niedziela, 2 września 2018

Pokemon New Era (Kanto)



Sama nie wierzę, że wzięłam się za taki projekt. Jednak świat pokemon ma na prawdę ogromne możliwości, jeśli przestanie się uważać, że odbiorcy to małe dzieci. Mam nadzieję, że spodoba Wam się mój pomysł. 




                                                                             Anastacia Rose 

Ja wiem, mam tendencje do nazywania postaci bardzo podobnie lub nawet tak samo. Po prostu mając jedną postać dostosowuje ją do innych klimatów. W tej serii będę Wam pokazywać postacie, które dodaje do opowiadania. Na końcu będę także dodawała obrazki pokemonów, jakie pierwszy raz występowały w opowiadaniu. Zapraszam do czytania!




Gdy tylko wyszła ze szkoły, rzuciła się biegiem w stronę Centrum Pokemon. Biegła całą drogę dlatego, gdy tylko drzwi Centrum się przed nią rozsunęły, była tak zmachana, że oparła ręce o kolana, próbując nabrać powietrza. Weszła do budynku wciąż oddychając ciężko. Pomachała siostrze Joy na przywitanie.
- Witaj, Anastazio. Dzisiaj wielki dzień, co? – zapytała różowo włosa kobieta z ogromnym uśmiechem.
- Ehe – odpowiedziała Anastazia wciąż nie mogąc złapać oddechu.
Usiadła przed najbliższym ekranowym telefonem i powoli zaczęła uspokajać oddech. Po paru minutach już tylko jej serce pracowało szybko. Bardzo się stresowała. Wiedziała już, którego pokemona wybierze, chociaż nie była pewna czy wybór przez telefon będzie odpowiedni. Wystukała numer do Profesora Oak i czekała, aż odbierze. Po dłuższej chwili bez odpowiedzi zaczynała się martwić, ale nagle ekran przed nią zabłysł kolorami i przed nią pojawił się obraz twarzy profesora.
- Dzień dobry profesorze Oak. – powiedziała głosem zbyt piszczącym, za co w duchu się skarciła.
- Dzień dobry Anastazio. Gotowa na wybór pierwszego pokemona? – zapytał spokojnie i z uśmiechem.
- Tak – odpowiedziała krótko i przebrała niespokojnie nogami.
Profesor odszedł od kamery i przesunął gdzieś z prawej strony laboratorium metalowy stół z trzema pokemonami.
- Zapewne w szkole uczyłaś się o tym, co to za pokemony? – zapytał jakby chcąc sprawdzić, jak dobrze się przygotowała.
- Tak profesorze. To Bulbasaur, Charmander i Squirtle. Typ trawiasty, typ ognisty i wodny. Każdy z nich ma 3 formy ewolucji. – zaczęła jak z podręcznika, ale profesor zaraz jej przerwał.
- Dobrze, dobrze. Widzę, że mocno przygotowałaś się do tego. W takim razie, którego pokemona wybierasz? – powiedział, podjeżdżając stołem jeszcze bliżej kamery i wskazał w stronę postaci widniejącej na jego ekranie, pokazując pokemonom na czerwonowłosą dziewczynę. Każdy z nich popatrzył na Anastazie ogromnymi oczami. Po chwili jednak Bulbasaur położył się na stole, zwijając w kłębek.
- Hej, Bulbasaur, nie śpij – powiedział profesor lekko zafrapowany zachowaniem pokemona. Anastazia zachichotała i puściła oczko do pozostałych pokemonów, które wciąż na nią patrzyły. Spojrzała na Charmandera i uśmiechnęła się szeroko. Ten złączył obie swoje łapki przez co wyglądał naprawdę uroczo.
- Wybieram Charmandera – powiedziała dziewczyna głosem pewnym jak nigdy dotąd. Profesor Oak jednak tego nie usłyszał, próbując obudzić śpiącego, trawiastego pokemona. Charmander ucieszył się i wyglądało jakby tańczył taniec zwycięstwa, na co dziewczyna zaśmiała się jeszcze mocniej. Po chwili jednak profesor Oak zauważył co się dzieję i dopytał, czy jest pewna. Anastazia pokiwała głową na potwierdzenie wyboru.
Mężczyzna schował wszystkie pokemony do pokeballi i ten z Charmanderem zabrał do biurka.
- Dobrze. W takim razie przesyłam Ci Charmandera i sześć pokeballi. Starter odbierz od siostry Joy, która wgra twoje dane. – powiedział i po chwili po prawej stronie pojawił się pokeball. Dziewczyna wstała z krzesła i wzięła go do ręki a zaraz po nim zmaterializowały się trzy miniaturowe pokeballe. Wzięła je w jedną rękę i włożyła do plecaka szkolnego. Ten w którym znajdował się pokemon, dziwnie emanował ciepłem. Cały czas trzymała go w dłoni. Wróciła przed ekran.
- Życzę Ci powodzenia i mam nadzieję, że niedługo wyruszysz w swoją podróż pokemon! – zawołał wesoło, niczym święty Mikołaj i ekran nagle stał się czarny. Popatrzyła na czerwono białą kulkę w dłoni. Sekundę potem rzuciła nią.
- Charmander, wybieram cię! – powiedziała, zdegustowana brzmieniem tego zdania. Jednak kulka otworzyła się, wybuchło z niej białe światło, a zaraz potem przed nią pojawił się mały, pomarańczowy pokemon.
- Char char! – zawołał pokemon podnosząc łapki do góry. Gdy zobaczył dziewczynę, podszedł do niej spokojnie, nieśpiesznie. Stanął przed nią i wyciągnął prawą łapkę przed siebie. Anastazia, zadziwiona jego zachowaniem, ukucnęła dopiero po dłuższej chwili i podała mu dłoń, którą oboje potrząsnęli.
- Ależ to sztywne – burknęła dziewczyna, a zaraz potem charmander wystawił język, przymykając jedno oko, po czym przydreptał bliżej rozstawiając łapki. Dziewczyna uśmiechnęła się i złapała go w pasie, podnosząc do góry i przytulając. Wtedy zauważyła jego ogon, który trzymał bezpiecznie, odchylony.
- Zawsze mnie zastanawiało, czy ten ogień pali zawsze, czy tylko wtedy gdy używasz ataku? – zapytała dziewczyna wystawiając jedną dłoń w stronę ognia na końcu jego ogona.
- Char! – zawołał skrzekliwie, oddalając go od jej dłoni a gdy spojrzała na niego, pokręcił głową.
- Czyli pali zawsze? – pokemon pokiwał głową, po czym wdrapał się na jej prawe ramię i usadowił.
Chwile po tym stała przed siostrą Joy, która wpisywała jej dane w pokedex. Mały czerwony komputerek zaświecił lampką na zielono.
- Będziesz chciała startować w mistrzostwach pokemon? – zapytała różowowłosa pielęgniarka.
- Nigdy się tym zbytnio nie interesowałam. Chciałam po prostu zwiedzić świat, poznać nowych ludzi, może złapać parę pokemonów, które mnie polubią. – chciała wzruszyć ramionami, ale ciężar pokemona jej nie pozwolił. – Poza tym, mama i tak nie zgadza się, żebym podróżowała. Mówi, ze jest zbyt niebezpiecznie dla takiej małej dziewczynki. – dodała naburmuszona.
- Trochę racji ma. Ostatnio zaczęło przybywać przeciwników pokemon, którzy uważają, że nie powinniśmy z nimi współżyć. Na trenerów na szlaku napada coraz więcej bandytów. – powiedziała siostra Joy lekko przemądrzale. Dziewczyna wywróciła oczami, odebrała pokedex i pożegnała się.
                                                              ***
Leżała na łóżku na brzuchu, patrząc na jeszcze zamknięty album ze zdjęciami. Za parę dni miała mieć swoje osiemnaste urodziny. Urodziny, na które czekała od 8 lat. Ponieważ, tamtego dnia, gdy wróciła do domu, jej mama powiedziała, że będzie mogła wyruszyć w podróż gdy tylko skończy osiemnaście lat. Otworzyła album i przewróciła parę stron.
- ChimChim? – zapytała charmandera leżącego obok niej, zwiniętego w kłębek. Ten podniósł głowę. – Pamiętasz dzień wyboru? – popatrzyła na zdjęcie małej siebie, z charmanderem na ramieniu w progu domu. Mama czekała na nią i zrobiła zdjęcie od razu gdy weszła. Na jej ustach malował się ogromny uśmiech. – Wtedy, jeszcze u profesora. Czy ty wtedy tańczyłeś taniec zwycięstwa? – zapytała, widząc, że pokemon podszedł do albumu. Spojrzała na niego. Pokiwał głową na znak potwierdzenie i zaczął znów tańczyć.
- Char, char char, char char char! – zawołał kończąc.
- Hahaha, masz rację. Ja także, cieszyłam się, że wybrałam właśnie ciebie. – odpowiedziała i przewróciła się na plecy, biorąc pokemona pod łapki i unosząc nad sobą. – Niedługo ruszymy w naszą podróż. W końcu będę mogła zwiedzić świat. Tyle się już naczytałam. Chciałabym wreszcie zobaczyć wszystko na własne oczy. - Charmander pokiwał głową. – Przez te osiem lat nauczyłam się o pokemonach z regionu Kanto chyba wszystkiego. – Postawiła pokemona na swoim brzuchu, a ten się przytulił, machając leniwie ogonem w powietrzu.
Przez pół przymknięte drzwi przybiegła Eevee, machając zadowolona ogonem. Wdrapała się na łóżko i podbiegła do jej twarzy, liżąc ją.
- Hej, Eevee, hahaha, nie liż! – zawołała siadając na łóżku i biorąc oba pokemony na kolana. Na początku, gdy Anastazia przyprowadziła Charmandera, Eevee była trochę zazdrosna. Jednak zauważyła, że dziewczyna nie zapomniała o niej o dbała o oba pokemony tak samo mocno. – Chciałabym ciebie także zabrać w podróż – popatrzyła na puchate stworzonko i podrapała ją za uchem. Ta zeskoczyła z łóżka i zaczęła biegać w kółko, pokazując zadowolenie z pomysłu.
- Wątpię, żeby mama się zgodziła – powiedziała, patrząc zrezygnowana na pokemona.
- Weeee – zapiszczała Eevee smutno.
Było słychać szczęk kluczy i trzaskanie drzwi.
- Kochanie! Wróciłam! – zawołała kobieta z korytarza. Eevee pobiegła ją przywitać a Anastazia wstała z łóżka, idąc w ślad za pokemonem. ChimChim tuptał za nią.
- Hej mamo – powiedziała, podchodząc i całując starszą kobietę w policzek.
- Cześć córciu. Kupiłam Ci prezent. – powiedziała mama, podając dziewczynie przedmiot zapakowany w plastikowe opakowanie. – To jeszcze nie prezent urodzinowy, ale stwierdziłam, że ci się przyda – powiedziała, wchodząc do kuchni i rozpakowując resztę zakupów.
Anastazia rozpakowała przedmiot i wyciągnęła dość dużą, ciemnoszarą, materiałową torbę wystylizowana na worek, z dwoma sznurkowymi ramiączkami. Na środku torby nadrukowana była miniaturka pokebolla.
- Ojej, jaki fajny! – zawołała.
- Myślę, że będzie ci dobrze towarzyszył w podróży – powiedziała mama z uśmiechem. Dziewczyna podeszła do mamy i pocałowała ją w policzek.
- Na pewno mamo, dziękuję – powiedziała trochę rozczulona.
Pomogła mamie rozpakować zakupy i wróciła do swojego pokoju. W myślach już od wielu lat planowała swoją podróż, jednak nie chciała skupiać się na szczegółach, bo to sprawiło by, że oczekiwanie tego dnia stało by się dla niej nieznośne. Z szuflady w komodzie stojącej przy łóżku wyjęła mapę regionu. Na samym środku głównej mapy widniała czerwona kreska, znacząca granice regionu Kanto i Johto. Caledon, jej miasto rodzinne znała bardzo dobrze. W końcu spędziła tu prawie osiemnaście lat życia. W samym mieście znajdowały się jedynie pokemony należące już do trenerów, a na wędrówki poza miasto mama jej nie pozwalała. Nie chciała jej zawieść, więc nigdy nie złamała tego zakazu, chociaż wiele razy miała do tego sposobność. Ciągnęło ją do terenów nie zamieszkanych przez ludzi, gdzie dzikie pokemony występowały na każdym kroku. Uczyła się o wszystkich pokemonach, jakie mogą ją spotkać. Wiele zajęć przeprowadzane było z żywymi okazami, więc niektóre z nich potrafiła rozpoznać nie tylko po wyglądzie, ale także po głosie. Jednak wiele młodych ludzi porzuciło cele, jakie kiedyś przyświecały dziesięciolatkom. Z roku na rok udział w zawodach brało coraz mniej osób. Kiedyś przy początkowych zapisach liczba uczestników osiągała tysiące. Teraz priorytetem dla nich stawało się zdobycie wiedzy i zawodu, często nie związanego w ogóle z pokemonami. Wiele fryzjerów pokemonowych przebranżowiło się na fryzjerstwo dla ludzi, strażacy przestali używać wodnych pokemonów. Anastazia do teraz pamiętała lekcję historii, gdy pani profesor wykładała im wydarzenia sprzed lekko ponad dwudziestu lat i porównała teraźniejsze czasy z tym, co się wtedy działo. Większość uczniów spała na tych zajęciach, ale Anastazia z przerażeniem stwierdziła, że wolałaby urodzić się w tamtych czasach. Jasne, teraz mają telefony komórkowe z aparatami tak dobrymi, że każdy wygląda na nich idealnie, dostęp do internetu jest prawie wszędzie, a ludzie poznali kosmos dużo lepiej niż dna oceanów. Ale w tamtych czasach dziesięciolatek mógł iść w wielomiesięczną podróż, która miała polegać walkach pokemon. Teraz jest on traktowany jak małe dziecko, które nie potrafi sobie samemu przygotować kanapki do szkoły a co dopiero, żeby miał spać parę nocy z rzędu pod gwiazdami.
Dopiero teraz zauważyła, że od paru minut ślepo patrzy na mapę, wędrując myślami daleko w przeszłość. Czasem zastanawiała się, dlaczego mama nie wyruszyła w podróż, gdy miała taką możliwość. Wiedziała, że tata nie wyruszył w podróż, bo nie przepadał za pokemonami. Poczuła, jak ChimChim wchodzi jej na kolana. Popatrzyła na niego z uśmiechem.
- Popatrz, tu jesteśmy – wskazała palcem na samo centrum regionu Kanto. – Caledon. Na pewno będziemy musieli iść do Saffron – przesunęła palcem po mapie w prawo. – Ale nie wiem czy najpierw iść do Lavender czy do Cerulean – dodała z lekką nutą pytania. Charmander spojrzał na mapę. Chwilę na nią patrzył, a Anastazia rozważała które miasto wybrać. Jednak to Charmander rozwiał jej wątpliwości. Wyswobodził się z jej delikatnego objęcia i wskazał łapką na Cerulean.
- Chaaar! – zawołał przy tym, z uśmiechem patrząc na trenerkę.
- Dobrze! – odpowiedziała, kiwając głową. – No to sprawa wyjaśniona. Idziemy w góry. – Ostatnie zdanie wypowiedziała niepewnie. Charmander wyczuł to idealnie.
- Char?- zapytał, intonując to w pytanie „co?”.
- Wiesz, po prostu... Zawsze lubiłam morze i wodę. Góry są dość trudne do pokonania. Ale jeśli nie będziemy się śpieszyć, to damy rade – pocieszyła bardziej siebie niż pokemona.
- Char char. – pokiwał głową z miną wyrażającą uznanie dla podejścia dziewczyny.
Błądziła wzrokiem po mapie, gdy nagle w drzwiach za nią pojawiła się mama.
- Hej kochanie – zaczęła starsza kobieta i podeszła do dziewczyny klęczącej na ziemi. – Nie chcesz korzystać z mobilnej wersji mapy? – zapytała, patrząc na telefon komórkowy dziewczyny leżący na szafce nocnej koło łóżka.
- Z niej też będę korzystać – powiedziała, podnosząc wzrok. – Po prostu lubię korzystać ze starych, papierowych map i zaznaczać na nich gdzie byłam. Poza tym w lesie może nie być zasięgu i wolę mieć różne wersje, żeby się nie zgubić – odpowiedziała z uśmiechem czerwono-włosa.
- Ojej, faktycznie. Jesteś bardzo mądra – powiedziała mama z dziwnym podziwem.
 - Mamo, nie martw się. Marzę o tej podróży od wielu lat, wiem chyba wszystko co w teorii można wiedzieć – wstała z ziemi i przytuliła mamę.
- No dobrze. Sprawdziłam właśnie namiot. Wszystko jest na miejscu. Na szczęście nie jest też ciężki, więc łatwo będzie ci go nosić. Termos nie przecieka, a pudełko jest szczelne. Wszystko jest umyte i gotowe.
- Mamooooo – jęknęła dziewczyna. – Jestem już duża, umiem o siebie zadbać. Mam prawie osiemnaście lat!
- Wiem córciu wiem. – Ucałowała ją w czoło. – Ale już za dwa dni ciebie tu nie będzie i chciałam coś dla ciebie zrobić.
- Dziękuję – zarumieniła się, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
Chwilę potem jej mama wyszła z pokoju, przymykając lekko drzwi.
- Muszę zabrać tyle rzeczy – pomyślała na głos Anastazia i usiadła z powrotem przed mapą. Sięgnęła do komody po kartkę i długopis i zaczęła spisywać rzeczy, które musi wziąć ze sobą.
- Namiot, koc, poduszka, ciuchy, termos, pudełko na jedzenie, mapa, telefon, ładowarka, długopis, kompas, jedzenie dla pokemonów, pokedex, pokeballe, przewodnik po Kanto – zaczęła wyliczać, zapisując wszystko na kartce. Gdy skończyła, położyła ją razem z długopisem na stoliku nocnym, by móc dopisać coś, jeśli sobie przypomni. Podeszła do kalendarza wiszącego na ścianie i skreśliła kolejny dzień. – Jeszcze tylko dwa dni – powiedziała zadowolona.
                                                                         ***
               Te dwa dni minęły wszystkim szybko. Anastazia zaczynała się powoli pakować. Zamieniła też wszystkie swoje oszczędności na grubsze pieniądze, żeby portfel nie był zbyt ciężki. Jej mama spędzała te dni w pracy, dlatego w ciągu dnia w mieszkaniu była sama z obydwoma pokemonami.
               Gdy w końcu nadszedł dzień wyprawy, który był jednocześnie dniem jej urodzin, obudziła ją Eevee liżąca ją po twarzy. Otworzyła zaspana oczy i pogłaskała pokemona. Charmander także się obudził zamieszaniem. Jej mama stała przy łóżku z małym tortem w ręku.
- Sto lat, sto lat – zaczęła śpiewać, a pokemony się dołączyły, co stworzyło bardzo dziwną piosenkę na trzy głosy, z całkiem rożnym tekstem.
- Hahaha dziękuję – powiedziała dziewczyna, siadając. Piosenka się skończyła a mama podsunęła jej tort, żeby zdmuchnęła świeczki. Pomyślała życzenie i zdmuchnęła obie, układające się w liczbę osiemnaście.
- Wszystkiego najlepszego córeczko – powiedziała mama, stawiając tort na stoliku po czym przytuliła dziewczynę. – Gdy się puściły, mama wyciągnęła z kieszeni małą paczuszkę. Był to kartonik wielkości dłoni zapakowany w niebieski papier i owinięty turkusową wstążeczką. – To dla ciebie.
- Dziękuję mamo – dziewczyna wzięła paczuszkę i ostrożnie ją otworzyła. Kolor papieru za bardzo jej się podobał. Otworzyła kartonik a w środku zobaczyła leżący pokeball z naklejka Eevee. Pamiętała jak sama ja nakleiła kilka lat wcześniej, gdy tylko zdobyła naklejki ze wszystkimi pokemonami z regionu Kanto. Od razu przyozdobiła oba pokeballe. – Oh? – zawołała pytająco.
- To mój prezent dla Ciebie. Eevee od zawsze była dla Ciebie. Ale zanim Ci ja podarowałam, chciałam zobaczyć, czy naprawdę będziesz o nią dbać, nawet jeśli nie będzie tylko twoja. Spisałaś się idealnie. – odpowiedziała mama z uśmiechem. Dziewczyna wyciągnęła pokeball. Pod nim leżało jeszcze trochę pieniędzy. – A to na podroż. Wiem, że masz swoje oszczędności, ale w końcu masz urodziny – dodała mama. Dziewczyna rzuciła jej się w ramiona.
- Ohhh mamo, dziękuję. Bardzo dziękuję. Będę dbała o Eevee najlepiej jak potrafię. – Oba pokemony zeskoczyły na ziemię i zaczęły tańczyć wesoły taniec, zapewne ciesząc się, że będą razem podróżować.
               Dziewczyna ubrała się w turkusową bluzkę ze sznurowanym dekoltem, na włosy założyła swoją ulubioną, turkusową wstążkę, robiąc przy tym kokardkę. Wsunęła na siebie szare spodenki a na szyje założyła wisiorek z niebieskim kamieniem. Na koniec przez uszy spodenek przełożyła czarny pasek z małą komorą na guzik. Do komory wrzuciła wszystkie puste pokeballe. Przejrzała się w lustrze i zadowolona z wyglądu przeszła do salonu, który był połączony z kuchnią. Z ogromnym uśmiechem zjadła śniadanie i przygotowała sobie jedzenie i picie na podróż. Herbata brzoskwiniowa i kanapki. Wzięła także dwa pudełka z zamknięciem, które po ściągnięciu robiło za miskę. Spakowała wszystko do nowej torby, którą dostała od mamy. W środku miała już ciuchy na zmianę, koc i małą poduszkę. Sama zdziwiła się jak dużo zmieściło się do tej torby. Gdy wszystko miała już spakowane, przeszła na korytarz, gdzie założyła buty. Wszyscy stali niedaleko i czekali na wyruszenie w podróż. Stanęła na nogach i złapała za namiot, przerzucając go przez ramię. Faktycznie był lekki i wygodny w noszeniu na plecach. Całość nie była zbyt ciężka, czego się obawiała. Spojrzała na Eevee i Charmandera.
- Gotowi? – zapytała z uśmiechem. Oba pokemony pokiwały głowami na potwierdzenie. Jej mama podeszła i mocno ją przytuliła.
- Uważaj na siebie kochanie, dobrze? – zapytała z lekko żałobnym tonem.
- Tak mamo, będę uważać.
- I dzwoń często. Będę tęsknić.
- Ja też mamo – powiedziała i ucałowała kobietę w policzek. Nie chcąc przeciągać pożegnania, wyrwała się z uścisku i podeszła do drzwi. „Czas zacząć przygodę!” pomyślała i nacisnęła klamkę. Cała trójka wyszła razem z domu.



Charmander (ChimChim)

Eevee




niedziela, 25 lutego 2018

EXO Next Door - kontynuacja (YAOI +18, RolePlay, Mpreg) Spełnione życzenia #1

Na wstępie chciałabym uczulić wszystkich, żeby wiedzieli co czytają. Poniższa wersja "opowiadania" jest kopią z RolePlaya, który piszę z jedną osobą, jako luźna kontynuacja tego co było w One Shocie. Jest to mpreg, czyli męska ciąża (w świecie gdzie ciąża męska jest tak samo łatwa jak damska). Jest to kopia, słowo w słowo to co w RP, które jest pisane dość luźno i w sposób pierwszoosobowy u obu osób. 
Dodatkowo, oś chronologiczna może być pomieszana, bo nie przywiązywałyśmy do tego zbyt dużej wagi (wyjątkowo).
Będę dodawać po około 5 stron "wordowych", jeśli się spodoba, będę dodawać dalej ;)
Nazwa: Spełnione Życzenia
Paring: Sehun x Baekhyun (SeBaek)
Typ: Mpreg
Zespół: EXO
Osadzenie: W zespole, początek roku 2015
Miłego czytania ;)




Baekkie
Życie jest bardzo zaskakujące, naprawdę, a moje już po prostu stroi sobie ze mnie żarty. Aż czasem ciężko uwierzyć, że to faktycznie miało miejsce. Najpierw dosłownie odrobinę ponad rok po debiucie przespałem się z przyjacielem z zespołu. Świetny start, wiem. Później było jeszcze lepiej – chłopak był we mnie zakochany, jednakże ja nie odwzajemniałem jego uczucia. Raniło mnie to równie bardzo, co jego. Nigdy nie chciałem sprawiać mu bólu, lecz jednocześnie nie byłem w stanie zmusić swojego serca do miłości. Koniec końców wyszło, że wcale nie musiałem tego robić, bo nie minęło pół roku, gdy zdałem sobie sprawę, że jednak w sumie mogłem coś do niego czuć. To jest, o ile on wciąż to robił. Po wyznaniu prawdy okazało się, że miałem szczęście, dlatego zostaliśmy parą. Dość udaną, mimo iż byliśmy zmuszeni ukrywać się przed światem. Bycie idolami bądź co bądź zobowiązuje. Plus był taki, że chcąc nie chcąc spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu, więc przynajmniej nie mogliśmy narzekać na tęsknotę. Następnie wszystko układało się pięknie. Nasza zespołowa kariera kwitła, związek miał się dobrze, żyć, nie umierać. Ale oczywiście musiałem coś zepsuć. Dosyć niedawno w perspektywie świetnych stosunków Sehuna i moich, zacząłem zastanawiać się nad bardzo poważnym krokiem – staraniem się o dziecko. Najpierw te myśli nieśmiało plątały mi się po głowie, potem coraz odważniej. Bycie rodzicami to niesamowita sprawa. Fakt, niezwykle odpowiedzialna i wymagająca, ale wciąż fantastyczna. Plusy zdecydowanie przeważały nad nielicznymi, słabymi minusami. Kiedy jednakże podzieliłem się z Sehunem tymi marzeniami (bo planami jeszcze nie mogłem ich nazwać) moja bańka została bezwzględnie przebita. Chłopak tego nie chciał. Argumentował się głównie zespołem. Miał rację, ale cholerka, nie chciałem poświęcać wszystkiego dla kariery. Kochałem ją, ale miałem też inne ambicje. Najwyraźniej jednak z czegoś trzeba było zrezygnować. Po kilku rozmowach na ten temat, które kończyły się w ten sam sposób, postanowiłem odpuścić. Co mogłem zrobić? Nie potrafiłem go przekonać a kłótnie, jakie wywoływałem tylko zagrażały naszemu związkowi. Nie chciałem tak ryzykować. Wywiesiłem białą flagę. Niemal pogodziłem się ze stratą, dlatego nie dało się opisać mojego zaskoczenia i zdezorientowania, kiedy okazało się, że byłem w ciąży. Mdłości wziąłem za zatrucie pokarmowe, tymczasem badania poinformowały mnie o dziecku, jakie najwyraźniej uznało, że to najwyższa pora, by zadomowić się w moim brzuchu. Nie miałem pojęcia, co zrobić, komu powiedzieć. Sehunowi? Nie, zbyt bardzo bałem się jego reakcji. Ale w takim razie komu? Może Junmyeonowi? Był liderem, powinienem zawsze móc sie do niego zwrócić, ale na pewno miał mnóstwo innych rzeczy na głowie. Nie chciałem jeszcze bardziej go obciążać. Po wykluczeniu po kolei wszystkich innych członków zespołu, zdecydowałem się porzucić ten pomysł i położyć do łóżka. Przez złe samopoczucie miałem dzisiaj wolne, które poświęciłem właśnie na latanie po lekarzach. Resztę tego dnia miałem zamiar poświęcić na myślenie, co teraz mam zrobić. Byłem w takiej kropce i czułem się tak bezsilny, że miałem ochotę się dosłownie rozpłakać.

Sehunnie
Bieganie pomaga mi oczyścić głowę z myśli. Wtedy, na tych małych wakacjach jakie nam przygotowano także mi pomogło. Lecz nie na długo. Gdy nikt nie widział, wpatrywałem się w Baekhyuna i obserwowałem jego sylwetkę. Przez wiele miesięcy nikt nic nie zauważył. Nawet sam chłopak zdawał się zapomnieć o sprawie. A mnie nocami śniły się wydarzenia tamtego wieczora. Nieraz musiałem mówić Tao z lekką zgryzotą, że nie chcę brać z nim prysznica. Jesteśmy dorosłymi mężczyznami, więc raczej każdy wie, co robimy raz na jakiś czas w samotności. Po paru miesiącach byłem już na skraju wytrzymałości. Chciałem coś z tym zrobić, ale nie wiedziałem co. Zaczynałem już rozważać odejście z zespołu. Wtedy wydarzyło się coś, co pamiętam do dzisiaj. Baekhyun i ja zostaliśmy parą. Dzięki temu, że spędzaliśmy ze sobą tyle czasu, mogliśmy zachowywać się normalnie, nawet jeśli rzadko kiedy zostawaliśmy sami. I tak większość naszych zachowań fanki uznawały za fanserwis a chłopacy za normę. W końcu u nas prawie każdy się przytulał. Było nam dobrze, czasem musieliśmy wymyślać jakieś wymówki dlaczego spędzamy tyle czasu razem. Najczęściej mówiłem, że uczę Baekhyuna układu, a on mnie tekstu. To najczęściej wystarczało. Nikt nic nie podejrzewał a my trwaliśmy w szczęśliwym związku. Lecz wtedy mój chłopak wpadł na chory pomysł. Zamarzył sobie dziecka. Gdy tylko mi o tym powiedział, najpierw mnie zbiło to z tropu. Stałem i wpatrywałem się w niego ze zdziwieniem.
- OSZALAŁES?! - pamiętam jak się na niego wydarłem. Do teraz tego żałuję. Ale musiał zrozumieć. Jesteśmy idolami, do tego parą gejów w kraju, gdzie homoseksualizm jest zamiatany pod dywan, a jak ktoś się oficjalnie przyznaje, jest z automatu ściągany z piedestału. Poza tym, co z zespołem. Chłopaki mieli by przez nas przesrane, do tego musielibyśmy zrezygnować z występów, wypłacać się SM Ent. Następstwa tego byłyby wyniszczające i to nie tylko nas. W końcu chyba zrozumiał, bo przestał poruszać ten temat, a niepewna atmosfera zaczęła się przerzedzać. Wracaliśmy do normalności. Ale Baekhyun zaczął się dziwnie zachowywać. Zaczął mieć przede mną tajemnice. Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie chce ze mną zerwać z tego powodu. Źle się dzisiaj czuł i gdy my pojechaliśmy ćwiczyć, on został w dormie. Jakiś czas temu udało nam się tak wymienić z chłopakami, że my we dwoje mamy razem pokój. Ale rozmyślanie o zachowaniu chłopaka tak zaprzątało mi głowę, że nie potrafiłem się skupić. Zerwałem się wcześniej z ćwiczeń, mówiąc, że może Baekhyun mnie zaraził grypą i po szybkim prysznicu wróciłem na własną rękę do dormitorium. Ściągając buty w korytarzu słyszałem cisze. Sam nie wiem, jak da się słyszeć ciszę. Ale jak na Baekhyuna było za cicho. Przeważnie grał, oglądał telewizję albo robił coś innego hałasującego. Idąc do naszego pokoju rozglądałem się.
- Baekhyun? - zapytałem, nie widząc go nigdzie i otworzyłem drzwi do naszego pokoju. Leżał na swoim łóżku tyłem do drzwi.
- Kochanie, wszystko dobrze? Jak się czujesz? - zapytałem zmartwiony i zamknąłem drzwi pokoju, podchodząc do chłopaka.

Baekkie
Przykryłem się kołdrą po samą szyję i dopilnowałem, aby okrywała mnie calutkiego z wyjątkiem głowy. Tylko w takiej pozycji mogłem rozsądnie się zastanawiać. Zamknąłem oczy, po czym podjąłem próby wynalezienia każdego możliwego rozwiązania zaistniałej sytuacji. Brałem pod uwagę każdą opcję, prócz jednej – nie chciałem nawet zbliżać się do myśli o usunięciu dziecka. To nigdy przenigdy nie wchodziło w grę. Nie byłbym w stanie pozbyć się mojego maleństwa. Jeżeli zostanę w zespole, nie uda mi się zbyt długo ukrywać mojego stanu. W czwartym a nawet już trzecim miesiącu brzuch zacznie się zaznaczać i tak, jak przez kilka początkowych tygodni będę mógł zganiać to na przejadanie się, tak po pewnym czasie nie sposób będzie wciskać taki kit z oczywistego powodu. Ale zresztą jaki będzie ze mnie pożytek tutaj? Przecież nie będę mógł wykonać żadnej choreografii czy występować. Byłbym zmuszony wziąć co najmniej roczną przerwę – tak jak mówiłem, albo kariera, albo rodzina. No właśnie, co w takim wypadku z Sehunem? Zostałby ze mną czy z chłopakami? Domyślałem się, że praca była dla niego ważniejsza, inaczej nie odrzucałby wszystkich moich propozycji na temat rodzicielstwa, dlatego nie chciałem ciągnąć go ze sobą na siłę. Znienawidziłbym siebie, gdybym oderwał go od czegoś, co kochał na rzecz moich pragnień. Lecz co w takim wypadku? W oczywisty sposób nasze drogi rozeszłyby się. Nie dało się tego pogodzić. Może powinienem odejść zanim wszystko wyjdzie na światło dzienne? Z góry oszczędzić chłopakom a w tym Sehunowi kłopotów i zmartwień. Przy okazji uniknąłbym wywołania skandalu, który z pewnością mocno ugodziłby w reputację EXO. Zostałbym samotnym ojcem. Ale prawdę mówiąc... Gdy wyobrażałem sobie życie bez Sehuna, stawało się ono pozbawione kolorów, jakiejkolwiek radości. Co z tego, że spełniłbym jedno z marzeń, gdybym przy tym musiał odrzucić miłość mojego życia? Westchnąłem głęboko, przekładając się na drugi bok. To było zbyt zawiłe. Każde rozwiązanie miało swoje plusy i minusy a ja nie potrafiłem zdecydować, co było najmniejszym złem. Chyba powinienem jednak rozmawiać z Sehunem. Może przedstawiłby mi jakiś świeży punkt widzenia; on zawsze potrafił spojrzeć na problemy w racjonalny sposób. A na dodatek, cholera, połowicznie przyczynił sie do tego wszystkiego. Przecież do zrobienia dziecka potrzeba dwóch osób! Byłem naprawdę zdeterminowany i postanowiłem sobie, że gdy tylko chłopaki wrócą z próby, wyznam Sehunowi prawdę. Miałem jeszcze co najmniej dwie godziny na przygotowanie sie mentalnie. Nie spodziewałem sie jednak, że przed czasem usłyszę szczęk klucza. Moje serce od razu przyspieszyło. Zacząłem nasłuchiwać; zastanawiałem się, kto i dlaczego wrócił wcześniej. Nagle do moich uszu dotarł miękki głos mojego chłopaka. Całe zdecydowanie, jakie przed chwilą we mnie było, uleciało a ja zmieniłem sie w kłębek nerwów.
- Jest w porządku. Lekarz powiedział, że to nic takiego i jutro będę mógł wrócić do pracy — odpowiedziałem, wciąż będąc odwróconym plecami. Oddychaj, Baekhyun, zachowuj się naturalnie. Przekręciłem się na plecy, aby móc spojrzeć na młodszego i posłać mu uśmiech. Miałem wrażenie, że na moim czole wielkimi literami wypisane jest "jestem z tobą w ciąży".
- A ty czemu wróciłeś wcześniej? Coś sie stało? — dopytałem, marszcząc przy tym brwi.


Sehunnie
- Martwiłem się o Ciebie - powiedziałem, spoglądając na jego twarz. Był blady jak ściana i ... przerażony? Przez chwile odniosłem takie wrażenie. - Jesteś pewny, że wszystko w porządku? Blado wyglądasz - zauważyłem. W głowie utkwiła mi myśl, że moje domysły były prawdą. Chce ze mną zerwać. Ścisnąłem prawą dłoń w pięść ale zaraz ją rozprostowałem, żeby mu tego nie pokazać. Nie chciałem powtórki sprzed paru miesięcy, aczkolwiek wtedy to jeszcze ja byłem tym biednym, słodkim maknae, które wszystkim się martwi. Przez te parę miesięcy dużo się zmieniło. TAMTO zdarzenie mnie zmieniło. Nie byłem już zamkniętym w sobie chłopaczkiem. Teraz byłem silnym facetem, za to Baekhyun stał się bardziej uległy. Nie będzie powtórki. Poza tym chciałem mieć to już za sobą. Póki reszta nie wróciła. - Słuchaj - zacząłem ostro. Trochę zbyt ostro więc wziąłem uspokajający oddech. - Ostatnio między nami się pogorszyło. Nie jestem w stanie cię uszczęśliwić, zdaję sobie z tego sprawę. Zrobiłeś się zamknięty. Coraz mniej ze sobą rozmawiamy... - przerwałem. - Wiem do czego to wszystko prowadzi. - spojrzałem mu w oczy.

Baekkie
Dźwignąłem sie na łokciach, aby następnie podnieść się całkowicie do siadu. W międzyczasie jeszcze delikatnie skinąłem głową, aby zapewnić chłopaka, że naprawdę wszystko było w porządku. To znaczy, nic nie było, ale jeszcze nie pora, by się nad tym rozwodzić. Zmieniłem pozycję, chcąc być przodem do Sehuna. Mimo stresu, jaki wcześniej mi przysporzył, teraz cieszyłem się, że go widziałem. Bądź co bądź był moim ukochanym, miał na mnie największy wpływ a jego obecność potrafiła mnie uspokoić jak nic innego. Miłość to niezłe szaleństwo, przysięgam. Mój stan delikatnego relaksu był tak krótkotrwały, że bez większych konsekwencji można było go pominąć. Zupełnie nie spodziewałem się twardego tonu chłopaka, który nie dość, że zbił mnie z pantałyku to jeszcze mnie przestraszył. Znów się zestresowałem. Zacisnąłem pięść na kołdrze.
- O czym ty mówisz? Do czego to prowadzi? — spytałem zaskakująco spokojnym tonem jak na mętlik, który miałem w głowie. Czy Sehun sie domyślał? Ale jakim cudem? Przecież sam wiem od niedawna. A może chodzi o coś innego? Może chce ze mną zerwać? Nie chciałem nawet myśleć o takim scenariuszu.


Sehunnie
Obserwowałem go spod lekko zmrużonych powiek. Chciałem wiedzieć co myśli, co czuje. Żeby był bardziej otwarty. Tak jak na początku, gdy wyznał mi, że mnie kocha. Tamten dzień był chyba najszczęśliwszym dniem mojego życia. On o tym nie wie, ale tuż po tym pobiegłem na tak długą drogę, że wspiąłem się na pobliskie góry gdzie krzyczałem ze szczęścia. Ale zauważyłem jego reakcję na mój twardy ton. Przeczesałem włosy dłonią zirytowany sam na siebie i podszedłem do łóżka, na którym siedział po czym usiadłem na jednej nodze, przodem do niego. Złapałem jego jedną dłoń.
- Baekkie.... - zacząłem. - Posłuchaj mnie uważnie. Nie chcę by powodem naszych kłótni było twoje marzenie, którego spełnienie sprawiło by nam tak samo dużo kłopotów co szczęścia. Nie tylko nam dwojgu ale i całemu zespołowi. Wiem, że jest ono dla ciebie ważne. I wiem, że przez moje twarde odmowy się ode mnie odsunąłeś. I myślę, że ty także uważasz, że rozwiązaniem tego było by się rozejść. Skoro ja nie mogę spełnić twojego pragnienia, to może kto inny to zrobi. Nie będę ci stał na przeszkodzie, ale cholera jasna! - ostatnie dwa słowa wyrzuciłem z siebie sfrustrowany.
- Kocham cię do cholery.

Baekkie
Kiedy chłopak złapał moją dłoń, splotłem nasze palce razem. Ścisnąłem go dosyć mocno; nie wiedziałem, do czego to zmierza i zwyczajnie się bałem. Zapowiadało sie na poważną rozmowę a to nigdy nie wróżyło dobrze. Jego krótki monolog pozostawił mnie w kompletnym otępieniu. Byłem w szoku, nie sądziłem, że kiedykolwiek coś podobnego wpadnie mu do głowy. To znaczy, mi też coś takiego przemknęło przez myśl, aczkolwiek nigdy nie brałem tego na poważnie. Tymczasem on prosto w twarz proponował mi rozstanie. Moje serce ścisnęło się boleśnie z żalu.
- Skoro mnie kochasz to dlaczego mówisz coś takiego? — spytałem z niedowierzaniem, mrużąc oczy. Miałem ochotę puścić jego rękę, ale jedynie pochwyciłem ją obiema dłońmi. W mojej głowie zapanowała pustka. Nie wiedziałem, co powiedzieć, brakowało mi słów, zresztą nie potrafiłbym nawet jakoś ułożyć moich myśli, by się nimi podzielić.
- Myślisz, że... Myślisz, że chcę cię zostawić, bo się nie zgadzasz na dziecko? Że przedkładam to nad ciebie czy coś w tym rodzaju? — Mój język plątał się jak nigdy. Spuściłem wzrok i odetchnąłem głęboko, aby spróbować uspokoić umysł. - Tu nie chodzi o to, że chcę dziecko, ja chcę je z tobą, widzisz różnicę? To nie jest jakiś… jakieś przedszkole, że kiedy nie chcesz dać mi zabawki to pójdę bawić się z kimś innym! O mój Boże! — wykrzyknąłem, jakby wyczerpany. Nigdy nie sądziłbym, że przeszłoby mu coś takiego przez myśl. Nie wiedziałem już jak inaczej mu to wytłumaczyć, więc zamilkłem, przełykając ciężko ślinę.

Sehunnie
Widziałem ogrom emocji targający jego twarzą. Jednak największą z nich było zdziwienie. Nie sądził, że zauważę i że sam wszystko skończę. A może to nie to? Nie wiedziałem co myśleć. Gdy zadał pierwsze pytanie chciałem odpowiedzieć, ale zaraz kontynuował. Czułem jak oczy mi się szklą gdy powiedział, że dalej ze mną chce być, ale zamrugałem szybko oczami, żeby to powstrzymać.
- Jestem imbecylem prawda? - zapytałem przechylając się do przodu i kładąc głowę na jego kolanach. Nie puszczałem jego ręki. - Myślałem, że tak się ode mnie oddaliłeś bo chciałeś się rozstać. - Gładziłem wierzch jego dłoni kciukiem. Po chwili się podniosłem i spojrzałem w jego oczu. - Hyung, nawet nie wiesz jaki byłem szczęśliwy, gdy wyznałeś mi, że mnie kochasz. Pomimo tego wszystkiego. Nie mogłem znieść myśli, że znów musiałbym słuchać tego, co wtedy... Kocham cie ponad życie, i gdyby to nie miało takiego wpływu na innych, to zgodziłbym się od razu. Chciałbym mieć z tobą dziecko, ale za dużo wszyscy pracowaliśmy na ten sukces. Sam wiesz ile bić się z wytwórnią musiał Luhan. Spłacać ich. A jakbyś ty był tak traktowany jak ten aktor, który wyznał publicznie, że jest gejem? Musiał wiele złego przejść. A nie chcę, żeby tobie się coś stało. Nie chcę, żebyś przeżywał tyle złego.


Baekkie
Uśmiechnąłem się słabo przez jego stwierdzenie. Trochę był, musiałem to przyznać, aczkolwiek każdemu się zdarza. Rozumiałem to w zupełności. Pogładziłem go delikatnie po włosach, kiedy położył głowę na moich nogach. Czułem się, jakby prosił mnie o wybaczenie czy coś w tym rodzaju. Myślałem, że temat był skończony, ale Sehun kontynuował. Spuściłem wzrok jak karcone dziecko. Chłopak zapewne mówił to w dobrej wierze, chcąc sprawić, by rezygnacja z ów marzenia była prostsza, jednakże efekt był wręcz przeciwny. Poczułem się jeszcze gorzej, ponieważ ciąża stała się już faktem i nie mogłem nic na to poradzić. Chłopak tylko przedstawił mi całe zło, jakie na mnie niezaprzeczalnie czekało.
- Wiem, Sehunnie, wiem. Rozumiem twoje argumenty i naprawdę zdaję sobie z tego sprawę, ale po prostu... — urwałem, zanim zdążyłem dokończyć. Pokręciłem głową. — Masz całkowitą rację — przyznałem pokonany, wzdychając ciężko. Nie miałem już nic na obronę swoich racji. Każda rzecz przemawiała na moją niekorzyść. Dopiero co tak naprawdę zadebiutowaliśmy, zdobywaliśmy popularność, dwóch członków odeszło — wszystkie te czynniki sprawiały, że nie powinniśmy się wychylać. — Chyba się zdrzemnę, żeby jutro być w formie. Trzeba korzystać z wolnego dnia — dodałem od razu, nie dając mu możliwości odpowiedzi na poprzednie słowa. Byłem już wyczerpany tym dniem i ciągłym zastanawianiem się, które nie przynosiło nic, prócz narastającej świadomości, jak wielkie kłopoty miałem. Ścisnąłem ostatni raz dłoń Sehuna zanim wyplątałem palce z uścisku, po czym ponownie opadłem na miękką poduszkę.



Bardzo bym prosiła o komentarze, by wiedzieć czy wstawiać dalej ;)

niedziela, 8 października 2017

200 na Facebooku!!!


Pssssssssssstt....
WŁAŚNIE wybiło 200 polubień strony na Facebooku!!!! <3 * pobiegła się cieszyć*
/Ana

Dobra, Ana właśnie piszczy ze szczęścia i skacze prawie pod sam sufit mimo jej hobbitowego wzrostu kkkkk
/Sehunnie

Z tej okazji mamy dla was niespodziankę. Co powiedziecie na Q&A? Czyli Wy zadajecie pytania, a My odpowiadamy 😁
Odpowiadać będzie cała nasza 12stka, więc możecie pytać o co chcecie i opowiadanie które tylko chcecie. * puszcza im oczko*
Pytania możecie zadać dokładnie TUTAJ

// Załoga Otchłani Wyobraźni

piątek, 6 października 2017

Werewolves & Me #17


Na wstępie, chciałabym powiedzieć, że jestem zawiedziona brakiem zgłoszeń do konkursu, ale no cóż, skoro już go zrobiłam, to dajmy czas do końca Listopada.  A tymczasem zapraszam was do kolejnego rozdziału ;)


         Na nieszczęście urodziny Sehuna wypadały we wtorek, dlatego następnego dnia musiałam iść na zajęcia. Plusem było to, że miałam na 13.30, więc trochę sobie poleniuchowaliśmy. Niestety doba hotelowa, jak w większości, kończyła się o 12.00. Wyszliśmy chwilę przed wyznaczonym czasem, nie wiedząc, co tak naprawdę ze sobą zrobić. Nie bardzo chcieliśmy widzieć się z chłopakami, bo zapewne znaleźliby milion pretekstów do zboczonych komentarzy.
Poszukałam w telefonie połączenia, żeby sprawdzić, czy bardziej opłaca mi się jechać od razu na zajęcia, czy może jeszcze do domu. Niestety droga była tak długa, że nie zdążyłabym pojechać do domu, a potem na uczelnię, dlatego ruszyliśmy na najbliższy przystanek. Gdy tylko wyszliśmy z hotelu, Sehun złapał mnie za prawą rękę, oplatając moją dłoń swoimi długimi palcami. Podniosłam głowę i popatrzyłam na niego zdziwiona, ale od razu się uśmiechnęłam. Czułam się wspaniale. Minęło siedem miesięcy odkąd się nie widzieliśmy. Sto dziewięćdziesiąt sześć długich dni udręki, poczucia winy i tęsknoty.— Cieszę się, że przyszłaś. — Sehun nie chciał podsłuchiwać moich myśli, ale nie dało się ich nie słyszeć. Idąc, przytuliłam się do niego, chcąc przekazać mu wszystkie uczucia, jakimi go darzę.
Jadąc różnymi transportami miejskimi, rozmawialiśmy o błahych sprawach, czasem zamyślając się na moment. Ale cisza między nami w żaden sposób nas nie krępowała.
Kiedy dotarliśmy pod uczelnię, zatrzymał się, delikatnie przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił, na koniec składając soczysty pocałunek na moich ustach. Uśmiechnęłam się błogo i odwzajemniłam go.— Miłych zajęć — powiedział na koniec i pocałował mnie w czoło, co ogromnie mnie uszczęśliwiło.
Przez parę minut szłam do sali zamyślona i z głupim uśmiechem na twarzy. Nawet nie zauważyłam mojej przyjaciółki. Usiadłam na ziemi, osuwając się po ścianie i przymknęłam oczy, by powspominać wczorajszy dzień, wieczór i noc. Otrząsnęłam się dopiero przy trzecim zawołaniu Marty.— Gdzie, co, jak? — zapytałam otwierając oczy i rozglądając się. — Ja tu do ciebie mówię, a ty mnie ignorujesz. — Przepraszam. Zamyśliłam się — uśmiechnęłam się głupio i Marta już wiedziała, o co chodzi. Pociągnęła mnie za rękę w kierunku łazienki.— Opowiadaj! — zawołała, a ja pokazałam, żeby była trochę ciszej. — No mów.— Wiesz… Zanim przyjechałam na studia, poznałam chłopaka. Dużo się ogólnie działo i zrobiłam coś głupiego i strasznego. — Nie chciałam jej zbytnio zaciekawiać, żeby nie wyznać całej prawdy. Ale Ona wiedziała, że jeśli jej czegoś nie mówię, to mam ku temu konkretny powód. — Wyjechałam bez pożegnania. Nie powiedziałam też, na jaką uczelnię idę i do jakiego miasta. Chciałam zniknąć z jego życia, więc zerwałam wszelkie kontakty z nim i jego przyjaciółmi, których też bardzo polubiłam. Ale przedwczoraj spotkałam ich w centrum. Nawet nie wiedziałam, że też są w tym mieście. Miał wczoraj urodziny i chłopaki mnie namówili, żebym przyszła. Trochę się bałam, bo myślałam, że mnie nienawidzą, ale przyszłam do nich. Jednym z prezentów była noc w hotelu dla dwóch osób. Mieli to zaplanowane, wredne cholery — zaśmiałam się na samo wspomnienie.— I co dalej? Opowiadaj! — widać, że ekscytowała się równie mocno jak ja.— Po urodzinach poszliśmy do tego hotelu i najpierw dużo rozmawialiśmy. Zrzuciłam wszystko z duszy, on mi wybaczył, a wręcz powiedział, że wszystko się wytłumaczyło i od dawna mnie nie obwinia i no… Mieliśmy owocną noc — powiedziałam dwuznacznie, mimo, że nie musiałam.
Marta uśmiechnęła się szeroko i przytuliła mnie, szczęśliwa.— W końcu znalazłaś szczęście! — powiedziała wesoło, wciąż mnie przytulając.
Gdy wróciłam do domu z zajęć, położyłam się wygodnie na łóżku i włączyłam film. Akurat trafił się „Bogowie Egiptu”. Już w połowie filmu stwierdziłam, że to dobry pomysł na opowiadanie.— Ale egipscy bogowie są najczęściej spotykani… — stwierdziłam zadumana.
Po filmie zaczęłam robić tabelkę naszych mocy, a potem dodałam do nich boskich odpowiedników. Koleżanka, z którą trochę piszę na chacie pomogła mi z tymi greckimi, gdy ja zajęłam się egipskimi i rzymskimi. Niestety nie wszystkich można było połączyć, a niektórzy, których połączyłam, byli z przymrużeniem oka. Jak na przykład Grecki Eol, który był Bogiem wiatrów, z bogami rzymskimi, którzy mieli bogów oddzielnych do każdej strony świata oraz wiatru z niej podążającego. Ale nim to odkryłam, zadzwonił telefon.— Przyjdziesz do nas? — zapytał kojący głos po drugiej stronie.— W sumie mogłabym, ale właśnie zbierałam informacje do nowego opowiadania — powiedziałam tajemniczo, nie chcąc zdradzić pomysłu.— Możesz poszukać ich u mnie  — odpowiedział wesoło Sehun.— A nie będzie ci przeszkadzało, że jestem u ciebie, a siedzę przy laptopie?— Nieee, dlaczego? Chciałbym móc na ciebie popatrzeć.— Owww — wydałam dźwięk piszczącej nastolatki. — No oki, to zaraz będę — odpowiedziałam wesoło, rozłączyłam się i zaczęłam pakować laptopa. Ubrałam buty, zarzuciłam letnią kurtkę i ruszyłam do bloku, w którym mieszkanie wynajmowali Sehun, Suho i Lay. Będąc pod klatką, zadzwoniłam domofonem, a w szybie drzwi sprawdziłam stan mojego wyglądu. Już po chwili stałam w przedpokoju u chłopaków i przytulałam się na powitanie z tęczowowłosym. Wprowadził mnie do swojego pokoju, gdzie już zrobił mi miejsce przy biurku. Przygotowałam wszystko i poszłam do kuchni z Sehunem, zrobić herbatę.— Pójdziesz spytać czy też chcą?— Chcemy! — odezwało się parę głosów, zbyt dużo jak na dwóch współlokatorów.
Zmarszczyłam brwi i poszłam do dużego pokoju, gdzie siedzieli Suho, Lay, Emilia, Baekhyun i Xiumin. Przywitałam się ze wszystkimi, popytałam, jakie chcą herbaty i wróciłam do kuchni. Gdy wszyscy już szczęśliwi siedzieli z zamówionymi napojami, poszliśmy do pokoju Sehuna i usiadłam po turecku na krześle przy biurku.
Gdy skończyłam, okazało się, że nie da się dopasować wszystkich bogów, więc zdenerwowana zatrzasnęłam klapę laptopa.
— Co jest? — zapytał Hunnie wstając z łóżka, na którym oglądał telewizję.— Nie wyszło. I nie wyjdzie — powiedziałam naburmuszona i wydęłam policzki. Ten zawisnął nade mną, kładąc głowę na moim prawym ramieniu.— Tak szybko się poddajesz? — zapytał z przekąsem.— Nie tyle co poddaje, ale… Lubię realizm, a chciałam napisać coś o bogach. Sprawdzałam Greckich, rzymskich, nordyckich i egipskich. W żadnych wierzeniach nie ma wszystkich odpowiednich, jakich potrzebuje.— A o czym chciałaś napisać? — zapytał z zaciekawieniem, sięgając przeze mnie, przez co zgięłam się w pół, by otworzyć laptopa.— Ugh… — wystękałam i wyprostowałam się, by go trochę odepchnąć. — O nas… — zawstydziłam się trochę. — Jako bogowie z magicznymi mocami, które mamy.— Nieźle. Ale nie myślisz, że to by nam zaszkodziło? — puścił mnie i pociągnął za rękę, bym usiadła z nim na łóżku.— To miało być tylko dla was. Poza tym piszę tylko fantastykę, nikt nie pomyślałby, że to prawda.— Wiesz, mówi się, że w każdej fantastycznej opowieści kryje się ziarnko prawdy. — Nie przekonały go moje argumenty.— To już nieważne. I tak nic z tego — odpowiedziałam, odpychając się w tył, by położyć się na łóżku. — Brakuje mi trochę naszych ćwiczeń. Dawno nie latałam.— A mówiłaś, że Anastazja Airlines nie poleca się na przyszłość — zaśmiał się, udając mnie z tego feralnego dnia, gdy okazało się, że Emilia też dołącza do watahy.— No bardzo zabawne — zmrużyłam oczy, patrząc na chłopaka. — A kto mówił, że chcę znów kogoś nosić na plecach? — było to pytanie retoryczne, ale ten tylko wzruszył ramionami.— Zawsze możemy się umówić, żeby w weekend wybrać się gdzieś razem na trening. Chłopaki też się zastali odkąd się tu osiedliliśmy. Wiesz, że większość z nas studiowała wcześniej, prawda? Po tych wakacjach wszyscy zrezygnowali.— CO?! — podniosłam się agresywnie z łóżka. Wyszłam szybko z pokoju i skierowałam do salonu.— Dlaczego?! — prawdopodobnie poczerwieniałam mocno na twarzy. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Sekunde potem poczułam rękę Sehuna na moim ramieniu.— Ale co? — zapytał zdezorientowany Xiumin.— Czemu zrezygnowali ze studiów? — patrzyłam na Suho. W końcu to on był głową watahy.— Stwierdziliśmy wspólnie, że tak będzie lepiej. I tak studiowaliśmy daleko od miejsca, w którym spędzaliśmy wakacje, a gdy Baekhyun namówił nas na przeprowadzkę tutaj, postanowiliśmy przerwać studia. Wtedy mieliśmy dwie nierozwiązane sprawy, teraz mamy jedną i chcielibyśmy ja rozwiązać, nim na stałe się gdzieś osadzimy — wytłumaczył spokojnie Suho. Reszta kiwała głowami w geście potwierdzenia.— To co, tylko ja będę studiować? — nie dałam za wygraną.— HEJ! Nie zapomnij o mnie! — zbuntowała się Emilia.— Nie mam do was słów — poddałam się, biorąc głęboki wdech.— Ana mówiła, że tęskni za naszymi treningami. Wam też by się przydały. Co powiedzie na małą rozgrzewkę w ten weekend? — próbował zmienić temat Sehun.— Dlaczego by nie… Tylko trzeba spytać innych, czy nie mają pracy.— I znaleźć nowe miejsce na treningi — dodał Xiumin ponownie się uśmiechając, gdyż wcześniej jego mina zrzedła.
— W sumie wystarczyłoby wykorzystać Kaia, żeby wrócić do naszego lasu — rzuciłam lekko zgryźliwie.
Chłopaki popatrzyli po sobie lekko zmartwieni.— Hej, tylko żartowałam. Dwa dni temu wytłumaczyliśmy sobie wszystko z Sehunem.
Podeszłam do nich i usiadłam na obrzeżu kanapy, obok Suho. Wiedziałam, że czeka mnie jeszcze jedna poważna rozmowa, ale chciałam najpierw jakoś ją załagodzić, poprawić kontakty z innymi. Chwilę wpatrywałam się pustym wzrokiem we włączony telewizor przed nimi, po czym mnie olśniło. Poleciałam do łazienki. Chwilę tam pogrzebałam. Ciekawie było zobaczyć jedną małą łazienkę, w której swoje rzeczy trzymało trzech chłopaków. W końcu, w szafce pod umywalką, znalazłam to, czego szukałam. Stanęłam w drzwiach salonu ze szczotką do psiej sierści w ręku.— Co powiecie na wilcze spa? — zapytałam z szerokim uśmiechem na ustach.— Taaak! — zawołał jak zwykle Xiumin. Ten to zawsze starał się wszystko załagodzić. W końcu to on mnie przekonał, żebym wróciła.— W sumie też się skuszę — dodał Sehun, siadając tam, gdzie ja wcześniej.— Tylko zwińcie dywan — spełnił polecenie kolegi, a w chwilę potem zamienił się w wilka i położył na samym środku, twarzą zwrócona do telewizora.— Hahahahaha — zaśmiałam się widząc z jakim zainteresowaniem ogląda film. Usiadłam po turecku, po jego lewej stronie, i zaczęłam delikatnie wyczesywać jego rudawo-białą sierść. Po chwili położył łeb i przymknął oczy, pewnie z zadowolenia. Zachichotałam cicho, kątem oka oglądając, tak jak oni, jakiś serial kryminalny.— Język z telewizji też rozumiecie? — zapytałam po chwili, odwracając głowę w ich stronę. Pokiwali tylko głowami. Emilia była wtulona w lekko umięśnione ramie Baekhyuna. Uśmiechnęłam się na ten widok i kontynuowałam wyczesywanie sierści. 
Po Xiuminie przyszedł Suho. Ale zamiast się położyć, usiadł z gracją wilka, lekko z boku, żeby nie zasłaniać telewizora. Musiałam wziąć dwa uspokajające wdechy, nim podniosłam szczotkę, wcześniej czyszcząc ją z sierści rudego. Najdelikatniej jak potrafiłam, zaczęłam przeczesywać alfę, zaczynając od głowy. Gdy przeczesywałam jego szyję, lekko się spiął, ale nie poruszył się ani na centymetr. Gdy już prawie kończyłam, rzuciłam okiem na chłopaków i Emilię. Wszyscy byli z zainteresowaniem wpatrzeni w telewizor, więc, niby to udając, że chcę sprawdzić, czy sierść jest wszędzie równo zaczesana, lekko przytuliłam wilka.— Przepraszam — szepnęłam mu do ucha, którym poruszył, gdy poczuł mój oddech. Szybko go puściłam i zaczęłam czyścić szczotkę z czekoladowo-brązowej sierści. Chłopak przemienił się w człowieka i siedząc po turecku, popatrzył na mnie poważnie. Jednak zaraz uśmiechnął się nieznacznie i na nowo można było dostrzec w jego oczach troskę i przyjaźń. Podziękował na tyle głośno, by chłopaki go usłyszeli i wrócił na swoje miejsce. Jak się okazało, każdy poza Baekhyunem i Emilią napatoczył się na czesanie.— Oni nie chcą, bo czeszą siebie nawzajem — zawołał Xiumin lekko konspiracyjnym głosem, za co dostał kuksańca od Byuna. — No co? Przecież to prawda! — zawołał, masując się teatralnie po ramieniu. Wszyscy się zaśmiali, a Emilia zawstydziła.
Chwilę potem film się skończył i para nas opuściła. Xiumin także stwierdził, że na niego pora. Tak naprawdę pewnie chciał śledzić Baekmile*. Mały czort. Lay poszedł do swojego pokoju, Suho posprzątał kubki po herbacie, a ja z Sehunem zamknęliśmy się w jego pokoju.— Miałaś jakieś informacje od… — przerwał, nie wiedząc jak dobrać słowa. — Chłopaków?— Tylko jak mnie opieprzali, gdy uciekłam. I co najlepsze, była tam też moja druga połowa.— Haha, jak to brzmi…— Co się śmiejesz? — wbiłam mu palec wskazujący w żebra, na co ten wzdrygnął się i zaczął mnie łaskotać.— NIE! — krzyknęłam, próbując się wyrwać, ale unieruchomił moje ręce, i przytrzymał nogi, a potem łaskotał dalej. Piszcząc i wierzgając, próbowałam go przekonać, żeby przestał, ale dopiero po dłuższej chwili dał mi spokój. Musiałam wziąć parę głębszych oddechów, żeby uspokoić organizm. Po minucie ciszy przytulił się do mnie, obejmując mocno rękoma. Pogładziłam go dłonią po kolorowych włosach, odwzajemniając uścisk.
Następnego dnia z racji tego, że był piątek, miałam wolne. Z chłopakami umówiliśmy się na wspólny trening dopiero w sobotę, późnym wieczorem. Mieliśmy się teleportować do naszego lasu, ponieważ chłopaki dawno nie ćwiczyli i woleliśmy być na swoim terenie. Okazało się, że Kai i reszta pracujących wzięła wolne na cały weekend, włączając w to także piątek, więc doszliśmy do wniosku, że przeteleportujemy się już teraz do dormitorium. Dlatego, gdy tylko się obudziłam, spakowałam swoją torbę podróżną, ubrałam i nałożyłam delikatny makijaż, po czym zeszłam na dół, udając przed współlokatorkami, że jadę do domu. Sehun już czekał na dole, żeby pomóc mi z torbą, pomimo tego, że dałabym radę sama.
Skierowaliśmy się do mieszkania, które wynajmowali Kai, Xiumin i Kyungsoo. Drzwi od mieszkania otworzył nam, jak zwykle lekko skwaszony, Jongin. Naprawdę jeszcze nigdy nie widziałam go uśmiechającego się. Poza zdjęciami z czasów, gdy jeszcze cała dwunastka miała się dobrze.
Wszyscy już czekali. Każdy z nich zabrał ze sobą jedynie plecak, dlatego gdy stanęliśmy w salonie, wszyscy naokoło Kaia, oni wyglądali trochę jak żółwie. Emilia niestety nie mogła się z nami wybrać. Każdy z nas złapał za jakąś część ciała Kaia i w chwilę potem staliśmy w przedsionku, gdzie wisiały kurtki. Wszyscy rozeszli się do swoich pokoi, zostawić rzeczy. Gdy Sehun stał przy drzwiach do swojego pokoju, z moją torbą i swoim plecakiem, stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek.— Zaraz wracam — szepnęłam i poczekałam aż wejdzie do pokoju i zamknie drzwi. Wtedy skierowałam się do drzwi prawie naprzeciw. Pokój Suho. Zostawił je lekko uchylone, więc zastukałam cichutko paznokciem. Podszedł do nich i otworzył je na oścież. Zaprosił do siebie i zamknął drzwi. Podeszłam do akwarium i jak zawsze z ogromnym zauroczeniem obserwowałam życie podwodne. Czując, że do mnie podchodzi, odwróciłam się i stanęłam z nim twarzą w twarz.— Musimy porozmawiać — powiedziałam cicho, bo nie chciałam, żeby ktoś podsłuchał. Podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież, po czym wspięłam na parapet i wyszłam z domku. Suho zrobił to samo i ruszyliśmy w ciszy w kierunku lasu. Byliśmy już wystraczająco daleko, jednak żadne z nas się nie odezwało. Ja próbowałam zebrać słowa, a Suho dał mi czas na uzewnętrznienie się. Wpatrując się w swoje buty, w końcu się odezwałam.— Ja…. Przepraszam cię. Za wszystko. Za kłopoty jakie wam sprawiłam, za to, że przeze mnie się kłóciliście, za to, że was opuściłam i za…. — ucichłam. Suho dalej nic nie mówił. — Za to, że byłam zbyt słaba, by pokonać Krisa i pozwoliłam mu kontrolować swoje ciało. — Czułam jak zaczynają mnie szczypać oczy, ale za wszelką cenę próbowałam powstrzymać łzy.
Przystanęłam na chwilę i szybko zamrugałam. Suho przeszedł dwa kroki przede mną i także się zatrzymał. Po chwili odwrócił się w moją stronę i spojrzał badawczym wzrokiem.— Wiem, że poza Sehunem, to na tobie najbardziej mogę polegać, że będziesz się starał zrozumieć i rozwiązać sytuację, ale… spanikowałam… — Przymknęłam oczy, wciąż próbując powstrzymać chęć uronienia łez. Chciałam paść na kolana i przepraszać go tak długo, aż mi wybaczy, ale usłyszałam jak do mnie podchodzi.
Parę sekund stał nade mną, a ja bałam się otworzyć oczy. Nagle… przytulił mnie. Mocno, po ojcowsku, jedną ręką głaszcząc po głowie. To było dla mnie za dużo. Nie byłam już w stanie powstrzymać łez. Przez dłuższą chwilę nic nie mówił, czekając aż się uspokoję. Gdy po paru minutach wzięłam głębszy, uspokajający wdech, odciągnął mnie na długość ramion, łapiąc mnie za dłonie.— Skoro rozmawiałaś z Sehunem, wiesz jakie jest nasze stanowisko — odpowiedział głosem, którego najczęściej używa jako głowa stada. — A jeśli chodzi o mnie prywatnie… Wiem, jaką jesteś osobą. Jesteś waleczna, a zarazem masz serce. Chcesz bronić bezbronnych, a winnych sprawiedliwie osądzić. Dobro innych przedkładasz nad swoje, przez co czujesz się samotna. Ale nie jesteś. Masz nas, jesteśmy twoją drugą rodziną. Na nas możesz zawsze polegać. Niektórzy są porywczy, ale wiesz, że to ja mam ostatni głos i staram się nimi kierować jak najlepiej. Nie wybaczę ci… — powiedział, biorąc wdech. Posmutniałam na te słowa i już miałam puścić jego ręce, gdy wziął kolejny wdech. — …bo nie mam czego. Wszystko, co się wydarzyło, było nieświadome dla ciebie lub nie miałaś na to wpływu, a ucieczka dla dobra innych jest chyba w naszej krwi. Sehun też się od nas odwrócił w najgorszym dla niego czasie. Po prostu starajmy się pogodzić z tym, co się wydarzyło, bo zapominać nie powinniśmy, to kreuje nas takimi jakimi jesteśmy. Ale już się wydarzyło i nic co byśmy zrobili, nie cofnie czasu. — Przeniósł rękę na mój policzek. Przez chwilę obawiałam się, ze będzie chciał zrobić to samo co wtedy, gdy wyznał, co czuł. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy. — Jesteś częścią watahy, czy tego chcesz czy też nie, a wataha musi trzymać się razem. Jasne? — zakończył wypowiedź.— Tak — odpowiedziałam łamiącym się głosem.— A gdzie ta pewna siebie Anastazja? — zapytał z lekkim uśmiechem dodającym mi otuchy.  Trochę się zagubiła, ale niedługo powinna się odnaleźć — odpowiedziałam mu uśmiechem. — Dziękuję.
Pocałował mnie w miejscu, gdzie linia włosów łączy się z czołem.— To teraz, kto ostatni w dormitorium, zmywa naczynia po następnym posiłku — powiedział i naprędce zamienił się w wilka. Poszłam w jego ślady i ruszyłam co sił w łapach.


*Połączenie Baekhyun i Emilia — nazwa pary

Korekta: Caroline


Idźcie wziąć udział w konkursie, tak powiadam wam ja Anastazja! Bo chłopcy będą smutni, że nie mają dodatkowych mocy.

Właśnie, Ana, jak to jest, że ty piszesz, tyle już rozdziałów za Tobą, a oni się w ogóle nie udzielają?
/S

Sehun, idź, gdzie piszesz mi po blogu ;/ 

niedziela, 20 sierpnia 2017

Polecane strony

Na prawdę warto zajrzeć na te strony!

 Magia pochodzi z Serca







Jeśli chcesz by twój button się tu znalazł, wejdź w zakładkę button ;)

Niedługo wracam! KONKURS

Jak w tytule. Niedługo wracam. Cieszycie się? A niedługo mam na myśli p(i)aździernik. Do tego czasu możecie znaleźć tutaj inne serie niż Werewolves and Me, takie jak Opowieści Argonautów, a także prawdopodobnie coś nowego. 


Do tego czasu i z okazji nowego wyglądu bloga mam dla was konkurs oraz ogłoszenie (za namową Jennifer - jej blog znajdziecie tutaj Magia pochodzi z serca). Jak widzicie, na blogu wybiło 32,163 wyświetlenia. Dlatego, jeśli dobijecie do 40,000 to zrobię konkurs na opowiadanie. Wy wymyślacie temat, świat, postaci. Cokolwiek. Napiszę wszystko co będziecie chcieli ;)



Konkurs:

Dotyczy on opowiadania Werewolves and Me. Jak wiecie, niektórzy z watahy posiadają dodatkowe zdolności (nie chodzi o np. władanie ogniem) typu oddychanie pod wodą, czy jak Sehun zmiana koloru włosów. Ale nie wszyscy te zdolności posiadają. 

Waszym zadaniem będzie opisanie dodatkowych zdolności jednego z reszty członków watahy! Możecie je opisać, stworzyć wiersz, piosenkę, narysować, stworzyć w paincie albo photoshopie. Każdy sposób artystycznego wyrażenia siebie będzie brany pod uwagę. 
Jaka należy za to nagroda?
Pierwsze miejsce: Wprowadzenie długoterminowej postaci (nie do watahy, ale jako przyjaciel/przyjaciółka watahy) + nagroda rzeczowa niespodzianka
Drugie miejsce: Wprowadzenie postaci krótkoplanowej (kilka rozdziałów)
Trzecie: Wprowadzenie postaci jednorozdziałowej
Gdzie wysyłać pomysły?
W wiadomości na fanpage na facebooku o TUTAJ ! 




Dodatkowo w zakładce button znajdziecie obrazek reklamujący mojego bloga oraz możecie zgłosić chęć wspólnego reklamowania się. 



A tymczasem

Niech wena będzie z wami! 

Button




Jeśli ktoś jest zainteresowany wspólną reklamą, tutaj znajdziecie mój button. Proszę także, aby każdy prośbę o reklamę zgłaszał pod tym postem ;)