Tą część dedykuję zmarłemu w akcji Panu Waldemarowi (imię zmienione). Jest to fanfick oparty na faktach, oczywiście wyłączając część fantastyczną. Ponieważ ten kuter faktycznie się wywrócił, a Pan Waldemar zginął. Miał to być jego ostatni połów. Potem miał iść na emeryturę oraz zająć się synem i przyszłą synową. [*]
Ze smutkiem zapraszam do czytania.
Pracowniczy tytuł tego rozdziału to żartobliwe "Go Go Power Rangers"
Pracowniczy tytuł tego rozdziału to żartobliwe "Go Go Power Rangers"
Staraliśmy się nie wykończyć Emilii
treningami, bo właśnie ona była najbardziej w tyle. To ja nakłaniałam Suho
byśmy coraz więcej ćwiczyli. Sama także zaczęłam korzystać z siłowni, którą
najpierw porządnie wywietrzyłam. Wszyscy z dnia na dzień byliśmy coraz bardziej
wycieńczeni, a ja do tego nie mogłam dobrze spać. Wiedziała o tym tylko Milka i
Suho. Któregoś dnia zaproponował, żebyśmy obie przeprowadziły się na parę dni
do nich. Mój dom i tak był teraz pusty,
ponieważ mama wyjechała do dziadka, za granicę. Miało jej nie być przez
dwa tygodnie, więc po spytaniu Emilii, zgodziłam się na propozycję. Gdy Kai
teleportował nas z rzeczami, okazało się, że ja i Em dostałyśmy pokój Sehuna, w
którym wstawiono dodatkowe łóżko. Jeszcze tego samego wieczora Sehun został w
domu, mówiąc, że skoro my tutaj jesteśmy, to on też
powinien i zamieszkał tymczasowo z Suho.
Następnego dnia przy śniadaniu
wspomniałam o kolejnym treningu. To sprawiło,
że czara cierpliwości chłopaków się przelała.
— Wolnego — zaczął Kai wkurzonym
głosem, odkładając sztućce. — Dlaczego ciągle mamy trenować? Mam już dosyć
tego, że się tak rządzisz. To wy dwie do
nas dołączyłyście, powinnaś znać swoje
miejsce. Nie będę więcej słuchał jakiejś zapatrzonej w siebie baby! — podniósł
głos, patrząc na mnie wyzywająco. Ja tylko się skuliłam i osunęłam na
krześle, czując jak zaczynają piec mnie
oczy.
— Kai! — zwrócił mu uwagę siedzący koło niego Sehun.
— Nie, Sehun. Jeśli ona chce, niech sobie ćwiczy. Nas nie musi męczyć.
— Kai — zaczął uspokajająco Suho
siedzący u szczytu stołu i jednocześnie po mojej lewej. — Ana jest tą, dzięki której wszyscy ćwiczą.
Wcześniej rzadko zdarzało się, żeby
któreś z was ćwiczyło, a po ostatnich wypadkach trzeba wziąć pod uwagę
wszystko, nawet atak.
— Widziałem jak Anastazja ćwiczyła w
nocy na siłowni. Sama— stanął po mojej stronie Baekhyun.
— Patrz jakie ma cienie pod oczami.
To nie tak, że rozstawia nas po kątach a
sama nic nie robi — dodał Sehun.
— I te bóle głowy, na które nie mogę nic poradzić — dodał swoje
Lay.
— To znaczy, że An ma jakieś
konkretne powody, dla których sama tak
ciężko pracuje oraz chce, żebyśmy i my
pracowali, prawda? — lider popatrzył na
mnie z uśmiechem.
Odpowiedziałam, niepewnie kiwając
głową.
— Niby jaki? — świadomość, że chłopaki stanęli po mojej stronie jeszcze
bardziej wkurzyła Kaia, więc założył ręce na piersi.
Em trąciła mnie łokciem.
Wiedziałam, co to znaczy, codziennie namawiała mnie, bym wszystko powiedziała chłopakom. Jako
argument podając, że wyglądam coraz
gorzej. Mało jadłam, prawie w ogóle nie
spałam, ciężko trenowałam, wciąż miałam migreny, a jakieś obce mi emocje były coraz
bardziej wyraźne. Wstałam z krzesła i zaczęłam nerwowo chodzić po jadalni.
— Ana? — zapytał Suho, a dziesięć par oczu ciekawie się we mnie
wpatrywało, jedna para dodając otuchy.
— Wiedziałam, że jeśli wam nie
powiem, to w końcu wyjdzie z tego coś złego. Ale jeżeli wam powiem, to też nie
będzie pięknie. Grrrr... — zawarczałam
ludzkimi strunami głosowymi i zmierzwiłam sobie włosy. — Wiedziałam, że kiedy wam powiem o Krisie i Luhanie, to
będziecie chcieli ich szukać. I nie dziwię się.
Na początku sama chciałam wam pomóc ich odnaleźć. Wiem, że byli dla was ważni. Dla niektórych trochę
bardziej — smutno starałam się nie spoglądać na Sehuna, ale i tak na niego spojrzałam.
— Pierwszego dnia tutaj weszłam do twojego pokoju... — powiedziałam i widziałam jak Emilia
przygotowuje się na to, co nastąpiło po tym.
— CO ZROBIŁAŚ?! — jego krzyk
zabrzęczał mi w głowie, potęgując migrenę.
— Sehun, uspokój się — powiedział Tao, ciągnąc go za rękaw. Ale tęczowowłosy wyrwał
rękaw z uścisku chińczyka i podszedł do mnie z bardzo złowieszczym wyrazem
twarzy. W oczach stanęły mi łzy bezsilności.
— Przepraszam... Naprawdę. Coś mnie
tam ciągnęło. Ostatnio w ogóle nie poznaję siebie i swoich uczuć — łkałam, cofając się do ściany. — A po tym, co
zobaczyłam, chciałam pogadać z Luhanem.
Więc się ze mną połączył, jak to zwykle.
Nie chciałam, by ktoś z was o tym wiedział.
— Kolega? — jego zdenerwowanie
jakby trochę minęło.
— Tak. Właśnie wtedy z nim
rozmawiałam.
— Ale... — zaczął i zamyślił się.
"[...] byliście blisko, ale nie
sądziłam, że aż TAK”. — Zacytował moje słowa.
Potem kontynuował, chwilę się
zastanawiając. — "Jak możesz tak mówić? Wiesz, ile dla niego
znaczyłeś? Ile nadal znaczysz?" —
mówił cicho.
Przełknęłam ślinę, zbierając się na
odwagę.
—"To był tylko kolejny
człowiek na mojej drodze." — odpowiedziałam słowami Luhana, a Emila drgnęła.
— O kim była ta rozmowa? — zapytał
Lay, najwyraźniej nic nie rozumiejąc.
— O... — zaczęłam, ale nie mogłam się przemóc.
— O mnie — stwierdził Sehun, ściągając ze mnie obowiązek odpowiedzi.
Popatrzyłam na tęczowowłosego. Wpatrywał się we mnie tępym wzrokiem.
— Ja... Nie chciałam wam mówić — odwróciłam się do
stołu. — Wiem, że oni dla was wiele
znaczyli. Ale ostatnio zostawili groźbę,
że ich powrót tutaj nie będzie taki łatwy. Od kilku dni w mojej głowie
rozbrzmiewa głuche i agresywne "Już niedługo" mówione głosem Luhana, Krisa,
albo ich obu. Dlatego nie mogę spać i tak natarczywie mówiłam o
treningach. Mam przeczucie, że wydarzy
się coś okropnego. Hunnie — odwróciłam się do chłopaka, który dalej tępo się we mnie wpatrywał — on
tyle dla ciebie znaczy… Wiedziałam, że kiedy
powiem, że może zrobić coś złego to... —
dobrze znane uczucie przerwało mi wpół zdania. Przed oczami zrobiło mi się
czarno.
— Szybko, strefa telepatii, może uda mi się zadziałać jak antena. Tylko
cicho — zakręciło mi się w głowie i miałam wrażenie, że zaraz stracę władzę w nogach, ale ktoś mnie przytrzymał.
~ Jesteśmy... — powiedział Suho, a tuż po nim odezwał się inny głos.
~ No, no, no. — powiedział Kris w
jak zwykle oślepiającej bieli. — Jednak mu powiedziałaś. Założyliśmy się z
Luhanem, czy mu powiesz. Zgadnij, kto obstawiał, że nie? — jego arogancki uśmiech nie blednął
ani na chwilę.
~Nie obchodzi mnie to, rozumiesz!?
— krzyknęłam wściekła.
~ W sumie powinno, bo założyliśmy się o sposób powrotu na
ziemię, na stałe.
~ O czym ty mówisz? Jak to, na
stałe?
~ Ach, ten nasz Lulu. Mimo, że młody nic dla niego nie znaczył, to życie
ludzkie jest na tyle cenne, że nie
chciał użyć niewinnych ludzki. — Powiedział Kris, a gdzieś na granicy umysłu poczułam jak
mięśnie niedaleko mnie się napinają. — Chciał zostać przy zabijaniu
zwierząt, ale przegrał, myśląc, że przez uczucie do tego chłopaka nie powiesz
mu o niczym, by go nie zranić. Ja
postawiłem inaczej. Myślałem, że wykorzystasz to, żeby usunąć jego uczucia do Lu i będziesz
chciała zrobić miejsce na uczucia dla siebie.
~Dziecinne — prychnęłam. — Nie
jestem taką hipokrytką i egoistką jak wy.
~ Racja, pomyliłem się. Ale i tak wygrałem. Bądźcie
gotowi na nasz powrót — powiedział,
uśmiechając się drwiąco, po czym wizja zniknęła. Zmęczona, straciłam
władzę w nogach i gdyby nie chłopak,
który mnie trzymał, miałabym
bliskie spotkanie z podłogą. Gdzieś na granicy świadomości zarejestrowałam
kolorowe włosy i znany mi zapach. Kilku innych chłopaków zbiegło się, by pomóc mi
usiąść na krześle, gdzie oparłam głowę o oparcie i zamknęłam oczy. Gdy je
ponownie otworzyłam Lay przyłożył mi rękę do czoła, a po Sehunie nie było ani śladu.
— Słyszeliście? — zapytałam, zaciskając dłoń na ramieniu
krzesła. Lay próbował dodać mi sił.
— I widzieliśmy. Nie martw się. Jeśli któryś z chłopaków nie wierzył, to właśnie dostał niepodważalny dowód —
powiedział Xiumin tak poważnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Potem pogłaskał mnie
po ramieniu.
— Nie mogę w ogóle wpłynąć na twoje
ciało, Ana — powiedział Lay, ściągając rękę z mojego czoła.
— Jest już po dwudziestej. Idźcie
odpocząć, zrobimy dzisiaj nocny trening.
Anastazjo, jeśli nie dasz rady, nie
musisz w nim uczestniczyć. Ćwiczysz wystarczająco dużo.
— Nie ma opcji. Idę z wami.
Zebraliśmy się, zostawiając jadalnię taką jaka była, stwierdzając,
że posprzątamy później. Baekhyun zaciągnął Milkę do pokoju Chanyeola, a
Lay zaprowadził mnie do swojego, chcąc
dokładniej przyjrzeć się mojemu organizmowi.
— Jesteś wycieńczona —
powiedział, gdy położył mnie na swoje
łóżko prawie jak worek ziemniaków.
— Połączenia międzyświatowe z
chłopakami męczą mój transfer — zażartowałam.
Lay, szukając czegoś, przesuwał
ręką po moim ciele. Gdy na zegarku obok łóżka zapikał budzik, głosząc dwudziestą pierwszą, pociągnęłam jednorożca za lewą rękę, którą opierał się na łóżku.
— Wizja... — powiedziałam.
~ Wszyscy do kontaktu! — Lay rozkazał telepatycznie.
Widziałam wszystko z góry, z lotu ptaka. Ciemne wieczorne niebo, ciemny las,
i czarne, groźne, rozszalałe morze. Na plaży, na prawobrzeżu stały dwa
skierowane w stronę morza wilki. Po chwili obraz drgnął i się zmienił. Około
kilometr od brzegu, na morzu właśnie
wywrócił się 12-metrowy kuter rybacki. Zobaczyłam tylko lecących do wody
mężczyzn. Nie czekałam do końca.
~ Spotkanie w jadalni! — wstałam i
z zamkniętymi oczami oparłam się na ramieniu Laya, czekając,
aż miną zawroty głowy. Słyszałam szybko zbiegające z piętra osoby.
Jednorożec zaprowadził mnie do reszty. Przed jadalnią puściłam jego ramię.
— Trzeba coś zrobić! — powiedział
Xiumin, stojąc z resztą przy oknie.
— Mówiliśmy, że nie będziemy
wtrącać się w sprawy ludzi — odpowiedział mu Kai, stojąc z założonymi rękoma i
opierając się o ścianę.
— Ale tam byli Kris i Luhan —
powiedziałam, podchodząc do nich. — To nie jest zwykła wywrotka
niedoświadczonych ludzi. To musi być ich
plan. Skoro mówili o zabijaniu zwierząt, a potem, że jednak wypadło na ludzi.
— W sumie to nie wypadło, tylko założyli się o to, czy powiesz czy
nie, więc to pośrednio twoja wina —
powiedział Tao głosem, który ostatnio słyszałam
u niego przed wypadkiem w wodzie. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czy oni wszyscy myślą, że to moja wina? Nie byłam pewna, co o tym
myśleć.
— To nie wina Any. Skąd miała
wiedzieć, że się o to założyli? Postąpiła zgodnie ze swoim sumieniem, nie mamy prawa jej oceniać. — powiedział Suho
tonem nieznoszącym sprzeciwu.
— Nie kłóćmy się. — próbował swoich sił Baekhyun, stojąc obok
Chanyeola i Emilii.
— Może głosowanie? — zapytał Chen.
— Halo, ludzie,
tam giną niewinni z rąk Krisa i Luhana — krzyknęłam, nie mogąc wytrzymać
tego niezdecydowania. — Jak wy nie
chcecie, to pójdę sama. — powiedziałam, wychodząc z jadalni. Za mną wybiegli
Emilia, Baekhyun, Chanyeol, Chen,
Sehun, Xiumin i Lay. Staliśmy w przedpokoju, gdzie się zatrzymałam, uderzając pięścią o ścianę. Gdy Sehun do nas dołączył, powstrzymał mnie.
— Przestań, to nic nie pomoże. — powiedział, obejmując
moją dłoń. Z jadalni usłyszeliśmy podniesiony głos. Po chwili wyszedł
Suho, D. O., Kai i Tao.
— Tao zostanie tutaj, gdyby coś było nie tak, Kai nas przeniesie,
ale nie zrobi nic więcej, D. O. pomoże. — powiedział Suho i bez słowa
złapaliśmy za część Kaia.
— Plaża na prawobrzegu, przy wylocie z kanału — poinstruowałam cicho
Kaia i już smagał nas po twarzach bolesny wiatr. Serce biło mi jak młot.
— Jaki plan? — zapytał Suho,
patrząc na mnie.
— Baekhyun i Emilia ze mną. Suho,
ty pewnie dotrzesz wodą?
— Jasne.
— Sehun, spróbuj proszę opanować ten wiatr — chłopak
kiwnął głową i wyciągnął rękę w stronę nieba. Suho rozebrał się do bielizny i
wszedł do wody, by dostosować się do jej temperatury. Podeszłam do Baekhyuna i
Emilii.
— Ana Airlines zaprasza na pokład —
chłopak zachichotał pod nosem. Złapałam Emilię i Baekhyuna za ręce i wzniosłam
się parę centymetrów do góry. Wiatr od
razu zaczął nami miotać.
— Sehun?! — zawołałam, walcząc z żywiołem.
Na szczęście trening z chłopakiem się opłacił,
bo nie było to aż takie trudne i męczące jak za pierwszym razem. I mniej
bolesne.
~ Sehun? — przeniosłam się na
telepatię.
~ Próbuję. Ale wiatr nie chce mnie
słuchać.
~ Spróbuj stworzyć przeciw
wiatr, który odciągnie prądy powietrza.
~ Dobra.
Najprawdopodobniej Sehunowi się
udało, bo nacisk zelżał. Skierowałam nas w stronę morza, po czym z Suho pod
nami, ruszyliśmy w stronę kutra. Baekhyun sprawił, że byliśmy niewidzialni. Po
pewnym czasie trafiliśmy na kuter z dziobem wbitym w dno. Na naszych oczach
dwóch młodych rybaków puściło starszego mężczyznę, który próbował się
podciągnąć. Prąd porwał go bardzo szybko.
~ Suho! — krzyknęła w myślach.
~ Dobrze jest. Stracił przytomność, ale otoczyłem go
bańką powietrza pod wodą.
~ Uff.... Em, spróbuj odwrócić statek.
~ Jest za duży! Nie dam rady! — odpowiedziała płaczliwie.
~ Dasz radę. Wierzę w ciebie —
pokrzepił ją Baekhyun.
~ Ale nic nie obiecuję — odparła
ponuro. — Dobrze, że mam prawą rękę
wolną. — Poruszyła się a statek ledwo widocznie się zachwiał.
~ Jest za ciężki — powiedziała
łamiącym się głosem.
~ Spróbuję go odciążyć. Postawię
was na chwilę na statku — jak powiedziałam, tak zrobiłam. Zostawiłam ich na
wystającej części kutra, pilnując by byli niewidzialni a sama obniżyłam się do
wody.
— Jak w dzieciństwie. Raz kozie śmierć — powiedziałam i przestałam
się unosić, wpadając do wody.
— Ułaaa! Zimna!
— pisnęłam. Podpłynęłam do Suho,
który stworzył bąbel powietrza wokół mojej głowy.
~ Muszę utrzymać starszego i wciąż
próbuję uspokoić fale. Musisz nurkować sama.
~ Nie ma sprawy. Patent nurka w
końcu się na coś przyda. — zanurzyłam się. Wiedziałam, że po mojej lewej znajduje się kuter, ale w ciemności nie widziałam kompletnie nic.
~ Baekkie, podzielisz się światłem?
~ Do usług — powiedział, po czym
teren pod wodą rozświetlił się tysiącem świateł, które miały zieloną poświatę przez wzburzone
morze.
~Dziękuję. A jak tam na górze?
~ Ci dwaj stracili przytomność, ale
ich trzymamy. Pośpiesz się — pogoniła mnie Milka.
Płynęłam w dół, przed siebie.
Mijałam maszty i liny, którymi
przyśpieszałam swoje poruszanie się. W końcu dopłynęłam prawie do dna i
zaczęłam szukać włazu do magazynu. Znalazłam klapę w podłodze. Spróbowałam ją
otworzyć, po dwóch mocniejszych szarpnięciach wkońcu się udało. Zaczęłam
siłować się z metalowymi częściami sieci, chcąc usunąć większą część połowu.
Musiało tu być kilka ton ryb, więc
pojedyncze ryby nic by nie zmieniły. Była to dość żmudna praca, ale adrenalina i chęć uratowania tych ludzi
dodatkowo mnie napędzała. Nie zauważyłam, że bańka powietrza była już naprawdę
mała, aż w końcu pękła, zalewając moją
twarz zimną wodą. Niska temperatura sprawiła,
że nie mogłam się uspokoić.
~ Suho! Bańka pękła!
~ Co!? Czemu nie powiedziałaś wcześniej?
Nie odpowiedziałam, zbyt zajęta
staraniem się wypłynąć z magazynu, a potem na powierzchnię. Ale to nic nie
dało. Padałam z sił, a dodatkowy brak tlenu sprawił, że tuż przed wypłynięciem
z magazynu zaczęłam tracić przytomność. Przepraszam, pomyślałam. Czułam ostatnie bicie serca w
każdej części ciała. Głowa pulsowała w rytm szybko przepływającej krwi. Czułam
jak powieki zaczynają mi opadać.
~ Nie zamykaj oczu! — krzyknął
Suho, a ja z całej siły próbowałam go
posłuchać. Zobaczyłam jak lider szybko do mnie podpływa i bez słowa łączy nasze
usta. Jego ciepłe, moje zimne i sine. Zaczął wpuszczać tlen w moje płuca. Nie
do końca byłam pewna, jakim sposobem. Zamknęłam oczy i trwaliśmy tak razem.
~ Wszystko w porządku. Jestem tu — mówił Suho w moim umyśle, przez co
przez chwilę mogłam zapomnieć o tym, że
nasze usta są połączone w najintymniejszym z możliwych sposobów. Gdy w końcu
mój organizm się uspokoił, otworzyłam
oczy i poprzez zniekształcony obraz spojrzałam na brązowowłosego chłopaka.
~ Jak ty...?
~ Oddycham pod wodą jak ryby.
Dlatego przekazuje ci tlen.
~ Aha — wciąż połączeni
wypłynęliśmy nad wodę. Suho puścił mnie dopiero po kilku sekundach.
Wszyscy trzej nieprzytomni rybacy
byli unoszeni przez Emilię.
~ Dlaczego zajmujemy się statkiem,
a nie tylko ludźmi? — zapytał Beakhyun, trzymając Emilię w pasie.
~ Bo to będzie podejrzane. Musimy odstawić
na brzeg statek i rybaków bezpiecznie. I dopilnować, by Luhan i Kris się nimi
nie zajęli — powiedziałam, unosząc się nad wodę i złapałam starszego
lewitującego mężczyznę, po czym ułożyłam go sobie na plecach. Poziom mojego
wzniesienia gwałtownie opadł. ~ Nie wiem dlaczego specjalizuję się w
przenoszeniu nieprzytomnych ciał.
Przynosiłam jeszcze dwójkę
młodszych mężczyzn, a potem Baekhyuna i
Emilę lewitowałam nad kutrem.
~ Suho, spróbuj pomóc Milce
wyciągnąć kuter.
~ Nie ma sprawy.
Wspólnymi siłami udało im się
odwrócić kuter dobrą stroną i przenieśli go na tyle blisko brzegu, że opadł na mieliźnie i woda nie mogła go
wciągnąć z powrotem. Wylądowaliśmy na piasku, ociekałam wodą, a tuż po mnie
zjawił się równie mokry Suho.
— Co tam się działo? — zapytał
Sehun, otulając mnie swoją kurtką.
— Nic takiego. Trochę wyszliśmy
poza plan.
Lay sprawdzał stan zdrowia rybaków.
— Młodzi mają tylko lekkie
wyziębienie. Zapalenie płuc może zabić starszego.
Podeszłam do wspomnianego
mężczyzny, przy którym kucał Lay.
— Przecież to... — zaczęłam, ale
urwałam wpół zdania.
— Kto to? — zapytał Suho,
podchodząc do mnie i stając za mną.
— Nieważne. Ale od teraz to
prywatna walka. Zabiję ich własnymi rękami, gdy tylko ich spotkam —
powiedziałam, zaciskając dłonie w pięści. — Lay, ulecz go tak,
żeby nic nie zagrażało jego życiu,
tak, żeby mógł tu trochę
poleżeć, zanim przyjedzie karetka. A
teraz idźcie do domu, ogrzejcie się i
wysuszcie. Ja dołączę do w potem as.
— Dlaczego zostajesz? — Sehun zapytał
oskarżycielskim tonem.
— Ktoś musi to zgłosić. I pilnować
ich przed tymi dwoma kanaliami.
— Zostaję z tobą.
— Jak wolisz.
Chłopak machnął na resztę i Kai ich
teleportował. Zadzwoniłam na pogotowie z mojego telefonu, który na szczęście
zostawiłam Sehunowi. Byli na miejscu po około dziesięciu minutach. Przyjechali
razem z wozem policyjnym. Ci kazali nam wszystko opowiedzieć, więc przez telepatię poleciłam Sehunowi,żeby
skłamał i powiedział, że nie umie
pływać, dlatego jest suchy.
Opowiedzieliśmy, że kuter był w tym
samym miejscu, a ludzie unosili się niedaleko na wodzie. Powiedzieliśmy też, że
udzieliliśmy starszemu panu pierwszej pomocy, a ja sprawdziłam, czy w kutrze
nikogo nie ma i właśnie dlatego mam mokre ubranie. Gdy policjant nas pochwalił
i chciał zabrać wozem policyjnym do domu, odmówiliśmy, mówiąc, że mamy auto na
parkingu. Ruszyliśmy wolno w stronę wyjścia z plaży. Gdy pogotowie i policja
odjechały, nawiedziło mnie dobrze znane uczucie, a przed oczami zrobiło mi się czarno. Pociągnęłam
Sehuna za koszulę.
— Co jest?
— Wizja...
~ Jestem.
~ Brawo. Uratowaliście ich —
powiedział Kris, udając, że klaszcze.
~ Ale to tylko przesunęło nasz
powrót — odpowiedział Luhan.
— Będziemy z wami walczyć dopóki was
nie pokonamy! — krzyknęłam w złości. — A za pana Waldemara już dawno
powinniście się smażyć w piekle! SZUMOWINY!
— klęłam ile sił w płucach.
~ Uważaj, bo się przestraszymy.
Patrz, jak się trzęsę — zironizował Kris.
~ Zresztą, jeszcze chwila i byś do nas dołączyła — przed
moimi oczami pojawił się obraz w głębinach wody. Ja i Suho, złączeni w
pocałunku. Ręka Sehuna boleśnie zacisnęła się na moim ramieniu, więc pewnie on
też to zobaczył..
~ Niezły pokaz umiejętności —
zaklaskał Luhan.
~ Do następnego — machnął Kris.
~ Bez odbioru — arogancko skomentował Luhan i kontakt został
zerwany.
Zmęczona i wkurzona upadłam
kolanami na piasek. Złożyłam tułów na własnych udach i byłam bliska płaczu.
Słyszałam jak Sehun siada tuż przy mnie. Po chwili wciągnął mnie na swoje
kolana. Oparłam głowę na jego lewym ramieniu i przymknęłam oczy. Kolorowowłosy gładził
mnie dłonią po policzku.
— Wykonałaś świetną robotę. Twoje
dowództwo pozwoliło ocalić trójkę ludzi — szeptał mi na pocieszenie do ucha.
— Ale ja tylko... — zaczęłam płaczliwie.
— Poustawiałaś nas po kątach, co
usprawniło akcję — dokończył za mnie.
— Przez swoją nieuwagę prawie
wyzionęłam ducha. Gdyby nie Suho... — nawet nie potrafiłam ubrać w słowa uczuć
towarzyszących mi w tamtym momencie.
— Gdybym mógł, uratowałbym cię —
powiedział smutno, a ja popatrzyłam na niego zdziwiona.
Już miałam coś powiedzieć, gdy
Sehun odwrócił głowę w moją stronę i pochylił się, składając delikatny
pocałunek na moich ustach. Odpowiedziałam mu, zakładając lewą rękę na jego
szyję i przybliżając się do niego. On objął mnie ramionami i przyległ do mojego
ciała, tak jakbym miała zaraz zniknąć.
Nasz pocałunek był pełny pożądania,
tęsknoty i niepewności. Wszystkie moje zmysły się wyostrzyły. Doskonale czułam
jego ciepłe, lekko popękane usta i
gładką skórę, która napinała się pod
moim dotykiem… Słyszałam dźwięk, który wydawały nasze nosy, gdy łapaliśmy
oddech, tak by się nie rozdzielić.
Przerwał nam dopiero odgłos teleportacji.
Zmieszany Sehun wstał i podał mi
rękę. Gdy wstałam zaraz po nim, nie zwolnił
uścisku, szedł obok mnie, trzymając moją
dłoń. Kai bez słowa przeniósł nas do domku w lesie.
— Powiedz Suho, że pogadamy jutro — poprosił Sehun, a chłopak o ciemniejszej karnacji jedynie
kiwnął głową.
Mam nadzieję, że wam się podobało, oraz, że nie było zbyt heroiczno-dramatyczne. Proszę, komentujcie. :))
Korekta: Caroline
Korekta: Caroline
Kocham to opowiadanie *3* Lu taki niedobry xD ♥ Czekam na następne części, jesteś świetna <3
OdpowiedzUsuńZ góry przepraszam, za brak ogarnięcia komentarza powyżej :D
Fajnie,Fajnie. Masz plus za momenty z Baekiem, moja wyobraźnia naprawdę to kocha. Pisz dalej stary, bo jest coraz lepiej i ciekawiej. c:
OdpowiedzUsuńpiękne
OdpowiedzUsuń