niedziela, 2 września 2018

Pokemon New Era (Kanto)



Sama nie wierzę, że wzięłam się za taki projekt. Jednak świat pokemon ma na prawdę ogromne możliwości, jeśli przestanie się uważać, że odbiorcy to małe dzieci. Mam nadzieję, że spodoba Wam się mój pomysł. 




                                                                             Anastacia Rose 

Ja wiem, mam tendencje do nazywania postaci bardzo podobnie lub nawet tak samo. Po prostu mając jedną postać dostosowuje ją do innych klimatów. W tej serii będę Wam pokazywać postacie, które dodaje do opowiadania. Na końcu będę także dodawała obrazki pokemonów, jakie pierwszy raz występowały w opowiadaniu. Zapraszam do czytania!




Gdy tylko wyszła ze szkoły, rzuciła się biegiem w stronę Centrum Pokemon. Biegła całą drogę dlatego, gdy tylko drzwi Centrum się przed nią rozsunęły, była tak zmachana, że oparła ręce o kolana, próbując nabrać powietrza. Weszła do budynku wciąż oddychając ciężko. Pomachała siostrze Joy na przywitanie.
- Witaj, Anastazio. Dzisiaj wielki dzień, co? – zapytała różowo włosa kobieta z ogromnym uśmiechem.
- Ehe – odpowiedziała Anastazia wciąż nie mogąc złapać oddechu.
Usiadła przed najbliższym ekranowym telefonem i powoli zaczęła uspokajać oddech. Po paru minutach już tylko jej serce pracowało szybko. Bardzo się stresowała. Wiedziała już, którego pokemona wybierze, chociaż nie była pewna czy wybór przez telefon będzie odpowiedni. Wystukała numer do Profesora Oak i czekała, aż odbierze. Po dłuższej chwili bez odpowiedzi zaczynała się martwić, ale nagle ekran przed nią zabłysł kolorami i przed nią pojawił się obraz twarzy profesora.
- Dzień dobry profesorze Oak. – powiedziała głosem zbyt piszczącym, za co w duchu się skarciła.
- Dzień dobry Anastazio. Gotowa na wybór pierwszego pokemona? – zapytał spokojnie i z uśmiechem.
- Tak – odpowiedziała krótko i przebrała niespokojnie nogami.
Profesor odszedł od kamery i przesunął gdzieś z prawej strony laboratorium metalowy stół z trzema pokemonami.
- Zapewne w szkole uczyłaś się o tym, co to za pokemony? – zapytał jakby chcąc sprawdzić, jak dobrze się przygotowała.
- Tak profesorze. To Bulbasaur, Charmander i Squirtle. Typ trawiasty, typ ognisty i wodny. Każdy z nich ma 3 formy ewolucji. – zaczęła jak z podręcznika, ale profesor zaraz jej przerwał.
- Dobrze, dobrze. Widzę, że mocno przygotowałaś się do tego. W takim razie, którego pokemona wybierasz? – powiedział, podjeżdżając stołem jeszcze bliżej kamery i wskazał w stronę postaci widniejącej na jego ekranie, pokazując pokemonom na czerwonowłosą dziewczynę. Każdy z nich popatrzył na Anastazie ogromnymi oczami. Po chwili jednak Bulbasaur położył się na stole, zwijając w kłębek.
- Hej, Bulbasaur, nie śpij – powiedział profesor lekko zafrapowany zachowaniem pokemona. Anastazia zachichotała i puściła oczko do pozostałych pokemonów, które wciąż na nią patrzyły. Spojrzała na Charmandera i uśmiechnęła się szeroko. Ten złączył obie swoje łapki przez co wyglądał naprawdę uroczo.
- Wybieram Charmandera – powiedziała dziewczyna głosem pewnym jak nigdy dotąd. Profesor Oak jednak tego nie usłyszał, próbując obudzić śpiącego, trawiastego pokemona. Charmander ucieszył się i wyglądało jakby tańczył taniec zwycięstwa, na co dziewczyna zaśmiała się jeszcze mocniej. Po chwili jednak profesor Oak zauważył co się dzieję i dopytał, czy jest pewna. Anastazia pokiwała głową na potwierdzenie wyboru.
Mężczyzna schował wszystkie pokemony do pokeballi i ten z Charmanderem zabrał do biurka.
- Dobrze. W takim razie przesyłam Ci Charmandera i sześć pokeballi. Starter odbierz od siostry Joy, która wgra twoje dane. – powiedział i po chwili po prawej stronie pojawił się pokeball. Dziewczyna wstała z krzesła i wzięła go do ręki a zaraz po nim zmaterializowały się trzy miniaturowe pokeballe. Wzięła je w jedną rękę i włożyła do plecaka szkolnego. Ten w którym znajdował się pokemon, dziwnie emanował ciepłem. Cały czas trzymała go w dłoni. Wróciła przed ekran.
- Życzę Ci powodzenia i mam nadzieję, że niedługo wyruszysz w swoją podróż pokemon! – zawołał wesoło, niczym święty Mikołaj i ekran nagle stał się czarny. Popatrzyła na czerwono białą kulkę w dłoni. Sekundę potem rzuciła nią.
- Charmander, wybieram cię! – powiedziała, zdegustowana brzmieniem tego zdania. Jednak kulka otworzyła się, wybuchło z niej białe światło, a zaraz potem przed nią pojawił się mały, pomarańczowy pokemon.
- Char char! – zawołał pokemon podnosząc łapki do góry. Gdy zobaczył dziewczynę, podszedł do niej spokojnie, nieśpiesznie. Stanął przed nią i wyciągnął prawą łapkę przed siebie. Anastazia, zadziwiona jego zachowaniem, ukucnęła dopiero po dłuższej chwili i podała mu dłoń, którą oboje potrząsnęli.
- Ależ to sztywne – burknęła dziewczyna, a zaraz potem charmander wystawił język, przymykając jedno oko, po czym przydreptał bliżej rozstawiając łapki. Dziewczyna uśmiechnęła się i złapała go w pasie, podnosząc do góry i przytulając. Wtedy zauważyła jego ogon, który trzymał bezpiecznie, odchylony.
- Zawsze mnie zastanawiało, czy ten ogień pali zawsze, czy tylko wtedy gdy używasz ataku? – zapytała dziewczyna wystawiając jedną dłoń w stronę ognia na końcu jego ogona.
- Char! – zawołał skrzekliwie, oddalając go od jej dłoni a gdy spojrzała na niego, pokręcił głową.
- Czyli pali zawsze? – pokemon pokiwał głową, po czym wdrapał się na jej prawe ramię i usadowił.
Chwile po tym stała przed siostrą Joy, która wpisywała jej dane w pokedex. Mały czerwony komputerek zaświecił lampką na zielono.
- Będziesz chciała startować w mistrzostwach pokemon? – zapytała różowowłosa pielęgniarka.
- Nigdy się tym zbytnio nie interesowałam. Chciałam po prostu zwiedzić świat, poznać nowych ludzi, może złapać parę pokemonów, które mnie polubią. – chciała wzruszyć ramionami, ale ciężar pokemona jej nie pozwolił. – Poza tym, mama i tak nie zgadza się, żebym podróżowała. Mówi, ze jest zbyt niebezpiecznie dla takiej małej dziewczynki. – dodała naburmuszona.
- Trochę racji ma. Ostatnio zaczęło przybywać przeciwników pokemon, którzy uważają, że nie powinniśmy z nimi współżyć. Na trenerów na szlaku napada coraz więcej bandytów. – powiedziała siostra Joy lekko przemądrzale. Dziewczyna wywróciła oczami, odebrała pokedex i pożegnała się.
                                                              ***
Leżała na łóżku na brzuchu, patrząc na jeszcze zamknięty album ze zdjęciami. Za parę dni miała mieć swoje osiemnaste urodziny. Urodziny, na które czekała od 8 lat. Ponieważ, tamtego dnia, gdy wróciła do domu, jej mama powiedziała, że będzie mogła wyruszyć w podróż gdy tylko skończy osiemnaście lat. Otworzyła album i przewróciła parę stron.
- ChimChim? – zapytała charmandera leżącego obok niej, zwiniętego w kłębek. Ten podniósł głowę. – Pamiętasz dzień wyboru? – popatrzyła na zdjęcie małej siebie, z charmanderem na ramieniu w progu domu. Mama czekała na nią i zrobiła zdjęcie od razu gdy weszła. Na jej ustach malował się ogromny uśmiech. – Wtedy, jeszcze u profesora. Czy ty wtedy tańczyłeś taniec zwycięstwa? – zapytała, widząc, że pokemon podszedł do albumu. Spojrzała na niego. Pokiwał głową na znak potwierdzenie i zaczął znów tańczyć.
- Char, char char, char char char! – zawołał kończąc.
- Hahaha, masz rację. Ja także, cieszyłam się, że wybrałam właśnie ciebie. – odpowiedziała i przewróciła się na plecy, biorąc pokemona pod łapki i unosząc nad sobą. – Niedługo ruszymy w naszą podróż. W końcu będę mogła zwiedzić świat. Tyle się już naczytałam. Chciałabym wreszcie zobaczyć wszystko na własne oczy. - Charmander pokiwał głową. – Przez te osiem lat nauczyłam się o pokemonach z regionu Kanto chyba wszystkiego. – Postawiła pokemona na swoim brzuchu, a ten się przytulił, machając leniwie ogonem w powietrzu.
Przez pół przymknięte drzwi przybiegła Eevee, machając zadowolona ogonem. Wdrapała się na łóżko i podbiegła do jej twarzy, liżąc ją.
- Hej, Eevee, hahaha, nie liż! – zawołała siadając na łóżku i biorąc oba pokemony na kolana. Na początku, gdy Anastazia przyprowadziła Charmandera, Eevee była trochę zazdrosna. Jednak zauważyła, że dziewczyna nie zapomniała o niej o dbała o oba pokemony tak samo mocno. – Chciałabym ciebie także zabrać w podróż – popatrzyła na puchate stworzonko i podrapała ją za uchem. Ta zeskoczyła z łóżka i zaczęła biegać w kółko, pokazując zadowolenie z pomysłu.
- Wątpię, żeby mama się zgodziła – powiedziała, patrząc zrezygnowana na pokemona.
- Weeee – zapiszczała Eevee smutno.
Było słychać szczęk kluczy i trzaskanie drzwi.
- Kochanie! Wróciłam! – zawołała kobieta z korytarza. Eevee pobiegła ją przywitać a Anastazia wstała z łóżka, idąc w ślad za pokemonem. ChimChim tuptał za nią.
- Hej mamo – powiedziała, podchodząc i całując starszą kobietę w policzek.
- Cześć córciu. Kupiłam Ci prezent. – powiedziała mama, podając dziewczynie przedmiot zapakowany w plastikowe opakowanie. – To jeszcze nie prezent urodzinowy, ale stwierdziłam, że ci się przyda – powiedziała, wchodząc do kuchni i rozpakowując resztę zakupów.
Anastazia rozpakowała przedmiot i wyciągnęła dość dużą, ciemnoszarą, materiałową torbę wystylizowana na worek, z dwoma sznurkowymi ramiączkami. Na środku torby nadrukowana była miniaturka pokebolla.
- Ojej, jaki fajny! – zawołała.
- Myślę, że będzie ci dobrze towarzyszył w podróży – powiedziała mama z uśmiechem. Dziewczyna podeszła do mamy i pocałowała ją w policzek.
- Na pewno mamo, dziękuję – powiedziała trochę rozczulona.
Pomogła mamie rozpakować zakupy i wróciła do swojego pokoju. W myślach już od wielu lat planowała swoją podróż, jednak nie chciała skupiać się na szczegółach, bo to sprawiło by, że oczekiwanie tego dnia stało by się dla niej nieznośne. Z szuflady w komodzie stojącej przy łóżku wyjęła mapę regionu. Na samym środku głównej mapy widniała czerwona kreska, znacząca granice regionu Kanto i Johto. Caledon, jej miasto rodzinne znała bardzo dobrze. W końcu spędziła tu prawie osiemnaście lat życia. W samym mieście znajdowały się jedynie pokemony należące już do trenerów, a na wędrówki poza miasto mama jej nie pozwalała. Nie chciała jej zawieść, więc nigdy nie złamała tego zakazu, chociaż wiele razy miała do tego sposobność. Ciągnęło ją do terenów nie zamieszkanych przez ludzi, gdzie dzikie pokemony występowały na każdym kroku. Uczyła się o wszystkich pokemonach, jakie mogą ją spotkać. Wiele zajęć przeprowadzane było z żywymi okazami, więc niektóre z nich potrafiła rozpoznać nie tylko po wyglądzie, ale także po głosie. Jednak wiele młodych ludzi porzuciło cele, jakie kiedyś przyświecały dziesięciolatkom. Z roku na rok udział w zawodach brało coraz mniej osób. Kiedyś przy początkowych zapisach liczba uczestników osiągała tysiące. Teraz priorytetem dla nich stawało się zdobycie wiedzy i zawodu, często nie związanego w ogóle z pokemonami. Wiele fryzjerów pokemonowych przebranżowiło się na fryzjerstwo dla ludzi, strażacy przestali używać wodnych pokemonów. Anastazia do teraz pamiętała lekcję historii, gdy pani profesor wykładała im wydarzenia sprzed lekko ponad dwudziestu lat i porównała teraźniejsze czasy z tym, co się wtedy działo. Większość uczniów spała na tych zajęciach, ale Anastazia z przerażeniem stwierdziła, że wolałaby urodzić się w tamtych czasach. Jasne, teraz mają telefony komórkowe z aparatami tak dobrymi, że każdy wygląda na nich idealnie, dostęp do internetu jest prawie wszędzie, a ludzie poznali kosmos dużo lepiej niż dna oceanów. Ale w tamtych czasach dziesięciolatek mógł iść w wielomiesięczną podróż, która miała polegać walkach pokemon. Teraz jest on traktowany jak małe dziecko, które nie potrafi sobie samemu przygotować kanapki do szkoły a co dopiero, żeby miał spać parę nocy z rzędu pod gwiazdami.
Dopiero teraz zauważyła, że od paru minut ślepo patrzy na mapę, wędrując myślami daleko w przeszłość. Czasem zastanawiała się, dlaczego mama nie wyruszyła w podróż, gdy miała taką możliwość. Wiedziała, że tata nie wyruszył w podróż, bo nie przepadał za pokemonami. Poczuła, jak ChimChim wchodzi jej na kolana. Popatrzyła na niego z uśmiechem.
- Popatrz, tu jesteśmy – wskazała palcem na samo centrum regionu Kanto. – Caledon. Na pewno będziemy musieli iść do Saffron – przesunęła palcem po mapie w prawo. – Ale nie wiem czy najpierw iść do Lavender czy do Cerulean – dodała z lekką nutą pytania. Charmander spojrzał na mapę. Chwilę na nią patrzył, a Anastazia rozważała które miasto wybrać. Jednak to Charmander rozwiał jej wątpliwości. Wyswobodził się z jej delikatnego objęcia i wskazał łapką na Cerulean.
- Chaaar! – zawołał przy tym, z uśmiechem patrząc na trenerkę.
- Dobrze! – odpowiedziała, kiwając głową. – No to sprawa wyjaśniona. Idziemy w góry. – Ostatnie zdanie wypowiedziała niepewnie. Charmander wyczuł to idealnie.
- Char?- zapytał, intonując to w pytanie „co?”.
- Wiesz, po prostu... Zawsze lubiłam morze i wodę. Góry są dość trudne do pokonania. Ale jeśli nie będziemy się śpieszyć, to damy rade – pocieszyła bardziej siebie niż pokemona.
- Char char. – pokiwał głową z miną wyrażającą uznanie dla podejścia dziewczyny.
Błądziła wzrokiem po mapie, gdy nagle w drzwiach za nią pojawiła się mama.
- Hej kochanie – zaczęła starsza kobieta i podeszła do dziewczyny klęczącej na ziemi. – Nie chcesz korzystać z mobilnej wersji mapy? – zapytała, patrząc na telefon komórkowy dziewczyny leżący na szafce nocnej koło łóżka.
- Z niej też będę korzystać – powiedziała, podnosząc wzrok. – Po prostu lubię korzystać ze starych, papierowych map i zaznaczać na nich gdzie byłam. Poza tym w lesie może nie być zasięgu i wolę mieć różne wersje, żeby się nie zgubić – odpowiedziała z uśmiechem czerwono-włosa.
- Ojej, faktycznie. Jesteś bardzo mądra – powiedziała mama z dziwnym podziwem.
 - Mamo, nie martw się. Marzę o tej podróży od wielu lat, wiem chyba wszystko co w teorii można wiedzieć – wstała z ziemi i przytuliła mamę.
- No dobrze. Sprawdziłam właśnie namiot. Wszystko jest na miejscu. Na szczęście nie jest też ciężki, więc łatwo będzie ci go nosić. Termos nie przecieka, a pudełko jest szczelne. Wszystko jest umyte i gotowe.
- Mamooooo – jęknęła dziewczyna. – Jestem już duża, umiem o siebie zadbać. Mam prawie osiemnaście lat!
- Wiem córciu wiem. – Ucałowała ją w czoło. – Ale już za dwa dni ciebie tu nie będzie i chciałam coś dla ciebie zrobić.
- Dziękuję – zarumieniła się, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
Chwilę potem jej mama wyszła z pokoju, przymykając lekko drzwi.
- Muszę zabrać tyle rzeczy – pomyślała na głos Anastazia i usiadła z powrotem przed mapą. Sięgnęła do komody po kartkę i długopis i zaczęła spisywać rzeczy, które musi wziąć ze sobą.
- Namiot, koc, poduszka, ciuchy, termos, pudełko na jedzenie, mapa, telefon, ładowarka, długopis, kompas, jedzenie dla pokemonów, pokedex, pokeballe, przewodnik po Kanto – zaczęła wyliczać, zapisując wszystko na kartce. Gdy skończyła, położyła ją razem z długopisem na stoliku nocnym, by móc dopisać coś, jeśli sobie przypomni. Podeszła do kalendarza wiszącego na ścianie i skreśliła kolejny dzień. – Jeszcze tylko dwa dni – powiedziała zadowolona.
                                                                         ***
               Te dwa dni minęły wszystkim szybko. Anastazia zaczynała się powoli pakować. Zamieniła też wszystkie swoje oszczędności na grubsze pieniądze, żeby portfel nie był zbyt ciężki. Jej mama spędzała te dni w pracy, dlatego w ciągu dnia w mieszkaniu była sama z obydwoma pokemonami.
               Gdy w końcu nadszedł dzień wyprawy, który był jednocześnie dniem jej urodzin, obudziła ją Eevee liżąca ją po twarzy. Otworzyła zaspana oczy i pogłaskała pokemona. Charmander także się obudził zamieszaniem. Jej mama stała przy łóżku z małym tortem w ręku.
- Sto lat, sto lat – zaczęła śpiewać, a pokemony się dołączyły, co stworzyło bardzo dziwną piosenkę na trzy głosy, z całkiem rożnym tekstem.
- Hahaha dziękuję – powiedziała dziewczyna, siadając. Piosenka się skończyła a mama podsunęła jej tort, żeby zdmuchnęła świeczki. Pomyślała życzenie i zdmuchnęła obie, układające się w liczbę osiemnaście.
- Wszystkiego najlepszego córeczko – powiedziała mama, stawiając tort na stoliku po czym przytuliła dziewczynę. – Gdy się puściły, mama wyciągnęła z kieszeni małą paczuszkę. Był to kartonik wielkości dłoni zapakowany w niebieski papier i owinięty turkusową wstążeczką. – To dla ciebie.
- Dziękuję mamo – dziewczyna wzięła paczuszkę i ostrożnie ją otworzyła. Kolor papieru za bardzo jej się podobał. Otworzyła kartonik a w środku zobaczyła leżący pokeball z naklejka Eevee. Pamiętała jak sama ja nakleiła kilka lat wcześniej, gdy tylko zdobyła naklejki ze wszystkimi pokemonami z regionu Kanto. Od razu przyozdobiła oba pokeballe. – Oh? – zawołała pytająco.
- To mój prezent dla Ciebie. Eevee od zawsze była dla Ciebie. Ale zanim Ci ja podarowałam, chciałam zobaczyć, czy naprawdę będziesz o nią dbać, nawet jeśli nie będzie tylko twoja. Spisałaś się idealnie. – odpowiedziała mama z uśmiechem. Dziewczyna wyciągnęła pokeball. Pod nim leżało jeszcze trochę pieniędzy. – A to na podroż. Wiem, że masz swoje oszczędności, ale w końcu masz urodziny – dodała mama. Dziewczyna rzuciła jej się w ramiona.
- Ohhh mamo, dziękuję. Bardzo dziękuję. Będę dbała o Eevee najlepiej jak potrafię. – Oba pokemony zeskoczyły na ziemię i zaczęły tańczyć wesoły taniec, zapewne ciesząc się, że będą razem podróżować.
               Dziewczyna ubrała się w turkusową bluzkę ze sznurowanym dekoltem, na włosy założyła swoją ulubioną, turkusową wstążkę, robiąc przy tym kokardkę. Wsunęła na siebie szare spodenki a na szyje założyła wisiorek z niebieskim kamieniem. Na koniec przez uszy spodenek przełożyła czarny pasek z małą komorą na guzik. Do komory wrzuciła wszystkie puste pokeballe. Przejrzała się w lustrze i zadowolona z wyglądu przeszła do salonu, który był połączony z kuchnią. Z ogromnym uśmiechem zjadła śniadanie i przygotowała sobie jedzenie i picie na podróż. Herbata brzoskwiniowa i kanapki. Wzięła także dwa pudełka z zamknięciem, które po ściągnięciu robiło za miskę. Spakowała wszystko do nowej torby, którą dostała od mamy. W środku miała już ciuchy na zmianę, koc i małą poduszkę. Sama zdziwiła się jak dużo zmieściło się do tej torby. Gdy wszystko miała już spakowane, przeszła na korytarz, gdzie założyła buty. Wszyscy stali niedaleko i czekali na wyruszenie w podróż. Stanęła na nogach i złapała za namiot, przerzucając go przez ramię. Faktycznie był lekki i wygodny w noszeniu na plecach. Całość nie była zbyt ciężka, czego się obawiała. Spojrzała na Eevee i Charmandera.
- Gotowi? – zapytała z uśmiechem. Oba pokemony pokiwały głowami na potwierdzenie. Jej mama podeszła i mocno ją przytuliła.
- Uważaj na siebie kochanie, dobrze? – zapytała z lekko żałobnym tonem.
- Tak mamo, będę uważać.
- I dzwoń często. Będę tęsknić.
- Ja też mamo – powiedziała i ucałowała kobietę w policzek. Nie chcąc przeciągać pożegnania, wyrwała się z uścisku i podeszła do drzwi. „Czas zacząć przygodę!” pomyślała i nacisnęła klamkę. Cała trójka wyszła razem z domu.



Charmander (ChimChim)

Eevee




niedziela, 25 lutego 2018

EXO Next Door - kontynuacja (YAOI +18, RolePlay, Mpreg) Spełnione życzenia #1

Na wstępie chciałabym uczulić wszystkich, żeby wiedzieli co czytają. Poniższa wersja "opowiadania" jest kopią z RolePlaya, który piszę z jedną osobą, jako luźna kontynuacja tego co było w One Shocie. Jest to mpreg, czyli męska ciąża (w świecie gdzie ciąża męska jest tak samo łatwa jak damska). Jest to kopia, słowo w słowo to co w RP, które jest pisane dość luźno i w sposób pierwszoosobowy u obu osób. 
Dodatkowo, oś chronologiczna może być pomieszana, bo nie przywiązywałyśmy do tego zbyt dużej wagi (wyjątkowo).
Będę dodawać po około 5 stron "wordowych", jeśli się spodoba, będę dodawać dalej ;)
Nazwa: Spełnione Życzenia
Paring: Sehun x Baekhyun (SeBaek)
Typ: Mpreg
Zespół: EXO
Osadzenie: W zespole, początek roku 2015
Miłego czytania ;)




Baekkie
Życie jest bardzo zaskakujące, naprawdę, a moje już po prostu stroi sobie ze mnie żarty. Aż czasem ciężko uwierzyć, że to faktycznie miało miejsce. Najpierw dosłownie odrobinę ponad rok po debiucie przespałem się z przyjacielem z zespołu. Świetny start, wiem. Później było jeszcze lepiej – chłopak był we mnie zakochany, jednakże ja nie odwzajemniałem jego uczucia. Raniło mnie to równie bardzo, co jego. Nigdy nie chciałem sprawiać mu bólu, lecz jednocześnie nie byłem w stanie zmusić swojego serca do miłości. Koniec końców wyszło, że wcale nie musiałem tego robić, bo nie minęło pół roku, gdy zdałem sobie sprawę, że jednak w sumie mogłem coś do niego czuć. To jest, o ile on wciąż to robił. Po wyznaniu prawdy okazało się, że miałem szczęście, dlatego zostaliśmy parą. Dość udaną, mimo iż byliśmy zmuszeni ukrywać się przed światem. Bycie idolami bądź co bądź zobowiązuje. Plus był taki, że chcąc nie chcąc spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu, więc przynajmniej nie mogliśmy narzekać na tęsknotę. Następnie wszystko układało się pięknie. Nasza zespołowa kariera kwitła, związek miał się dobrze, żyć, nie umierać. Ale oczywiście musiałem coś zepsuć. Dosyć niedawno w perspektywie świetnych stosunków Sehuna i moich, zacząłem zastanawiać się nad bardzo poważnym krokiem – staraniem się o dziecko. Najpierw te myśli nieśmiało plątały mi się po głowie, potem coraz odważniej. Bycie rodzicami to niesamowita sprawa. Fakt, niezwykle odpowiedzialna i wymagająca, ale wciąż fantastyczna. Plusy zdecydowanie przeważały nad nielicznymi, słabymi minusami. Kiedy jednakże podzieliłem się z Sehunem tymi marzeniami (bo planami jeszcze nie mogłem ich nazwać) moja bańka została bezwzględnie przebita. Chłopak tego nie chciał. Argumentował się głównie zespołem. Miał rację, ale cholerka, nie chciałem poświęcać wszystkiego dla kariery. Kochałem ją, ale miałem też inne ambicje. Najwyraźniej jednak z czegoś trzeba było zrezygnować. Po kilku rozmowach na ten temat, które kończyły się w ten sam sposób, postanowiłem odpuścić. Co mogłem zrobić? Nie potrafiłem go przekonać a kłótnie, jakie wywoływałem tylko zagrażały naszemu związkowi. Nie chciałem tak ryzykować. Wywiesiłem białą flagę. Niemal pogodziłem się ze stratą, dlatego nie dało się opisać mojego zaskoczenia i zdezorientowania, kiedy okazało się, że byłem w ciąży. Mdłości wziąłem za zatrucie pokarmowe, tymczasem badania poinformowały mnie o dziecku, jakie najwyraźniej uznało, że to najwyższa pora, by zadomowić się w moim brzuchu. Nie miałem pojęcia, co zrobić, komu powiedzieć. Sehunowi? Nie, zbyt bardzo bałem się jego reakcji. Ale w takim razie komu? Może Junmyeonowi? Był liderem, powinienem zawsze móc sie do niego zwrócić, ale na pewno miał mnóstwo innych rzeczy na głowie. Nie chciałem jeszcze bardziej go obciążać. Po wykluczeniu po kolei wszystkich innych członków zespołu, zdecydowałem się porzucić ten pomysł i położyć do łóżka. Przez złe samopoczucie miałem dzisiaj wolne, które poświęciłem właśnie na latanie po lekarzach. Resztę tego dnia miałem zamiar poświęcić na myślenie, co teraz mam zrobić. Byłem w takiej kropce i czułem się tak bezsilny, że miałem ochotę się dosłownie rozpłakać.

Sehunnie
Bieganie pomaga mi oczyścić głowę z myśli. Wtedy, na tych małych wakacjach jakie nam przygotowano także mi pomogło. Lecz nie na długo. Gdy nikt nie widział, wpatrywałem się w Baekhyuna i obserwowałem jego sylwetkę. Przez wiele miesięcy nikt nic nie zauważył. Nawet sam chłopak zdawał się zapomnieć o sprawie. A mnie nocami śniły się wydarzenia tamtego wieczora. Nieraz musiałem mówić Tao z lekką zgryzotą, że nie chcę brać z nim prysznica. Jesteśmy dorosłymi mężczyznami, więc raczej każdy wie, co robimy raz na jakiś czas w samotności. Po paru miesiącach byłem już na skraju wytrzymałości. Chciałem coś z tym zrobić, ale nie wiedziałem co. Zaczynałem już rozważać odejście z zespołu. Wtedy wydarzyło się coś, co pamiętam do dzisiaj. Baekhyun i ja zostaliśmy parą. Dzięki temu, że spędzaliśmy ze sobą tyle czasu, mogliśmy zachowywać się normalnie, nawet jeśli rzadko kiedy zostawaliśmy sami. I tak większość naszych zachowań fanki uznawały za fanserwis a chłopacy za normę. W końcu u nas prawie każdy się przytulał. Było nam dobrze, czasem musieliśmy wymyślać jakieś wymówki dlaczego spędzamy tyle czasu razem. Najczęściej mówiłem, że uczę Baekhyuna układu, a on mnie tekstu. To najczęściej wystarczało. Nikt nic nie podejrzewał a my trwaliśmy w szczęśliwym związku. Lecz wtedy mój chłopak wpadł na chory pomysł. Zamarzył sobie dziecka. Gdy tylko mi o tym powiedział, najpierw mnie zbiło to z tropu. Stałem i wpatrywałem się w niego ze zdziwieniem.
- OSZALAŁES?! - pamiętam jak się na niego wydarłem. Do teraz tego żałuję. Ale musiał zrozumieć. Jesteśmy idolami, do tego parą gejów w kraju, gdzie homoseksualizm jest zamiatany pod dywan, a jak ktoś się oficjalnie przyznaje, jest z automatu ściągany z piedestału. Poza tym, co z zespołem. Chłopaki mieli by przez nas przesrane, do tego musielibyśmy zrezygnować z występów, wypłacać się SM Ent. Następstwa tego byłyby wyniszczające i to nie tylko nas. W końcu chyba zrozumiał, bo przestał poruszać ten temat, a niepewna atmosfera zaczęła się przerzedzać. Wracaliśmy do normalności. Ale Baekhyun zaczął się dziwnie zachowywać. Zaczął mieć przede mną tajemnice. Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie chce ze mną zerwać z tego powodu. Źle się dzisiaj czuł i gdy my pojechaliśmy ćwiczyć, on został w dormie. Jakiś czas temu udało nam się tak wymienić z chłopakami, że my we dwoje mamy razem pokój. Ale rozmyślanie o zachowaniu chłopaka tak zaprzątało mi głowę, że nie potrafiłem się skupić. Zerwałem się wcześniej z ćwiczeń, mówiąc, że może Baekhyun mnie zaraził grypą i po szybkim prysznicu wróciłem na własną rękę do dormitorium. Ściągając buty w korytarzu słyszałem cisze. Sam nie wiem, jak da się słyszeć ciszę. Ale jak na Baekhyuna było za cicho. Przeważnie grał, oglądał telewizję albo robił coś innego hałasującego. Idąc do naszego pokoju rozglądałem się.
- Baekhyun? - zapytałem, nie widząc go nigdzie i otworzyłem drzwi do naszego pokoju. Leżał na swoim łóżku tyłem do drzwi.
- Kochanie, wszystko dobrze? Jak się czujesz? - zapytałem zmartwiony i zamknąłem drzwi pokoju, podchodząc do chłopaka.

Baekkie
Przykryłem się kołdrą po samą szyję i dopilnowałem, aby okrywała mnie calutkiego z wyjątkiem głowy. Tylko w takiej pozycji mogłem rozsądnie się zastanawiać. Zamknąłem oczy, po czym podjąłem próby wynalezienia każdego możliwego rozwiązania zaistniałej sytuacji. Brałem pod uwagę każdą opcję, prócz jednej – nie chciałem nawet zbliżać się do myśli o usunięciu dziecka. To nigdy przenigdy nie wchodziło w grę. Nie byłbym w stanie pozbyć się mojego maleństwa. Jeżeli zostanę w zespole, nie uda mi się zbyt długo ukrywać mojego stanu. W czwartym a nawet już trzecim miesiącu brzuch zacznie się zaznaczać i tak, jak przez kilka początkowych tygodni będę mógł zganiać to na przejadanie się, tak po pewnym czasie nie sposób będzie wciskać taki kit z oczywistego powodu. Ale zresztą jaki będzie ze mnie pożytek tutaj? Przecież nie będę mógł wykonać żadnej choreografii czy występować. Byłbym zmuszony wziąć co najmniej roczną przerwę – tak jak mówiłem, albo kariera, albo rodzina. No właśnie, co w takim wypadku z Sehunem? Zostałby ze mną czy z chłopakami? Domyślałem się, że praca była dla niego ważniejsza, inaczej nie odrzucałby wszystkich moich propozycji na temat rodzicielstwa, dlatego nie chciałem ciągnąć go ze sobą na siłę. Znienawidziłbym siebie, gdybym oderwał go od czegoś, co kochał na rzecz moich pragnień. Lecz co w takim wypadku? W oczywisty sposób nasze drogi rozeszłyby się. Nie dało się tego pogodzić. Może powinienem odejść zanim wszystko wyjdzie na światło dzienne? Z góry oszczędzić chłopakom a w tym Sehunowi kłopotów i zmartwień. Przy okazji uniknąłbym wywołania skandalu, który z pewnością mocno ugodziłby w reputację EXO. Zostałbym samotnym ojcem. Ale prawdę mówiąc... Gdy wyobrażałem sobie życie bez Sehuna, stawało się ono pozbawione kolorów, jakiejkolwiek radości. Co z tego, że spełniłbym jedno z marzeń, gdybym przy tym musiał odrzucić miłość mojego życia? Westchnąłem głęboko, przekładając się na drugi bok. To było zbyt zawiłe. Każde rozwiązanie miało swoje plusy i minusy a ja nie potrafiłem zdecydować, co było najmniejszym złem. Chyba powinienem jednak rozmawiać z Sehunem. Może przedstawiłby mi jakiś świeży punkt widzenia; on zawsze potrafił spojrzeć na problemy w racjonalny sposób. A na dodatek, cholera, połowicznie przyczynił sie do tego wszystkiego. Przecież do zrobienia dziecka potrzeba dwóch osób! Byłem naprawdę zdeterminowany i postanowiłem sobie, że gdy tylko chłopaki wrócą z próby, wyznam Sehunowi prawdę. Miałem jeszcze co najmniej dwie godziny na przygotowanie sie mentalnie. Nie spodziewałem sie jednak, że przed czasem usłyszę szczęk klucza. Moje serce od razu przyspieszyło. Zacząłem nasłuchiwać; zastanawiałem się, kto i dlaczego wrócił wcześniej. Nagle do moich uszu dotarł miękki głos mojego chłopaka. Całe zdecydowanie, jakie przed chwilą we mnie było, uleciało a ja zmieniłem sie w kłębek nerwów.
- Jest w porządku. Lekarz powiedział, że to nic takiego i jutro będę mógł wrócić do pracy — odpowiedziałem, wciąż będąc odwróconym plecami. Oddychaj, Baekhyun, zachowuj się naturalnie. Przekręciłem się na plecy, aby móc spojrzeć na młodszego i posłać mu uśmiech. Miałem wrażenie, że na moim czole wielkimi literami wypisane jest "jestem z tobą w ciąży".
- A ty czemu wróciłeś wcześniej? Coś sie stało? — dopytałem, marszcząc przy tym brwi.


Sehunnie
- Martwiłem się o Ciebie - powiedziałem, spoglądając na jego twarz. Był blady jak ściana i ... przerażony? Przez chwile odniosłem takie wrażenie. - Jesteś pewny, że wszystko w porządku? Blado wyglądasz - zauważyłem. W głowie utkwiła mi myśl, że moje domysły były prawdą. Chce ze mną zerwać. Ścisnąłem prawą dłoń w pięść ale zaraz ją rozprostowałem, żeby mu tego nie pokazać. Nie chciałem powtórki sprzed paru miesięcy, aczkolwiek wtedy to jeszcze ja byłem tym biednym, słodkim maknae, które wszystkim się martwi. Przez te parę miesięcy dużo się zmieniło. TAMTO zdarzenie mnie zmieniło. Nie byłem już zamkniętym w sobie chłopaczkiem. Teraz byłem silnym facetem, za to Baekhyun stał się bardziej uległy. Nie będzie powtórki. Poza tym chciałem mieć to już za sobą. Póki reszta nie wróciła. - Słuchaj - zacząłem ostro. Trochę zbyt ostro więc wziąłem uspokajający oddech. - Ostatnio między nami się pogorszyło. Nie jestem w stanie cię uszczęśliwić, zdaję sobie z tego sprawę. Zrobiłeś się zamknięty. Coraz mniej ze sobą rozmawiamy... - przerwałem. - Wiem do czego to wszystko prowadzi. - spojrzałem mu w oczy.

Baekkie
Dźwignąłem sie na łokciach, aby następnie podnieść się całkowicie do siadu. W międzyczasie jeszcze delikatnie skinąłem głową, aby zapewnić chłopaka, że naprawdę wszystko było w porządku. To znaczy, nic nie było, ale jeszcze nie pora, by się nad tym rozwodzić. Zmieniłem pozycję, chcąc być przodem do Sehuna. Mimo stresu, jaki wcześniej mi przysporzył, teraz cieszyłem się, że go widziałem. Bądź co bądź był moim ukochanym, miał na mnie największy wpływ a jego obecność potrafiła mnie uspokoić jak nic innego. Miłość to niezłe szaleństwo, przysięgam. Mój stan delikatnego relaksu był tak krótkotrwały, że bez większych konsekwencji można było go pominąć. Zupełnie nie spodziewałem się twardego tonu chłopaka, który nie dość, że zbił mnie z pantałyku to jeszcze mnie przestraszył. Znów się zestresowałem. Zacisnąłem pięść na kołdrze.
- O czym ty mówisz? Do czego to prowadzi? — spytałem zaskakująco spokojnym tonem jak na mętlik, który miałem w głowie. Czy Sehun sie domyślał? Ale jakim cudem? Przecież sam wiem od niedawna. A może chodzi o coś innego? Może chce ze mną zerwać? Nie chciałem nawet myśleć o takim scenariuszu.


Sehunnie
Obserwowałem go spod lekko zmrużonych powiek. Chciałem wiedzieć co myśli, co czuje. Żeby był bardziej otwarty. Tak jak na początku, gdy wyznał mi, że mnie kocha. Tamten dzień był chyba najszczęśliwszym dniem mojego życia. On o tym nie wie, ale tuż po tym pobiegłem na tak długą drogę, że wspiąłem się na pobliskie góry gdzie krzyczałem ze szczęścia. Ale zauważyłem jego reakcję na mój twardy ton. Przeczesałem włosy dłonią zirytowany sam na siebie i podszedłem do łóżka, na którym siedział po czym usiadłem na jednej nodze, przodem do niego. Złapałem jego jedną dłoń.
- Baekkie.... - zacząłem. - Posłuchaj mnie uważnie. Nie chcę by powodem naszych kłótni było twoje marzenie, którego spełnienie sprawiło by nam tak samo dużo kłopotów co szczęścia. Nie tylko nam dwojgu ale i całemu zespołowi. Wiem, że jest ono dla ciebie ważne. I wiem, że przez moje twarde odmowy się ode mnie odsunąłeś. I myślę, że ty także uważasz, że rozwiązaniem tego było by się rozejść. Skoro ja nie mogę spełnić twojego pragnienia, to może kto inny to zrobi. Nie będę ci stał na przeszkodzie, ale cholera jasna! - ostatnie dwa słowa wyrzuciłem z siebie sfrustrowany.
- Kocham cię do cholery.

Baekkie
Kiedy chłopak złapał moją dłoń, splotłem nasze palce razem. Ścisnąłem go dosyć mocno; nie wiedziałem, do czego to zmierza i zwyczajnie się bałem. Zapowiadało sie na poważną rozmowę a to nigdy nie wróżyło dobrze. Jego krótki monolog pozostawił mnie w kompletnym otępieniu. Byłem w szoku, nie sądziłem, że kiedykolwiek coś podobnego wpadnie mu do głowy. To znaczy, mi też coś takiego przemknęło przez myśl, aczkolwiek nigdy nie brałem tego na poważnie. Tymczasem on prosto w twarz proponował mi rozstanie. Moje serce ścisnęło się boleśnie z żalu.
- Skoro mnie kochasz to dlaczego mówisz coś takiego? — spytałem z niedowierzaniem, mrużąc oczy. Miałem ochotę puścić jego rękę, ale jedynie pochwyciłem ją obiema dłońmi. W mojej głowie zapanowała pustka. Nie wiedziałem, co powiedzieć, brakowało mi słów, zresztą nie potrafiłbym nawet jakoś ułożyć moich myśli, by się nimi podzielić.
- Myślisz, że... Myślisz, że chcę cię zostawić, bo się nie zgadzasz na dziecko? Że przedkładam to nad ciebie czy coś w tym rodzaju? — Mój język plątał się jak nigdy. Spuściłem wzrok i odetchnąłem głęboko, aby spróbować uspokoić umysł. - Tu nie chodzi o to, że chcę dziecko, ja chcę je z tobą, widzisz różnicę? To nie jest jakiś… jakieś przedszkole, że kiedy nie chcesz dać mi zabawki to pójdę bawić się z kimś innym! O mój Boże! — wykrzyknąłem, jakby wyczerpany. Nigdy nie sądziłbym, że przeszłoby mu coś takiego przez myśl. Nie wiedziałem już jak inaczej mu to wytłumaczyć, więc zamilkłem, przełykając ciężko ślinę.

Sehunnie
Widziałem ogrom emocji targający jego twarzą. Jednak największą z nich było zdziwienie. Nie sądził, że zauważę i że sam wszystko skończę. A może to nie to? Nie wiedziałem co myśleć. Gdy zadał pierwsze pytanie chciałem odpowiedzieć, ale zaraz kontynuował. Czułem jak oczy mi się szklą gdy powiedział, że dalej ze mną chce być, ale zamrugałem szybko oczami, żeby to powstrzymać.
- Jestem imbecylem prawda? - zapytałem przechylając się do przodu i kładąc głowę na jego kolanach. Nie puszczałem jego ręki. - Myślałem, że tak się ode mnie oddaliłeś bo chciałeś się rozstać. - Gładziłem wierzch jego dłoni kciukiem. Po chwili się podniosłem i spojrzałem w jego oczu. - Hyung, nawet nie wiesz jaki byłem szczęśliwy, gdy wyznałeś mi, że mnie kochasz. Pomimo tego wszystkiego. Nie mogłem znieść myśli, że znów musiałbym słuchać tego, co wtedy... Kocham cie ponad życie, i gdyby to nie miało takiego wpływu na innych, to zgodziłbym się od razu. Chciałbym mieć z tobą dziecko, ale za dużo wszyscy pracowaliśmy na ten sukces. Sam wiesz ile bić się z wytwórnią musiał Luhan. Spłacać ich. A jakbyś ty był tak traktowany jak ten aktor, który wyznał publicznie, że jest gejem? Musiał wiele złego przejść. A nie chcę, żeby tobie się coś stało. Nie chcę, żebyś przeżywał tyle złego.


Baekkie
Uśmiechnąłem się słabo przez jego stwierdzenie. Trochę był, musiałem to przyznać, aczkolwiek każdemu się zdarza. Rozumiałem to w zupełności. Pogładziłem go delikatnie po włosach, kiedy położył głowę na moich nogach. Czułem się, jakby prosił mnie o wybaczenie czy coś w tym rodzaju. Myślałem, że temat był skończony, ale Sehun kontynuował. Spuściłem wzrok jak karcone dziecko. Chłopak zapewne mówił to w dobrej wierze, chcąc sprawić, by rezygnacja z ów marzenia była prostsza, jednakże efekt był wręcz przeciwny. Poczułem się jeszcze gorzej, ponieważ ciąża stała się już faktem i nie mogłem nic na to poradzić. Chłopak tylko przedstawił mi całe zło, jakie na mnie niezaprzeczalnie czekało.
- Wiem, Sehunnie, wiem. Rozumiem twoje argumenty i naprawdę zdaję sobie z tego sprawę, ale po prostu... — urwałem, zanim zdążyłem dokończyć. Pokręciłem głową. — Masz całkowitą rację — przyznałem pokonany, wzdychając ciężko. Nie miałem już nic na obronę swoich racji. Każda rzecz przemawiała na moją niekorzyść. Dopiero co tak naprawdę zadebiutowaliśmy, zdobywaliśmy popularność, dwóch członków odeszło — wszystkie te czynniki sprawiały, że nie powinniśmy się wychylać. — Chyba się zdrzemnę, żeby jutro być w formie. Trzeba korzystać z wolnego dnia — dodałem od razu, nie dając mu możliwości odpowiedzi na poprzednie słowa. Byłem już wyczerpany tym dniem i ciągłym zastanawianiem się, które nie przynosiło nic, prócz narastającej świadomości, jak wielkie kłopoty miałem. Ścisnąłem ostatni raz dłoń Sehuna zanim wyplątałem palce z uścisku, po czym ponownie opadłem na miękką poduszkę.



Bardzo bym prosiła o komentarze, by wiedzieć czy wstawiać dalej ;)