wtorek, 14 czerwca 2016

Werewolves & Me #16 [EXO]

Tuturururu leeeeeeci kolejny rozdział <3



Po ostatnim spotkaniu z Emilią, jakoś pod koniec stycznia, zaczęłam myśleć o zmianie wyglądu. Wątpiłam, żeby chłopaki byli w mieście, ale tak na wszelki wypadek wolałam się zabezpieczyć.
Delikatnie zmieniłam stylizację i przefarbowałam się na wiśniowy kolor. Kupiłam sobie oprawki, zerówki, w końcu i tak widziałam lepiej niż ludzie, ale był to element zmiany. Zaczęłam się też mocniej malować. No i oczywiście musiałam jakoś zakryć znamię. W zimę nie było to trudne, długie rękawy i tym podobne. Jednak gdy zrobiło się cieplej, musiałam coś wymyślić. Zaczęłam nakładać na niego ogromne ilości podkładu. Tracił swoją widoczność, ale wciąż było go widać. O bransoletce nie było mowy, znak latania był za wysoko. W końcu zostałam przy delikatnych, ale długich rękawach.
Nie wiedziałam, co zrobię w wakacje, ale na razie było do nich daleko. Najtrudniejsze dla mojej psychiki okazały się walentynki. Musiałam zająć czymś serce i rozum, które tego dnia jakoś dziwnie ze sobą współpracowały. Spędziłam poprzedni dzień na klejeniu walentynki. Pastelowo czerwony papier, rysunek postaci wysyłającej buziaka i ręcznie wyklejane serce z malutkich bursztynów. Drobny wierszyk, własnego pomysłu, pomimo mojego braku talentu w rymowaniu.
Gotową walentynkę ze smutkiem ustawiłam na szafce tuż obok niebieskiego lodowego wilka. Potem znów oddałam się w wir życia, w chwilach wolnych myśląc o watasze. To jest wieczorami, w łóżku, gdy spędzałam bezsenną noc przez pełnię księżyca.  Czasem nocami wychodziłam z domu i szłam na tory, które biegły pod ulicami. Na las nie mogłam zbytnio liczyć, więc chowając się w cieniu, biegałam kółka.
Zbliżały się urodziny Sehuna, a ja zaczynałam wariować. Weekend trwał od piątku do poniedziałku włącznie. Takie fajne studia, ot co. I przeważnie spędzałam te dni w domu na sprzątaniu, robieniu referatów czy innych badziewi. Tym razem ładna pogoda skłoniła mnie do wyjścia na miasto i zrobienia małych zakupów. Jak się potem okazało, nie był to najlepszy pomysł, ponieważ Lay i Suho także wybrali się do centrum, prawdopodobnie w poszukiwaniu prezentu. Nie zauważyłam ich dopóki prawie nie wpadłam na blondyna. Uciekłam szybko do najbliższego sklepu i schowałam się, by mnie nie zobaczyli.
— Mam wrażenie, czy znam tą osobę? — usłyszałam Laya.
— Też wydała mi się znajoma.
Stali przez chwilę, pewnie się zastanawiając, po czym kontynuowali poprzedni temat.
— Jak myślisz, spodobają mu się nowe buty? Tyle biega od kiedy Ana odeszła, że już chyba zużył wszystkie swoje pary — powiedział Lay, odchodząc.
— Nawet po śmierci Luhana tyle nie biegał… — słyszałam oddalającą się rozmowę i westchnęłam.
W tym czasie podeszła do mnie ekspedientka, pytając, czy może w czymś pomóc. Zaprzeczyłam tylko i wszyłam, kierując się w przeciwną stronę.
Pech chciał, że tym razem natknęłam się na D.O. i Kaia. Kai zajmował się właśnie wystawianiem towaru w jednym ze sklepów z ciuchami. D.O. stał obok niego i rozmawiał z nim. Już nie wiedziałam, gdzie mam iść, żeby ich nie spotkać. Bałam się. Chociaż nie wiedziałam, czego.
Przecież mnie nie zabiją. Zabrać moc? Po pierwsze, niech zabierają, chociaż było by mi na pewno szkoda, a z drugiej strony, przecież nawet nie wiedzieliby, jak. Oddadzą na policję? Pod jakim pretekstem? Zabicia wilka? Chociaż te zwierzęta są pod ochroną, musieliby przedstawić jakiś dowód.
Stałam tak, znów wyliczając w głowie pomysły, w jaki sposób wataha mogłaby mnie ukarać, gdy poczułam rękę na ramieniu i usłyszałam ten głos, którego nigdzie indziej bym nie pomyliła.
— Hej, nie znamy się przypadkiem? — zadał to pytanie po koreańsku, ale ja oczywiście rozumiałam. Odwróciłam się i spojrzałam na Xiumina, którego oczy źrenice się ze zdziwienia na mój widok.
— ANASTAZJA! — usłyszałam, a chwilę później tonęłam w męskich ramionach.
W moich oczach stanęły łzy. Szczęścia i rozpaczy jednocześnie. Tak długo byłam z dala od nich, od tak dawna chciałam wrócić… Byłam szczęśliwa, że chociaż to jedno istnienie cieszy się na mój widok. Oczywiście ludzie przystanęli na ten okrzyk radości i przyglądali się nam. Kątem oka zauważyłam Kaia i D.O. wychodzących ze sklepu. Nim się obejrzałam, dostałam delikatnie w głowę od Xiumina.
— Aua!
— Nigdy więcej masz tak nie znikać — powiedział poważnie.
Potem przytulił mnie D.O., a Kai już miał odejść, gdy po chwili spuścił głowię.
— Przepraszam… — wyszeptał.
— Za c… — już miałam dokończyć pytanie, gdy mnie olśniło. Aha, za plan Luhana i Krisa.
Po chwili zastanowienia także go przytuliał, by wiedział, że nie mam mu za złe.
— To chyba będą jego najszczęśliwsze urodziny — klasnął w ręce Xiumin i wziął mnie pod ramię. — Nie mówcie na razie innym, zrobimy im niespodziankę — powiedział i zaciągnął mnie w głąb sklepów. — Zrobimy małe zakupy!
— Ale Xiu… — zaczęłam.
— Żadne „ale”. Jutro musisz wyglądać idealnie. Przygotujemy wszystko i wieczór będziecie mieć tylko dla siebie. O ile Sehun nie zemdleje z wrażenia — zachichotał.
Moje mini zakupy przemieniły się w odświeżenie szafy. Xiumin ciągnął mnie po wszystkich sklepach z damską odzieżą, szukając dla mnie idealnej sukienki. Gdy w końcu zauważyłam uniesione do góry kciuki z uśmiechem na twarzy, miałam na sobie czerwoną sukienkę nad kolana, z szerokimi ramiączkami i czarnym paskiem w talii. Na szyi zawiesił mi srebrny łańcuszek z wilkiem i wygrawerowanym z tyłu symbolem mojej mocy.
— Trzymałem go od twoich urodzin — powiedział, puszczając chłodny metal na moją szyję.
Stałam jak spetryfikowana, patrząc w lustro. Wyglądałam nieziemsko. Gdyby jeszcze tylko zmienić trampki na obcasy… Wróciłam do przebieralni. Gdy już z niej wyszłam, Xiumin zabrał mi sukienkę i podszedł z nią do kasy. Zapłacił, po czym dołączył do mnie.
— Przecież ta sukienka kosztowała mnóstwo pieniędzy! — krzyknęłam protestująco.
— Nieważne. To będzie prezent ode mnie dla Sehuna.
— Prędzej dla mnie… — powiedziałam cicho. — Jak on się czuje? W ogóle, co wy tu robicie?!
— Spokojnie — powiedział i zaczął opowiadać, co robili odkąd uciekłam, prowadząc mnie w stronę wyjścia z centrum handlowego. Szliśmy na ten sam przystanek i jak się później okazało, na tym samym wysiadaliśmy. Wskazał mi trzy różne budynki oddalone od siebie o jakieś 500 metrów. Znów stanęłam jak wryta, zdając sobie sprawę, jak blisko mnie byli przez cały ten czas.
— Bądź jutro przy poczcie o szesnastej. Przyjdę po ciebie — powiedział i znowu mnie przytulił. — Dobrze, że jesteś cała — wyszeptał mi do ucha i oddalił się, machając z uśmiechem.
Następnego dnia miałam zajęcia, ale kto by o nich myślał po takim przeżyciu. Z bijącym sercem wyszłam z uczelni przed piętnastą. Szybko pobiegłam na tramwaj, który prawie mi uciekł, przesiadłam się do autobusu i piętnaście minut później byłam w domu. Szybko się wykąpałam, pomalowałam, ułożyłam włosy i ubrałam kupioną przez Śnieżynkę sukienkę. Wisiorka nawet nie zdejmowałam.
Z bijącym szybko sercem, przejrzałam się w lustrze.
— Wow, Anastazja, ślicznie wyglądasz! — zawołała wychodząca z pokoju współlokatorka. — Gdzie się wybierasz?
— Na urodziny — powiedziałam cicho.
— Czyje? — dopytywała.
— Kolegi — odpowiedziałam, zżerana przez emocje. — PREZENT! CHOLERA JASNA! — zawołałam przerażona. — Co by mu tu…? — zaczęłam biegać po swoim pokoju. W końcu stanęłam przerażona na środku. Ja zmieniłam numer telefonu, ale przepisałam sobie te chłopaków. Wystukałam szybko smsa do Xiumina.
„ Po prostu przyjdź”, odpisał mi od razu.
— Taaa, jasne — zaczęłam się ślepo wpatrywać w okno. Co sprawiło, że straciłam kompletnie kontrolę i zgadnijcie, co się stało. Tak, zaczęłam się unosić w powietrzu, przy otwartych drzwiach. Na szczęście obie moje współlokatorki rzadko wychodziły ze swoich pokoi, więc gdy przerażona opadłam na ziemię, nikt tego nie zauważył. Spojrzałam na zegarek. Za pięć minut miałam być przy poczcie. Na szczęście to minuta drogi. W końcu zdecydowałam się dać mu swoje zdjęcie, które wcześniej wydrukowałam. Nie pytajcie, dlaczego. Wzięłam walentynkę i włożyłam ją do czerwonej koperty. Do beżowej torebki wrzuciłam klucze od mieszkania, telefon i portfel. Do ręki wzięłam czarny sweterek i wyszłam, żegnając się z koleżankami.
Zestresowana, szybkim krokiem skierowałam się do budynku, w którym mieściła się poczta. Xiumin już czekał. Ubrał młodzieżowy garnitur, a gdy tylko mnie zobaczył, zszedł po schodach i przytulił mnie w geście powitania.
— Prześlicznie wyglądasz. Jongin i Kyungsoo się nie wygadali, ale mało brakowało — wziął mnie pod ramię i zaczął prowadzić po nierównym chodniku do jednego z bloków wskazanego dzień wcześniej. Otworzył kluczem drzwi do klatki. Tak, nasza dzielnica nie zainwestowała w domofony z kodem. — Plan jest taki. Jongin zabrał gdzieś Sehuna. Wataha jest już w domu,  a wszystko gotowe. Ty będziesz czekać w jednym z pokoi. Gdy oni przyjdą, zaczniemy śpiewać „sto lat”, wtedy ty wejdziesz z tortem — nerwowo przełknęłam ślinę. — To będzie także niespodzianka dla innych — wprowadził mnie na drugie piętro i otworzył drzwi mieszkania.
— Wróciłem! — zawołał i szybko otworzył pierwsze drzwi po prawej, żeby mnie schować. To był jego pokój. Tort stał w lodowym kwadracie na szafce. Zamknął drzwi i zapewne dołączył do reszty.
— Dobra, wysyłam wiadomość Jonginowi — powiedział.
W sumie było cicho. Po chwili usłyszałam odgłos teleportacji Kaia, tuż przy drzwiach. Wstrzymałam oddech i patrzyłam na jego rozmazaną postać przez matowe szkło. Ruszyli do pokoju naprzeciw. Gdy weszli chłopaki, zaczęli śpiewać sto lat. Wzięłam uspokajający oddech i wypuściłam powietrze, biorąc tort. Zapaliłam świeczki za pomocą zapalniczki. Otworzyłam drzwi łokciem i szłam powoli do drugiego pokoju. Sehun stał do mnie plecami. Zaczęłam śpiewać „sto lat” razem z resztą. Gdy usłyszeli damski głos, spojrzeli w moim kierunku, co spowodowało, że dalej śpiewałam tylko ja, Xiumin, Kai i D.O.
To było najbardziej stresujące. Wszyscy stali i się patrzyli. W końcu Sehun się odwrócił i na mnie spojrzał. Chłopaki przerwali śpiewanie, ale ja trwałam dalej.  Dopiero gdy skończyłam piosenkę, ucichłam, wciąż wpatrując się w jego oczy.
No zróbże coś! Nakrzycz na mnie, przywitaj się, cokolwiek, błagałam oczami, nie śmiąc nawet o tym pomyśleć, bo wszystko by usłyszał. Ale on tylko stał i wpatrywał się we mnie.
— Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Sehun — w końcu odezwałam się cicho, idąc powoli w jego stronę. Reszta była tak wstrząśnięta moją obecnością, że bałam się, czy w ogóle jeszcze oddychają.
~ Czy wszyscy widzą to co ja? — zapytał telepatycznie Chen.
~ Ehe — odpowiedział mu inteligentnie Chanyeol.
Odchrząknęłam znacząco.
— Chłopaki, ja to słyszę — tak długo mnie nie było, że zapomnieli, że jestem jedną z nich?, zaczęłam się zastanawiać, dostając w odpowiedzi jedynie ich nerwowy śmiech. W  końcu któryś z nich popchnął Sehuna w moją stronę.
— No powiedz coś — polecił cicho Suho, ale tęczowowłosy wciąż wpatrywał się we mnie bez słowa.
Zauważyłam, że oczy zachodzą mi łzami. Postawiłam tort na biurku, przy wejściu do pokoju.
Wiedziałam, że to zły pomysł.
— Przepraszam… — wydukałam tylko i szybkim krokiem ruszyłam do drzwi głównych.
Zaczęłam szybko mrugać oczami, żeby powstrzymać się od płaczu. Chciałam przekręcić zamek, ale właśnie wtedy poczułam jak męskie ramiona oplatają się wokół mojego ciała, nie pozwalając mi odejść.
— S-sehun…? — zapytałam szeptem, bojąc się nawet drgnąć.
— Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłem. Ile nocy nie przespałem, zastanawiając się, czy jesteś cała. Jak wiele razy zdawało mi się, że zobaczyłem cię w tłumie — zaczął mówić tuż przy moim uchu.
Podniosłam rękę i dotknęłam jego nadgarstka, przymykając oczy.
— T-też za tobą tęskniłam — odpowiedziałam.
Wtedy odwrócił mnie przodem do siebie i spojrzał w moje oczy, zupełnie jakby chciał mnie przeskanować.
— Gdybyś tęskniła, wróciłabyś do nas — powiedział gniewnie, mrużąc oczy.
Odruchowo chciałam zrobić krok w tył, ale mnie przytrzymał.
— Bałam się. Po tym co zrobiłam, wiem, że mnie nienawidzicie. Sama siebie za to nienawidzę. Wiesz jakie to uczucie? Zabić kogoś? — zaczęłam wylewać z siebie wszystkie bóle, z którymi do teraz zdążyłam się pogodzić. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. — Wiesz jak to jest, zawieść wszystkich, na których ci zależało? A najbardziej osobę którą się kocha? — oparłam czoło o jego klatkę piersiową. Objął mnie w opiekuńczym geście.
— Nie, nie żywimy do ciebie nienawiści. Nie, nie wiem, jakie to uczucie. I nie, nie zawiodłaś nas — po kolei odpowiadał na każdy wątek. — Wiemy, że to nie twoja wina. Jongin wszystko nam powiedział — uspokajająco głaskał mnie po plecach.
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
— Jak to? — zapytałam.
Otarł łzy z moich policzków i złapał mnie za rękę. Zaprowadził nas do pokoju, gdzie chłopaki w ciszy siedzieli na kanapach, krzesłach i podłodze. Podał mi tort ze świeczkami, które przy życiu przytrzymywał Chan. Zamknął oczy i zdmuchnął świeczki, jak gdyby nigdy nic. Chłopaki podłapali i zaczęli klaskać, wstając, klepiąc go po plecach i składając życzenia. Lay zabrał ode mnie tort, puszczając mi oczko i wziął się za krojenie go, a Xiu rozdawał wszystkim talerzyki.
Sehun miał miejsce pośrodku kanapy, dosadnie zasugerował mi, abym usiadła obok niego. Gdy już wszyscy mieli swój kawałek tortu, chłopaki zaczęli opowiadać, jak to wyglądało tuż po całym incydencie, kiedy Emilia przyniosła mój pamiętnik. Spiorunowałam ją wzrokiem, a ta tylko wywróciła oczami, siedząc wtulona w Baekhyuna. Wyglądali naprawdę uroczo. Opowiedzieli dokładnie o planach Krisa, o tym, że Tao i Jongin weszli z nimi w zmowę, ale wyszło jak wyszło.
— Wiemy, że to nie ty. Nie mogłabyś nikogo zabić. Nie świadomie — powiedział Suho, patrząc na mnie ojcowskim spojrzeniem.
Grzebałam w swoim kawałku tortu, słuchając wszystkiego w ciszy.
— Martwiliśmy się o ciebie — zakończył Lay, siadając obok mnie na oparciu kanapy.
— J-ja… — zająkałam się. — Przepraszam. Że was zostawiłam, że nie dawałam znaku życia, przepraszam za wszystko, co musieliście przeze mnie przejść.
Sehun odstawił swój talerz po czym zabrał też mój i mnie przytulił. Przez chwilę wdychałam jego zapach. Męska woda toaletowa z odrobinką nutki psa. Albo raczej wilka... Zamknęłam oczy i napawałam się tą mieszanką. Gdy westchnęłam z przyjemności, odsunął się ode mnie, trzymając za ramiona.
— Już więcej nie uciekaj. Jesteśmy rodziną, wspieramy się choćby nie wiem co. Obiecujesz?
— Obiecuję — odpowiedziałam.
Wystawił mały palec prawej ręki.
— Na pewno?
— Tak — również wyciągnęłam swój mały palec i złączyliśmy je w geście obietnicy.
Wszyscy zaczęli klaskać, jakby to było dobre przedstawienie. Suho odsunął od nas stół i wszyscy podeszli, żeby się wspólnie przytulić. Będąc w samym sercu uścisku, nie mogłam stracić równowagi, gdy brakujący członkowie postanowili skorzystać z połączenia międzyświatowego. Dawne uczucie przyszło niespodziewanie, zasnuwając moje oczy czernią. Chwilę później zobaczyłam jasny blask i trzy postacie. Wszyscy się uśmiechali i machali do mnie.
~ No nareszcie — powiedziała druga ja, klaszcząc w ręce jak małe dziecko.
~ Dobrze, że wróciłaś — powiedział Luhan, delikatnie się uśmiechając.
~ I przestań się obwiniać — dodał Tao, po czym zniknęli, a ja znów byłam w objęciach wszystkich z watahy.
Gdy uścisk się rozluźnił, Xiumin klasnął w dłonie.
— Czas na prezenty! — zawołał i pobiegł do swojego pokoju. Reszta powyciągała paczki od siebie. Wstałam i poszłam za Xiu, bo zostawiłam w jego pokoju czerwoną kopertę. Gdy stanęłam w progu, założył mi na rękę czerwoną tasiemkę z kokardką. Wzięłam kopertę i wrócił ze mną do pokoju, po czym posadził obok Sehuna.
— To ode mnie — powiedział, jakby to był bardzo śmieszny żart, a Sehun podrapał się w tył głowy, zawstydzony. Suho i Lay dali mu pudełko z butami.
— Teraz już chyba nie będą ci tak potrzebne — zaśmiali się, mrugając do mnie.
Przestałam się uśmiechać, przypominając sobie, o czym mówili. Kai i D.O. Dali mu kopertę. Okazało się, że w środku jest bilet za opłaconą dobę w hotelu ze SPA dla dwóch osób.
— Szczerze, nie wiedzieliśmy, co ci kupić, ale Ana nas natchnęła — wyczułam tę dwuznaczność w ich głosie.
Co za małe, parszywe… Matko, jacy oni są kochani! Chen dał mu kupon na dziesięć darmowych buble tea, Baekhyun z Chanyeolem i Emilią dali mu trzymiesięczny karnet ze wstępem na salę taneczną. Lay wręczył mu pakunek.
— Książka kucharska? — zapytał ze zdziwieniem.
— Żebyś w końcu nauczył się gotować. Nie będę całe życie robił za kucharza — zaśmiał się blondyn, a reszta mu zawtórowała. Suho tylko mu mrugnął.
W końcu i ja musiałam dać mu swój prezent.
— Jest dość… skromny — powiedziałam, wręczając mu czerwoną kopertę. Wyjął walentynkę i moje zdjęcie. Z uwagą przeczytał wierszyk, a potem mnie przytulił, szepcząc „dziękuję”.
Po prezentach zaczęła się zabawa. Chłopaki zorganizowali karaoke i trochę tańców.Ww międzyczasie bawili się swoimi zdolnościami. Jak ja za tym tęskniłam…
Potem polało się trochę alkoholu. Trochę, ponieważ żadne z nas nie mogło stracić kontroli nad ciałem, bo nasze moce nieco by się rozszalały.
Gdy dobiliśmy do ciszy nocnej, chłopaki zaczęli nas wyganiać.
— No, sio. Hotel czeka. Kai was zabierze — powiedział Suho, popychając Kaia w naszą stronę.
Mimo głosów sprzeciwu, zabrał nas w bezpieczne miejsce przy hotelu i zniknął.
Niepewnie weszliśmy do holu.




Korekta: Caroline

4 komentarze:

  1. Czy będzie jeszcze kiedyś następna część tego opowiadania? Bardzo mnie wciągnęło i trochę mi smutno, że nie widzę dalszej części. Chyba nie zakończyłaś go?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie zakończyłam. Miałam teraz po prostu gorszy okres czasu (rok to niby krótko a niby długo). Oficjalnie wrócę w październiku. A mam plan na to opowiadanie na 1,5 roku do przodu i jest ono dziełem mojego życia, więc za nic w świecie go nie przerwę! <3

      Usuń
  2. bardzo fajny rozdział czy będziesz kontynuować to opowiadanie.Bardzo mnie wciągneło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie zakończyłam. Miałam teraz po prostu gorszy okres czasu (rok to niby krótko a niby długo). Oficjalnie wrócę w październiku. A mam plan na to opowiadanie na 1,5 roku do przodu i jest ono dziełem mojego życia, więc za nic w świecie go nie przerwę! <3

      Usuń