wtorek, 25 sierpnia 2015

Werewolves & Me #10 [EXO]



Tą część dedykuję zmarłemu w akcji Panu Waldemarowi (imię zmienione). Jest to fanfick oparty na faktach, oczywiście wyłączając część fantastyczną. Ponieważ ten kuter faktycznie się wywrócił, a Pan Waldemar zginął. Miał to być jego ostatni połów. Potem miał iść na emeryturę oraz zająć się synem i przyszłą synową. [*] 
Ze smutkiem zapraszam do czytania.
Pracowniczy tytuł tego rozdziału to żartobliwe "Go Go Power Rangers"


Staraliśmy się nie wykończyć Emilii treningami, bo właśnie ona była najbardziej w tyle. To ja nakłaniałam Suho byśmy coraz więcej ćwiczyli. Sama także zaczęłam korzystać z siłowni, którą najpierw porządnie wywietrzyłam. Wszyscy z dnia na dzień byliśmy coraz bardziej wycieńczeni, a ja do tego nie mogłam dobrze spać. Wiedziała o tym tylko Milka i Suho. Któregoś dnia zaproponował, żebyśmy obie przeprowadziły się na parę dni do nich. Mój dom i tak był teraz pusty,  ponieważ mama wyjechała do dziadka, za granicę. Miało jej nie być przez dwa tygodnie, więc po spytaniu Emilii, zgodziłam się na propozycję. Gdy Kai teleportował nas z rzeczami, okazało się, że ja i Em dostałyśmy pokój Sehuna, w którym wstawiono dodatkowe łóżko. Jeszcze tego samego wieczora Sehun został w domu,  mówiąc,  że skoro my tutaj jesteśmy, to on też powinien i zamieszkał tymczasowo z Suho.
Następnego dnia przy śniadaniu wspomniałam o kolejnym treningu. To sprawiło,  że czara cierpliwości chłopaków się przelała.
— Wolnego — zaczął Kai wkurzonym głosem, odkładając sztućce. — Dlaczego ciągle mamy trenować? Mam już dosyć tego,  że się tak rządzisz. To wy dwie do nas dołączyłyście,  powinnaś znać swoje miejsce. Nie będę więcej słuchał jakiejś zapatrzonej w siebie baby! — podniósł głos, patrząc na mnie wyzywająco. Ja tylko się skuliłam i osunęłam na krześle,  czując jak zaczynają piec mnie oczy. 
— Kai!  — zwrócił mu uwagę siedzący koło niego Sehun.
— Nie, Sehun.  Jeśli ona chce,  niech sobie ćwiczy. Nas nie musi męczyć.
— Kai — zaczął uspokajająco Suho siedzący u szczytu stołu i jednocześnie po mojej lewej. —  Ana jest tą, dzięki której wszyscy ćwiczą. Wcześniej rzadko zdarzało się,  żeby któreś z was ćwiczyło, a po ostatnich wypadkach trzeba wziąć pod uwagę wszystko, nawet atak.
— Widziałem jak Anastazja ćwiczyła w nocy na siłowni. Sama— stanął po mojej stronie Baekhyun.
— Patrz jakie ma cienie pod oczami. To nie tak,  że rozstawia nas po kątach a sama nic nie robi — dodał Sehun.
— I te bóle głowy,  na które nie mogę nic poradzić — dodał swoje Lay.
— To znaczy, że An ma jakieś konkretne powody,  dla których sama tak ciężko pracuje oraz chce,  żebyśmy i my pracowali, prawda?  — lider popatrzył na mnie z uśmiechem.
Odpowiedziałam, niepewnie kiwając głową.
— Niby jaki? — świadomość,  że chłopaki stanęli po mojej stronie jeszcze bardziej wkurzyła Kaia, więc założył ręce na piersi.
Em trąciła mnie łokciem. Wiedziałam,  co to znaczy,  codziennie namawiała mnie,  bym wszystko powiedziała chłopakom. Jako argument podając,  że wyglądam coraz gorzej. Mało jadłam,  prawie w ogóle nie spałam, ciężko trenowałam, wciąż miałam migreny, a jakieś obce mi emocje były coraz bardziej wyraźne. Wstałam z krzesła i zaczęłam nerwowo chodzić po jadalni.
— Ana?  — zapytał Suho,  a dziesięć par oczu ciekawie się we mnie wpatrywało, jedna para dodając otuchy.
— Wiedziałam, że jeśli wam nie powiem, to w końcu wyjdzie z tego coś złego. Ale jeżeli wam powiem, to też nie będzie pięknie. Grrrr...  — zawarczałam ludzkimi strunami głosowymi i zmierzwiłam sobie włosy. — Wiedziałam,  że kiedy wam powiem o Krisie i Luhanie, to będziecie chcieli ich szukać. I nie dziwię się.  Na początku sama chciałam wam pomóc ich odnaleźć. Wiem,  że byli dla was ważni. Dla niektórych trochę bardziej — smutno starałam się nie spoglądać na Sehuna, ale i tak na niego spojrzałam. — Pierwszego dnia tutaj weszłam do twojego pokoju...  — powiedziałam i widziałam jak Emilia przygotowuje się na to, co nastąpiło po tym.
— CO ZROBIŁAŚ?! — jego krzyk zabrzęczał mi w głowie, potęgując migrenę.
— Sehun,  uspokój się — powiedział Tao,  ciągnąc go za rękaw. Ale tęczowowłosy wyrwał rękaw z uścisku chińczyka i podszedł do mnie z bardzo złowieszczym wyrazem twarzy. W oczach stanęły mi łzy bezsilności.
— Przepraszam... Naprawdę. Coś mnie tam ciągnęło. Ostatnio w ogóle nie poznaję siebie i swoich uczuć — łkałam,  cofając się do ściany. — A po tym, co zobaczyłam,  chciałam pogadać z Luhanem. Więc się ze mną połączył,  jak to zwykle. Nie chciałam, by ktoś z was o tym wiedział.
— Kolega? — jego zdenerwowanie jakby trochę minęło.
— Tak. Właśnie wtedy z nim rozmawiałam.
— Ale... — zaczął i zamyślił się. "[...] byliście blisko,  ale nie sądziłam,  że aż TAK”. — Zacytował moje słowa. Potem kontynuował,  chwilę się zastanawiając. — "Jak możesz tak mówić? Wiesz, ile dla niego znaczyłeś?  Ile nadal znaczysz?" — mówił cicho.
Przełknęłam ślinę, zbierając się na odwagę.
—"To był tylko kolejny człowiek na mojej drodze." — odpowiedziałam słowami Luhana,  a Emila drgnęła.
— O kim była ta rozmowa? — zapytał Lay,  najwyraźniej nic nie rozumiejąc.
— O... — zaczęłam,  ale nie mogłam się przemóc.
— O mnie — stwierdził Sehun,  ściągając ze mnie obowiązek odpowiedzi. Popatrzyłam na tęczowowłosego. Wpatrywał się we mnie tępym wzrokiem.
— Ja...  Nie chciałam wam mówić — odwróciłam się do stołu. — Wiem,  że oni dla was wiele znaczyli. Ale ostatnio zostawili groźbę,  że ich powrót tutaj nie będzie taki łatwy. Od kilku dni w mojej głowie rozbrzmiewa głuche i agresywne "Już niedługo" mówione głosem Luhana,  Krisa,  albo ich obu. Dlatego nie mogę spać i tak natarczywie mówiłam o treningach. Mam przeczucie,  że wydarzy się coś okropnego. Hunnie — odwróciłam się do chłopaka,  który dalej tępo się we mnie wpatrywał — on tyle dla ciebie znaczy…  Wiedziałam, że kiedy powiem, że może zrobić coś złego to...  — dobrze znane uczucie przerwało mi wpół zdania. Przed oczami zrobiło mi się czarno.
— Szybko,  strefa telepatii,  może uda mi się zadziałać jak antena. Tylko cicho — zakręciło mi się w głowie i miałam wrażenie,  że zaraz stracę władzę w nogach,  ale ktoś mnie przytrzymał.
~ Jesteśmy...  — powiedział Suho,  a tuż po nim odezwał się inny głos.
~ No, no, no. — powiedział Kris w jak zwykle oślepiającej bieli. — Jednak mu powiedziałaś. Założyliśmy się z Luhanem, czy mu powiesz. Zgadnij, kto obstawiał,  że nie? — jego arogancki uśmiech nie blednął ani na chwilę.
~Nie obchodzi mnie to,  rozumiesz!?  — krzyknęłam wściekła.
~ W sumie powinno,  bo założyliśmy się o sposób powrotu na ziemię, na stałe.
~ O czym ty mówisz? Jak to, na stałe?
~ Ach,  ten nasz Lulu. Mimo,  że młody nic dla niego nie znaczył, to życie ludzkie jest na tyle cenne,  że nie chciał użyć niewinnych ludzki. — Powiedział Kris,  a gdzieś na granicy umysłu poczułam jak mięśnie niedaleko mnie się napinają. — Chciał zostać przy zabijaniu zwierząt,  ale przegrał, myśląc,  że przez uczucie do tego chłopaka nie powiesz mu o niczym,  by go nie zranić. Ja postawiłem inaczej. Myślałem, że wykorzystasz to,  żeby usunąć jego uczucia do Lu i będziesz chciała zrobić miejsce na uczucia dla siebie.
~Dziecinne — prychnęłam. — Nie jestem taką hipokrytką i egoistką jak wy.
~ Racja,  pomyliłem się. Ale i tak wygrałem. Bądźcie gotowi na nasz powrót — powiedział,  uśmiechając się drwiąco, po czym wizja zniknęła. Zmęczona, straciłam władzę w nogach i gdyby nie chłopak,  który mnie trzymał,  miałabym bliskie spotkanie z podłogą. Gdzieś na granicy świadomości zarejestrowałam kolorowe włosy i znany mi zapach. Kilku innych chłopaków zbiegło się, by pomóc mi usiąść na krześle, gdzie oparłam głowę o oparcie i zamknęłam oczy. Gdy je ponownie otworzyłam Lay przyłożył mi rękę do czoła,  a po Sehunie nie było ani śladu.
— Słyszeliście?  — zapytałam, zaciskając dłoń na ramieniu krzesła. Lay próbował dodać mi sił.
— I widzieliśmy.  Nie martw się.  Jeśli któryś z chłopaków nie wierzył,  to właśnie dostał niepodważalny dowód — powiedział Xiumin tak poważnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Potem pogłaskał mnie po ramieniu.
— Nie mogę w ogóle wpłynąć na twoje ciało, Ana — powiedział Lay, ściągając rękę z mojego czoła.
— Jest już po dwudziestej. Idźcie odpocząć,  zrobimy dzisiaj nocny trening. Anastazjo,  jeśli nie dasz rady, nie musisz w nim uczestniczyć. Ćwiczysz wystarczająco dużo.
— Nie ma opcji. Idę z wami.
Zebraliśmy się,  zostawiając jadalnię taką jaka była,  stwierdzając,  że posprzątamy później. Baekhyun zaciągnął Milkę do pokoju Chanyeola, a Lay zaprowadził mnie do swojego,  chcąc dokładniej przyjrzeć się mojemu organizmowi.
— Jesteś wycieńczona — powiedział,  gdy położył mnie na swoje łóżko prawie jak worek ziemniaków.
— Połączenia międzyświatowe z chłopakami męczą mój transfer — zażartowałam.
Lay, szukając czegoś, przesuwał ręką po moim ciele. Gdy na zegarku obok łóżka zapikał budzik,  głosząc dwudziestą pierwszą,  pociągnęłam jednorożca za lewą rękę,  którą opierał się na łóżku.
— Wizja... — powiedziałam.
~ Wszyscy do kontaktu!  — Lay rozkazał telepatycznie.
Widziałam wszystko z góry, z  lotu ptaka. Ciemne wieczorne niebo,  ciemny las,  i czarne, groźne, rozszalałe morze. Na plaży, na prawobrzeżu stały dwa skierowane w stronę morza wilki. Po chwili obraz drgnął i się zmienił. Około kilometr od brzegu,  na morzu właśnie wywrócił się 12-metrowy kuter rybacki. Zobaczyłam tylko lecących do wody mężczyzn.  Nie czekałam do końca.
~ Spotkanie w jadalni! — wstałam i z zamkniętymi oczami oparłam się na ramieniu Laya,  czekając,  aż miną zawroty głowy. Słyszałam szybko zbiegające z piętra osoby. Jednorożec zaprowadził mnie do reszty. Przed jadalnią puściłam jego ramię.
— Trzeba coś zrobić! — powiedział Xiumin, stojąc z resztą przy oknie.
— Mówiliśmy, że nie będziemy wtrącać się w sprawy ludzi — odpowiedział mu Kai, stojąc z założonymi rękoma i opierając się o ścianę.
— Ale tam byli Kris i Luhan — powiedziałam, podchodząc do nich. — To nie jest zwykła wywrotka niedoświadczonych ludzi.  To musi być ich plan. Skoro mówili o zabijaniu zwierząt, a potem, że jednak wypadło na ludzi.
— W sumie to nie wypadło,  tylko założyli się o to, czy powiesz czy nie,  więc to pośrednio twoja wina — powiedział Tao głosem,  który ostatnio słyszałam u niego przed wypadkiem w wodzie. Nie wiedziałam, co powiedzieć.  Czy oni wszyscy myślą,  że to moja wina? Nie byłam pewna, co o tym myśleć.
— To nie wina Any. Skąd miała wiedzieć, że się o to założyli? Postąpiła zgodnie ze swoim sumieniem,  nie mamy prawa jej oceniać. — powiedział Suho tonem nieznoszącym sprzeciwu.
— Nie kłóćmy się.  — próbował swoich sił Baekhyun, stojąc obok Chanyeola i Emilii.
— Może głosowanie? — zapytał Chen.
— Halo,  ludzie,  tam giną niewinni z rąk Krisa i Luhana — krzyknęłam, nie mogąc wytrzymać tego niezdecydowania. —  Jak wy nie chcecie, to pójdę sama. — powiedziałam, wychodząc z jadalni. Za mną wybiegli Emilia, Baekhyun,  Chanyeol,  Chen,  Sehun, Xiumin i Lay. Staliśmy w przedpokoju,  gdzie się zatrzymałam,  uderzając pięścią o ścianę.  Gdy Sehun do nas dołączył,  powstrzymał mnie.
— Przestań,  to nic nie pomoże. — powiedział, obejmując moją dłoń. Z jadalni usłyszeliśmy podniesiony głos. Po chwili wyszedł Suho,  D. O., Kai i Tao.
— Tao zostanie tutaj,  gdyby coś było nie tak, Kai nas przeniesie, ale nie zrobi nic więcej, D. O. pomoże. — powiedział Suho i bez słowa złapaliśmy za część Kaia.
— Plaża na prawobrzegu,  przy wylocie z kanału — poinstruowałam cicho Kaia i już smagał nas po twarzach bolesny wiatr. Serce biło mi jak młot.
— Jaki plan? — zapytał Suho, patrząc na mnie.
— Baekhyun i Emilia ze mną.  Suho,  ty pewnie dotrzesz wodą?
— Jasne.
— Sehun,  spróbuj proszę opanować ten wiatr — chłopak kiwnął głową i wyciągnął rękę w stronę nieba. Suho rozebrał się do bielizny i wszedł do wody, by dostosować się do jej temperatury. Podeszłam do Baekhyuna i Emilii.
— Ana Airlines zaprasza na pokład — chłopak zachichotał pod nosem. Złapałam Emilię i Baekhyuna za ręce i wzniosłam się parę centymetrów do góry.  Wiatr od razu zaczął nami miotać.
— Sehun?! — zawołałam, walcząc z żywiołem. Na szczęście trening z chłopakiem się opłacił,  bo nie było to aż takie trudne i męczące jak za pierwszym razem. I mniej bolesne. 
~ Sehun? — przeniosłam się na telepatię.
~ Próbuję. Ale wiatr nie chce mnie słuchać.
~ Spróbuj stworzyć przeciw wiatr,  który odciągnie prądy powietrza.
~ Dobra.
Najprawdopodobniej Sehunowi się udało, bo nacisk zelżał. Skierowałam nas w stronę morza, po czym z Suho pod nami, ruszyliśmy w stronę kutra. Baekhyun sprawił, że byliśmy niewidzialni. Po pewnym czasie trafiliśmy na kuter z dziobem wbitym w dno. Na naszych oczach dwóch młodych rybaków puściło starszego mężczyznę, który próbował się podciągnąć. Prąd porwał go bardzo szybko.
~ Suho! — krzyknęła w myślach.
~ Dobrze  jest. Stracił przytomność, ale otoczyłem go bańką powietrza pod wodą.
~ Uff.... Em,  spróbuj odwrócić statek.
~ Jest za duży! Nie dam rady!  — odpowiedziała płaczliwie.
~ Dasz radę. Wierzę w ciebie — pokrzepił ją Baekhyun.
~ Ale nic nie obiecuję — odparła ponuro. — Dobrze,  że mam prawą rękę wolną. — Poruszyła się a statek ledwo widocznie się zachwiał.
~ Jest za ciężki — powiedziała łamiącym się głosem.
~ Spróbuję go odciążyć. Postawię was na chwilę na statku — jak powiedziałam, tak zrobiłam. Zostawiłam ich na wystającej części kutra, pilnując by byli niewidzialni a sama obniżyłam się do wody.
— Jak w dzieciństwie.  Raz kozie śmierć — powiedziałam i przestałam się unosić,  wpadając do wody.
— Ułaaa!  Zimna!  — pisnęłam. Podpłynęłam do Suho,  który stworzył bąbel powietrza wokół mojej głowy.
~ Muszę utrzymać starszego i wciąż próbuję uspokoić fale. Musisz nurkować sama.
~ Nie ma sprawy. Patent nurka w końcu się na coś przyda. — zanurzyłam się. Wiedziałam,  że po mojej lewej znajduje się kuter,  ale w ciemności nie widziałam kompletnie nic.
~ Baekkie,  podzielisz się światłem?
~ Do usług — powiedział, po czym teren pod wodą rozświetlił się tysiącem świateł,  które miały zieloną poświatę przez wzburzone morze.
~Dziękuję. A jak tam na górze?
~ Ci dwaj stracili przytomność, ale ich trzymamy. Pośpiesz się — pogoniła mnie Milka.
Płynęłam w dół, przed siebie. Mijałam maszty i liny,  którymi przyśpieszałam swoje poruszanie się. W końcu dopłynęłam prawie do dna i zaczęłam szukać włazu do magazynu. Znalazłam klapę w podłodze. Spróbowałam ją otworzyć, po dwóch mocniejszych szarpnięciach wkońcu się udało. Zaczęłam siłować się z metalowymi częściami sieci, chcąc usunąć większą część połowu. Musiało tu być kilka ton ryb,  więc pojedyncze ryby nic by nie zmieniły. Była to dość żmudna praca,  ale adrenalina i chęć uratowania tych ludzi dodatkowo mnie napędzała. Nie zauważyłam, że bańka powietrza była już naprawdę mała,  aż w końcu pękła, zalewając moją twarz zimną wodą. Niska temperatura sprawiła,  że nie mogłam się uspokoić.
~ Suho!  Bańka pękła!
~ Co!?  Czemu nie powiedziałaś wcześniej?
Nie odpowiedziałam, zbyt zajęta staraniem się wypłynąć z magazynu, a potem na powierzchnię. Ale to nic nie dało. Padałam z sił, a dodatkowy brak tlenu sprawił, że tuż przed wypłynięciem z magazynu zaczęłam tracić przytomność. Przepraszam,  pomyślałam. Czułam ostatnie bicie serca w każdej części ciała. Głowa pulsowała w rytm szybko przepływającej krwi. Czułam jak powieki zaczynają mi opadać.
~ Nie zamykaj oczu! — krzyknął Suho,  a ja z całej siły próbowałam go posłuchać. Zobaczyłam jak lider szybko do mnie podpływa i bez słowa łączy nasze usta. Jego ciepłe, moje zimne i sine. Zaczął wpuszczać tlen w moje płuca. Nie do końca byłam pewna, jakim sposobem. Zamknęłam oczy i trwaliśmy tak razem.
~ Wszystko w porządku.  Jestem tu — mówił Suho w moim umyśle, przez co przez chwilę mogłam zapomnieć o tym,  że nasze usta są połączone w najintymniejszym z możliwych sposobów. Gdy w końcu mój organizm się uspokoił,  otworzyłam oczy i poprzez zniekształcony obraz spojrzałam na brązowowłosego chłopaka.
~ Jak ty...?
~ Oddycham pod wodą jak ryby. Dlatego przekazuje ci tlen.
~ Aha — wciąż połączeni wypłynęliśmy nad wodę. Suho puścił mnie dopiero po kilku sekundach.
Wszyscy trzej nieprzytomni rybacy byli unoszeni przez Emilię.
~ Dlaczego zajmujemy się statkiem, a nie tylko ludźmi? — zapytał Beakhyun, trzymając Emilię w pasie.
~ Bo to będzie podejrzane. Musimy odstawić na brzeg statek i rybaków bezpiecznie. I dopilnować, by Luhan i Kris się nimi nie zajęli — powiedziałam, unosząc się nad wodę i złapałam starszego lewitującego mężczyznę, po czym ułożyłam go sobie na plecach. Poziom mojego wzniesienia gwałtownie opadł. ~ Nie wiem dlaczego specjalizuję się w przenoszeniu nieprzytomnych ciał.
Przynosiłam jeszcze dwójkę młodszych mężczyzn,  a potem Baekhyuna i Emilę lewitowałam nad kutrem.
~ Suho, spróbuj pomóc Milce wyciągnąć kuter.
~ Nie ma sprawy.
Wspólnymi siłami udało im się odwrócić kuter dobrą stroną i przenieśli go na tyle blisko brzegu,  że opadł na mieliźnie i woda nie mogła go wciągnąć z powrotem. Wylądowaliśmy na piasku, ociekałam wodą, a tuż po mnie zjawił się równie mokry Suho.
— Co tam się działo? — zapytał Sehun, otulając mnie swoją kurtką.
— Nic takiego. Trochę wyszliśmy poza plan.
Lay sprawdzał stan zdrowia rybaków.
— Młodzi mają tylko lekkie wyziębienie. Zapalenie płuc może zabić starszego.
Podeszłam do wspomnianego mężczyzny, przy którym kucał Lay.
— Przecież to... — zaczęłam, ale urwałam wpół zdania.
— Kto to? — zapytał Suho, podchodząc do mnie i stając za mną.
— Nieważne. Ale od teraz to prywatna walka. Zabiję ich własnymi rękami, gdy tylko ich spotkam — powiedziałam, zaciskając dłonie w pięści. — Lay,  ulecz go tak,  żeby nic nie zagrażało jego życiu,  tak,  żeby mógł tu trochę poleżeć,  zanim przyjedzie karetka. A teraz idźcie do domu,  ogrzejcie się i wysuszcie. Ja dołączę do w potem as.
— Dlaczego zostajesz? — Sehun zapytał oskarżycielskim tonem.
— Ktoś musi to zgłosić. I pilnować ich przed tymi dwoma kanaliami.
— Zostaję z tobą.
— Jak wolisz. 
Chłopak machnął na resztę i Kai ich teleportował. Zadzwoniłam na pogotowie z mojego telefonu, który na szczęście zostawiłam Sehunowi. Byli na miejscu po około dziesięciu minutach. Przyjechali razem z wozem policyjnym. Ci kazali nam wszystko opowiedzieć,  więc przez telepatię poleciłam Sehunowi,żeby skłamał i powiedział,  że nie umie pływać,  dlatego jest suchy. Opowiedzieliśmy,  że kuter był w tym samym miejscu, a ludzie unosili się niedaleko na wodzie. Powiedzieliśmy też, że udzieliliśmy starszemu panu pierwszej pomocy, a ja sprawdziłam, czy w kutrze nikogo nie ma i właśnie dlatego mam mokre ubranie. Gdy policjant nas pochwalił i chciał zabrać wozem policyjnym do domu, odmówiliśmy, mówiąc, że mamy auto na parkingu. Ruszyliśmy wolno w stronę wyjścia z plaży. Gdy pogotowie i policja odjechały, nawiedziło mnie dobrze znane uczucie,  a przed oczami zrobiło mi się czarno. Pociągnęłam Sehuna za koszulę.
— Co jest?
— Wizja...
~ Jestem.
~ Brawo. Uratowaliście ich — powiedział Kris,  udając, że klaszcze.
~ Ale to tylko przesunęło nasz powrót — odpowiedział Luhan.
— Będziemy z wami walczyć dopóki was nie pokonamy! — krzyknęłam w złości. — A za pana Waldemara już dawno powinniście się smażyć w piekle! SZUMOWINY!  — klęłam ile sił w płucach.
~ Uważaj, bo się przestraszymy. Patrz, jak się trzęsę — zironizował Kris.
~ Zresztą,  jeszcze chwila i byś do nas dołączyła — przed moimi oczami pojawił się obraz w głębinach wody. Ja i Suho, złączeni w pocałunku. Ręka Sehuna boleśnie zacisnęła się na moim ramieniu, więc pewnie on też to zobaczył..
~ Niezły pokaz umiejętności — zaklaskał Luhan.
~ Do następnego — machnął Kris.
~ Bez odbioru —  arogancko skomentował Luhan i kontakt został zerwany.
Zmęczona i wkurzona upadłam kolanami na piasek. Złożyłam tułów na własnych udach i byłam bliska płaczu. Słyszałam jak Sehun siada tuż przy mnie. Po chwili wciągnął mnie na swoje kolana. Oparłam głowę na jego lewym ramieniu i przymknęłam oczy. Kolorowowłosy gładził mnie dłonią po policzku.
— Wykonałaś świetną robotę. Twoje dowództwo pozwoliło ocalić trójkę ludzi — szeptał mi na pocieszenie do ucha.
— Ale ja tylko...  — zaczęłam płaczliwie.
— Poustawiałaś nas po kątach, co usprawniło akcję — dokończył za mnie.
— Przez swoją nieuwagę prawie wyzionęłam ducha. Gdyby nie Suho... — nawet nie potrafiłam ubrać w słowa uczuć towarzyszących mi w tamtym momencie.
— Gdybym mógł, uratowałbym cię — powiedział smutno, a ja popatrzyłam na niego zdziwiona.
Już miałam coś powiedzieć, gdy Sehun odwrócił głowę w moją stronę i pochylił się, składając delikatny pocałunek na moich ustach. Odpowiedziałam mu, zakładając lewą rękę na jego szyję i przybliżając się do niego. On objął mnie ramionami i przyległ do mojego ciała, tak jakbym miała zaraz zniknąć.
Nasz pocałunek był pełny pożądania, tęsknoty i niepewności. Wszystkie moje zmysły się wyostrzyły. Doskonale czułam jego ciepłe,  lekko popękane usta i gładką skórę,  która napinała się pod moim dotykiem…  Słyszałam dźwięk,  który wydawały nasze nosy, gdy łapaliśmy oddech, tak  by się nie rozdzielić. Przerwał nam dopiero odgłos teleportacji.
Zmieszany Sehun wstał i podał mi rękę.  Gdy wstałam zaraz po nim, nie zwolnił uścisku,  szedł obok mnie, trzymając moją dłoń. Kai bez słowa przeniósł nas do domku w lesie.
— Powiedz Suho,  że pogadamy jutro — poprosił Sehun,  a chłopak o ciemniejszej karnacji jedynie kiwnął głową.






Mam nadzieję, że wam się podobało, oraz, że nie było zbyt heroiczno-dramatyczne. Proszę, komentujcie. :))


Korekta: Caroline

3 komentarze:

  1. Kocham to opowiadanie *3* Lu taki niedobry xD ♥ Czekam na następne części, jesteś świetna <3
    Z góry przepraszam, za brak ogarnięcia komentarza powyżej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie,Fajnie. Masz plus za momenty z Baekiem, moja wyobraźnia naprawdę to kocha. Pisz dalej stary, bo jest coraz lepiej i ciekawiej. c:

    OdpowiedzUsuń