środa, 6 maja 2015

Werewolves & Me #4 [EXO]



Od razu dodaje kolejną część, tą której wena mnie wczoraj naszła. Akcja mrożąca krew w żyłach. <haha> Kilka dni temu przeczytałam poradnik o doskonaleniu się w pisaniu, w zamiarze poprawienia umiejętności na rozprawkę z polskiego, ale tam mi się to nie przydało, możecie więc tutaj zauważyć małe zmiany w pisaniu. Miłego czytania ;)



Obudziłam się na łóżku Sehuna, w jego domku, w środku lasu. Dziesięć par oczu wpatrywało się we mnie z przerażeniem i troską. Nawet Tao, cały mokry, patrzył na mnie smutno. Ale gdy zobaczyli, że otworzyłam oczy i promiennie się do nich uśmiechnęłam, wszyscy odetchnęli z ulgą. Czułam się wypoczęta jak nigdy. Lay przyłożył mi rękę do czoła i wpuścił swoją świadomość do mojego umysłu. Po pewnym czasie opuścił dłoń.
— Wszystko w porządku — powiedział, odwracając się do reszty.
— Wiecie — zaczęłam, zdziwiona ich nagłym zainteresowaniem mną. — Miałam dziwny sen.
— Jaki? — zapytali jednocześnie Sehun, Tao, Suho i Lay.
— Em… Pojechałam do miasta, w którym uczyłam się w liceum. Odwiedzić koleżanki, przypomnieć sobie stare miejsca. Spotkałam się tylko z jedną dziewczyną, ale ona też musiała wcześnie wrócić, a ja miałam jeszcze trochę czasu do pociągu, więc poszłam do pobliskiego lasu, w którym czasami się skrywałam, kiedy było mi źle. Zamieniłam się w wilczycę, by zwiedzić te lasy dokładniej. Ale w pewnym momencie las przecięła droga. Nie chcąc się zmienić, szybko przez nią przebiegłam. Niestety okazało się, że jakiś samochód jechał bardzo szybko, nie zauważyłam go i zostałam potrącona. Potem obudziłam się w ciele wilczycy na stole operacyjnym w klinice dla zwierząt. Byłam całkowicie owinięta bandażami, a gdzieś w łapie czułam kroplówkę. Gdy przenosili mnie do klatki, usłyszałam, jak jedna z kobiet mówi, że jestem tak pokiereszowana, że weterynarz zastanawia się nad uśpieniem mnie. Nie mogłam się zgodzić, ale także nie mogłam pokazać swojej ludzkiej postaci, więc zajęczałam i zaczęłam udawać, że załatwiam się na podłogę. Zabrali mnie na dwór, na smyczy. Gdy zauważyłam idealną okazję, wyrwałam się tej kobiecie i pobiegłam ile sił w głąb lasu. Kilkoro ludzi próbowało mnie złapać, ale udało mi się trafić tam, gdzie chciałam. Ledwo mogłam się ruszać, ale myśl o uśpieniu sprawiała, że nie byłam w stanie się zatrzymać. W końcu schowałam się za drzewem i zamieniłam w człowieka. Po jakimś czasie pokazała się ta kobieta, ale powiedziałam, że widziałam jak jakiś przerośnięty pies biegnie w przeciwną stronę. Nie byłam w stanie się podnieść. Po kilku minutach zapadłam w sen. Obudziło mnie warczenie. Gdy otworzyłam oczy, okazało się, że ponownie stałam się wilczycą, a nade mną stała jakaś wataha. Wilk alfa warczał na mnie ostrzegawczo. Podniosłam się z bólem na łapy i stanęłam w uległej pozycji. Przestał warczeć, ale wciąż patrzył na mnie z wrogością.
— Kim jesteś? — zapytał.
— Mam na imię Anastazja.
— Skąd się tu wzięłaś? Nie widziałem innej watahy w okolicy — obnażył kły.
— Nie jestem stąd. Znalazłam się tutaj przez ludzi — musiałam skłamać.
— Nie przepadamy za ludźmi. Jesteś pupilkiem?
— Nie, zostałam potrącona przez samochód. Zabrali mnie do kliniki, ale chcieli uśpić, więc uciekłam — zaczęłam się tłumaczyć.
Podszedł do mnie, na co ja niepewnie się cofnęłam. Ddrogę zagrodziło mi drzewo.
— Idź stąd — zawarczał ostrzegawczo ostatni raz i odwrócił się.
— Wiem przecież — mruknęłam pod nosem i kuśtykając, lekko zaczęłam iść w przeciwną stronę niż wataha. Jednak po kilku krokach zatrzęsły mi się łapy i straciłam równowagę, lądując nosem w ściółce. Podeszło do mnie kilka wilków z watahy,  w tym także samica alfa, trącając nosem, żebym się podniosła. Drżąc na całym ciele, stanęłam na łapy i spojrzałam na podchodzącego samca alfa.
— Nie możemy tak jej tu zostawić — odezwała się samica alfa. — Sama nie da rady.
— Niech będzie. Może iść z nami, ale jeśli zacznie przeszkadzać, będzie musiała odejść.
Dwóch młodych, silnych wilków pomogło mi się podnieść i ruszyliśmy za alfą wgłąb lasu. Doszliśmy do miejsca, gdzie najprawdopodobniej nocowali, ponieważ wszyscy ułożyli się na ziemi. Musieli odpocząć przed nocnymi łowami. Odeszłam z dala od nich i także się położyłam, ale było mi niesamowicie zimno. Te same wilki, które wcześniej mi pomogły, przyszły i otuliły mnie swoimi ciałami. Gdy tak leżałam, zrobiło mi się trochę lepiej. W pewnej chwili usłyszałam wycie i głuche uderzenia paru łap o ziemię. Podniosłam łeb i usłyszałam w myślach waszą rozmowę.
~ Gdzieś musi być! Czuję jej zapach!
~ Sehun, uspokój się, znajdziemy ją.
Podniosłam się, przechodząc delikatnie nad dwójką wilków. Wyszłam wam na spotkanie. Zawyłam, dając znak, gdzie jestem, ale od razu za sobą usłyszałam warknięcie.
~ Jest! Słyszycie?
— To moja wataha. Szukają mnie. Nie są wrogami. Zabiorą mnie stąd — oznajmiłam, na chwilę spoglądając na samca alfa. Spomiędzy drzew wybiegło dziesięć wilków.
— Ana! — zawołał Sehun, ale Suho powstrzymał go delikatnym warknięciem. Zatrzymał się, a reszta za nim. Sam wyszedł na spotkanie. Tuż obok mnie przeszedł samiec alfa. Stanęli niedaleko siebie, łypiąc groźnie wzrokiem. Wiedziałam, że Suho musi odgrywać rolę drugiego samca alfa, więc podeszłam do niego powoli i będąc niedaleko, przybrałam uległą pozę.
~ Dobrze, że jesteś. Później porozmawiamy. A teraz zrób coś dla mnie i udawaj, że jesteś samicą alfa. Inaczej będą coś podejrzewać i tak łatwo nas nie puszczą.
Słysząc to w głowie, podeszłam do niego i otarłam łeb o jego szyję. Ze strony chłopaków usłyszałam ciche warknięcie, pewnie Sehuna.
— Dziękujemy za zaopiekowanie się Anastazją. Mamy dług wdzięczności wobec was.
— Skąd jesteście? Nie będę tolerował drugiej watahy w okolicy.
— Nie martw się. Jesteśmy z daleka. Zabierzemy ją i już na więcej nie zobaczycie.
— Niech i tak będzie.
Odeszliśmy w las, chcąc zniknąć im z oczu. Będąc wystarczająco daleko, zatrzymaliśmy się, a Wy zamieniliście się w ludzi. Ja nie byłam w stanie, więc Kai wziął mnie na ręce i wróciliśmy tutaj. Gdy zostałam położona do łóżka, próbowałam zamienić się w człowieka, ale nie potrafiłam.
— Znów to samo, ona leży, a wszyscy skaczą wokół niej — powiedział Tao, a ja w tym samym momencie poczułam, że coś jest nie w porządku.. Nie wiedziałam, o co dokładnie chodzi, ale widząc go wychodzącego, wstałam z łóżka i pociągnęłam go za nogawkę spodni. Gdy mnie odepchnął, spojrzałam błagalnie na Suho.
~ Grozi mu niebezpieczeństwo! — krzyknęłam przerażona w jego stronę.
— Tao, nie wychodź — powiedział lider, ale Tao nie miał zamiaru go słuchać. Już zamykał za sobą drzwi. Suho poszedł za nim, a ja wybiegłam za chłopakiem, który już zamienił się w wilka i ruszył biegiem przez las, w stronę kanału. Biegłam wolniej, przez zmęczenie, ale uczucie niepokoju ciągle kazało mi go zatrzymać. Dobiegłam do kanału, gdy ten, siedząc w łódce w formie człowieka, wypływał na kanał. Pogoda nie była zbyt sprzyjająca, a nocna pora dodatkowo potęgowała wiatr. Stałam przy brzegu, obserwując łódkę. Nagle mniejsza fala zatrzęsła łódką, a po chwili usłyszałam krzyk Tao. Zobaczyłam, że woda zaczyna wypełniać łódkę.
~ Przecież nie umiesz pływać! — krzyknęłam, chodź on mnie nie słyszał. Zobaczyłam, że zaczyna się topić. Ruszyłam biegiem do wody, nie będąc pewna czy w formie wilka, moje umiejętności pływackie na coś się zdadzą. Dopłynęłam jak najszybciej potrafiłam do miejsca, w którym przed chwilą chłopak zniknął mi z oczu i zanurkowałam. Jednak postać wilka nieco mi przeszkadzała. Wynurzyłam się, zamknęłam oczy i próbowałam skupić myśli. W końcu udało mi się przemienić w człowieka. Zanurkowałam z wyciągniętymi rękoma, chcąc go znaleźć. Nareszcie poczułam ciepło ciała, więc zacisnęłam dłoń. W płucach brakowało mi już powietrza, ale nadal walczyłam z wodą. W końcu wypłynęłam na powierzchnię i pociągnęłam Tao, tak by jego głowa także się wynurzyła. Przypominając sobie nauki z ratownictwa wodnego, użyłam chwytu ratowniczego i zaczęłam płynąć w stronę brzegu. Wyciągnęłam nieruchome ciało na piasek. Sprawdziłam drżącymi rękoma czy oddycha. Nie zauważyłam żadnych oznak, więc zaczęłam sztuczne oddychanie. Najpierw pięć wdechów, trzydzieści uciśnięć, dwa wdechy.
— Jak możesz być tak głupi?! Przecież wiesz, że nie umiesz pływać! — wykrzykiwałam, próbując przywrócić życie jego ciału. W trakcie trzeciego powtórzenia chłopak zakasłał i wypluł wodę. Ja, cała zapłakana, zaczęłam myśleć, dlaczego on się tak zachowuje. Dotarło do mnie, że musi bardzo mnie nie lubić Pewnie jest też wkurzony, że próbuję kogoś zastąpić, skoro chłopaki wspominali wcześniej, że wataha zawsze musi mieć dwanaście osób. Najwyraźniej ta osoba była mu bliska. Zdołowana, zmęczona, poobijana i ledwo żywa wstałam z piasku. Zaczęłam iść w stronę lasu, mając w planach więcej się nie pokazywać wam wszystkim na oczy. Chciałam zniknąć z waszego świata, tak jak pragnął tego Tao. Ale w pewnym momencie usłyszałam bieg i zaraz potem poczułam, że jego silne ramiona obejmują mnie od tyłu.
— Dziękuję. I Przepraszam — wyszeptał mi do ucha załamanym głosem.

Odwróciłam się do niego, chcąc coś powiedzieć, ale poczułam zawroty głowy i osunęłam się na ziemię. Gdy się obudziłam, stałam w ludzkiej postaci w jakimś bardzo dużym świetliście białym pomieszczeniu. Nagle obok mnie pojawiły się dwie męskie postacie o azjatyckich rysach.



— Zbyt długo nie nacieszyłaś się moimi mocami — powiedział jeden z nich, o mniej azjatyckich rysach.
— Trochę szkoda, zapowiadałaś się na niezłą wilczycę — dodał drugi.
— O czym wy mówicie?! — zapytałam przerażona.
— To my byliśmy tymi dwoma wilkami z watahy. Ja jestem Kris, a to Luhan.
Patrzyłam na nich zdziwiona, nie wiedząc, co powiedzieć.
— Spójrz — powiedział Kris, machając w dół dłonią, a tam pojawiło się coś na kształt okna. Z góry zobaczyłam klęczącego Tao z moją głową na kolanach, oraz resztę watahy podbiegającą do niego. Lay położył dłoń na moim czole.
— Chen! — zawołał, a chłopak od razu przykucnął obok mnie, tworząc w dłoni mała iskrę elektryczności. Przyłożył ją do mojej klatki piersiowej, puszczając kule w kierunku mojego serca. Akcja powtórzyła się kilka razy, ale moje ciało nie reagowało.
— Umarłam? — zapytałam, wpatrując się w tę żałosną scenę.
— W połowie. Twoja kopia nadal żyje. Ale to jest jej umysł, ty nie możesz jej kontrolować — odpowiedział Kris.
— Ona nie ma także mocy. Jest zwykłą tobą — dodał Luhan.
Zauważyłam, że wszystkim wam zaszkliły się oczy.
— Kai, idź po kopię. Musi o tym wiedzieć — polecił smutnym tonem Suho. Kilka sekund później chłopak pojawił się z moją kopią w piżamie. Popatrzyła na moje ciało i zaczęła płakać. Przytuliliście ją, a ja poczułam łzy na policzku.
— Ja nie chcę umrzeć! Miałam tyle planów, tyle celów do zrealizowania! — zaczęłam wykrzykiwać przez łzy — Nie ma sposobu, żebym wróciła? Kris? Luhan? — popatrzyłam na nich błagalnie.
— My także nie chcieliśmy umrzeć — zaczął Kris.
— Ale to nie zależało od nas — Luhan dokończył za niego myśl.
— My poznaliśmy tylko jeden sposób, ale było już po fakcie. Poza tym dla nas był zbyt bezlitosny — Kris położył mi rękę na ramieniu.
— Jaki?! Zrobię wszystko! — naprawdę byłam na to gotowa.
— To nie zależy od ciebie. W kilka minut po śmierci, ktoś może oddać swoje życie w zamian za twoje.
— Co?!
— Mówiłem, to jest zbyt okrutne, ale prawa natury muszą zostać zachowane.
Spojrzałam z powrotem przez „okno”. Druga ja płakała, reszta stała wokół mnie, szlochając cicho.
— Dlaczego ona? To powinnam być ja! Jestem zwykła! — wykrzykiwała kopia.
— Oho — Kris wciągnął powietrze. Spojrzałam na niego, ale jego postać zniknęła.
— Gdzie on jest? — popatrzyłam pytająco na Luhana, ale ten tylko wzruszył ramionami.
Scena nagle się zmieniła. Kopia przestała płakać, tylko wpatrywała się w naszą stronę, tak jakby nas widziała. Usłyszałam jak mówi głośno „tak”, a wy spojrzeliście na nią pytająco, nie wiedząc, co się dzieję. Wtedy druga ja złapała mnie za rękę i zamknęła oczy.
— Dostałaś drugą szansę. Twoja kopia oddaje za ciebie życie, ale pamiętaj, to połowa ciebie, więc będziesz podatniejsza na wszystko — powiedział Luhan, znikając razem z moją kopią.
— A potem obudziłam się tutaj. Dziwny sen, prawda? — zapytałam chłopaków, którzy wpatrywali się we mnie w napięciu.
Zobaczyłam przemoczonego Tao, siedzącego obok mnie na łóżku, owiniętego ręcznikiem. Zaczęłam powoli łączyć kropki.
— To nie był sen — w końcu ktoś się odezwał, jak się okazało, Suho — wszystko wydarzyło się naprawdę.




Co myślicie? Nie przesadziłam z tym dramatyzmem? Lubie dramatyzm. 
Komentujcie ;)

Korekta: Caroline

6 komentarzy:

  1. Wow ten rozdział nieźle zmienił i zarazem namieszał w opowiadaniu. Racja, był nieco inny od reszty i bardzo dramatyczny. Do ostatniej chwili nie mogłam się połapać we wszystkich wydarzeniach. Jednak na koniec ułożyłam sobie wszystko po kolei. Sen, który był prawdziwym wspomnieniem- wataha- Tao- byli członkowie- kopia oddaje życie. Jeśli dobrze zrozumiałam, Lu i Kris to duchy, tak?
    Ogólnie rozdział jak najbardziej bardzo dobry, inny od pozostałych i bardzo mi się podobał. Akcja nabiera tempa i ciekwe jak dalej potoczą się losy naszej bohaterki. Weny w kolejnych i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lu i Kris to tak jakby mieszkańcy "nieba". Ta chwila gdy Anastazja jest z nimi, to tak jakby patrzyła właśnie z "nieba".
      Przyuważyłaś, że wcześniej Tao jest raczej negatywnie nastawiony do bohaterki, a potem wszystko się zmienia? (tak samo jak moje nastawienie do niego) oraz nawiązanie do jego postów "Dziękuję. Przepraszam"? XD

      Usuń
    2. Wiem wiem, zauważyłam że Tao zmienił nastwienie tylko dlaczego jej tak nie lubił? Zazrość? xD

      Usuń
    3. Był wkurzony, że ktoś chce zastąpić chłopaków, ot co. Ludzie nie lubią jak się kogoś próbuje zastąpić. Poza tym, dziewczyna niszczyła jego pogląd na czysto męską grupę. xd

      Usuń
  2. Yaa! Jak mogłaś uśmiercić chłopaków! >~<" Popsułaś xD liczyłam na ich powrót, a tu co? :<
    Łeee... nie fajnie ;-;"
    Ale trochę inaczej się to czyta, bo zmieniłaś czcionkę ;p
    Hwaiting <3

    OdpowiedzUsuń
  3. wow naprawde akcja sie sie rozwinęła.Naprawde mi sie podobało .

    OdpowiedzUsuń