Od razu dodaje kolejną część, tą której wena mnie wczoraj naszła. Akcja mrożąca krew w żyłach. <haha> Kilka dni temu przeczytałam poradnik o doskonaleniu się w pisaniu, w zamiarze poprawienia umiejętności na rozprawkę z polskiego, ale tam mi się to nie przydało, możecie więc tutaj zauważyć małe zmiany w pisaniu. Miłego czytania ;)
Obudziłam się na łóżku Sehuna, w
jego domku, w środku lasu. Dziesięć par oczu wpatrywało się we mnie z
przerażeniem i troską. Nawet Tao, cały mokry, patrzył na mnie smutno. Ale gdy
zobaczyli, że otworzyłam oczy i promiennie się do nich uśmiechnęłam, wszyscy
odetchnęli z ulgą. Czułam się wypoczęta jak nigdy. Lay przyłożył mi rękę do
czoła i wpuścił swoją świadomość do mojego umysłu. Po pewnym czasie opuścił
dłoń.
— Wszystko w porządku — powiedział,
odwracając się do reszty.
— Wiecie — zaczęłam, zdziwiona ich
nagłym zainteresowaniem mną. — Miałam dziwny sen.
— Jaki? — zapytali jednocześnie
Sehun, Tao, Suho i Lay.
— Em… Pojechałam do miasta, w
którym uczyłam się w liceum. Odwiedzić koleżanki, przypomnieć sobie stare
miejsca. Spotkałam się tylko z jedną dziewczyną, ale ona też musiała wcześnie
wrócić, a ja miałam jeszcze trochę czasu do pociągu, więc poszłam do
pobliskiego lasu, w którym czasami się skrywałam, kiedy było mi źle. Zamieniłam
się w wilczycę, by zwiedzić te lasy dokładniej. Ale w pewnym momencie las przecięła
droga. Nie chcąc się zmienić, szybko przez nią przebiegłam. Niestety okazało
się, że jakiś samochód jechał bardzo szybko, nie zauważyłam go i zostałam
potrącona. Potem obudziłam się w ciele wilczycy na stole operacyjnym w klinice
dla zwierząt. Byłam całkowicie owinięta bandażami, a gdzieś w łapie czułam
kroplówkę. Gdy przenosili mnie do klatki, usłyszałam, jak jedna z kobiet mówi,
że jestem tak pokiereszowana, że weterynarz zastanawia się nad uśpieniem mnie.
Nie mogłam się zgodzić, ale także nie mogłam pokazać swojej ludzkiej postaci,
więc zajęczałam i zaczęłam udawać, że załatwiam się na podłogę. Zabrali mnie na
dwór, na smyczy. Gdy zauważyłam idealną okazję, wyrwałam się tej kobiecie i
pobiegłam ile sił w głąb lasu. Kilkoro ludzi próbowało mnie złapać, ale udało
mi się trafić tam, gdzie chciałam. Ledwo mogłam się ruszać, ale myśl o uśpieniu
sprawiała, że nie byłam w stanie się zatrzymać. W końcu schowałam się za
drzewem i zamieniłam w człowieka. Po jakimś czasie pokazała się ta kobieta, ale
powiedziałam, że widziałam jak jakiś przerośnięty pies biegnie w przeciwną stronę.
Nie byłam w stanie się podnieść. Po kilku minutach zapadłam w sen. Obudziło
mnie warczenie. Gdy otworzyłam oczy, okazało się, że ponownie stałam się
wilczycą, a nade mną stała jakaś wataha. Wilk alfa warczał na mnie
ostrzegawczo. Podniosłam się z bólem na łapy i stanęłam w uległej pozycji.
Przestał warczeć, ale wciąż patrzył na mnie z wrogością.
— Kim jesteś? — zapytał.
— Mam na imię Anastazja.
— Skąd się tu wzięłaś? Nie
widziałem innej watahy w okolicy — obnażył kły.
— Nie jestem stąd. Znalazłam się
tutaj przez ludzi — musiałam skłamać.
— Nie przepadamy za ludźmi. Jesteś
pupilkiem?
— Nie, zostałam potrącona przez
samochód. Zabrali mnie do kliniki, ale chcieli uśpić, więc uciekłam — zaczęłam
się tłumaczyć.
Podszedł do mnie, na co ja
niepewnie się cofnęłam. Ddrogę zagrodziło mi drzewo.
— Idź stąd — zawarczał ostrzegawczo
ostatni raz i odwrócił się.
— Wiem przecież — mruknęłam pod
nosem i kuśtykając, lekko zaczęłam iść w przeciwną stronę niż wataha. Jednak po
kilku krokach zatrzęsły mi się łapy i straciłam równowagę, lądując nosem w
ściółce. Podeszło do mnie kilka wilków z watahy, w tym także samica alfa, trącając nosem,
żebym się podniosła. Drżąc na całym ciele, stanęłam na łapy i spojrzałam na
podchodzącego samca alfa.
— Nie możemy tak jej tu zostawić —
odezwała się samica alfa. — Sama nie da rady.
— Niech będzie. Może iść z nami,
ale jeśli zacznie przeszkadzać, będzie musiała odejść.
Dwóch młodych, silnych wilków
pomogło mi się podnieść i ruszyliśmy za alfą wgłąb lasu. Doszliśmy do miejsca,
gdzie najprawdopodobniej nocowali, ponieważ wszyscy ułożyli się na ziemi.
Musieli odpocząć przed nocnymi łowami. Odeszłam z dala od nich i także się
położyłam, ale było mi niesamowicie zimno. Te same wilki, które wcześniej mi
pomogły, przyszły i otuliły mnie swoimi ciałami. Gdy tak leżałam, zrobiło mi
się trochę lepiej. W pewnej chwili usłyszałam wycie i głuche uderzenia paru łap
o ziemię. Podniosłam łeb i usłyszałam w myślach waszą rozmowę.
~ Gdzieś musi być! Czuję jej
zapach!
~ Sehun, uspokój się, znajdziemy
ją.
Podniosłam się, przechodząc
delikatnie nad dwójką wilków. Wyszłam wam na spotkanie. Zawyłam, dając znak,
gdzie jestem, ale od razu za sobą usłyszałam warknięcie.
~ Jest! Słyszycie?
— To moja wataha. Szukają mnie. Nie
są wrogami. Zabiorą mnie stąd — oznajmiłam, na chwilę spoglądając na samca
alfa. Spomiędzy drzew wybiegło dziesięć wilków.
— Ana! — zawołał Sehun, ale Suho
powstrzymał go delikatnym warknięciem. Zatrzymał się, a reszta za nim. Sam
wyszedł na spotkanie. Tuż obok mnie przeszedł samiec alfa. Stanęli niedaleko
siebie, łypiąc groźnie wzrokiem. Wiedziałam, że Suho musi odgrywać rolę
drugiego samca alfa, więc podeszłam do niego powoli i będąc niedaleko,
przybrałam uległą pozę.
~ Dobrze, że jesteś. Później
porozmawiamy. A teraz zrób coś dla mnie i udawaj, że jesteś samicą alfa.
Inaczej będą coś podejrzewać i tak łatwo nas nie puszczą.
Słysząc to w głowie, podeszłam do niego
i otarłam łeb o jego szyję. Ze strony chłopaków usłyszałam ciche warknięcie,
pewnie Sehuna.
— Dziękujemy za zaopiekowanie się
Anastazją. Mamy dług wdzięczności wobec was.
— Skąd jesteście? Nie będę
tolerował drugiej watahy w okolicy.
— Nie martw się. Jesteśmy z daleka.
Zabierzemy ją i już na więcej nie zobaczycie.
— Niech i tak będzie.
Odeszliśmy w las, chcąc zniknąć im
z oczu. Będąc wystarczająco daleko, zatrzymaliśmy się, a Wy zamieniliście się w
ludzi. Ja nie byłam w stanie, więc Kai wziął mnie na ręce i wróciliśmy tutaj.
Gdy zostałam położona do łóżka, próbowałam zamienić się w człowieka, ale nie
potrafiłam.
— Znów to samo, ona leży, a wszyscy
skaczą wokół niej — powiedział Tao, a ja w tym samym momencie poczułam, że coś
jest nie w porządku.. Nie wiedziałam, o co dokładnie chodzi, ale widząc go
wychodzącego, wstałam z łóżka i pociągnęłam go za nogawkę spodni. Gdy mnie
odepchnął, spojrzałam błagalnie na Suho.
~ Grozi mu niebezpieczeństwo! —
krzyknęłam przerażona w jego stronę.
— Tao, nie wychodź — powiedział
lider, ale Tao nie miał zamiaru go słuchać. Już zamykał za sobą drzwi. Suho
poszedł za nim, a ja wybiegłam za chłopakiem, który już zamienił się w wilka i
ruszył biegiem przez las, w stronę kanału. Biegłam wolniej, przez zmęczenie,
ale uczucie niepokoju ciągle kazało mi go zatrzymać. Dobiegłam do kanału, gdy
ten, siedząc w łódce w formie człowieka, wypływał na kanał. Pogoda nie była
zbyt sprzyjająca, a nocna pora dodatkowo potęgowała wiatr. Stałam przy brzegu,
obserwując łódkę. Nagle mniejsza fala zatrzęsła łódką, a po chwili usłyszałam
krzyk Tao. Zobaczyłam, że woda zaczyna wypełniać łódkę.
~ Przecież nie umiesz pływać! —
krzyknęłam, chodź on mnie nie słyszał. Zobaczyłam, że zaczyna się topić.
Ruszyłam biegiem do wody, nie będąc pewna czy w formie wilka, moje umiejętności
pływackie na coś się zdadzą. Dopłynęłam jak najszybciej potrafiłam do miejsca,
w którym przed chwilą chłopak zniknął mi z oczu i zanurkowałam. Jednak postać
wilka nieco mi przeszkadzała. Wynurzyłam się, zamknęłam oczy i próbowałam
skupić myśli. W końcu udało mi się przemienić w człowieka. Zanurkowałam z
wyciągniętymi rękoma, chcąc go znaleźć. Nareszcie poczułam ciepło ciała, więc
zacisnęłam dłoń. W płucach brakowało mi już powietrza, ale nadal walczyłam z
wodą. W końcu wypłynęłam na powierzchnię i pociągnęłam Tao, tak by jego głowa
także się wynurzyła. Przypominając sobie nauki z ratownictwa wodnego, użyłam
chwytu ratowniczego i zaczęłam płynąć w stronę brzegu. Wyciągnęłam nieruchome
ciało na piasek. Sprawdziłam drżącymi rękoma czy oddycha. Nie zauważyłam
żadnych oznak, więc zaczęłam sztuczne oddychanie. Najpierw pięć wdechów,
trzydzieści uciśnięć, dwa wdechy.
— Jak możesz być tak głupi?!
Przecież wiesz, że nie umiesz pływać! — wykrzykiwałam, próbując przywrócić
życie jego ciału. W trakcie trzeciego powtórzenia chłopak zakasłał i wypluł
wodę. Ja, cała zapłakana, zaczęłam myśleć, dlaczego on się tak zachowuje.
Dotarło do mnie, że musi bardzo mnie nie lubić Pewnie jest też wkurzony, że
próbuję kogoś zastąpić, skoro chłopaki wspominali wcześniej, że wataha zawsze
musi mieć dwanaście osób. Najwyraźniej ta osoba była mu bliska. Zdołowana,
zmęczona, poobijana i ledwo żywa wstałam z piasku. Zaczęłam iść w stronę lasu,
mając w planach więcej się nie pokazywać wam wszystkim na oczy. Chciałam
zniknąć z waszego świata, tak jak pragnął tego Tao. Ale w pewnym momencie
usłyszałam bieg i zaraz potem poczułam, że jego silne ramiona obejmują mnie od
tyłu.
— Dziękuję. I Przepraszam —
wyszeptał mi do ucha załamanym głosem.
Odwróciłam się do niego, chcąc coś
powiedzieć, ale poczułam zawroty głowy i osunęłam się na ziemię. Gdy się
obudziłam, stałam w ludzkiej postaci w jakimś bardzo dużym świetliście białym
pomieszczeniu. Nagle obok mnie pojawiły się dwie męskie postacie o azjatyckich
rysach.
— Zbyt długo nie nacieszyłaś się
moimi mocami — powiedział jeden z nich, o mniej azjatyckich rysach.
— Trochę szkoda, zapowiadałaś się
na niezłą wilczycę — dodał drugi.
— O czym wy mówicie?! — zapytałam
przerażona.
— To my byliśmy tymi dwoma wilkami
z watahy. Ja jestem Kris, a to Luhan.
Patrzyłam na nich zdziwiona, nie
wiedząc, co powiedzieć.
— Spójrz — powiedział Kris,
machając w dół dłonią, a tam pojawiło się coś na kształt okna. Z góry
zobaczyłam klęczącego Tao z moją głową na kolanach, oraz resztę watahy
podbiegającą do niego. Lay położył dłoń na moim czole.
— Chen! — zawołał, a chłopak od
razu przykucnął obok mnie, tworząc w dłoni mała iskrę elektryczności. Przyłożył
ją do mojej klatki piersiowej, puszczając kule w kierunku mojego serca. Akcja
powtórzyła się kilka razy, ale moje ciało nie reagowało.
— Umarłam? — zapytałam, wpatrując
się w tę żałosną scenę.
— W połowie. Twoja kopia nadal
żyje. Ale to jest jej umysł, ty nie możesz jej kontrolować — odpowiedział Kris.
— Ona nie ma także mocy. Jest
zwykłą tobą — dodał Luhan.
Zauważyłam, że wszystkim wam
zaszkliły się oczy.
— Kai, idź po kopię. Musi o tym
wiedzieć — polecił smutnym tonem Suho. Kilka sekund później chłopak pojawił się
z moją kopią w piżamie. Popatrzyła na moje ciało i zaczęła płakać.
Przytuliliście ją, a ja poczułam łzy na policzku.
— Ja nie chcę umrzeć! Miałam tyle
planów, tyle celów do zrealizowania! — zaczęłam wykrzykiwać przez łzy — Nie ma
sposobu, żebym wróciła? Kris? Luhan? — popatrzyłam na nich błagalnie.
— My także nie chcieliśmy umrzeć —
zaczął Kris.
— Ale to nie zależało od nas —
Luhan dokończył za niego myśl.
— My poznaliśmy tylko jeden sposób,
ale było już po fakcie. Poza tym dla nas był zbyt bezlitosny — Kris położył mi
rękę na ramieniu.
— Jaki?! Zrobię wszystko! —
naprawdę byłam na to gotowa.
— To nie zależy od ciebie. W kilka
minut po śmierci, ktoś może oddać swoje życie w zamian za twoje.
— Co?!
— Mówiłem, to jest zbyt okrutne,
ale prawa natury muszą zostać zachowane.
Spojrzałam z powrotem przez „okno”.
Druga ja płakała, reszta stała wokół mnie, szlochając cicho.
— Dlaczego ona? To powinnam być ja!
Jestem zwykła! — wykrzykiwała kopia.
— Oho — Kris wciągnął powietrze.
Spojrzałam na niego, ale jego postać zniknęła.
— Gdzie on jest? — popatrzyłam
pytająco na Luhana, ale ten tylko wzruszył ramionami.
Scena nagle się zmieniła. Kopia
przestała płakać, tylko wpatrywała się w naszą stronę, tak jakby nas widziała.
Usłyszałam jak mówi głośno „tak”, a wy spojrzeliście na nią pytająco, nie
wiedząc, co się dzieję. Wtedy druga ja złapała mnie za rękę i zamknęła oczy.
— Dostałaś drugą szansę. Twoja
kopia oddaje za ciebie życie, ale pamiętaj, to połowa ciebie, więc będziesz
podatniejsza na wszystko — powiedział Luhan, znikając razem z moją kopią.
— A potem obudziłam się tutaj.
Dziwny sen, prawda? — zapytałam chłopaków, którzy wpatrywali się we mnie w
napięciu.
Zobaczyłam przemoczonego Tao,
siedzącego obok mnie na łóżku, owiniętego ręcznikiem. Zaczęłam powoli łączyć
kropki.
— To nie był sen — w końcu ktoś się
odezwał, jak się okazało, Suho — wszystko wydarzyło się naprawdę.
Co myślicie? Nie przesadziłam z tym dramatyzmem? Lubie dramatyzm.
Komentujcie ;)
Korekta: Caroline
Komentujcie ;)
Korekta: Caroline
Wow ten rozdział nieźle zmienił i zarazem namieszał w opowiadaniu. Racja, był nieco inny od reszty i bardzo dramatyczny. Do ostatniej chwili nie mogłam się połapać we wszystkich wydarzeniach. Jednak na koniec ułożyłam sobie wszystko po kolei. Sen, który był prawdziwym wspomnieniem- wataha- Tao- byli członkowie- kopia oddaje życie. Jeśli dobrze zrozumiałam, Lu i Kris to duchy, tak?
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział jak najbardziej bardzo dobry, inny od pozostałych i bardzo mi się podobał. Akcja nabiera tempa i ciekwe jak dalej potoczą się losy naszej bohaterki. Weny w kolejnych i pozdrawiam! :)
Lu i Kris to tak jakby mieszkańcy "nieba". Ta chwila gdy Anastazja jest z nimi, to tak jakby patrzyła właśnie z "nieba".
UsuńPrzyuważyłaś, że wcześniej Tao jest raczej negatywnie nastawiony do bohaterki, a potem wszystko się zmienia? (tak samo jak moje nastawienie do niego) oraz nawiązanie do jego postów "Dziękuję. Przepraszam"? XD
Wiem wiem, zauważyłam że Tao zmienił nastwienie tylko dlaczego jej tak nie lubił? Zazrość? xD
UsuńBył wkurzony, że ktoś chce zastąpić chłopaków, ot co. Ludzie nie lubią jak się kogoś próbuje zastąpić. Poza tym, dziewczyna niszczyła jego pogląd na czysto męską grupę. xd
UsuńYaa! Jak mogłaś uśmiercić chłopaków! >~<" Popsułaś xD liczyłam na ich powrót, a tu co? :<
OdpowiedzUsuńŁeee... nie fajnie ;-;"
Ale trochę inaczej się to czyta, bo zmieniłaś czcionkę ;p
Hwaiting <3
wow naprawde akcja sie sie rozwinęła.Naprawde mi sie podobało .
OdpowiedzUsuń