czwartek, 12 maja 2016

Scenariusz Zelo - Nocny Spacer

Z okazji nadchodzącego wielkimi krokami koncertu B.A.P. na który się wybieram, jako na pierwszy kpopowy koncert, dzielę się z wami tym oto scenariuszem. Jest to pierwszy scenariusz jaki napisałam i skończyłam.
Dodatkową informacją jest to, że ten scenariusz ma dwie strony. Jedna to taka, że działa jako ONE SHOT, scenariusz z Zelo, a druga jest taka, że jest to część innego już OPOWIADANIA, które męczę od sporego czasu.




To był naprawdę długi, ekscytujący dzień. Najpierw numerki, odbieranie fanpacków, kolejka, KONCERT, H5 event i warszawska noc z k-popem. Byłam tylko na chwilę, musiałam odpocząć od tłumu ludzi, fangirlowania i niektórych zachowań. Byłam niedaleko Złotych Tarasów, chciałam sobie pochodzić po mieście. Trochę znałam Warszawę, w reszcie pomagał mi telefon i internet. Stałam w małym tłumie ludzi na przejściu dla pieszych. Gdy zaświeciło zielone, ruszyłam wesołym krokiem przed siebie, ale zauważyłam światła auta po mojej lewej i przerażona zatrzymałam się i spojrzałam w tamtą stronę. Chwilę potem leciałam do tyłu, pociągnięta przez kogoś. Byłam tak zamurowana przejeżdżającym parę centymetrów przede mną autem, że nie wiedziałam co zrobić. Nogi mi się za trzęsły i czułam jak z przerażenia osuwam się na ziemię. Ktoś mnie podtrzymał. Byłam bliska płaczu, bo moje życie mogło się właśnie zakończyć. Gdy by nie on. Tylko kto? Podniosłam głowę i zaszklonymi oczami spojrzałam na chłopaka trzymającego mnie w objęciach i mówiącego prawdopodobnie pocieszające słowa, bo nic nie rozumiałam. Za to zobaczyłam bardzo dobrze znaną mi twarz, którą widziałam jeszcze parę godzin temu na scenie.
- Z-zelo… - wyszeptałam bezgłośnie i próbowałam się opanować, ale niedoszły wypadek skutecznie mi w tym przeszkadzał. – Uratowałeś mnie. Uratowałeś moje życie. Dziękuję – zaczęłam szlochać po angielsku.
- Wszystko dobrze? Nic ci nie jest? – zapytał z widocznym zmartwieniem.
- Nie, wszystko dobrze – odpowiedziałam, próbując wstać. Pomógł mi.
Gdy wstaliśmy, otrzepałam się, wzięłam głęboki wdech na uspokojenie i podniosłam wzrok na osiem osób koreańskiego pochodzenia wpatrujące się ze strachem we mnie.
- Jestem cała, naprawdę – powiedziałam po angielsku, chociaż miałam świadomość, że i tak mogą nie zrozumieć. Na twarzy Banga widziałam ulgę. Zelo przetłumaczył i reszta też się rozluźniła. Podziękowałam Zelo jeszcze raz. Powiedziałam, że jeśli coś potrzebują, mogą prosić, zrobię wszystko, by spłacić dług. Zelo pokręcił głową, mówiąc, że nie muszę, że tak każdy powinien postąpić i powinnam na siebie uważać. Już miałam odejść, gdy Yongguk powiedział coś do Zelo i reszty.
- Zaczekaj – zawołał do moich pleców maknae. – Chcemy zobaczyć parę miejsc tutaj, ale nie wiemy co warto, a mamy dość mało czasu.
- Stare miasto – powiedziałam bez namysłu. Po chwili dodałam. – Ogrody królewskie – wolałam nie używać nazwy łazienki, bo mogli by nie zrozumieć.
Chłopak popatrzył na mnie dziwnie i przekrzywił lekko głowę w prawo.
- Hmm? – zapytałam, niewiedząc o co mu chodzi.
- Oprowadzisz nas? Nie znamy miasta, ludzi ani języka.
- Tylko, że to są kawałek od siebie oddalone miejsca. Na pieszo może być to ciężkie.
- Mamy wynajęte auta, nie martw się – odpowiedział, uśmiechając się dziecięco.
Stałam chwile, zastanawiając się, ale w końcu chłopak uratował mi życie. Podeszłam do nich i uśmiechnęłam się.
- No dobra.
Nim wsiedliśmy do dwóch aut, podałam obu menedżerom-kierowcom nazwę ulicy na stare miasto. Zelo, razem z Yonggukiem i Youngjae zabrali mnie do jednego auta, Himchan, Daehyun i Jongup wsiedli do drugiego. Jechaliśmy jakieś dziesięć minut i wysiedliśmy na ulicy, gdy dalej już nie można było wjechać. W dziewiątkę ruszyliśmy deptakiem wśród połowy pozamykanych sklepów, restauracji i hoteli. Pokazałam im podświetlony stadion narodowy z daleka, Zamek Królewski, pomnik Zygmunta III Wazy, przy którym oczywiście musieli sobie porobić zdjęcia. Przeszliśmy spacerem koło Bazyliki Archikatedralnej i skierowałam kroki w stronę rynku, na którym stała Warszawska Syrenka. Zelo zaczął naśladować jej pozę i wszyscy zanieśli się śmiechem, który poszybował z wiatrem w tę już ciemną noc. Potem przeszliśmy spory kawałek, ponieważ chciałam im pokazać Multimedialny Park Fontann, które świeca się na wszystkie kolory w różnych kombinacjach. Usiedliśmy na jednym z murków obserwując kolory odbijające się w wodzie. W pewnej chwili Zelo wyciągnął telefon i puścił jedną z piosenek, która dziwnym trafem zsynchronizowała się z prędkością zmiany świateł, chociaż tylko na chwile.
- Ejjj, to nie ta miało być! – zawołał, udając obrażonego i wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Ruszyliśmy między fontannami, a nagle nad naszymi głowami prysnął strumień wody, a za nim kolejne. Chłopacy się przestraszyli, ja nie, więc zachichotałam. Jednak nie trwało to długo, gdy Himchan „złapał” jeden ze strumieni i skierował go w moją stronę, chlapiąc mnie wodą. Pisnęłam i popatrzyłam na niego z mordem w oczach. On chyba zrozumiał jaki błąd popełnił i zaczął uciekać w przeciwną stronę, chociaż go nie goniłam. Przeszliśmy przez ulicę i zeszliśmy na deptak tuż obok Wisły. Zelo był trochę zalatany, bo chłopaki gadali po koreańsku, a on nie chciał bym czuła się odrzucona i starał się tłumaczyć mi wszystko. Gdy w pewnej chwili się zapatrzyłam w jakiś punkt, a oni odeszli dalej, chyba chciał mnie zawołać, ale nie wiedział jak. Więc tylko krzyknął:
- Ej!? – po czym zmieszany podszedł do mnie. – Tak właściwie, to jak powinienem się do ciebie zwracać? – zapytał zakładając prawą rękę za głowę i drapiąc się po niej.
- Mam na imię …. – odparłam, uśmiechając się promiennie, zdając sobie sprawę, że się nie przedstawiłam. Skłaniałam się po koreańsku. Dołączyliśmy do innych i Zelo po koreańsku przekazał reszcie jak się tak naprawdę nazywam, śmiesznie wymawiając moje polskie imię. Chyba byli już zmęczeni, bo szliśmy coraz wolniej. Ale musieliśmy wrócić w to samo miejsce, gdzie zostawiliśmy auta, więc przeszliśmy schodami do góry.
- Wiecie co, potrzebuje do łazienki – powiedział Zelo, krzywiąc się.
Rozejrzałam się i zauważyłam jeden z pubów. Wskazałam na niego.
- Chodź ze mną, spytasz gdzie się znajduje – powiedział błagalnie.
Nie chciałam już pytać czy sam by nie umiał, ale stwierdziłam, że ktoś za lada może nie znać angielskiego, chłopak może się wstydzić, albo jeszcze co innego. Weszłam razem z nim jak się okazało do irlandzkiego pubu. Zapytałam o toaletę i na szczęście można było korzystać nie będąc klientem, pod warunkiem, że jak zwykle dało się dwa złote. Wskazałam Zelo męską toaletę i zapłaciłam. Stwierdziłam, że sama też skorzystam i weszłam do damskiej toalety. Sprawdziłam stan mojego wyglądu, załatwiłam potrzeby i umyłam ręce. Zadowolona wyszłam z łazienki gdzie czekał na mnie Koreańczyk. Toalety były w dość odosobnionym miejscu, więc nikt nas nie widział gdy chłopak zbliżył się do mnie, na tyle, że nasze ciała dzieliło zaledwie parę marnych centymetrów. Z góry popatrzył mi w oczy z ogromnym skupieniem. Nic nie mówił, w końcu to ja nie wytrzymałam.
- O co chodzi? – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy, chociaż serce waliło mi jak szalone, a ciało chciało się zapaść pod ziemię.
- Jesteś naprawdę ładna. Do tego wygadana i umiesz angielski. Podoba mi się to – powiedział zbliżając się do mnie. W końcu nieoczekiwanie przytulił mnie i wyszeptał do ucha:
- Cieszę się, że cię poznałem, ale żałuję, że nic nie mogę z tym zrobić – jego słowa zwaliły mnie z nóg. Dosłownie. Przestałam czuć ciężar ciała i miałam wrażenie, że zaraz zacznę się unosić. Chłopak złapał mój podbródek w prawą dłoń i gładził go palcem, wciąż intensywnie wpatrując się w moje oczy.
- Mogę? – zapytał cicho a ja praktycznie niewidocznie kiwnęłam głową, zgadzając się, chociaż nie do końca byłam przekonana na co.
Zbliżył twarz do mojej, przechylił delikatnie głowę i nie puszczając prawej ręki z mojego podbródka pocałował delikatnie. Już chciał się odsunąć, gdy przytrzymałam go za poły koszuli i przyciągnęłam bardziej do siebie, opierając się o ścianę za mną. Po chwili chłopak się odsunął i popatrzył na mnie tym swoim kamiennym wyrazem twarzy. Po chwili uśmiechnął się wesoło i ściągnął rękę z mojej twarzy. Zauważyłam, że ściąga coś z palca, jak się okazało jeden z jego pierścieni. Wziął moją prawą dłoń i położył na niej metalowy przedmiot, zakrywając go moimi palcami, a potem pocałował w czoło. Otworzyłam dłoń i zobaczyłam srebrny pierścień z wygrawerowanym „Forever”.
- Ten pierścień nosiłem cały czas, gdy musieliśmy się rozstać z chłopakami, przypominał mi wspaniałe chwile z nimi. Zatrzymaj go – powiedział gdy już chciałam mu go oddawać.
- Nie mogę go przyjąć.
- To mi go przechowaj. Do następnego spotkania.
- Ale… Zelo… - upierałam się.
- Proszę – powiedział, prawie smutno. Westchnęłam i założyłam pierścień na kciuk. Pasował idealnie.
- To ty masz takie małe palce, czy ja takie duże? – zapytałam bardzo cicho naburmuszonym tonem.
Chłopak zachichotał. Ja w tym czasie ściągnęłam z szyi wisiorek, który dostałam od cioci na ostatnie urodziny ze srebrną pierwszą literą mojego imienia z drobnymi cyrkoniami. Stanęłam na palcach, żeby powiesić go chłopakowi na szyi.
- W takim razie ty przechowaj dla mnie to – powiedziałam, uśmiechając się słodko. Chłopak pocałował mnie w policzek. W następnej chwili usłyszeliśmy jąkającego się po angielsku Himchana. Poszliśmy do holu, podziękowaliśmy barmanowi za wpuszczenie nas i zabraliśmy starszego na zewnątrz. Gadali coś po koreańsku, zapewne Him pytał Zelo co tak długo. Dołączyliśmy do reszty, którzy rozsiedli się na murku, odpoczywając. Odprowadziłam ich do aut. Od razu było widać, że z nimi jechać nie będę.
- Masz gdzie spać? – zapytał Yongguk w akcie troski.
- Tak, śpię u przyjaciela – powiedziałam zgodnie z prawdą, a w chwile potem pomyślałam, że Zelo mógł to źle odebrać. – Ma pokój gościnny, znamy się już parę lat, wiem, że mogę mu ufać – zauważyłam, że Zelo rozluźnił się na tę informację. W tej chwili podbiegło do nas parę dziewczyn z piskiem. A już zaczynałam w głowie dziękować za brak fanek-gwizdków. Bang coś w tym hałasie powiedział, że zrobią sobie z nimi zdjęcie. One nie zrozumiały, nawet po angielsku.
- HEJ! – zawołałam. Wszyscy, włącznie z menedżerami próbującymi opanować dziewczyny i przypadkowymi przechodniami spojrzeli na mnie. – Weźcie się uspokójcie – zaczęłam po polsku do dziewczyn a one popatrzyły na mnie jak maturzyści na maturę i Łęcką. Opanowałam fale zimnego strachu, że pójdzie na mnie czysty hejt. – Chłopaki powiedzieli, że zrobią sobie z wami zdjęcie, ale po tym chcą już jechać, bo są zmęczeni. – Bang coś dopowiedział, więc przetłumaczyłam. – Mówi, że wy też powinnyście już wrócić do domu i odpocząć.
Obserwowałam, jak wszyscy ustawiają się do zdjęcia. Zrobiłam je swoim aparatem, proponując, że potem wyślę to im przez Facebooka, bo pewnie są na spamie. Zrobiłam cztery zdjęcia dla pewności i z lekkim jadem w głosie pożegnałam szczebioczące jak przekupy dziewczęta. Przytuliłam się z chłopakami na pożegnanie. Zelo wspomniał coś o godzinie, o której odlatują jutro i spytał, czy nie chciałabym przed tym wpaść do hotelu, zjeść z nimi śniadania.
- Może – powiedziałam, chcąc udawać ponętną i pomachałam im, gdy odjeżdżali autami. Skierowałam się w stronę przystanku, z którego miałam dojechać do przyjaciela. Włożyłam ręce do kieszeni bluzy w poszukiwaniu słuchawek i natrafiłam na kartkę. Wyciągnęłam ją, przeczytałam i się tubalnie zaśmiałam.
- A to mały spryciula. No, nie taki mały…. – powiedziałam do siebie.
Podłączyłam słuchawki do telefonu, włączyłam playlistę i włączyłam KakaoTalka. Wstukałam nazwę ID z kartki i wysłałam krótką, witającą wiadomość. Gdy dojechałam do domu przyjaciela, byłam już pogrążona w rozmowie z… Z Zelo.  Pisaliśmy do późna, aż w końcu chłopak prawdopodobnie nie padł zmęczony. Ja też się położyłam spać. Poinformowałam przyjaciela o planach na rano i obiecałam, że jak tylko oni wylecą, będę cała do jego dyspozycji, aż do pociągu, którym miałam w nocy wrócić do domu.
Rano wstałam dużo wcześniej. Musiałam się przyszykować na spotkanie z chłopakami w biały dzień. Wyszłam tak, by być na umówionym miejscu parę minut przed godziną spotkania. Zobaczyłam Zelo wracającego o dziwo z dworu. Miał szeroki uśmiech na twarzy i tajemniczy błysk w oczach. Zaprowadził mnie do bufetu, gdzie reszta już siedziała. Gdy dołączyłam, zaczęli jeść. Zelo wpychał we mnie wszystko co wpadło mu w ręce. Owoce jadłam z ogromną chęcią. Szczególnie, że on mnie karmił. Menedżerów nie było.
- Zjemy śniadanie i musimy iść na górę się spakować – poinformował Bang spoglądając na zegarek na ręce.
Pod stołem poczułam ściskającą moją dłoń rękę Zelo. Pogładziłam go po skórze. Gdy zjedliśmy, chciał mnie zabrać na górę.
- Jeśli mam was odprawić, to musze być na lotnisku przed wami, nie z wami – powiedziałam pocieszająco. – I tak pewnie niemało osób tam koczuje – powiedziałam, śmiejąc się pod nosem na wyobrażenie śpiących w śpiworach dziewczyn. Pomachałam im i skierowałam się na lotnisko. O dziwo zastałam tam tylko adminki B.A.P. Poland i może z pół tuzina fanek. Siedziały, wpatrując się w drzwi jak zombie czekające na pożywienie. Podeszłam do adminek i wyszeptałam, że niedługo tu będą. Dziewczyny od razu ożyły, zaczęły się ogarniać i nastawiać. W paręnaście minut po moim przyjściu weszli. Całe B.A.P., menedżerowie, tancerze i parę innych osób ze staffu. Dziewczyny zaczęły krzyczeć, żeby jeszcze do nas wrócili, a adminki je uciszyły i zaczęłyśmy śpiewać „With you”. Chłopaki przystanęli i odwrócili się do nas, słuchając ich własnej piosenki w naszym wykonaniu. Śpiewając, nerwowo obracałam pierścień na prawym kciuku. Zobaczyłam, że Zelo wcale nie schował ani nie ściągnął naszyjnika. Wręcz przeciwnie, wyciągnął go tak, by było go widać. Był na tyle mały, że z tej odległości dziewczyny nie mogły dojrzeć co to jest, ale ja bardzo dobrze znałam te kształty. Chłopaki dziękowali nam i machając odeszli w stronę odprawy. Adminki zatrzymały fanki, by nie rzuciły się w pośpiechu za nimi a ja ruszyłam do toalety, by w trochę mniejszym tłumie odetchnąć. Weszłam do korytarza, z którego można było wejść do męskiej lub damskiej toalety i zobaczyłam jego. Stał tam oparty o ścianę, z lekko zgiętą prawą nogą i rękoma na klatce piersiowej.
- Myślałaś, że odlecę tak bez prawdziwego pożegnania? – zapytał głosem godnego Christiana Greya.
Uniosłam pytająco brew i zagryzłam dolną wargę. Chłopak zaciągnął mnie w kąt, którego nie było widać od drzwi wejściowych, objął moją twarz rękoma i zniżył twarz do mojej. Jakby bojąc się, że zaraz ktoś wejdzie, pocałował mnie zachłannie, po chwili przyszpilając do ściany. Miałam ochotę jęknąć, ale powstrzymałam się.
- Idź już, bo ci samolot odleci – powiedziałam zamglonym głosem, gdy już się od siebie oderwaliśmy. Ten pogładził mnie czule po głowie i pocałował w czoło.
- Trzymaj się. I pisz. Bo jak mi nie będziesz odpisywać, to przylecę i cię znajdę.
- Nie obiecuj, bo specjalnie tak zrobię – droczyłam się z nim i popychałam lekko w stronę drzwi. Stojąc przy nich odwrócił się i ostatni raz dał mi buzi, po czym wyszedł i skierował się na odprawę. Wyszłam przed drzwi i oparłam się o ścianę, obserwując go, aż nie zniknął mi z oczu.
Parę dni pisałam. Nie dostałam odpowiedzi. Trzeciego dnia od koncertu, a drugiego od powrotu do domu, w godzinach popołudniowych zadzwonił kurier na domofon. Otworzyłam mu, mając nadzieję, że to moja paczka. Jak się okazało, kurier z przesyłką był. Tylko przesyłka była inna. Otworzyłam drzwi ogromnemu bukietowi różnokolorowych róż.
- Pani ….? – zapytał kurier
- Tak – odpowiedziałam niepewnie.
- To dla pani, ze specjalnymi podziękowaniami. Karteczka jest w kwiatach. – Podał mi bukiet kwiatów, który zaniosłam do pokoju, zostawiając kuriera w drzwiach. Wróciłam do niego, nie wiedząc o co chodzi. Ten spojrzał na listę, którą miał ze sobą. – Dla pani jest jeszcze… - zawiesił się, grzebiąc w torbie – to – powiedział, wręczając mi drobnego misia, szaro-biało-niebieskiego zająca, mieszczącego się na siedząco na dłoni. Odebrałam od niego pluszaka. Pożegnałam się grzecznie i wróciłam do pokoju oniemiała z wrażenia. Popatrzyłam na bukiet i zauważyłam kartkę. Wzięłam ją do ręki, otworzyłam i przeczytałam na głos zawartość po angielsku:
- Dziękuję, że byłaś, że jesteś i mam nadzieję, że będziesz. Myśl o mnie, lecz nie za często.
Dotrzymuję obietnicy, więc noś „forever” przy sobie. Uściski i całusy, Baby Zelo.
Stałam jak wryta. Zastanawiałam się, skąd skurczybyk miał mój adres, ale wtedy przypomniałam sobie, jak opowiadałam mu o wymienianiu się korespondencją z innymi krajami i wtedy podałam swój adres, gdyby chciał mi wysłać pocztówkę z miejsca w którym właśnie był. Dopiero pod koniec Maja Zelo mi odpisał. Powiedział, że nie chciał, żeby ktoś się dowiedział, bo byłaby awantura, a ciągle miał kogoś na głowie, że cieszy się, że prezent mi się podobał.
Po kilku dniach faktycznie zaczęłam dostawać pocztówki. Chronologicznie, zaczęło się od pocztówki z Dusseldorfu, potem była Moskwa, Taipei, Melbourne, Sydney, Auckland, Nagoya, Osaka, Bangkok, Singapur i Tokyo.
Z czasem nasz kontakt się zmniejszał, aż w końcu na tyle rzadko pisaliśmy, że się urwał. Zapytacie, jak mogłam go odpuścić? Proste, to on był idolem i to on „dyktował” warunki.

*-*

Nie pamiętał chyba tylko kim na prawdę jestem. W końcu przefarbowałam się, mieszkam w innym mieście, a z nimi widziałam się ostatnio parę miesięcy temu, jeszcze gdy mieli problemy z TS Ent.



Chodzi o to, że do gwiazdek jest to scenariusz, a do tych ostatnich zdań jest traktowane jako wstęp do innego opowiadania. Dwie pieczenie na jednym ogniu, co?? *uśmiecha się* Komentujcie. Kto jedzie na koncert, piszcie jak wasze emocje. Jak czytacie to po koncercie a byliście, to opiszcie swoje przeżycia. Dzielmy się miłością do KPOPU!