Po ostatnim spotkaniu z Emilią,
jakoś pod koniec stycznia, zaczęłam myśleć o zmianie wyglądu. Wątpiłam, żeby
chłopaki byli w mieście, ale tak na wszelki wypadek wolałam się zabezpieczyć.
Delikatnie zmieniłam stylizację i
przefarbowałam się na wiśniowy kolor. Kupiłam sobie oprawki, zerówki, w końcu i
tak widziałam lepiej niż ludzie, ale był to element zmiany. Zaczęłam się też
mocniej malować. No i oczywiście musiałam jakoś zakryć znamię. W zimę nie było
to trudne, długie rękawy i tym podobne. Jednak gdy zrobiło się cieplej,
musiałam coś wymyślić. Zaczęłam nakładać na niego ogromne ilości podkładu.
Tracił swoją widoczność, ale wciąż było go widać. O bransoletce nie było mowy,
znak latania był za wysoko. W końcu zostałam przy delikatnych, ale długich
rękawach.
Nie wiedziałam, co zrobię w
wakacje, ale na razie było do nich daleko. Najtrudniejsze dla mojej psychiki
okazały się walentynki. Musiałam zająć czymś serce i rozum, które tego dnia
jakoś dziwnie ze sobą współpracowały. Spędziłam poprzedni dzień na klejeniu
walentynki. Pastelowo czerwony papier, rysunek postaci wysyłającej buziaka i
ręcznie wyklejane serce z malutkich bursztynów. Drobny wierszyk, własnego pomysłu,
pomimo mojego braku talentu w rymowaniu.
Gotową walentynkę ze smutkiem
ustawiłam na szafce tuż obok niebieskiego lodowego wilka. Potem znów oddałam
się w wir życia, w chwilach wolnych myśląc o watasze. To jest wieczorami, w
łóżku, gdy spędzałam bezsenną noc przez pełnię księżyca. Czasem nocami wychodziłam z domu i szłam na
tory, które biegły pod ulicami. Na las nie mogłam zbytnio liczyć, więc chowając
się w cieniu, biegałam kółka.
Zbliżały się urodziny Sehuna, a ja
zaczynałam wariować. Weekend trwał od piątku do poniedziałku włącznie. Takie
fajne studia, ot co. I przeważnie spędzałam te dni w domu na sprzątaniu,
robieniu referatów czy innych badziewi. Tym razem ładna pogoda skłoniła mnie do
wyjścia na miasto i zrobienia małych zakupów. Jak się potem okazało, nie był to
najlepszy pomysł, ponieważ Lay i Suho także wybrali się do centrum,
prawdopodobnie w poszukiwaniu prezentu. Nie zauważyłam ich dopóki prawie nie
wpadłam na blondyna. Uciekłam szybko do najbliższego sklepu i schowałam się, by
mnie nie zobaczyli.
— Mam wrażenie, czy znam tą osobę?
— usłyszałam Laya.
— Też wydała mi się znajoma.
Stali przez chwilę, pewnie się zastanawiając,
po czym kontynuowali poprzedni temat.
— Jak myślisz, spodobają mu się
nowe buty? Tyle biega od kiedy Ana odeszła, że już chyba zużył wszystkie swoje
pary — powiedział Lay, odchodząc.
— Nawet po śmierci Luhana tyle nie
biegał… — słyszałam oddalającą się rozmowę i westchnęłam.
W tym czasie podeszła do mnie
ekspedientka, pytając, czy może w czymś pomóc. Zaprzeczyłam tylko i wszyłam,
kierując się w przeciwną stronę.
Pech chciał, że tym razem natknęłam
się na D.O. i Kaia. Kai zajmował się właśnie wystawianiem towaru w jednym ze sklepów
z ciuchami. D.O. stał obok niego i rozmawiał z nim. Już nie wiedziałam, gdzie
mam iść, żeby ich nie spotkać. Bałam się. Chociaż nie wiedziałam, czego.
Przecież mnie nie zabiją. Zabrać
moc? Po pierwsze, niech zabierają, chociaż było by mi na pewno szkoda, a z
drugiej strony, przecież nawet nie wiedzieliby, jak. Oddadzą na policję? Pod
jakim pretekstem? Zabicia wilka? Chociaż te zwierzęta są pod ochroną, musieliby
przedstawić jakiś dowód.
Stałam tak, znów wyliczając w
głowie pomysły, w jaki sposób wataha mogłaby mnie ukarać, gdy poczułam rękę na
ramieniu i usłyszałam ten głos, którego nigdzie indziej bym nie pomyliła.
— Hej, nie znamy się przypadkiem? —
zadał to pytanie po koreańsku, ale ja oczywiście rozumiałam. Odwróciłam się i
spojrzałam na Xiumina, którego oczy źrenice się ze zdziwienia na mój widok.
— ANASTAZJA! — usłyszałam, a chwilę
później tonęłam w męskich ramionach.
W moich oczach stanęły łzy.
Szczęścia i rozpaczy jednocześnie. Tak długo byłam z dala od nich, od tak dawna
chciałam wrócić… Byłam szczęśliwa, że chociaż to jedno istnienie cieszy się na
mój widok. Oczywiście ludzie przystanęli na ten okrzyk radości i przyglądali
się nam. Kątem oka zauważyłam Kaia i D.O. wychodzących ze sklepu. Nim się
obejrzałam, dostałam delikatnie w głowę od Xiumina.
— Aua!
— Nigdy więcej masz tak nie znikać
— powiedział poważnie.
Potem przytulił mnie D.O., a Kai
już miał odejść, gdy po chwili spuścił głowię.
— Przepraszam… — wyszeptał.
— Za c… — już miałam dokończyć
pytanie, gdy mnie olśniło. Aha, za plan Luhana i Krisa.
Po chwili zastanowienia także go
przytuliał, by wiedział, że nie mam mu za złe.
— To chyba będą jego
najszczęśliwsze urodziny — klasnął w ręce Xiumin i wziął mnie pod ramię. — Nie
mówcie na razie innym, zrobimy im niespodziankę — powiedział i zaciągnął mnie w
głąb sklepów. — Zrobimy małe zakupy!
— Ale Xiu… — zaczęłam.
— Żadne „ale”. Jutro musisz
wyglądać idealnie. Przygotujemy wszystko i wieczór będziecie mieć tylko dla
siebie. O ile Sehun nie zemdleje z wrażenia — zachichotał.
Moje mini zakupy przemieniły się w
odświeżenie szafy. Xiumin ciągnął mnie po wszystkich sklepach z damską odzieżą,
szukając dla mnie idealnej sukienki. Gdy w końcu zauważyłam uniesione do góry
kciuki z uśmiechem na twarzy, miałam na sobie czerwoną sukienkę nad kolana, z
szerokimi ramiączkami i czarnym paskiem w talii. Na szyi zawiesił mi srebrny
łańcuszek z wilkiem i wygrawerowanym z tyłu symbolem mojej mocy.
— Trzymałem go od twoich urodzin —
powiedział, puszczając chłodny metal na moją szyję.
Stałam jak spetryfikowana, patrząc
w lustro. Wyglądałam nieziemsko. Gdyby jeszcze tylko zmienić trampki na obcasy…
Wróciłam do przebieralni. Gdy już z niej wyszłam, Xiumin zabrał mi sukienkę i
podszedł z nią do kasy. Zapłacił, po czym dołączył do mnie.
— Przecież ta sukienka kosztowała
mnóstwo pieniędzy! — krzyknęłam protestująco.
— Nieważne. To będzie prezent ode
mnie dla Sehuna.
— Prędzej dla mnie… — powiedziałam
cicho. — Jak on się czuje? W ogóle, co wy tu robicie?!
— Spokojnie — powiedział i zaczął
opowiadać, co robili odkąd uciekłam, prowadząc mnie w stronę wyjścia z centrum
handlowego. Szliśmy na ten sam przystanek i jak się później okazało, na tym
samym wysiadaliśmy. Wskazał mi trzy różne budynki oddalone od siebie o jakieś
500 metrów. Znów stanęłam jak wryta, zdając sobie sprawę, jak blisko mnie byli
przez cały ten czas.
— Bądź jutro przy poczcie o
szesnastej. Przyjdę po ciebie — powiedział i znowu mnie przytulił. — Dobrze, że
jesteś cała — wyszeptał mi do ucha i oddalił się, machając z uśmiechem.
Następnego dnia miałam zajęcia, ale
kto by o nich myślał po takim przeżyciu. Z bijącym sercem wyszłam z uczelni
przed piętnastą. Szybko pobiegłam na tramwaj, który prawie mi uciekł,
przesiadłam się do autobusu i piętnaście minut później byłam w domu. Szybko się
wykąpałam, pomalowałam, ułożyłam włosy i ubrałam kupioną przez Śnieżynkę
sukienkę. Wisiorka nawet nie zdejmowałam.
Z bijącym szybko sercem,
przejrzałam się w lustrze.
— Wow, Anastazja, ślicznie
wyglądasz! — zawołała wychodząca z pokoju współlokatorka. — Gdzie się
wybierasz?
— Na urodziny — powiedziałam cicho.
— Czyje? — dopytywała.
— Kolegi — odpowiedziałam, zżerana
przez emocje. — PREZENT! CHOLERA JASNA! — zawołałam przerażona. — Co by mu tu…?
— zaczęłam biegać po swoim pokoju. W końcu stanęłam przerażona na środku. Ja
zmieniłam numer telefonu, ale przepisałam sobie te chłopaków. Wystukałam szybko
smsa do Xiumina.
„ Po prostu przyjdź”, odpisał mi od
razu.
— Taaa, jasne — zaczęłam się ślepo
wpatrywać w okno. Co sprawiło, że straciłam kompletnie kontrolę i zgadnijcie,
co się stało. Tak, zaczęłam się unosić w powietrzu, przy otwartych drzwiach. Na
szczęście obie moje współlokatorki rzadko wychodziły ze swoich pokoi, więc gdy
przerażona opadłam na ziemię, nikt tego nie zauważył. Spojrzałam na zegarek. Za
pięć minut miałam być przy poczcie. Na szczęście to minuta drogi. W końcu
zdecydowałam się dać mu swoje zdjęcie, które wcześniej wydrukowałam. Nie
pytajcie, dlaczego. Wzięłam walentynkę i włożyłam ją do czerwonej koperty. Do
beżowej torebki wrzuciłam klucze od mieszkania, telefon i portfel. Do ręki
wzięłam czarny sweterek i wyszłam, żegnając się z koleżankami.
Zestresowana, szybkim krokiem
skierowałam się do budynku, w którym mieściła się poczta. Xiumin już czekał.
Ubrał młodzieżowy garnitur, a gdy tylko mnie zobaczył, zszedł po schodach i przytulił
mnie w geście powitania.
— Prześlicznie wyglądasz. Jongin i
Kyungsoo się nie wygadali, ale mało brakowało — wziął mnie pod ramię i zaczął
prowadzić po nierównym chodniku do jednego z bloków wskazanego dzień wcześniej.
Otworzył kluczem drzwi do klatki. Tak, nasza dzielnica nie zainwestowała w
domofony z kodem. — Plan jest taki. Jongin zabrał gdzieś Sehuna. Wataha jest
już w domu, a wszystko gotowe. Ty
będziesz czekać w jednym z pokoi. Gdy oni przyjdą, zaczniemy śpiewać „sto lat”,
wtedy ty wejdziesz z tortem — nerwowo przełknęłam ślinę. — To będzie także
niespodzianka dla innych — wprowadził mnie na drugie piętro i otworzył drzwi
mieszkania.
— Wróciłem! — zawołał i szybko
otworzył pierwsze drzwi po prawej, żeby mnie schować. To był jego pokój. Tort
stał w lodowym kwadracie na szafce. Zamknął drzwi i zapewne dołączył do reszty.
— Dobra, wysyłam wiadomość
Jonginowi — powiedział.
W sumie było cicho. Po chwili
usłyszałam odgłos teleportacji Kaia, tuż przy drzwiach. Wstrzymałam oddech i
patrzyłam na jego rozmazaną postać przez matowe szkło. Ruszyli do pokoju
naprzeciw. Gdy weszli chłopaki, zaczęli śpiewać sto lat. Wzięłam uspokajający
oddech i wypuściłam powietrze, biorąc tort. Zapaliłam świeczki za pomocą
zapalniczki. Otworzyłam drzwi łokciem i szłam powoli do drugiego pokoju. Sehun
stał do mnie plecami. Zaczęłam śpiewać „sto lat” razem z resztą. Gdy usłyszeli
damski głos, spojrzeli w moim kierunku, co spowodowało, że dalej śpiewałam
tylko ja, Xiumin, Kai i D.O.
To było najbardziej stresujące.
Wszyscy stali i się patrzyli. W końcu Sehun się odwrócił i na mnie spojrzał.
Chłopaki przerwali śpiewanie, ale ja trwałam dalej. Dopiero gdy skończyłam piosenkę, ucichłam,
wciąż wpatrując się w jego oczy.
No zróbże coś! Nakrzycz na mnie,
przywitaj się, cokolwiek, błagałam oczami, nie śmiąc nawet o tym pomyśleć, bo
wszystko by usłyszał. Ale on tylko stał i wpatrywał się we mnie.
— Wszystkiego najlepszego z okazji
urodzin, Sehun — w końcu odezwałam się cicho, idąc powoli w jego stronę. Reszta
była tak wstrząśnięta moją obecnością, że bałam się, czy w ogóle jeszcze
oddychają.
~ Czy wszyscy widzą to co ja? —
zapytał telepatycznie Chen.
~ Ehe — odpowiedział mu inteligentnie
Chanyeol.
Odchrząknęłam znacząco.
— Chłopaki, ja to słyszę — tak
długo mnie nie było, że zapomnieli, że jestem jedną z nich?, zaczęłam się
zastanawiać, dostając w odpowiedzi jedynie ich nerwowy śmiech. W końcu któryś z nich popchnął Sehuna w moją
stronę.
— No powiedz coś — polecił cicho
Suho, ale tęczowowłosy wciąż wpatrywał się we mnie bez słowa.
Zauważyłam, że oczy zachodzą mi
łzami. Postawiłam tort na biurku, przy wejściu do pokoju.
Wiedziałam, że to zły pomysł.
— Przepraszam… — wydukałam tylko i
szybkim krokiem ruszyłam do drzwi głównych.
Zaczęłam szybko mrugać oczami, żeby
powstrzymać się od płaczu. Chciałam przekręcić zamek, ale właśnie wtedy
poczułam jak męskie ramiona oplatają się wokół mojego ciała, nie pozwalając mi
odejść.
— S-sehun…? — zapytałam szeptem,
bojąc się nawet drgnąć.
— Nawet nie wiesz jak bardzo za
tobą tęskniłem. Ile nocy nie przespałem, zastanawiając się, czy jesteś cała.
Jak wiele razy zdawało mi się, że zobaczyłem cię w tłumie — zaczął mówić tuż
przy moim uchu.
Podniosłam rękę i dotknęłam jego
nadgarstka, przymykając oczy.
— T-też za tobą tęskniłam —
odpowiedziałam.
Wtedy odwrócił mnie przodem do
siebie i spojrzał w moje oczy, zupełnie jakby chciał mnie przeskanować.
— Gdybyś tęskniła, wróciłabyś do
nas — powiedział gniewnie, mrużąc oczy.
Odruchowo chciałam zrobić krok w
tył, ale mnie przytrzymał.
— Bałam się. Po tym co zrobiłam,
wiem, że mnie nienawidzicie. Sama siebie za to nienawidzę. Wiesz jakie to
uczucie? Zabić kogoś? — zaczęłam wylewać z siebie wszystkie bóle, z którymi do
teraz zdążyłam się pogodzić. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. — Wiesz jak
to jest, zawieść wszystkich, na których ci zależało? A najbardziej osobę którą
się kocha? — oparłam czoło o jego klatkę piersiową. Objął mnie w opiekuńczym
geście.
— Nie, nie żywimy do ciebie
nienawiści. Nie, nie wiem, jakie to uczucie. I nie, nie zawiodłaś nas — po
kolei odpowiadał na każdy wątek. — Wiemy, że to nie twoja wina. Jongin wszystko
nam powiedział — uspokajająco głaskał mnie po plecach.
Podniosłam głowę i spojrzałam na
niego.
— Jak to? — zapytałam.
Otarł łzy z moich policzków i
złapał mnie za rękę. Zaprowadził nas do pokoju, gdzie chłopaki w ciszy
siedzieli na kanapach, krzesłach i podłodze. Podał mi tort ze świeczkami, które
przy życiu przytrzymywał Chan. Zamknął oczy i zdmuchnął świeczki, jak gdyby
nigdy nic. Chłopaki podłapali i zaczęli klaskać, wstając, klepiąc go po plecach
i składając życzenia. Lay zabrał ode mnie tort, puszczając mi oczko i wziął się
za krojenie go, a Xiu rozdawał wszystkim talerzyki.
Sehun miał miejsce pośrodku kanapy,
dosadnie zasugerował mi, abym usiadła obok niego. Gdy już wszyscy mieli swój
kawałek tortu, chłopaki zaczęli opowiadać, jak to wyglądało tuż po całym
incydencie, kiedy Emilia przyniosła mój pamiętnik. Spiorunowałam ją wzrokiem, a
ta tylko wywróciła oczami, siedząc wtulona w Baekhyuna. Wyglądali naprawdę
uroczo. Opowiedzieli dokładnie o planach Krisa, o tym, że Tao i Jongin weszli z
nimi w zmowę, ale wyszło jak wyszło.
— Wiemy, że to nie ty. Nie mogłabyś
nikogo zabić. Nie świadomie — powiedział Suho, patrząc na mnie ojcowskim
spojrzeniem.
Grzebałam w swoim kawałku tortu,
słuchając wszystkiego w ciszy.
— Martwiliśmy się o ciebie —
zakończył Lay, siadając obok mnie na oparciu kanapy.
— J-ja… — zająkałam się. —
Przepraszam. Że was zostawiłam, że nie dawałam znaku życia, przepraszam za
wszystko, co musieliście przeze mnie przejść.
Sehun odstawił swój talerz po czym
zabrał też mój i mnie przytulił. Przez chwilę wdychałam jego zapach. Męska woda
toaletowa z odrobinką nutki psa. Albo raczej wilka... Zamknęłam oczy i
napawałam się tą mieszanką. Gdy westchnęłam z przyjemności, odsunął się ode
mnie, trzymając za ramiona.
— Już więcej nie uciekaj. Jesteśmy
rodziną, wspieramy się choćby nie wiem co. Obiecujesz?
— Obiecuję — odpowiedziałam.
Wystawił mały palec prawej ręki.
— Na pewno?
— Tak — również wyciągnęłam swój
mały palec i złączyliśmy je w geście obietnicy.
Wszyscy zaczęli klaskać, jakby to
było dobre przedstawienie. Suho odsunął od nas stół i wszyscy podeszli, żeby
się wspólnie przytulić. Będąc w samym sercu uścisku, nie mogłam stracić
równowagi, gdy brakujący członkowie postanowili skorzystać z połączenia międzyświatowego.
Dawne uczucie przyszło niespodziewanie, zasnuwając moje oczy czernią. Chwilę
później zobaczyłam jasny blask i trzy postacie. Wszyscy się uśmiechali i
machali do mnie.
~ No nareszcie — powiedziała druga
ja, klaszcząc w ręce jak małe dziecko.
~ Dobrze, że wróciłaś — powiedział
Luhan, delikatnie się uśmiechając.
~ I przestań się obwiniać — dodał
Tao, po czym zniknęli, a ja znów byłam w objęciach wszystkich z watahy.
Gdy uścisk się rozluźnił, Xiumin
klasnął w dłonie.
— Czas na prezenty! — zawołał i
pobiegł do swojego pokoju. Reszta powyciągała paczki od siebie. Wstałam i
poszłam za Xiu, bo zostawiłam w jego pokoju czerwoną kopertę. Gdy stanęłam w progu,
założył mi na rękę czerwoną tasiemkę z kokardką. Wzięłam kopertę i wrócił ze
mną do pokoju, po czym posadził obok Sehuna.
— To ode mnie — powiedział, jakby
to był bardzo śmieszny żart, a Sehun podrapał się w tył głowy, zawstydzony.
Suho i Lay dali mu pudełko z butami.
— Teraz już chyba nie będą ci tak
potrzebne — zaśmiali się, mrugając do mnie.
Przestałam się uśmiechać,
przypominając sobie, o czym mówili. Kai i D.O. Dali mu kopertę. Okazało się, że
w środku jest bilet za opłaconą dobę w hotelu ze SPA dla dwóch osób.
— Szczerze, nie wiedzieliśmy, co ci
kupić, ale Ana nas natchnęła — wyczułam tę dwuznaczność w ich głosie.
Co za małe, parszywe… Matko, jacy
oni są kochani! Chen dał mu kupon na dziesięć darmowych buble tea, Baekhyun z
Chanyeolem i Emilią dali mu trzymiesięczny karnet ze wstępem na salę taneczną.
Lay wręczył mu pakunek.
— Książka kucharska? — zapytał ze
zdziwieniem.
— Żebyś w końcu nauczył się
gotować. Nie będę całe życie robił za kucharza — zaśmiał się blondyn, a reszta
mu zawtórowała. Suho tylko mu mrugnął.
W końcu i ja musiałam dać mu swój
prezent.
— Jest dość… skromny — powiedziałam,
wręczając mu czerwoną kopertę. Wyjął walentynkę i moje zdjęcie. Z uwagą
przeczytał wierszyk, a potem mnie przytulił, szepcząc „dziękuję”.
Po prezentach zaczęła się zabawa.
Chłopaki zorganizowali karaoke i trochę tańców.Ww międzyczasie bawili się
swoimi zdolnościami. Jak ja za tym tęskniłam…
Potem polało się trochę alkoholu.
Trochę, ponieważ żadne z nas nie mogło stracić kontroli nad ciałem, bo nasze
moce nieco by się rozszalały.
Gdy dobiliśmy do ciszy nocnej,
chłopaki zaczęli nas wyganiać.
— No, sio. Hotel czeka. Kai was
zabierze — powiedział Suho, popychając Kaia w naszą stronę.
Mimo głosów sprzeciwu, zabrał nas w
bezpieczne miejsce przy hotelu i zniknął.
Niepewnie weszliśmy do holu.
Korekta: Caroline