego długiego
wychodzenia na wieczór. Wiedząc już, że w trakcie szybkich lotów jest zimno,
tym bardziej w porach wieczornych, ubierałam się cieplej, chodź starałam się,
żeby ubiór nie przeszkadzał mi w ruchach. Na szyi zawiązałam sobie niebieską
bandankę, zarzuciłam na siebie kurtkę i wyszłam, gdy słońce zaczęło już
zachodzić. Skierowałam się w stronę lasu, ale nie tego samego, w którym królują
chłopaki.
Gdy zrobiło się ciemno, założyłam
bandankę na nos i usta i związałam ją mocniej. Szczelniej zapięłam kurtkę i
lekko rozpostarłam ręce. Poczułam jak moje stopy odrywają się od ziemi i
przyśpieszyłam. Unikając drzew, wzniosłam się ponad ich korony. Chciałam
sprawdzić, jak wysoko mogę się wznieść bez bólu w bębenkach, jak przy
nurkowaniu. Wznosiłam się i wznosiłam, nie czując żadnej różnicy. W końcu obraz
w dole był tak mały, że zrezygnowałam ze sprawdzania. Obróciłam ciało twarzą do
ziemi i poszybowałam, znacznie się rozpędzając. Zauważyłam, że przy większej
prędkości wiatr stwarza delikatną przeszkodę. Zaczęłam się więc zastanawiać,
jak temu zapobiec. Przez głowę przeszła mi pewna myśl, nieuchwytna, całkowicie
nienależąca do mnie. Wpadłam na to, aby w trakcie lotu uformować coś na kształt
tarczy ochronnej na twarzy. Przecież nie kontroluję powietrza, pomyślałam, a
zaraz potem w swojej wyobraźni zobaczyłam smutną twarz Sehuna. Zaraz się
rozmazała, ustępując potrzebie szybkiego lotu.
Zamknęłam oczy i leciałam przed siebie,
zastanawiając się nad formą ochrony, gdy nagle przestałam czuć wiatr na oczach,
pomimo tego, że ciało nadal odczuwało lot. Podniosłam powieki i zaskoczona
zauważyłam, że przed oczami mam coś w postaci niewidzialnej bariery, kształtem
przypominającą opływową strzałę. Gdy tak patrzyłam zafascynowana, okazało się,
że doleciałam nad polanę, na której często ćwiczyliśmy. Dzięki wyostrzonemu
wzrokowi zauważyłam jasne plamy kilku wilków. Zatrzymałam się w powietrzu i odrobinę
zniżyłam. Wilki przystanęły i rozłożyły się na polanie. W głowie usłyszałam ich
rozmowę.
~ Czemu Sehun z nami nie ćwiczy? —
zapytał Kai.
~ Anastazja dołączyła do nas po
pierwszej rocznicy śmierci Krisa. Potem przecież odszedł Luhan. A sam dobrze
wiesz, jak bardzo lubili się z Sehunem — odpowiedział poważnie Suho.
~ Wiem. Sehun mówił mi kiedyś, że może przybycie Anastazji, to taki znak od
nich, żebyśmy szli dalej.
~ No właśnie. Ale po tym wypadku
zaczął mieć wrażenie, że jednak to nie było to. A ten wypadek był ostrzeżeniem.
~ Nigdy go nie zrozumiem — dołączył
do rozmowy Lay — Miałem wrażenie, że bardzo się do niej zbliżył.
~ Bo Ana jest fajna. Jej nie da się
nie lubić — powiedział Xiumin.
Gdy to usłyszałam, zrobiło mi się
ciepło na sercu.
~ Nie powiedziałbym — skwitował Kai.
~ Kai! — głos oburzonego Tao
spowodował, że po plecach przeszły mi ciarki.
~ No co? Sam do niedawna za nią nie
przepadałeś. Nawet kazałeś mi ją sprawdzić — walczył Kai.
~ To dlatego wtedy byłeś w jej
pokoju.
Nawet nie zauważyłam, gdy nowy wilk
dołączył do tych na polanie.
~ Sehun? — wszyscy podnieśli się z
ziemi, patrząc na idącego w ich stronę biało-rudego wilka.
~ Nie macie o czym rozmawiać?
~ Po prostu się o ciebie martwimy— Lay
odpowiedział z troską.
~ Anastazja jest zwykłą waderą. Nie
macie co się przejmować — na te słowa zrobiło mi się bardzo smutno.
~ Świetnie! — wykrzyczałam do nich,
zanim się opanowałam i poszybowałam w stronę plaży. Tej, przy której uratowałam
tonącego Tao.
~ Ana?! — oddaliłam się szybko,
więc tylko to usłyszałam.
Lecąc nad wodą, zniżyłam się tak,
że po wyciągnięciu ręki mogłam zanurzyć ją w ciemnej nieprzeniknionej tafli
wody. Wiatr tutaj nie wiał, więc tafla była nieruchoma. Zatrzymałam się kawałek
od brzegu. Zaczęłam żałować, że to wszystko w ogóle mnie spotkało. Kilka
opadających kropli przebiło się przez wodę, tworząc rozchodzące się okręgi. W
powietrzu odwróciłam się twarzą do nieba i wpatrywałam w gwiazdy. Księżyc już
zaczął znikać. Po policzkach powoli spływały mi łzy. Otarłam je w tej samej
chwili, w której usłyszałam wycie wilka. Spojrzałam w stronę brzegu. Nie
wiedziałam kto to był, póki się nie odezwał.
~ Ana! Co ty robisz?
~ W przeciwieństwie do ciebie, Tao,
umiem pływać na wypadek gdybym wpadła.
~ Chodź tu. Pogadajmy — nalegał.
~ Nie chcę.
~ No weź... Bo sam wejdę i znów
będziesz musiała mnie ratować — powiedział półżartem.
~ No dobra — odwróciłam się i
poszybowałam w stronę brzegu. Chińczyk już zdążył zmienić się w człowieka.
Przystanęłam na piasku, naprzeciw niego.
— No co?
— Nie bądź taka oschła, proszę.
— A ty byś nie był po usłyszeniu
czegoś takiego?
— Ale to słowa Sehuna, nie moje.
— No właśnie — odpowiedziałam sfrustrowana
i usiadłam na kępie trawy. Czarnowłosy usiadł obok mnie.
— Lubisz go, prawda? — zapytał głosem pełnym… zrozumienia? Nigdy
nie słyszałam u niego takiego tonu.
— Ja… Skąd wiesz?
— Ile słyszałaś z naszej rozmowy? —
odpowiedział pytaniem na pytanie.
— Od pytania o to, czemu Sehun nie
ćwiczy.
— Czyli wszystko. Więc wiesz, że to
ja poprosiłem Kaia, żeby cię sprawdził. Przepraszam za to.
— Mogliście mi powiedzieć.
— Pewnie znielubiłabyś mnie jeszcze
bardziej.
— To nie tak. Po prostu bolało
mnie, że ty mnie nie tolerujesz.
— Teraz jest inaczej. Naprawdę
przepraszam za swoje zachowanie. A co do Sehuna, myślę, że on też cię lubi. Ale
nie może się pozbierać po stracie Luhana. Dla mnie Lulu był pobratymcem z jednego
kraju, ale to Sehun się z nim najbardziej przyjaźnił. Dlatego dziwiliśmy się,
że tak się zbliżyliście. Sehun w pewien sposób stał się bardziej skryty.
— Nawet jeśli tak mówisz, sam
słyszałeś, co powiedział. Jestem tylko dziewczyną w stadzie, nic więcej.
— Myślę, że powinnaś najpierw z nim
porozmawiać.
Pozwoliłam Tao zaciągnąć się do
domku w lesie. Nikogo nie było, więc rozsiadł się na kanapie, a ja wstawiłam
dużo wody na herbatę. Zanim woda się zagotowała, trzech chłopaków zdążyło już
wrócić.
— Ana! Tu jesteś. Szukaliśmy cię po
całym lesie — powiedział Baekhyn, wchodząc razem z Chanyeolem i Xiuminem.
— Naszukaliście się. Byłam w
powietrzu — zalałam kolejne cztery kubki, gdy po chwili weszli Chen, Lay, D.O.
i Kai.
— Sehun i Suho wciąż cię szukają —
powiedział poważnie jednorożec, gdy wręczyłam mu kubek.
— Niech ich ktoś zawoła —
powiedział Chanyeol, popijając gorący napar.
— Wołałem. Nie odpowiadali —
stwierdził Baekhyun.
Stałam oparta o blat kuchni,
patrząc w ciemność za oknem. Po chwili moje oczy zaszła ciemna mgła, a w
wyobraźni zauważyłam dwa wilki, jeden większy, drugi mniejszy, jaśniejszy. Byli
gdzieś w lesie. Sehun leżał nieruchomo pod drzewem, a Suho stał przed nim w
agresywnej pozie. Obraz lekko się oddalił i zobaczyłam grupę sześciu wilków
wrogo warczących na tamta dwójkę.
— O nie! — krzyknęłam, co
spowodowało, ze wizja się rozmazała.
— Co się stało? — zapytał Chen.
— Suho i Sehun zostali zaatakowani
przez inną watahę!
— Przecież mieliśmy żyć z nimi w
zgodzie. Wczoraj się z nimi spotkaliśmy.
— Nie wiem, widziałam tylko obraz.
Sehun jest ranny, nie ruszał się. A Suho opada z sił.
— Gdzie dokładnie?
— Myślę, że w północno-wschodniej
części lasu, kawałek od brzegu. Ale nie mam pewności.
— Ruszamy! — zarządził Lay i
wszyscy pospiesznie wyszliśmy. W wilczych postaciach przedzieraliśmy się przez
las. Prowadziłam, nie do końca będąc pewną celu. Kilka minut później okazało
się, że jednak się nie pomyliłam. Moja topograficzna pamięć mnie nie zawiodła.
Przybiegliśmy w momencie, gdy obca wataha zaczęła atakować Suho. Wszyscy
stanęliśmy im na drodze, osłaniając lidera. Lay, jako wilk beta, stał pośrodku.
— Była umowa. Obiecaliśmy wam, że
nie będziemy polować, jeśli dacie nam spokój.
— No właśnie. A wy tej umowy nie
dotrzymaliście. Widzieliśmy jak dwa wilki spoza naszej watahy polowały na tym
terenie — powiedział wilk alfa.
— To na pewno nikt od nas. My
dotrzymujemy naszej umowy.
— Nie ufam wam. Śmierdzicie
człowiekiem.
— Jakoś musimy sobie radzić, by
dotrzymać umowy.
— Załatwcie to, inaczej się z wami
policzymy — powiedział na odchodne, po czym wataha zniknęła w ciemnym lesie.
Odetchnęłam z ulgą.
~ Nie zmieniajcie postaci na
wszelki wypadek — powiedział Suho, po czym opadł bezsilnie na ziemię.
Wszyscy rzucili się w jego stronę,
a ja podbiegłam do jasnego wilka leżącego pod drzewem. Trąciłam go nosem, ale
się nie ruszył. Przyłożyłam wilcze ucho do jego pyska i machnęłam nim, gdy
owiał mnie jego oddech.
~ Sehun — powiedziałam, ponownie
trącając go nosem.
~ Kai, zmień się i przenieś ich do
domku. Byle szybko. Potem wróć po mnie — zarządził Lay.
~ Jasne — odpowiedział po czym
zamienił się w człowieka i zniknął z Suho. Kilka sekund potem wrócił i zabrał
Lay’a. Ja w tym czasie próbowałam podnieść Sehuna. Ale Kai stanął obok mnie i go
zabrał. My ruszyliśmy biegiem z powrotem. Gdy znaleźliśmy się na miejscu, cały
domek był już obłożony pudełkami z ziołami i miskami, tak jak tego dnia gdy
znaleziono mnie. Usiedliśmy na kanapach,
z napięciem wpatrując się w Laya przy pracy. Po chwili Suho
przybrał ludzką formę i usiadł.
— Już w porządku. Zajmij się
Sehunem — machnął ręką, gdy Lay chciał sprawdzić pracę jego narządów. Lider
wstał i chwiejnym krokiem podszedł do kanapy, na której usiadł, wzdychając. —
Jak nas znaleźliście?
— Anastazja znów miała wizję. Tak
jak wtedy ze mną — odpowiedział mu Tao.
Nie słuchałam ich, tępo wpatrując
się w jasny kłąb sierści na łóżku. Dopiero gdy siedzący obok D.O. dźgnął mnie w
bok, zwróciłam uwagę na to, że Suho bezustannie na mnie patrzy.
— Gdyby nie ty, byłoby z nami źle.
— Już jest źle — odpowiedziałam z
bólem w głosie.
— Ile słyszałaś z dzisiejszej
rozmowy? — zapytał lider.
— Wszystko — odpowiedział za mnie
Panda.
— Chciałbym ci wszystko
wytłumaczyć. Może lepiej zrozumiesz nasze zachowanie — posmutniał. — Wszystko
zaczęło się pod koniec 2011 roku. Jakimś cudem cała nasza dwunastka spotkała
się w jednym miejscu. Część z nas była wtedy jeszcze w szkole. Inni dopiero ją
skończyli. Sami nie wiemy, jak to się stało, ale przeszliśmy przemianę, tak jak
ty. Choć mniej boleśnie. Przestraszyliśmy się, ale musieliśmy dać sobie z tym
radę. Zebraliśmy się i obiecaliśmy, że za wszelką cenę nikomu nie wyjawimy
naszej tajemnicy oraz, że będziemy się trzymać razem. Jednak rok temu… W maju
jako pierwszy opuścił nas Kris. Chciał powiedzieć ludziom o naszych mocach i
umiejętnościach, ale nim zdążył coś o nas wspomnieć, już nie żył. Ludzie
przerazili się jego przemianą i został zastrzelony przez ochroniarzy. Pięć
miesięcy później, w październiku Luhan powiedział swoim najbliższym o naszej
tajemnicy. Rodzina nieświadomie załatwiła mu szubienicę. Wciąż do końca nie
wiemy, jak zginął, ponieważ musieliśmy uciekać przed tym samym losem. I tak, co jakiś czas zmienialiśmy miejsce
zamieszkania, bojąc się, by nikt nie odkrył naszej tajemnicy oraz by nie
pokusiło nas na wyjawienie jej. Jak wiesz z rozmowy, dołączyłaś do nas w
pierwszą rocznicę śmierci Krisa. Może dlatego masz jego moc, bo odszedł jako
pierwszy, nie wiem. Śmierć Luhana najbardziej z nas wszystkich wstrząsnęła
Sehunem. Przyjaźnili się.
— To już wiem, Tao mi powiedział —
przerwałam opowieść lidera. Skinął na to głową.
— Dopiero na kilka tygodni przed
twoim przybyciem Sehun pozbierał się do reszty i zaczął w pełni funkcjonować,
chodź widać zmiany w jego charakterze. Twoje dołączenie do watahy mocno
wpłynęło na nasze życie — gdy zobaczył moja smutną minę poprawił się. — Nie
mówię, że wpłynęło źle.
— Moim zdaniem mamy wielkie
szczęście, że dołączyłaś akurat ty. Jesteś wyrozumiała, silna, pracowita, a do
tego nie jesteś zapatrzona w siebie — powiedział Lay, odrywając się od pracy
nad Sehunem.
— Co z nim? — puściłam komplementy
mimo uszu, obserwując jak Lay siada na kanapie.
— Lepiej. Musi odpocząć i
zregenerować siły. Wyliże się.
— To dobrze — powiedziałam, a widać
było, że wszyscy odetchnęli z ulgą.
— Popieram zdanie Laya — kontynuował
Suho, a reszta członków zawtórowała mu cicho.
— Dziękuję Wam, ale Sehun miał
rację, mówiąc, że jestem tylko waderą.
~ Nie miałem racji — cichy głos
pełen bólu odezwał się w naszych umysłach.
Popatrzyłam w stronę łóżka i
zobaczyłam jak Sehun próbuje wstać.
— Nie wstawaj, młody. Jeszcze nie
odzyskałeś sił — zarządził jednorożec, podchodząc do chłopaka i próbując z
powrotem go położyć. Podeszłam do nich i uklękłam przy łóżku. Biało-rudawa
głowa przysunęła się do mnie i wtuliła w moje rozłożone ramiona. Głaskałam
chłopaka po głowie, zanurzając swoją twarz w jego miękkim futrze. Usłyszałam
jak chłopaki wstają z kanap i wychodzą. Suho podszedł i położył rękę na moim ramieniu.
Szepnął „dziękuję” i wyszedł za innymi. Lay pokazał, żebym na chwilę wstała.
— Chcesz z nim zostać?
Przytaknęłam.
— Powiem mamie, że śpię u
przyjaciółki.
— Dobrze — odpowiedział i wskazał
mi wszystkie naczynia, tłumacząc, co do czego służy. — Dasz sobie radę?
— Tak. Najwyżej do ciebie napiszę.
— Dobrze. Dobranoc.
— Dobranoc — poczekałam aż wyjdzie
i napisałam mamie SMS. Ściągnęłam buty i położyłam się przy Sehunie.
~ Przepraszam za to, co
powiedziałem. Denerwowała mnie ich rozmowa i tego nie przemyślałem. Chodziło mi
o to, że doszukują się drugiego dna w tym, co im powiedziałem. Fakt, mówiłem,
że te wydarzenia mogą mieć jakiś znak, ale nigdy nie mówiłem jaki — jego głos
był coraz słabszy.
— Dobrze już, Hunnie.
Zesztywniał na chwilę, słysząc to
określenie.
~ Luhan mówił na mnie Hunnie…
— Przepraszam, nie wiedziałam.
~ Nie przepraszaj. Tęskniłem za tym
— powiedział, po czym wtulił się we mnie i zasnął wyczerpany. Ja po prostu
leżałam z zamkniętymi oczami. Po chwili poczułam się jak przed wizjami, a zaraz
potem zobaczyłam oczami wyobraźni tę samą świetlistą pustkę oraz dwie osoby.
~ Przepraszamy, że sprawiliśmy wam
kłopoty — powiedział chińczyk.
~ Wy? Jak?
~ Poszliśmy zapolować, by utrzymać
się w żyjącej formie — dodał.
~ Co? Ale wy przecież…
~ Nie żyjemy. Tak. Ale znaleźliśmy
sposób, by powracać na ziemię w postaci wilków — dokończył za mnie Kris.
~ To fantastycznie! Chłopaki będą
zachwyceni.
~ Nie mów im jeszcze. Najpierw musi
do was dołączyć ostatnia osoba — Lulu wyglądał na zmartwionego.
~ Kto to będzie?
~ Ktoś z twojego otoczenia, ale nie
możemy Ci powiedzieć — ta tajemnica Krisa jeszcze bardziej mnie zaciekawiła.
~ Musimy lecieć. Opiekuj się
Hunnim, proszę — powiedział Luhan, po czym zniknęli, a ja otworzyłam oczy, by
potem z powrotem zamknąć je ze zmęczenia.
Korekta: Caroline
Oooooooo. Aż się nie mogę doczekać kolejnej części. Straszliwie mnie ciekawi kto będzie kolejna osoba w stadzie. I coś mam wrażenie że Lulu i Kris wcale tacy dobrzy nie są...
OdpowiedzUsuńPokazują sie moje osobiste lubie/nie lubie w stosunku do nich :P
UsuńTa moc jasnowidzenia na prawdę się przydaje. Gdyby nie ona, chłopcy nie uratowaliby lidera i maknae. Jak miło i przyjemnie sie zrobiło, gdy Ana została z Sehunem i oboje się przytulili. Takie "ooo" :D Nowa postać? Hmm..ciekawe kto to taki. Czekam na kolejny rodział i pozdrawiam! :D
OdpowiedzUsuńCo nie, że fajny ship? XD
UsuńOooo <3 końcówka była taka ooo ♥♥♥
OdpowiedzUsuńNiech oni wrócą!!! Ciekawi mnie kim będzie ta osoba, ale no dowiem się niedługo pewnie co? x"D
Hmm.. co więcej? Jak zwykle ciekawy i wciągający rozdział, ale Kai nadal mnie zastanawia.. Wredota jeden niech w końcu pokaże swoje oblicze, a nie~ xD
Hwaiting ♥♥♥