Dodatkową informacją jest to, że ten scenariusz ma dwie strony. Jedna to taka, że działa jako ONE SHOT, scenariusz z Zelo, a druga jest taka, że jest to część innego już OPOWIADANIA, które męczę od sporego czasu.
To był naprawdę długi, ekscytujący dzień. Najpierw numerki,
odbieranie fanpacków, kolejka, KONCERT, H5 event i warszawska noc z k-popem.
Byłam tylko na chwilę, musiałam odpocząć od tłumu ludzi, fangirlowania i
niektórych zachowań. Byłam niedaleko Złotych Tarasów, chciałam sobie pochodzić
po mieście. Trochę znałam Warszawę, w reszcie pomagał mi telefon i internet.
Stałam w małym tłumie ludzi na przejściu dla pieszych. Gdy zaświeciło zielone,
ruszyłam wesołym krokiem przed siebie, ale zauważyłam światła auta po mojej
lewej i przerażona zatrzymałam się i spojrzałam w tamtą stronę. Chwilę potem
leciałam do tyłu, pociągnięta przez kogoś. Byłam tak zamurowana przejeżdżającym
parę centymetrów przede mną autem, że nie wiedziałam co zrobić. Nogi mi się za
trzęsły i czułam jak z przerażenia osuwam się na ziemię. Ktoś mnie podtrzymał.
Byłam bliska płaczu, bo moje życie mogło się właśnie zakończyć. Gdy by nie on.
Tylko kto? Podniosłam głowę i zaszklonymi oczami spojrzałam na chłopaka trzymającego
mnie w objęciach i mówiącego prawdopodobnie pocieszające słowa, bo nic nie
rozumiałam. Za to zobaczyłam bardzo dobrze znaną mi twarz, którą widziałam
jeszcze parę godzin temu na scenie.
- Z-zelo… - wyszeptałam bezgłośnie i próbowałam się
opanować, ale niedoszły wypadek skutecznie mi w tym przeszkadzał. – Uratowałeś
mnie. Uratowałeś moje życie. Dziękuję – zaczęłam szlochać po angielsku.
- Wszystko dobrze? Nic ci nie jest? – zapytał z widocznym
zmartwieniem.
- Nie, wszystko dobrze – odpowiedziałam, próbując wstać.
Pomógł mi.
Gdy wstaliśmy, otrzepałam się, wzięłam głęboki wdech na
uspokojenie i podniosłam wzrok na osiem osób koreańskiego pochodzenia
wpatrujące się ze strachem we mnie.
- Jestem cała, naprawdę – powiedziałam po angielsku, chociaż
miałam świadomość, że i tak mogą nie zrozumieć. Na twarzy Banga widziałam ulgę.
Zelo przetłumaczył i reszta też się rozluźniła. Podziękowałam Zelo jeszcze raz.
Powiedziałam, że jeśli coś potrzebują, mogą prosić, zrobię wszystko, by spłacić
dług. Zelo pokręcił głową, mówiąc, że nie muszę, że tak każdy powinien postąpić
i powinnam na siebie uważać. Już miałam odejść, gdy Yongguk powiedział coś do
Zelo i reszty.
- Zaczekaj – zawołał do moich pleców maknae. – Chcemy
zobaczyć parę miejsc tutaj, ale nie wiemy co warto, a mamy dość mało czasu.
- Stare miasto – powiedziałam bez namysłu. Po chwili
dodałam. – Ogrody królewskie – wolałam nie używać nazwy łazienki, bo mogli by
nie zrozumieć.
Chłopak popatrzył na mnie dziwnie i przekrzywił lekko głowę
w prawo.
- Hmm? – zapytałam, niewiedząc o co mu chodzi.
- Oprowadzisz nas? Nie znamy miasta, ludzi ani języka.
- Tylko, że to są kawałek od siebie oddalone miejsca. Na
pieszo może być to ciężkie.
- Mamy wynajęte auta, nie martw się – odpowiedział,
uśmiechając się dziecięco.
Stałam chwile, zastanawiając się, ale w końcu chłopak
uratował mi życie. Podeszłam do nich i uśmiechnęłam się.
- No dobra.
Nim wsiedliśmy do dwóch aut, podałam obu menedżerom-kierowcom
nazwę ulicy na stare miasto. Zelo, razem z Yonggukiem i Youngjae zabrali mnie
do jednego auta, Himchan, Daehyun i Jongup wsiedli do drugiego. Jechaliśmy
jakieś dziesięć minut i wysiedliśmy na ulicy, gdy dalej już nie można było
wjechać. W dziewiątkę ruszyliśmy deptakiem wśród połowy pozamykanych sklepów,
restauracji i hoteli. Pokazałam im podświetlony stadion narodowy z daleka, Zamek
Królewski, pomnik Zygmunta III Wazy, przy którym oczywiście musieli sobie
porobić zdjęcia. Przeszliśmy spacerem koło Bazyliki Archikatedralnej i
skierowałam kroki w stronę rynku, na którym stała Warszawska Syrenka. Zelo
zaczął naśladować jej pozę i wszyscy zanieśli się śmiechem, który poszybował z
wiatrem w tę już ciemną noc. Potem przeszliśmy spory kawałek, ponieważ chciałam
im pokazać Multimedialny Park Fontann, które świeca się na wszystkie kolory w
różnych kombinacjach. Usiedliśmy na jednym z murków obserwując kolory
odbijające się w wodzie. W pewnej chwili Zelo wyciągnął telefon i puścił jedną
z piosenek, która dziwnym trafem zsynchronizowała się z prędkością zmiany
świateł, chociaż tylko na chwile.
- Ejjj, to nie ta miało być! – zawołał, udając obrażonego i
wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Ruszyliśmy między fontannami, a nagle nad naszymi
głowami prysnął strumień wody, a za nim kolejne. Chłopacy się przestraszyli, ja
nie, więc zachichotałam. Jednak nie trwało to długo, gdy Himchan „złapał” jeden
ze strumieni i skierował go w moją stronę, chlapiąc mnie wodą. Pisnęłam i
popatrzyłam na niego z mordem w oczach. On chyba zrozumiał jaki błąd popełnił i
zaczął uciekać w przeciwną stronę, chociaż go nie goniłam. Przeszliśmy przez
ulicę i zeszliśmy na deptak tuż obok Wisły. Zelo był trochę zalatany, bo
chłopaki gadali po koreańsku, a on nie chciał bym czuła się odrzucona i starał
się tłumaczyć mi wszystko. Gdy w pewnej chwili się zapatrzyłam w jakiś punkt, a
oni odeszli dalej, chyba chciał mnie zawołać, ale nie wiedział jak. Więc tylko
krzyknął:
- Ej!? – po czym zmieszany podszedł do mnie. – Tak właściwie,
to jak powinienem się do ciebie zwracać? – zapytał zakładając prawą rękę za
głowę i drapiąc się po niej.
- Mam na imię …. – odparłam, uśmiechając się promiennie,
zdając sobie sprawę, że się nie przedstawiłam. Skłaniałam się po koreańsku.
Dołączyliśmy do innych i Zelo po koreańsku przekazał reszcie jak się tak naprawdę
nazywam, śmiesznie wymawiając moje polskie imię. Chyba byli już zmęczeni, bo
szliśmy coraz wolniej. Ale musieliśmy wrócić w to samo miejsce, gdzie
zostawiliśmy auta, więc przeszliśmy schodami do góry.
- Wiecie co, potrzebuje do łazienki – powiedział Zelo,
krzywiąc się.
Rozejrzałam się i zauważyłam jeden z pubów. Wskazałam na
niego.
- Chodź ze mną, spytasz gdzie się znajduje – powiedział błagalnie.
Nie chciałam już pytać czy sam by nie umiał, ale
stwierdziłam, że ktoś za lada może nie znać angielskiego, chłopak może się
wstydzić, albo jeszcze co innego. Weszłam razem z nim jak się okazało do
irlandzkiego pubu. Zapytałam o toaletę i na szczęście można było korzystać nie będąc
klientem, pod warunkiem, że jak zwykle dało się dwa złote. Wskazałam Zelo męską
toaletę i zapłaciłam. Stwierdziłam, że sama też skorzystam i weszłam do
damskiej toalety. Sprawdziłam stan mojego wyglądu, załatwiłam potrzeby i umyłam
ręce. Zadowolona wyszłam z łazienki gdzie czekał na mnie Koreańczyk. Toalety
były w dość odosobnionym miejscu, więc nikt nas nie widział gdy chłopak zbliżył
się do mnie, na tyle, że nasze ciała dzieliło zaledwie parę marnych
centymetrów. Z góry popatrzył mi w oczy z ogromnym skupieniem. Nic nie mówił, w
końcu to ja nie wytrzymałam.
- O co chodzi? – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy,
chociaż serce waliło mi jak szalone, a ciało chciało się zapaść pod ziemię.
- Jesteś naprawdę ładna. Do tego wygadana i umiesz
angielski. Podoba mi się to – powiedział zbliżając się do mnie. W końcu
nieoczekiwanie przytulił mnie i wyszeptał do ucha:
- Cieszę się, że cię poznałem, ale żałuję, że nic nie mogę z
tym zrobić – jego słowa zwaliły mnie z nóg. Dosłownie. Przestałam czuć ciężar
ciała i miałam wrażenie, że zaraz zacznę się unosić. Chłopak złapał mój podbródek
w prawą dłoń i gładził go palcem, wciąż intensywnie wpatrując się w moje oczy.
- Mogę? – zapytał cicho a ja praktycznie niewidocznie
kiwnęłam głową, zgadzając się, chociaż nie do końca byłam przekonana na co.
Zbliżył twarz do mojej, przechylił delikatnie głowę i nie
puszczając prawej ręki z mojego podbródka pocałował delikatnie. Już chciał się
odsunąć, gdy przytrzymałam go za poły koszuli i przyciągnęłam bardziej do siebie,
opierając się o ścianę za mną. Po chwili chłopak się odsunął i popatrzył na
mnie tym swoim kamiennym wyrazem twarzy. Po chwili uśmiechnął się wesoło i
ściągnął rękę z mojej twarzy. Zauważyłam, że ściąga coś z palca, jak się
okazało jeden z jego pierścieni. Wziął moją prawą dłoń i położył na niej
metalowy przedmiot, zakrywając go moimi palcami, a potem pocałował w czoło.
Otworzyłam dłoń i zobaczyłam srebrny pierścień z wygrawerowanym „Forever”.
- Ten pierścień nosiłem cały czas, gdy musieliśmy się rozstać
z chłopakami, przypominał mi wspaniałe chwile z nimi. Zatrzymaj go – powiedział
gdy już chciałam mu go oddawać.
- Nie mogę go przyjąć.
- To mi go przechowaj. Do następnego spotkania.
- Ale… Zelo… - upierałam się.
- Proszę – powiedział, prawie smutno. Westchnęłam i
założyłam pierścień na kciuk. Pasował idealnie.
- To ty masz takie małe palce, czy ja takie duże? –
zapytałam bardzo cicho naburmuszonym tonem.
Chłopak zachichotał. Ja w tym czasie ściągnęłam z szyi
wisiorek, który dostałam od cioci na ostatnie urodziny ze srebrną pierwszą literą
mojego imienia z drobnymi cyrkoniami. Stanęłam na palcach, żeby powiesić go
chłopakowi na szyi.
- W takim razie ty przechowaj dla mnie to – powiedziałam,
uśmiechając się słodko. Chłopak pocałował mnie w policzek. W następnej chwili
usłyszeliśmy jąkającego się po angielsku Himchana. Poszliśmy do holu,
podziękowaliśmy barmanowi za wpuszczenie nas i zabraliśmy starszego na
zewnątrz. Gadali coś po koreańsku, zapewne Him pytał Zelo co tak długo.
Dołączyliśmy do reszty, którzy rozsiedli się na murku, odpoczywając.
Odprowadziłam ich do aut. Od razu było widać, że z nimi jechać nie będę.
- Masz gdzie spać? – zapytał Yongguk w akcie troski.
- Tak, śpię u przyjaciela – powiedziałam zgodnie z prawdą, a
w chwile potem pomyślałam, że Zelo mógł to źle odebrać. – Ma pokój gościnny,
znamy się już parę lat, wiem, że mogę mu ufać – zauważyłam, że Zelo rozluźnił się
na tę informację. W tej chwili podbiegło do nas parę dziewczyn z piskiem. A już
zaczynałam w głowie dziękować za brak fanek-gwizdków. Bang coś w tym hałasie
powiedział, że zrobią sobie z nimi zdjęcie. One nie zrozumiały, nawet po
angielsku.
- HEJ! – zawołałam. Wszyscy, włącznie z menedżerami
próbującymi opanować dziewczyny i przypadkowymi przechodniami spojrzeli na
mnie. – Weźcie się uspokójcie – zaczęłam po polsku do dziewczyn a one
popatrzyły na mnie jak maturzyści na maturę i Łęcką. Opanowałam fale zimnego
strachu, że pójdzie na mnie czysty hejt. – Chłopaki powiedzieli, że zrobią sobie
z wami zdjęcie, ale po tym chcą już jechać, bo są zmęczeni. – Bang coś dopowiedział,
więc przetłumaczyłam. – Mówi, że wy też powinnyście już wrócić do domu i
odpocząć.
Obserwowałam, jak wszyscy ustawiają się do zdjęcia. Zrobiłam
je swoim aparatem, proponując, że potem wyślę to im przez Facebooka, bo pewnie
są na spamie. Zrobiłam cztery zdjęcia dla pewności i z lekkim jadem w głosie
pożegnałam szczebioczące jak przekupy dziewczęta. Przytuliłam się z chłopakami
na pożegnanie. Zelo wspomniał coś o godzinie, o której odlatują jutro i spytał,
czy nie chciałabym przed tym wpaść do hotelu, zjeść z nimi śniadania.
- Może – powiedziałam, chcąc udawać ponętną i pomachałam im,
gdy odjeżdżali autami. Skierowałam się w stronę przystanku, z którego miałam
dojechać do przyjaciela. Włożyłam ręce do kieszeni bluzy w poszukiwaniu
słuchawek i natrafiłam na kartkę. Wyciągnęłam ją, przeczytałam i się tubalnie
zaśmiałam.
- A to mały spryciula. No, nie taki mały…. – powiedziałam do
siebie.
Podłączyłam słuchawki do telefonu, włączyłam playlistę i
włączyłam KakaoTalka. Wstukałam nazwę ID z kartki i wysłałam krótką, witającą
wiadomość. Gdy dojechałam do domu przyjaciela, byłam już pogrążona w rozmowie z…
Z Zelo. Pisaliśmy do późna, aż w końcu
chłopak prawdopodobnie nie padł zmęczony. Ja też się położyłam spać.
Poinformowałam przyjaciela o planach na rano i obiecałam, że jak tylko oni
wylecą, będę cała do jego dyspozycji, aż do pociągu, którym miałam w nocy
wrócić do domu.
Rano wstałam dużo wcześniej. Musiałam się przyszykować na
spotkanie z chłopakami w biały dzień. Wyszłam tak, by być na umówionym miejscu
parę minut przed godziną spotkania. Zobaczyłam Zelo wracającego o dziwo z
dworu. Miał szeroki uśmiech na twarzy i tajemniczy błysk w oczach. Zaprowadził
mnie do bufetu, gdzie reszta już siedziała. Gdy dołączyłam, zaczęli jeść. Zelo
wpychał we mnie wszystko co wpadło mu w ręce. Owoce jadłam z ogromną chęcią.
Szczególnie, że on mnie karmił. Menedżerów nie było.
- Zjemy śniadanie i musimy iść na górę się spakować –
poinformował Bang spoglądając na zegarek na ręce.
Pod stołem poczułam ściskającą moją dłoń rękę Zelo.
Pogładziłam go po skórze. Gdy zjedliśmy, chciał mnie zabrać na górę.
- Jeśli mam was odprawić, to musze być na lotnisku przed
wami, nie z wami – powiedziałam pocieszająco. – I tak pewnie niemało osób tam
koczuje – powiedziałam, śmiejąc się pod nosem na wyobrażenie śpiących w śpiworach
dziewczyn. Pomachałam im i skierowałam się na lotnisko. O dziwo zastałam tam
tylko adminki B.A.P. Poland i może z pół tuzina fanek. Siedziały, wpatrując się
w drzwi jak zombie czekające na pożywienie. Podeszłam do adminek i wyszeptałam,
że niedługo tu będą. Dziewczyny od razu ożyły, zaczęły się ogarniać i
nastawiać. W paręnaście minut po moim przyjściu weszli. Całe B.A.P.,
menedżerowie, tancerze i parę innych osób ze staffu. Dziewczyny zaczęły krzyczeć,
żeby jeszcze do nas wrócili, a adminki je uciszyły i zaczęłyśmy śpiewać „With
you”. Chłopaki przystanęli i odwrócili się do nas, słuchając ich własnej
piosenki w naszym wykonaniu. Śpiewając, nerwowo obracałam pierścień na prawym
kciuku. Zobaczyłam, że Zelo wcale nie schował ani nie ściągnął naszyjnika.
Wręcz przeciwnie, wyciągnął go tak, by było go widać. Był na tyle mały, że z
tej odległości dziewczyny nie mogły dojrzeć co to jest, ale ja bardzo dobrze
znałam te kształty. Chłopaki dziękowali nam i machając odeszli w stronę
odprawy. Adminki zatrzymały fanki, by nie rzuciły się w pośpiechu za nimi a ja
ruszyłam do toalety, by w trochę mniejszym tłumie odetchnąć. Weszłam do
korytarza, z którego można było wejść do męskiej lub damskiej toalety i
zobaczyłam jego. Stał tam oparty o ścianę, z lekko zgiętą prawą nogą i rękoma
na klatce piersiowej.
- Myślałaś, że odlecę tak bez prawdziwego pożegnania? –
zapytał głosem godnego Christiana Greya.
Uniosłam pytająco brew i zagryzłam dolną wargę. Chłopak
zaciągnął mnie w kąt, którego nie było widać od drzwi wejściowych, objął moją
twarz rękoma i zniżył twarz do mojej. Jakby bojąc się, że zaraz ktoś wejdzie,
pocałował mnie zachłannie, po chwili przyszpilając do ściany. Miałam ochotę
jęknąć, ale powstrzymałam się.
- Idź już, bo ci samolot odleci – powiedziałam zamglonym
głosem, gdy już się od siebie oderwaliśmy. Ten pogładził mnie czule po głowie i
pocałował w czoło.
- Trzymaj się. I pisz. Bo jak mi nie będziesz odpisywać, to
przylecę i cię znajdę.
- Nie obiecuj, bo specjalnie tak zrobię – droczyłam się z
nim i popychałam lekko w stronę drzwi. Stojąc przy nich odwrócił się i ostatni
raz dał mi buzi, po czym wyszedł i skierował się na odprawę. Wyszłam przed
drzwi i oparłam się o ścianę, obserwując go, aż nie zniknął mi z oczu.
Parę dni pisałam. Nie dostałam odpowiedzi. Trzeciego dnia od
koncertu, a drugiego od powrotu do domu, w godzinach popołudniowych zadzwonił
kurier na domofon. Otworzyłam mu, mając nadzieję, że to moja paczka. Jak się
okazało, kurier z przesyłką był. Tylko przesyłka była inna. Otworzyłam drzwi
ogromnemu bukietowi różnokolorowych róż.
- Pani ….? – zapytał kurier
- Tak – odpowiedziałam niepewnie.
- To dla pani, ze specjalnymi podziękowaniami. Karteczka
jest w kwiatach. – Podał mi bukiet kwiatów, który zaniosłam do pokoju,
zostawiając kuriera w drzwiach. Wróciłam do niego, nie wiedząc o co chodzi. Ten
spojrzał na listę, którą miał ze sobą. – Dla pani jest jeszcze… - zawiesił się,
grzebiąc w torbie – to – powiedział, wręczając mi drobnego misia, szaro-biało-niebieskiego
zająca, mieszczącego się na siedząco na dłoni. Odebrałam od niego pluszaka. Pożegnałam
się grzecznie i wróciłam do pokoju oniemiała z wrażenia. Popatrzyłam na bukiet
i zauważyłam kartkę. Wzięłam ją do ręki, otworzyłam i przeczytałam na głos
zawartość po angielsku:
- Dziękuję, że byłaś, że jesteś i mam nadzieję, że będziesz.
Myśl o mnie, lecz nie za często.
Dotrzymuję obietnicy, więc noś „forever” przy sobie. Uściski i całusy, Baby Zelo.
Dotrzymuję obietnicy, więc noś „forever” przy sobie. Uściski i całusy, Baby Zelo.
Stałam jak wryta. Zastanawiałam się, skąd skurczybyk miał
mój adres, ale wtedy przypomniałam sobie, jak opowiadałam mu o wymienianiu się korespondencją
z innymi krajami i wtedy podałam swój adres, gdyby chciał mi wysłać pocztówkę z
miejsca w którym właśnie był. Dopiero pod koniec Maja Zelo mi odpisał.
Powiedział, że nie chciał, żeby ktoś się dowiedział, bo byłaby awantura, a
ciągle miał kogoś na głowie, że cieszy się, że prezent mi się podobał.
Po kilku dniach faktycznie zaczęłam dostawać pocztówki. Chronologicznie, zaczęło się od pocztówki z Dusseldorfu, potem była Moskwa, Taipei, Melbourne, Sydney, Auckland, Nagoya, Osaka, Bangkok, Singapur i Tokyo.
Po kilku dniach faktycznie zaczęłam dostawać pocztówki. Chronologicznie, zaczęło się od pocztówki z Dusseldorfu, potem była Moskwa, Taipei, Melbourne, Sydney, Auckland, Nagoya, Osaka, Bangkok, Singapur i Tokyo.
Z czasem nasz kontakt się zmniejszał, aż w końcu na tyle
rzadko pisaliśmy, że się urwał. Zapytacie, jak mogłam go odpuścić? Proste, to
on był idolem i to on „dyktował” warunki.
*-*
Nie pamiętał chyba tylko kim na prawdę jestem. W końcu przefarbowałam się, mieszkam w innym mieście, a z nimi widziałam się ostatnio parę miesięcy temu, jeszcze gdy mieli problemy z TS Ent.
Chodzi o to, że do gwiazdek jest to scenariusz, a do tych ostatnich zdań jest traktowane jako wstęp do innego opowiadania. Dwie pieczenie na jednym ogniu, co?? *uśmiecha się* Komentujcie. Kto jedzie na koncert, piszcie jak wasze emocje. Jak czytacie to po koncercie a byliście, to opiszcie swoje przeżycia. Dzielmy się miłością do KPOPU!
*-*
Nie pamiętał chyba tylko kim na prawdę jestem. W końcu przefarbowałam się, mieszkam w innym mieście, a z nimi widziałam się ostatnio parę miesięcy temu, jeszcze gdy mieli problemy z TS Ent.
Chodzi o to, że do gwiazdek jest to scenariusz, a do tych ostatnich zdań jest traktowane jako wstęp do innego opowiadania. Dwie pieczenie na jednym ogniu, co?? *uśmiecha się* Komentujcie. Kto jedzie na koncert, piszcie jak wasze emocje. Jak czytacie to po koncercie a byliście, to opiszcie swoje przeżycia. Dzielmy się miłością do KPOPU!