Witam ponownie z poprawionym opowiadaniem Polska Szkoła Magii. Jest to prolog. Mam nadzieję, że poprawiony wam się spodoba. Bez zbędnych ogłoszeń zapraszam do czytania!
W roku 1980 Lord
Voldemort dowiaduje się o przepowiedni którą usłyszał pijany Severus Snape w
barze w Hogsmeade głoszącą „BO ŻADEN NIE MOŻE ŻYĆ, GDY DRUGI PRZEŻYJE...”*
Czarny Pan, po donosie Snape’a, iż tym dzieckiem jest syn James’a
i Lili Potter chciał pozbawić życia swojego przyszłego wroga. Potterowie
zaufali nie temu czarodziejowi co powinni – czyli Syriuszowi Blackowi a innemu
przyjacielowi – Peterowi Pettigrew’owi. Peter zdradził ich tajemnice Czarnemu
Panu dzięki czemu ten znalazł ich i zabił. Lecz siła z jaką Lily broniła synka,
miłość którą ona go obdarzała, sprawiła, że Harry jedynie został
naznaczony blizną w kształcie błyskawicy na jego czole, gdy Czarny Pan próbował
go zabić. Po upadku Voldemorta większość Śmierciożerców starała się ukryć,
prócz oczywiście tych kilkunastu którzy trafili do Azkabanu. Peter zaginął,
pozostał po nim tylko palec, Black został niewinnie oskarżony o zdradzenie
Czarnemu Panu miejsca pobytu Potterów, a Severus Snape nie potrafił pogodzić się
ze śmiercią przyjaciółki. Jakby zapadł w sobie. Ale na razie nie będziemy się
przyglądać dokładnie historii odbywającej się w Anglii, ponieważ przygoda o
której chcę opowiedzieć zaczyna się nie gdzie indziej, jak w Polsce. Ponieważ
nie tylko w Anglii istniała szkoła Magii, która tam znajdowała się w Hogwarcie.
Polska też miała swoją szkołę. Dyrektorem oraz właścicielem był pewien jegomość
– Eduart, którego polskie imię brzmiało Edward. Pochodził on z zacnej węgierskiej
rodziny Salomonów, a był synem głowy rodu Ilony z polakiem. Miał on na tyle
rozwiniętą wyobraźnie, że już za młodu zauważył dziwne rzeczy dziejące się
wokół niego gdy targały nim silne emocje. Urodził się w roku, gdy wybuchła
pierwsza wojna światowa, a po jej zakończeniu zamek rodzinny znalazł się na
terytorium Polski. Przez dwudziestolecie międzywojenne pomnożył majątek
rodziny. Udało mu się także jako jedynemu z rodziny przetrwać drugą wojnę
światową. Pomimo panującej wszech obecnie energii powojennej był na tyle bogaty
by utrzymać zamek w swoich rękach i równocześnie zaczął podróżować. W trakcie
swych podróży, głównie w Londynie odkrył niepokojąco niezgadzające się ze sobą
informacje na temat dziwnych zjawisk. Gdy zaczął się temu bliżej przyglądać
doszły go pogłoski o Armandzie Dippedzie. Dążąc w swojej zaciekłości odkrył,
albo raczej jego magia została odkryta przez samego dyrektora, do którego
dotarły wieści o młodzieńcu który ze wszystkich sił starał się do niego
dotrzeć. Był wtedy w dość młodym wieku i
spędził dobrych kilka lat na uczeniu się magii którą odkrył w nim Dipped, a
ponieważ był już w wieku ponad szkolnym, został dla niego specjalnie
zorganizowany czas. W czasie jego nauki, a dokładnie w 1948 tenże jegomość
zapragnął założyć własna szkołę w której uczył by polskich uczniów sztuki
posługiwania się magią. Nakazał więc rozpocząć prace remontowe nad jego
zamkiem, a sam w tym czasie zagłębiał wszechstronną sztukę jaką była magia.
Udało mu się nawiązać wiele magicznych znajomości, którym po dokładniejszym
poznaniu przedstawiał swój pomysł. Przeważnie spotykał się z pełną aprobatą i
chórem zapewnień, że zostanie udzielona mu pomoc. Sam dyrektor Hogwartu wskazał
mu kilku świeżych absolwentów którzy pomimo młodego wieku wiele potrafili, oraz
byli chętni do współpracy. Czasem udało mu się ubijać interes życia z
zapaleńcami, zamieniając mugolskie pieniądze na galeony. Zbierał je sowicie by
móc dysponować odpowiednimi kosztami. Gdy tylko sam zakończył indywidualna
naukę magii, a wierzcie mi, był on naprawdę pojętnym uczniem, chciał jak
najszybciej otworzyć swoją szkołę. Prace remontowe się skończyły, a on
przygotował plan jak rozpocząć. Poprosił
wielu swoich magicznych przyjaciół o pomoc i tyle na ile byli w stanie –
pomogli mu. Dowiedział się nawet, że kilku z nich bardzo dobrze zna jego
ojczysty język więc poprosił o przetłumaczenie wtedy już dostępnych wielu ksiąg
na temat magii, chodź były to głównie podręczniki. Robili to z chęcią, a gdy
już kończyli tłumaczyć, Salomon wysyłał je do kraju gdzie już kilku
zatrudnionych pracowników kopiowało je i powielało w niezliczone egzemplarze.
Do pracy u niego zgłosiło się wiele osób. Wybrał najbardziej zdolnych z
konkretnych przedmiotów i zatrudnił ich jako nauczycieli : obrony przed czarna
magią, transmutacji, opieki nad magicznymi stworzeniami, zielarstwa, historii
magii, zaklęć oraz eliksirów czy quiditcha . Zaczął uczyć ich języka polskiego,
by potrafili operować nim równie prosto co ich ojczystym. Dyrektor Dipped
przekazał mu wiedze potrzebną do odnajdywania uzdolnionych osób. Edward był mądry,
a magię opanował w taki sposób, że sam Dipped mógł by jej pozazdrościć. Wiele
zaklęć zostało dostosowanych do polskich wymogów właśnie dzięki niemu. Miedzy
innymi sposób w jaki wykrywani zostawali przyszli czarodzieje. Pozostałych
absolwentów z listy zatrudnił jako : sekretarz główną – a była nią kobieta
wielce doświadczona w sprawach „papierkowych”, pielęgniarka – Polka, nauczona
zawodu przez młodego dyrektora, uzdolniona w leczeniu, znała wszystkie zaklęcia
i eliksiry które skupiały się wokół ciała i duszy człowieka, bibliotekarkę –
która była świeżo informowana o nowo wydanych książkach, a opanowała tak dobrze
język polski, że sama zajęła się ich tłumaczeniem. Był także pewien młodzieniec
wykazujący wielkie uzdolnienie jeżeli chodzi o rozpoznawanie różdżek, ich
rdzeni, długości czy mocy. Został wysłany na douczanie do różdżkarza i po
jakimś czasie został wytwórcą różdżek w polskiej szkole magii. Eduart
stwierdził, że szaty będzie sprowadzał z Londynu, z ulicy pokątnej.
Salomon nie był już taki młody gdy w 1980 roku dowiedział
się że Czarny Pan został pokonany. Jego nauczyciele przeżywali ten czas bardzo
nerwowo. Kilku z nich było przekonywanych przez Śmierciożerców by do nich
dołączyli. Ale na szczęście Salomon nauczył się od dyrektora Dippeda i
profesora Dumbledore’a jak chronić zamek. Jeden z jego ówczesnych nauczycieli
Dirk Cresswell, który zajmował się nauczaniem eliksirów stwierdził, że nie
wytrzyma tego nerwowo więc przez rok do
upadku Voldemorta Edwart sam uczył tego przedmiotu. W wakacje tuż po upadku
Czarnego Pana dostał list od dyrektora Hogwartu w którym napisane było, że
słyszał on o problemach z nauczycielem, więc wysyła do niego profesora Severusa
Snape’a. Przez treść listu zauważył, że dyrektor jest trochę zakłopotany. I nim
minęły wakacje dostał odpowiedź na dręczące go pytania. Odwiedził go sam Dumbledore
wraz z Severusem, by ich sobie przedstawić. Salamon zaczął po angielsku myśląc,
że będzie musiał znów spędzić trochę czasu na uczenie języka kolejna osobę,
lecz okazało się, ze profesor Snape zna wiele języków w tym także Polski. Gdy
ściskali sobie rękę Salomon zauważył jak zimne i nieprzeniknione są oczy
Severusa. Chodź widać w nich było cień smutku, który próbował się przebić przez
mury maski emocjonalnej.
- To jest Severus Snape. Ma tytuł Mistrza Eliksirów więc
będziesz miał w swoich szeregach niezwykłego nauczyciela.
- Witam profesorze Snape. Nazywam się Edwart Salamon. Jestem
tutaj dyrektorem i właścicielem zamku.
-Witam. – odpowiedział zdawkowo, pilnując by chłód z oczu
rozpoznać można było także w jego barwie głosu.
- Sal, mogę cię prosić na słówko? – Dumbledore spojrzał
kątem oka na Severusa.
-Tak, oczywiście – odpowiedział siwowłosy.
Gdy tylko wyszli z gabinetu, Albus niepostrzeżenie rzucił
czar przeciw podsłuchiwaniu, na co Eduart podniósł pytająco brew.
- Posłuchaj. Severus jest w lekkim.. szoku, że tak to ujmę.
Wraz z upadkiem Czarnego Pana zginęła jego jedyna przyjaciółka, która była mu
bardzo bliska. Jest także byłym śmierciożercą …
- CO!?
- Nie przerywaj mi. Nim Czarny Pan upadł Severus przeszedł
na naszą stronę, złożył też przysięgę Zakonowi Feniksa. Lecz chce żeby zmienił
otoczenie, tam może być zbyt wiele wspomnień. A kiedy zajmuje się eliksirami to
cały świat przestaje mieć dla niego znaczenie.
- Jesteś pewny, że
można mu ufać?
-Tak, oczywiście. Swoje własne życie oddał bym w jego ręce.
– Uśmiechnął się krzepiąco.
-No dobrze, skoro ty mu ufasz to i ja mu zaufam. Czy on
zawsze jest taki … chłodny?
- Niestety tak. Był moim szpiegiem w szeregach śmierciożerców.
Musiał ukrywać emocje i niestety tak mu zostało.
Gdy skończyli rozmawiać, dwaj dyrektorzy dołączyli do
czarodzieja i gospodarz zaprosił ich do zwiedzania zamku.
- Profesorze Snape, gdzie chciał by Pan rezydować? W
skrzydle nauczycielskim zwolniło się mieszkanko – wyszli razem z gabinetu i
ruszyli korytarzami szkoły.
- Wolał bym niższe piętra.
-Hm… To komplikuje sprawę. Ale zajmę się tym. Chodź chwilowo
musi pan i tak zając proponowaną kwaterę. Niedługo początek roku. Pani Poppins
jest bardzo zajęta tłumaczeniem nowy ksiąg. Mówi, że wyszły jakieś nowe
podręczniki do opieki nad magicznymi stworzeniami. Więc ma teraz pełne ręce
roboty. Ah profesorze, resztę grona pedagogicznego pozna pan na dwa dni przed
przyjazdem uczniów. Prócz mnie, Pani Poppins oraz Pani Glas nie ma tutaj teraz
nikogo.
- Sal, ile uczniów dołączy w tym roku do Twojej szkoły? Ile
szacujesz? – zagaił Dumbledore.
- Na pewno więcej niż na początku. Pierwsze lata były na
prawdę puste. Ilość uczniów ograniczała się do wtedy piętnastu na całość, więc
wierz mi, wtedy nie zrobiłem podziału na poziom. Przez pierwsze lata uczyliśmy
wszystkich razem, dopiero później zaczęliśmy wprowadzać roczniki. Klasy nie
przekraczały pięciu osób. Miranda wysłała w tym roku około siedemdziesięciu
listów... Wciąż wielu to dzieci mugoli więc myślą że to żart. Ach właśnie,
musze was opuścić. Czeka na mnie kilka spraw w związku z początkiem roku.
- Do widzenia Sal, trzymaj się dobrze – pożegnał go
Dubledore.
- Do zobaczenia Albusie. Profesorze Snape, tutaj ma pan mapę
zamku. Tutaj – wskazał na mapie - znajduje się pana chwilowe miejsce zakwaterowania.
Ja idę zając się pana zakwaterowaniem oraz przyszłymi uczniami.
Gdy nie dostał żadnej odpowiedzi w zamian, ruszył w swoją
stronę. Dopiero teraz Severus mógł odetchnąć. Ruszył w kierunku swoich
pomieszczeń by się tam zaszyć. Zaciągnął wszystkie kotary i nastała jego
ukochana, wszechobecna ciemność. Wziął ze sobą mnóstwo książek, więc pokój był
zastawiony walizkami podróżnymi. Rozsiadł się wygodnie w fotelu i otworzył
jedną z książek. Nie zauważył nawet jak zasnął. Przez chwile spokojnie oddychał
by po chwili zacząć krzyczeć, jakby w błagalnym tonie.
- Nie.. Nie, proszę... NIE!
Oczy mu drgały a spod powiek zaczęła cieknąć jedna, samotna
łza. Potem nastała cisza i resztę snu przeleżał spokojnie. Pod wieczór obudziło
go pukanie do drzwi. Podszedł do nich z różdżką w ręku gotowy do szybkiej
reakcji. Gdy w drzwiach zobaczył dyrektora Salomona od razu ją schował.
- Jest Pan tutaj bezpieczny, profesorze. – Powiedział lekko
zbity z tropu dyrektor.
- To odruch. Zapewne Dyrektor Dumbledor oświecił pana, ze
byłem śmierciożercą.
- Tak. Naturalnie. Przyszedłem poinformować, że lochy są już
gotowe. Domyśliłem się także, że lekcje też tam będzie pan chciał prowadzić
więc wydzieliłem odpowiednie sale na wykładową, salon, sypialnie oraz łazienkę.
Severus tylko skłonił głową i zaczął lewitować swoje bagaże,
kierując się do wyjścia. Dyrektor mu towarzyszył, próbując zagaić rozmowę.
- Zwiedził pan już zamek? Podoba się panu?
- Nie, jeszcze nie. Odpoczywałem po podróży.
-Ahh... No cóż, w takim razie do zobaczenia. – Widząc obojętność
na twarzy rozmówcy Edwart odgadł, że jest niechcianym towarzyszem. Ruszył więc
do swojego gabinetu by ponownie zająć się formalnościami.
Kiedy na dwa dni przed rozpoczęciem roku szkolnego zjechali się
wszyscy nauczyciele oraz pracownicy szkoły dyrektor zorganizował dla nich ucztę
powitalną. Gdy już wszyscy się najedli i zaczęli ze sobą rozmawiać, opowiadając
co robili przez ostatnie dwa miesiące, dyrektor wstał. Po chwili w sali nastała
cisza.
- Witajcie moi drodzy. Jak mniemam wakacje minęły wam
spokojnie. Jak wiecie Czarny Pan upadł i nastały spokojne czasy. – Przejechał
wzrokiem po zebranych, dłuższą chwile zatrzymując się na Severusie, którego
twarz nie wyrażała żadnego uczucia. – Dziś mam zaszczyt także przedstawić Wam
nowego nauczyciela od eliksirów. Jest on wysłannikiem prosto z Hogwartu, na
polecenie samego Dyrektora Dumbledore’a. Ma tytuł Mistrza Eliksirów, wiec mam
nadzieje, że mimo młodego wieku, będziecie go traktować z należytym szacunkiem.
Profesorze Snape? – zwrócił się do mężczyzny,
patrząc na niego z uśmiechem.
- Nazywam się Severus Snape. – Czarnowłosy wstał, przedstawił
się, po czym usiadł.
- Severus rezyduje w lochach i tam też będzie uczyć. Dirk
rezygnując z posady nauczyciela zrezygnował także z roli Głowy Domu Węża.
Spytałem Severusa czy nie chciał by przyjąć tej roli. Zgodził się, jeżeli wy
nie macie nic przeciwko. – Gdy zobaczył
zdziwione i acz aprobujące spojrzenia reszty rady pedagogicznej machnął ręką. –
Severusie, chciał bym Ci przedstawić grono pedagogiczne. To jest Joanna Król,
nasza pielęgniarka i pierwszy Polski magomedyk. Mam nadzieję, że będziesz ja
zaopatrywał w potrzebne eliksiry. – Z wyrazem obojętności kiwnął do niej głową.
– Naszą głową od spraw papierkowej roboty jest Miranda Glas. Zajmuję się listami
do uczniów, oraz wszelkimi dokumentami.
– Podobna reakcja, obojętne kiwnięcie. – Mary Poppins jest bibliotekarką.
- I charłaczką. – Dodała zainteresowana. Można było usłyszeć
głosy oburzenia. – Niech wie z kim pracuje.
-Tak, oczywiście. Rasmus Brown uczy zasad gry w Quidditcha. Etna Stark
jest nauczycielką transmutacji. Jest też animagiem. Obrony przed czarną magią
naucza Joseph Santos. Opieką nad magicznymi zwierzętami zajmuje się…
- Centaur Paolo, do usług. – przedstawił się mężczyzna.
- Zaklęć uczy Lena Stener, jest takze moim zastępcą.
Roślinnością oraz nauką zielarstwa zajmuje się Selina Sapworthy. Maria
Castellan naucza szerokiej wiedzy o runach. Gerald Moore zajmuje się miejscowym wyrobem różdżek.
Dlatego nasi uczniowie dostają je dopiero po przyjeździe tutaj. – Każdej z
przedstawianych osób Mistrz Eliksirów kiwał głową z niezmiennym wyrazem
kamiennej twarzy. W pewnej chwili jednak skrzywił się nieznacznie, ponieważ
przeleciał przez niego duch.
-Ahh, tutaj jesteś Tristianie. Oto nasz nauczyciel historii
magii. I nie tylko. – Uśmiechnął się porozumiewawczo do rycerza.
-Żywot mój nie był szczęśliwy, jednakże pozostałem na ziemi,
broniąc jej co tchu w mych martwych płucach. – Odpowiedział Rycerz i zniknął za
ścianą.
- Niedługo zacznie się rok szkolny. Trzeba przygotować
Wielką Sale na powitanie nowych uczniów. – Z tymi słowami Dyrektor skłonił się
nieznacznie i opuścił salę. Reszta grona tez zaczęła się rozchodzić a gdy tylko
ostatnia osoba wstała od stołu, całe nakrycie zniknęło.
***
Podobnie minęło powianie uczniów. Z siedemdziesięciu
zaproszeń do szkoły przyjechało ponad pięćdziesięciu uczniów. Ten rok szkolny
był najszczęśliwszym rokiem dla wielu czarodziejów. Młodzi nie wiedzieli kto to
Czarny Pan lub mało o nim słyszeli, ale ci którzy znali historie o wojnie
czarodziejów, cieszyli się wielce. Niestety ich humory psuły się na pierwszych
lekcjach z Mistrzem Eliksirów. Z czasem stał się to najbardziej znienawidzony
przez większość uczniów przedmiot oraz nauczyciel.
Takim samym sposobem mijały następne lata. Severus zadomowił
się w nowym miejscu, grono pedagogiczne przyzwyczaiło się do jego charakteru,
chodź wielu trzeba było tłumaczyć dlaczego tak się zachowuje.
W wakacje 1987 roku dyrektor Salomon przeglądał listę
uczniów. Przekraczała ona setkę zdolnych przyszłych magów. Była to największa
jak dotąd liczba uzdolnionych. Po kilku wypadkach uczniów nie posiadających
wystarczających mocy by przekroczyć nawet połowę podstaw z pierwszego roku Sal zaczął
się zastanawiać jak uniknąć takich powtórzeń. Wymyślił zaklęcie, które
sprawdzałoby stan oraz zdolności danego kandydata. Gdy listy zostały już
przygotowane, dyrektor wraz ze swoją zastępczynią roznieśli je po wszystkich
uczniach, sprawdzając ich moc. Z ponad stu uzdolnionych, powyżej oczekiwań było
osiemdziesiąt sześć. To i tak dobrze,
pomyślał. Lista nazwisk ułożona była według domniemanego poziomu uzdolnienia.
Przejrzał z zainteresowaniem pierwszą dziesiątkę nazwisk. W pierwszej trójce znajdowali
się niejaka Anastazja Lazur, Bruno Drewniak i... . Kilka kolejnych nazwisk znał
z poprzednich roczników. Uśmiechnął się pod nosem. Rodzeństwo także okazywało
się magiczne. Ciekawe jak ten rocznik
poradzi sobie w szkole, pomyślał.
Tym bardziej u Severusa. Przez te siedem lat pokazał na co go stać
krzycząc na uczniów tak, że z lochów nawet na ostatnim piętrze było go słychać.
Był dobrym nauczycielem, każdy kto oswoił się z jego charakterem i wykazywał
pewne umiejętności radził sobie bardzo dobrze z eliksirami. Ale jeśli ktoś był
leniwy albo trudno mu było się czegoś nauczyć od razu stawał się wrogiem
profesora.
Wreszcie nastał dzień przydziału. Na początku wszystko zaczęło się tak jak zawsze: wyczytywanie nazwisk, podchodzenie uczniów oraz przydział do jednego z czterech domów: Lwy, Borsuki, Kruki i Węże. Severus nigdy nie był zbyt zainteresowany przebiegiem ceremonii. Ktoś do niego zagadał i gdy zbył go machnięciem ręki na moment spojrzał na czarodziejski narybek. W tym momencie wyczytana została Anastazja Lazur. Wystarczył moment by zbladł do koloru kartki papieru. Ceremonie prowadziła wicedyrektor, wiec dyrektor obserwował go bacznie a na te reakcje bardzo się zdziwił. Powędrował za wzrokiem mistrza eliksirów i jego oczy spoczęły na młodej dziewczynie. Miała rude, delikatne fale, wydatne kobiece krągłości i cerę koloru karmelu. Mimo dość młodego wieku była mocno rozwinięta. Odwrócił się powrotem ale na twarz Snepe'a wróciła maska obojętności. Dyrektor stwierdził ze będzie musiał poważnie porozmawiać z dyrektorem Hogwartu oraz dowiedzieć się co wspólnego ma ta młoda panna z Mistrzem Eliksirów. Została przydzielona do Lwów. Po uczcie prefekci mieli zaprowadzić uczniów do ich pokojów wspólnych i rozdać plany lekcji.
***
Wreszcie nastał dzień przydziału. Na początku wszystko zaczęło się tak jak zawsze: wyczytywanie nazwisk, podchodzenie uczniów oraz przydział do jednego z czterech domów: Lwy, Borsuki, Kruki i Węże. Severus nigdy nie był zbyt zainteresowany przebiegiem ceremonii. Ktoś do niego zagadał i gdy zbył go machnięciem ręki na moment spojrzał na czarodziejski narybek. W tym momencie wyczytana została Anastazja Lazur. Wystarczył moment by zbladł do koloru kartki papieru. Ceremonie prowadziła wicedyrektor, wiec dyrektor obserwował go bacznie a na te reakcje bardzo się zdziwił. Powędrował za wzrokiem mistrza eliksirów i jego oczy spoczęły na młodej dziewczynie. Miała rude, delikatne fale, wydatne kobiece krągłości i cerę koloru karmelu. Mimo dość młodego wieku była mocno rozwinięta. Odwrócił się powrotem ale na twarz Snepe'a wróciła maska obojętności. Dyrektor stwierdził ze będzie musiał poważnie porozmawiać z dyrektorem Hogwartu oraz dowiedzieć się co wspólnego ma ta młoda panna z Mistrzem Eliksirów. Została przydzielona do Lwów. Po uczcie prefekci mieli zaprowadzić uczniów do ich pokojów wspólnych i rozdać plany lekcji.
***
Gdy Anastazja podchodziła do tiary przydziału czuła że nogi
jej miękną a prowadząca ceremonie kobieta była coraz dalej. Skup się! Nie możesz teraz zwiać, skarciła
się ww duchu. Podchodząc powoli
poczuła na sobie czyjś wzrok. Inny niż te wszystkie ciekawe, gdzie się
dostanie. Nie mogła się obrócić ale miała wrażanie, że to nie z tyłu ktoś ją
obserwuje. Przyjrzała się radzie pedagogicznej siedzącej kawałek przed nią.
Ostatni siedział czarnowłosy nauczyciel. Ubrany był w czarny surdut zapinany
milionem małych guziczków. I to jego przeszywający mrozem wzrok poczuła na
sobie. Ciarki ją przeszły ale to tylko sprawiło, że ruszyła raźniej do krzesła.
Tiara przydziału oceniała jej charakter. W końcu zabrzmiał jej donośny głos.
- Lwy!
- Dz-dziękuję – wyszeptała. Pozwoliła sobie ściągnąć tiarę
przydziału ruszyła do stołu swojego domu. Przywitali ją energicznie. Razem
dalej oglądali ceremonie przydziału.
- Malgorzata Płonka! – kolejna osoba została wyczytana. Przed
szereg wyszła dziewczyna średniego wzrostu,
z czarnymi włosami do łopatek i jasnymi pasemkami. Po krótkiej chwili którą tiara przydziału
wykorzystała na analizę osobowości,
wykrzyczała :
- Borsuki! – Po sali rozległ się wiwat żółtych barw.
- Alicja Narzyńska! – Wyczytała prowadząca ceremonię.
Do stołeczka podeszła niska, drobna i szczupła dziewczyna, z blond włosami do
ramion. Tiara przydziału została nałożona na jej głowę i już po chwili słychać było:
- Kruki!
- Aleksandra Nowicka! – wyczytała Pani wicedyrektor. Gdy
dziewczyna z brązowymi włosami do ramion usiadła na taborecie, tiara przydziału odezwała się:
- Węże! – tym razem to zielone barwy zalały salę.
- Kolejny wężowaty. Niech to szlag. Skąd się ich tyle
bierze?
- W sumie masz rację, najmniej pierwszorocznych jest w Krukach.
– Odezwała się dziewczyna siedząca naprzeciw chłopaka. – Cześć, jestem Lukrecja
Pąk. Chodź przyjaciele nazywają mnie Lusia. Drugi rok. A ten nie wychowany
chłopak który się nie przedstawił to Sebastian Demko. Mówię na niego Bastian.
- Czeeeść. Przepraszam, że się nie przedstawiłem.
- Nie ma za co. Ja jestem Anastazja...
- … Lazur. Pamiętamy jeszcze. – Dokończył za nią
młodzieniec, za co dostał kopniaka pod stołem od koleżanki. – Auu. No co? –
chłopak zapytał z głową nad stołem,
ponieważ masował zranione miejsce.
- Damie się nie przerywa.
- Możecie mi mówić Ana. – odpowiedziała dziewczyna z
szerokim uśmiechem.
Nie zdążyli jej odpowiedzieć, bo po Sali rozniósł się
donośny głos dyrektora.
- Nowi uczniowie przydzieleni, więc zapraszam Was do uczty!
Jednym ruchem różdżki sprawił, że na wielkim stole pojawiła
się srebrna zastawa i wiele najróżniejszych potraw. Wszyscy łapczywie rzucili
się na nie, by tylko zdobyć co smakowitsze kąski. Ana jednak nie zwracała uwagi
na połyskujące sztućce czy pięknie ozdobione potrawy. Głos dyrektora zwrócił
jej uwagę z powrotem na stół nauczycielski.
Na samym środku siedział sam dyrektor. Po jego prawej stronie siedziała
kobieta w średnim wieku. Miała gładko upięte brązowe włosy, i sprawiała
wrażenie bardzo dostojnej i nie znoszącej buntu osoby. Po lewej stronie
dyrektora siedziała młoda blondynka, z włosami związanymi w luźny kucyk. Miała
na sobie czarną szatę z białymi pasami niedaleko ramion. Ana nie wiedziała co
to może oznaczać. Obok niej siedziała inna kobieta, zajęta swoim kielichem,
wymachując nad nim różdżką. Dalej widać było mężczyznę, niższego o głowę od
kobiety. Miał rozpuszczone włosy, koloru kasztana. Na sobie miał jedynie
obszerną wynoszoną koszulę, przepasaną skórzanym pasem. Było spod niej widać
wyrzeźbione ciężką pracą mięśnie. Twarz miał jakby zdeformowaną, chodź w każdym
aspekcie przypominała ludzką. Po jego lewej miejsce zajmowała kobieta w kwiecie
wieku, z ciemnymi blond włosami upiętymi
w obszernie zdobiony kok. Tuż koło niej siedziała kobieta której wieku nie dało
się ocenić, wyglądała na młodą, lecz jej twarz wyrażała inteligencje i
doświadczenie. Tęsknym wzrokiem obserwowała uczniów. Krzesło stojące po prawej
stronie było puste. Na samym końcu po prawej stronie siedział młody chłopak o
ciemnorudych włosach. Miał podkrążone oczy i zmęczenie na twarzy. Anastazja
zastanawiała się dlaczego już pierwszego dnia jest taki zmęczony. Wróciła
wzrokiem do starszej kobiety siedzącej po prawicy dyrektora i przyjrzała się
siedzącemu koło niej mężczyźnie. Na prawym ramieniu szaty miał jakiś rysunek,
ale Ana nie potrafiła go dojrzeć z odległości na jakiej się znajdowała.
Następny był bardzo przystojny mężczyzna o delikatnych rysach twarzy,
olśniewającym uśmiechu, który rzadko kiedy opuszczał jego twarz oraz gęstych
brązowych włosach. Ożywiony, rozmawiał o czymś z kobietą po jego prawej
stronie. Dziewczyna skupiła się na niej i zauważyła, że jest szeroko
uśmiechnięta. Następna kobieta patrzyła podejrzliwie na swój talerz kątem oka
obserwując mężczyznę siedzącego obok niej,
na samym końcu lewego brzegu. Chyba myślała, że nikt nie widzi, ale
robiła to tak nieudolnie, że nawet dziewczyna zauważyła podejrzliwy wzrok
posłany czarodziejowi ubranemu na czarno. Każdy z grona ubrany był w czarną
szatę, oczywiście prócz mężczyzny z skórzanym paskiem, ale u innych widać było
kolorowe akcenty. Ale u tego czarodzieja nie wystał ani skrawek koloru, tylko
czerń. Nawet włosy miał czarne, przydługie, odstające we wszystkie możliwe
strony, nienaturalnie świecące. Gdy przyjrzała się jego twarzy zauważyła jak
bladą ma cerę, w porównaniu z resztą grona. Jej przemyślenia przerwał gwar
głosów, a wszystkie głowy przy stole zwrócone były ku prawemu brzegu stołu.
Podążyła wzrokiem w tamta stronę i zobaczyła szarą, pół przeźroczystą postać
zajmująca puste miejsce przy stole. Pociągnęła za rękaw chłopka z którym
wcześniej rozmawiała a ten spojrzał na nią pytająco bo właśnie przeżuwał jedzenie.
- K-kto to? Tam po prawej przy stole nauczycieli.
- Tfo jeft pfsor hifstofri. – Odpowiedział z pełnymi ustami.
- Jesteś obleśny Bastian. – Wtrąciła Lusia. – To jest
profesor Tristian, uczący historii
magii. Jest duchem.
- D-duchem!? – zapiszczała z przerażenia Ana. Kilka głów
spojrzało na nią z zaciekawieniem. Pierwszoroczni w napięciu czekali na
odpowiedź.
- Ciszej. Tak, duchem. Nie dziwcie się tak. – Zwróciła się
do właścicieli zaciekawionych oczu. – To w świecie magii normalne. Jeśli jakaś
dusza z pewnego powodu nie może opuścić ziemi zostaje na niej pod postacią
ducha. Ale są one najczęściej pozytywnie nastawione. Przynajmniej te w naszej
szkole.
Gdy usłyszeli odpowiedź, wrócili do swoich wcześniejszych
zajęć. Ana spojrzała na Lusie z pragnieniem wiedzy.
- Hahaha wyjątkowo zaciekle wyglądasz z tą miną. Znając życie chcesz wiedzieć kim są
poszczególne osoby z grona pedagogicznego, prawda?
- Tak, i to bardzo.
- Dobrze, ale pod warunkiem, że coś zjesz. Potem nie
będziesz miała jak zaspokoić głodu. Spróbuj kurczaka, jest świetnie
przygotowany. Potem podają desery.
- Mhm. Ale opowiadaj. – Zaczęła nakładać sobie minimalne
ilości jedzenia na talerz i powoli jeść.
- To zacznijmy od prawej strony. Hmm.. Ah, Pan Moore. Gerald. Jest
wytwórcą różdżek. Osobistym wytwórcą szkoły. W ciągu roku ma mało roboty, ale
przez wakacje za to spędza wiele godzin na zdobywaniu drzewia oraz rdzeni do
różdżek. Dlatego teraz ma takie podkrążone oczy. Jutro najpewniej po śniadaniu
zostaniecie do niego zabrani by dostać swoje różdżki. Tak na marginesie, moja
to winorośl, jedenaście cali, rdzeń to włos z grzywy jednorożca. Bardzo giętka.
Tak powiedział Moore.
- Moja różdżka to wierzba, dziesięć i pół cala, włókno ze
smoczego serca. Mało elastyczna.
- Ciekawa jaką ja dostanę. –Zastanowiła się na głos
Anastazja.
- Następny jest wcześniej wspomniany duch. Jest rycerzem.
Nikt nigdy nie wie jak się do niego zwracać. Uczy historii. Podobno był
rycerzem samego Króla Artura. Ma wielce dziwny zwyczaj, ale o nim musisz sama
się przekonać. – Puściła oko do dziewczyny. – Obok historyka siedzi
bibliotekarka, Pani Mary Poppins. Jest… - Lukrecja zawiesiła głos.
- Charłaczką. – dokończył za nią starszy chłopak.
- Bastian!
- No co? I tak się z tym nie kryje.
- Kim jest charłak? – Zapytała zaciekawiona Ana.
- To potomek czarodziejskiej rodziny, ale bez zdolności
magicznych. Mogą opanować podstawowe zaklęcia i wiedzą o świecie magii, ale to
wszystko. Najczęściej są traktowani jako… niższa rasa czarodziejów. Ale to
tylko przez ludzi takich jak ci z Domu Węża. – Mówiąc to skrzywiła się. –
Kobieta siedząca obok to Maria Castellan,
uczy wiedzy o starożytnych runach.
- A ten mężczyzna obok? Kto to jest? Wygląda jak człowiek,
ale jego twarz…?
- To centaur Paolo. Pół człowiek, pół koń. Powyżej pasa jest
człowiekiem, poniżej koniem. Kiedy wstanie to się przekonasz. Jest jednym z
niewielu utrzymujący kontakt z ludźmi. Większość jest negatywnie na nas
nastawiona i raczej trzymają się z daleka. Są znani ze swoich zdolności
wróżbiarskich wiec jego przedmiot to wróżbiarstwo, ale Profesor Paolo uczy
także opieki nad magicznymi stworzeniami. - Kątem oka zauważyła, że coraz
więcej pierwszoroczniaków przysłuchuje się jej. – Nauczycielka transmutacji
siedząca koło Paolo to profesor Etna Stark. Jest dość wybuchowa. Jej imię zostało
nadane na cześć wulkanu we Włoszech. Dostosowała chyba swój charakter do
imienia. Tuż przy dyrektorze siedzi magomedyk Joanna Król, pracuje jako pielęgniarka. Jak zauważysz, jedyna ŻYJĄCA Polka wśród grona. No, prócz samego
dyrektora. Jest jedynym polskim magomedykiem jak na razie. Na środku siedzi
dyrektor, Edward Salomon. Jest
właścicielem tego zamku, a kontrolować magię uczył się od samego Albusa
Dumbledora – dyrektora Hogwartu, największej szkoły magii i czarodziejstwa w
Anglii. Po jego prawicy siedzi sekretarz Miranda Glass. Zajmuje się listami do
uczniów, zbieraniem informacji na ich temat oraz wszystkimi biurowymi sprawami.
Koło niej siedzi nauczyciel Quiditcha. To taki sport dla czarodziejów. Latanie
na miotle i kilka piłek. Nazywa się Rasmus Brown. Bardzo podoba mi się jego
imię. Następnie Joseph Santos. Nauczyciel obrony przed czarną magią. Rozmawia z
nauczycielką zaklęć i wicedyrektorka Leną Stener, zazdroszczę jej bo Profesor Joseph jest taki
przystojny – powiedziała marzycielskim wzrokiem patrząc na nauczyciela. Po
chwili się otrząsnęła - to ona
prowadziła ceremonie przydziału jak zauważyliście. Przedostatnia jest Pani
Selina Sapworthy. Nauczycielka zielarstwa. Autorka książki o roślinach wodnych.
– Z tonu jej głosu można było wywnioskować, że skończyła przedstawianie, więc
przysłuchujący się pierwszoroczniacy przestali zwracać na nią uwagę.
Nieszczęśliwa z powodu nie przekazania wszystkich informacji Ana dociekała
dalej.
- A kim jest ten facet w czarnych włosach? Ten siedzący na
końcu?
- To jest… Profesor Snape. Najgorszy z możliwych
charakterów. Nauczyciel eliksirów. Jest okropny. – Jej twarz wykrzywił grymas
obrzydzenia. Sebastian postanowił znów się wtrącić.
- Jest opiekunem Domu Węża. Uczy w szkole od siedmiu lat.
Został tutaj przeniesiony z Hogwartu. Z nikim nie rozmawia, nikt nic o nim nie
wie. A na lekcjach uwielbia się wyżywać na uczniach. Szczególnie na słabych
emocjonalnie. Uważa eliksiry za najważniejszy przedmiot. Uwielbia swoich
wężowatych, a nas najczęściej kara. Po każdej lekcji są przynajmniej dwa
szlabany i kilkadziesiąt punktów od domu. Prowadzi lekcje w lochach. A tam jest
okropnie zimno. Brr…- Wrócił do swojego posiłku, a Ana zamyśliła się przypatrując postaci w czarnej szacie. Nie
zauważyła, gdy zastawy z potraw zmieniły się w desery, ani tego, że nauczyciel
eliksirów patrzy się na nią z szyderczym wyrazem twarzy. Ktoś ją szturchnął w
ramię więc odwróciła głowę.
- Ej! Nie wpatruj się w niego tak. Nie widzisz jego miny?
- Miny? Jakiej miny?
- No tego szyderczego uśmieszku na jego twarzy. Nie patrz.
Uff... Odwrócił się. Zjedz deser, zaraz będziemy szli do pokoi.
Następne kilka minut jedli w ciszy. Myśli przyszłej
czarownicy krążyły wokół jutrzejszego dnia w szkole. Gdy wszyscy najedzeni nie
mogli już patrzeć na wciąż napełniane zastawy dyrektor ponownie wstał i
przemówił magicznie wzmocnionym głosem.
- Wielka uczta Powitalna dobiega końca. Wszystkich
serdecznie witam i zapraszam do rozpoczęcia największej przygody życia jaką
jest poznawanie świata magii. Proszę aby prefekci odprowadzili
pierwszoroczniaków do pokojów wspólnych a także o wtajemniczenie ich w plany
zajęć. Wszystkim życzę miłej nocy.
Gdy skończył mówić starsi uczniowie powstawali od stołów i
skierowali się do wyjścia.
- Pierwszoroczni Lwy, zapraszam do mnie! – Słychać było w
gwarze głos jakiegoś chłopaka .
- Zobaczymy się później. – Powiedziała Lusia i wstała od
stołu kiwając na Bastiana.
- Taa. Cześć. – zawtórował chłopak do Anastazji.
- Pa. – Rudo włosa ruszyła w stronę powtarzającego prefekta.
- Lwy tutaj. Zapraszam! Wszyscy są? Dobrze. Na zwiedzanie
szkoły jeszcze będziecie mieli czas. Teraz zaprowadzę was do pokoju wspólnego a
potem dam wam wasze plany zajęć. Za mną! Tylko się nie przepychać.
Tłumnie ruszyli do wyjścia z Wielkiej Sali. Równo z nimi
ruszył prefekt Węży i spotkali się przy samych drzwiach.
- Alfredzie. – Chłód w głosie prefekta węży nie obwieszczał
nic dobrego.
- Robercie. – Równie chłodno odpowiedział prefekt Lwów.
- Widzę, ze Twój czarodziejski narybek nie jest zbyt
ułożony. – Rzucił okiem na rozrzucona gromadę zdziwionych i przerażonych
podopiecznych Ala.
- A Twoi jak zwykle pełni szyku i ELEGANCJI. – Ironicznie
odpowiedział wskazując ustawionych w dwóch rzędach uczniów. Ich twarze miały
wyraz wyższości i obrzydzenia.
- Oczywiście. Nawet liczbą Was przerastamy.
- Nie wiem czy na Twoim miejscu bym się cieszył z tego
powodu, Robercie. A teraz wybacz, śpieszymy się. – I ruszył nawołując wciąż
stojąca grupkę. – Idziemy! – Z grupki ludzi Anastazja zauważyła
dziewczynę, której mina różniła się od
pozostałych.
Skierowali się do schodów. Po drodze mijali ruszające się
obrazy.
- To nowi?
- Tak, to uczniowie domu Lwa. – odpowiedział ich przewodnik
do jednego z obrazów
- Witaj Alfredzie. Jak Ci minęły wakacje?
- Witaj. Całkiem wesoło, rodzice nadal korzystają z upadku
Czarnego Pana. Wiecznie gdzieś jeździliśmy. Cieszę się że wróciłem do
szkoły. – Odpowiedział prefekt na
zaczepkę jednego z obrazów. – Nasz pokój wspólny znajduje się na drugim piętrze.
Pilnuje go posąg Gryfona stojącego na tylnych nogach. – Zwrócił się do
uczniów. Gdy dotarli do posągu, Al
wyciągnął różdżkę.
- Homo Sum. Jest
to nasze hasło. Pochodzi z łaciny i jest częścią zdania Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce.
Weszli do ogromnego salonu. Był udekorowany w czerwono-złote
barwy. Pośrodku ściany stał wielki kominek, wszędzie w koło poustawiane były
fotele i kanapy, stoliki, kilka regałów i dwa małe biurka.
- To jest nasz pokój wspólny. Tutaj spędzamy większość czasu
po lekcjach, a także śpimy. Sypialnie dziewcząt są schodami na prawo, sypialnie
chłopców na lewo. Na drzwiach wiszą
wasze nazwiska. Lecz zanim pójdziecie do pokoi, kilka słów ode mnie. Ja
nazywam się Alfred Rogiewicz. Jestem jednym z prefektów naszego domu. Do moich
obowiązków należy pilnowanie waszego zachowania, informowania Was o wszystkich
potrzebnych rzeczach, czy wspieraniu was w trudnych momentach. Jestem też
uczniem, jak wy. Na czwartym, ostatnim roku. Tutaj – machnął różdżką, a z jednego z biurek zsunely się dwa stosy
złożonych pergaminów. Każdy dostał jeden zwitek – są wasze plany zajęć.
Codziennie, od siódmej do dziewiątej odbywa się śniadanie w Wielkiej Sali. O
dziewiątej zaczynają się pierwsze zajęcia. Nie spóźniać się, ponieważ jest to
karane utrata punktów lub nawet szlabanem u niektórych nauczycieli. –
Powiedział to z nutką irytacji w głosie. – O dziesiątej zaczynają się drugie
lekcje. Macie tylko kilka minut, na to by przejść z jednej Sali do drugiej,
więc nie planujcie sobie nic na ten czas. Po drugiej lekcji macie krótką przerwę. Pół godziny na przygotowanie się do kolejnych
zajęć. Następnie macie trzy godziny lekcji pod rząd. Piąta godzina kończy się o
czternastej i wtedy zaczyna się lunch w Wielkiej Sali. Trwa on godzinę.
Oczywiście jest on traktowany jako przerwa. O piętnastej zaczyna się szósta
lekcja, dla Was ostatnia. Niektóre mogą być dwugodzinne. O szesnastej zaczyna
się obiad. Jeśli będziecie mieć dwugodzinne zajęcia możecie nie zdążyć na
niego, ale większość nauczycieli kończy lekcje po półtorej godziny. Następnie
macie wolne, a o dziewiętnastej zaczyna się kolacja. Po kolacji, czyli o
dwudziestej wszyscy pierwszo- i drugo-roczni mają obowiązek powrotu do pokojów
wspólnych. Trzeci roczniacy mają to przedłużone o godzinę, a czwarto-roczni o
dwie. Rozumiemy się? Klasy są mieszane, więc wielu z was zostanie podzielonych
i wyląduje w klasie z uczniami pozostałych trzech domów. Nie twierdzę, że to
popieram, wężowi są dość irytującymi towarzyszami zajęć. Jutro zamiast dwóch
pierwszy zajęć macie spotkanie z Panem Moorem, wytwórcą różdżek. Inaczej
nie macie co zaczynać nauki tutaj. Reszta będzie się odbywać zgodnie z planem.
Jeśli chodzi o sytuacje wychodzące w przyszłość. Na święta możecie zostawać w
szkole, wtedy lekcje się nie odbywają. Ale na wakacje musicie wracać do domów.
W drugiej klasie zaczynają się wycieczki do pobliskiego miasteczka. Nie jest to
miasteczko całe czarodziejskie, ale wydzielono magiczny obszar, mieszka tam wielu absolwentów naszej szkoły.
Żadne z Was nie ma także podręczników więc radzę wam w wolnej chwili odwiedzić
Panią Poppins w bibliotece. Zajmuje się ona wydawaniem podręczników. Jeśli
któreś z was źle się poczuję, jest zobowiązany zgłosić to któremuś z
nauczycieli lub prefektów którzy zaprowadzą go do Sali medycznej. To by było na
tyle. Jakieś pytania?
- Jak mamy poruszać się po szkole nie znając jej? – Spytał
jakiś chłopak.
- Wasze plany zajęć są zaczarowane w taki sposób by
pokazywać wam drogę w którą chcecie iść. Oczywiście nie pokazuje WSZYSTKICH
miejsc. Dlatego dobrze by było jakbyście ich nie zgubili.
- Słyszałam, że domy mają opiekunów wśród nauczycieli.
Profesor Snape jest opiekunem domu węża, więc kto jest naszym opiekunem? – Anastazja
zapytała bardziej pewnie, niż się tego po
sobie spodziewała. Na dźwięk nazwiska
Mistrza Eliksirów Al skrzywił się nieznacznie.
- Opiekunem Lwów jest Profesor Joseph Santos. – Przerwał mu
cichy chichot kilku dziewcząt na co przewrócił oczami. – Niestety nie mógł
osobiście się wam przedstawić. To wszystko? – Gdy odpowiedziała mu cisza skinął
głowa. – W takim razie życzę wszystkim dobrej nocy.
Wyszedł z pokoju wspólnego kierując się w korytarze szkoły.
Większość uczniów od razu skierowała się w poszukiwaniu swoich pokoi, kilkoro
zostało w pokoju wspólnym. Po chwili przez wejście zaczęli napływać starsi
uczniowie. Anastazja siedząc na fotelu szukała wzrokiem Lusi i Bastiana.
Dostrzegła ich na samym końcu. Podeszli do niej żwawo.
- I co, jaki masz plan lekcji? – Od razu zapytał chłopak.
- Dwie pierwsze lekcje to eliksiry, ale są odwołane bo
idziemy po różdżki.
- Ty to masz szczęście.
- Potem mam Zaklęcia, Magiczne stworzenia i Quidditch**.
- Nie no, same najlepsze lekcje jak na pierwszy dzień. Pokaż.
- Masz. Podobno plan lekcji jest zaczarowany. To prawda?
Poniedziałek
|
Wtorek
|
Środa
|
Czwartek
|
Piątek
|
|
1
|
Zaklęcia
|
Zielarstwo
|
Eliksiry
|
Obrona
|
Obrona
|
2
|
Zaklęcia
|
Zielarstwo
|
Eliksiry
|
Obrona
|
Historia
|
3
|
Transmutacja
|
Historia
|
Zaklęcia
|
Transmutacja
|
Wróżbiarstwo
|
4
|
Historia
|
Eliksiry
|
Zaklęcia
|
Transmutacja
|
Transmutacja
|
5
|
Eliksiry
|
Zaklęcia
|
Stworzenia
|
Zielarstwo
|
Eliksiry
|
6
|
Runy
|
Obrona
|
Quidditch
|
Historia
|
Stworzenia
|
To
- Tak, musisz tylko użyć różdżki, pomyśleć gdzie chcesz iść i stuknąć dwa razy
w pergamin. Ale pokazuje tylko podstawowe miejsca jak Wielka Sala, pokój
wspólny, czy sale lekcyjne. Są też łazienki, biblioteka i magazyn Moore'a.
- A jak mam się jutro dostać do Moore'a skoro jeszcze
nie mam różdżki?
- Zaprowadzi Was nauczyciel z którym macie mieć wtedy
lekcje. A do Wielkiej Sali możesz iść z nami.
- Czyli odprowadza nas nauczyciel eliksirów. Ciekawe jaki on
jest skoro wszyscy tak reagują na jego nazwisko.
- Uwierz mi, gdybym miał do wyboru nie dowiadywać się jaki
jest, to żył bym teraz w błogiej nieświadomości. Ten człowiek to kumulacja
wszystkich najgorszych cech człowieka – odezwał się Sebastian.
- Ma rację. Ale jest Mistrzem Eliksirów. Sposób w jaki
przygotowuje ingrediencje, jego pewna ręką… - urwała w połowie zdania Lukrecja–
Zaczynam mówić jakbym wcale się go nie bała. Haha. Zmieńmy temat. Jutro masz
lekcje Quidditch’a. Lubisz sport?
- Nie wiem. Rzadko w coś grałam, a jeśli chodzi o oglądanie
to jakoś nie przypada mi to do gustu.
- Zobaczysz, Quidditch jest fajny. Raz w semestrze mamy
zawody między domami. Dom, który wygra mecz dostaje pięćdziesiąt punktów do
pucharu domów, a dom który wygra puchar Quidditch’a dostaje 100 punktów dla
domu, więc zawody są dość ważne. W bibliotece jest podręcznik przełożony na
polski przez Panią Poppins. Tam masz spisaną historię. Z tego co wiem profesor Quidditch'a
nie wymaga posiadania podręczników ale punktuje dodatkowo każdą wiedzę
teoretyczną. A Quidditch jest tylko w pierwszej klasie. Potem już tylko, jeśli
przyjmą cię do drużyny.
- Rozumiem. Wiecie co, chce mi się spać. Do zobaczenia jutro
przed śniadaniem. O której idziecie? – Rudowłosa ziewnęła, zakrywając usta ręką.
- Po siódmej. Chcemy jeszcze przed lekcjami nastawić się psychicznie
na kolejny rok.
- Jasne. Dobranoc. -
Odpowiedziała, machając i wciąż ziewając Anastazja.
- Dobranoc.
Dziewczyna ruszyła w stronę schodów. Były dość kręte. Po
kilkudziesięciu schodkach zobaczyła krótki korytarz z drzwiami. Na ścianie
dzielącej schody i korytarz wisiała tabliczka z napisem „ Pierwszy i drugi rok”
- Zapewne piętro wyżej są pozostałe dwa lata. – Powiedziała
sama do siebie. Ruszyła powoli korytarzem czytając tabliczki przy drzwiach. Na
trzeciej z kolei przeczytała swoje nazwisko, razem z trzema innymi.
- Joanna Janik, Emilia Mazur, Izabela Zając . – Niepewnie
nacisnęła klamkę i weszła do pokoju. Był średnich rozmiarów. Stały tam cztery
łóżka a obok nich cztery szafki nocne. Na trzech z nich były już porozkładane
dziewczęta. Podeszła do wolnego łóżka, które stało pod oknem w prawym rogu
pokoju. Jej walizka stała u podnóży mebla. Między łóżkami po obu stronach
pokoju stały dwie szafy, po jednej z każdej strony. A pod ścianą przy jej łóżku
znajdowało się ogromne biurko z dwoma krzesłami.
- Czeeść. Jestem Asia Janik. Mieszkamy razem. – Dziewczyna
wyciągnęła rękę którą ruda delikatnie uścisnęła.
- Ja jestem Anastazja Lazur.
- Tak myślałam. Ta co już śpi to Iza Zając .
- A ja jestem Emilia
Mazur . – Odpowiedziała druga dziewczyna.
- Więc wyszło na to ze ty musisz być Anastazja.
- Tak, to ja.
- Chodź, na co czekasz? Rozpakuj się bo zaraz zaczynamy
nocne plotkowanie.
- Ja chyba podziękuję, jestem okropnie zmęczona. Wiecie
gdzie tu jest łazienka?
- Wyjdź na korytarz. Drzwi na samym końcu po środku.
- Dzięki. – Dziewczyna podeszła do swojego bagażu, otworzyła
wieko i zaczęła wyciągać rzeczy. Wzięła do ręki przybory do mycia i ruszyła w
stronę toalety. To co zobaczyła otwierając drzwi przekroczyło jej najśmielsze
oczekiwania. Toaleta była podzielona na dwie sekcje. Część prysznicowa
posiadała kilka pomniejszych pomieszczeń, całkowicie odizolowanych od reszty.
Ana otworzyła pierwsze drzwi i zobaczyła ogromną wannę, w której spokojnie
mogły by się kąpać trzy czy cztery dziewczęta. Odkręciła złoty kurek i zaczęła
lecieć woda. Stał tam też stolik na którym dziewczyna położyła swoje przybory.
Zaczęła się rozbierać. Gdy stała już naga, gotowa wejść do wanny po jej lewej
stronie mignął jakiś obraz. Była tak zaabsorbowana wanną że nie zauważyła
ogromnego lustra który obierał całą jej postać. Przyjrzała się sobie. Nie była
wysoka. Ledwo co przekroczyła metr sześćdziesiąt. Była szczupła, chodź jej
wzrost sprawił że jej ręce i uda wyglądały na grubsze niż powinny. Piersi miała
okazałe, lecz jeszcze nie nabrały swoistej jędrności, mimo że co wieczór je
masowała, jak kazała jej babka, twierdząc, że to sprawi, iż będą pięknie
stojące. Rude fale opadały jej na ramiona, i gdy je przekładała do przodu,
zakrywały jej piersi. Oczy miała jasno brązowe, usta pełne, w kolorze ciemnej
maliny. Jej skóra była gładka, kolorem przypominającym jasny karmel. Mimo, że
była ruda, nie miała licznych, jasnych piegów na twarzy. Miała za to wiele
pieprzyków. Gdzie nie spojrzała widziała ciemniejszą kropkę. Nie lubiła ich.
Tak samo jak swoich piersi. Odwróciła wzrok od swojego odbicia i przypomniała
sobie o wannie. Ciepła woda to jest to. Delikatnie zanurzyła jedną stopę
sprawdzając temperaturę. Była idealna, nie parząca, nie zbyt zimna. Zanurzyła
się cała mocząc włosy. Mięśnie jej się rozluźniły, gonitwa myśli na temat
własnego wyglądu zastąpiły nowe tematy. Ciekawe jak będzie wyglądał jutrzejszy
dzień. Jak to jest trzymać różdżkę i używać czarów. Wątpiła by była zdolna do
większych wyczynów. W domu nic nie potrafiła zrobić dobrze. Wychodziło jej
znośnie. Zawsze się ganiła za to, że nie potrafi sprostać najprostszym
wymaganiom matki i babki. Nie będzie z
Ciebie pożytku, jako żona i matka! Tak jej zawsze mówiły. Słyszała to
zdanie wiele razy. Sama zaczęła w to wierzyć. I to ją przerażało. Miała nadzieję,
że może magia to będzie to, dzięki czemu odnajdzie swoje miejsce w świecie.
Wyszorowała się dokładnie, wykorzystując, że nikt nie stoi nad jej głową,
pośpieszając i wypominając, że marnuje ciepłą wodę. Owinęła włosy i ciało
ręcznikiem. Na nogi założyła kapcie i wróciła do pokoju. Dziewczęta już spały,
jakby zrezygnowały z nocy pełnej plotkowania. Odetchnęła. Nie będzie musiała
wymyślać milionów wymówek byle by uniknąć pytań na swój temat. Cichutko
przeszła przez pokój który oświetlany był tylko jedną świeczką stojąca na jej
szafce nocnej. Ułożyła swoje rzeczy, założyła piżamę i delikatnie zaplotła
warkocz. Położyła się do łóżka nie gasząc świecy. Zasypiała z nadzieją na
wpasowanie się do świata magii.
*"OTO NADCHODZI TEN, KTÓRY MA MOC POKONANIA CZARNEGO
PANA... ZRODZONY Z TYCH, KTÓRZY TRZYKROTNIE MU SIĘ OPARLI, A NARODZI SIĘ, GDY
SIÓDMY MIESIĄC DOBIEGNIE KOŃCA... A CHOĆ CZARNY PAN NAZNACZY GO JAKO RÓWNEGO
SOBIE, BĘDZIE ON MIAŁ MOC, JAKIEJ CZARNY PAN NIE ZNA... I JEDEN Z NICH MUSI ZGINAĆ
Z RĘKI DRUGIEGO, BO ŻADEN NIE MOŻE ŻYĆ, GDY DRUGI PRZEŻYJE... TEN, KTÓRY MA MOC
POKONANIA CZARNEGO PANA, NARODZI SIĘ, GDY SIÓDMY MIESIĄC DOBIEGNIE
KOŃCA..."
**Naukę zaczynali od środy, przydział był we wtorek.
I jak, podobało się? Macie ochotę na więcej? Mam nadzieję :) Proszę o komentarze <3
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńInteresujące... czekam na kolejną część :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ^^
OdpowiedzUsuńJest Zajebiste !!
OdpowiedzUsuńWięcej, więcej!
OdpowiedzUsuńNie mam weny :C
OdpowiedzUsuń